poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział XIII

Z okazji zakończenia wakacji... tak na osłodę zbliżającego się roku szkolnego. :) 

Loki nie mógł tak po prostu opuścić Asgardu. Nagłe zniknięcie Wszechojca nie uszło by uwadze straży. Tak więc bóg kłamstw czekał na odpowiedni moment. Gdy dochodził wieczór (co ciekawe, pokrywał się on ze zmierzchem w Midgardzie) oznajmił dowódcy straży, że udaje się na spoczynek i nie życzy sobie, aby go niepokojono. Gdy tylko rycerz opuścił salę tronową, Loki poszedł do tajnego korytarza, prowadzącego do celi, w której wcześniej uwięził Thora. Czekała już tam na niego Hel.
- Witaj - powiedział Loki. - Jesteś gotowa?
- Oczywiście. - odparła kobieta, uśmiechając się chytrze. - Ruszamy?
- Tak.
Hel chwyciła boga kłamstw za rękę i oboje zniknęli. Po chwili byli w Helheim.
Stali na wzniesieniu, a przed nimi rozciągała się mroczna dolina zasnuta mgłą. Niebo pokrywały gęste, czarne chmury, które powstrzymywałyby promienie słońca, gdyby takowe tu świeciło, jednak ta kraina była go pozbawiona. Panowała tam wieczna noc. Cały ten świat był mroczny i niegościnny.
Loki spojrzał w dół. W całej dolinie, jak daleko sięgał wzrok, znajdowały się Istoty Cienia. Było ich mnóstwo, więcej niż ktokolwiek zdołałby policzyć.
"Z taką armią Midgard nie ma szans" pomyślał Loki. "A pomyśleć, że gdyby nie Hel, w ogóle nie zaatakowałbym Ziemi."
Bóg kłamstw sprzymierzył się z królową dość dawno temu.
Dłuższy czas rządził Asgardem, jednak nieustannie czuł, że Avengers/jego brat w końcu go odkryją i mogą zrzucić go z tronu. Dlatego postanowił znaleźć kogoś, kto pomoże mu pozbyć się zagrożenia. Jednak większość królestw uznawała go za martwego, a na wieść o jego powrocie do życia, najprawdopodobniej najchętniej ułatwiliby mu wrócenie do grobu.
Któregoś dnia, gdy znów zastanawiał się gdzie zdobyć sojuszników, znalazł w swojej (Odyna) sypialni małą karteczkę z napisem "Helheim". Uśmiechnął się pod nosem. Na to czekał.
Asgardczycy nie chcieliby mieć nic do czynienia z tym królestwem, jednak Loki nie należał do osób, które łatwo się uprzedzają. Zresztą nie był Asgardczykiem. Przypomniał sobie wszystko co wiedział o tajemniczym królestwie mrocznej Hel. Nie było tego wiele, ale doszedł do wniosku, że warto spróbować. W końcu potrzebował kogoś, kto mógłby pokonać Avengers, a Hel miała całą armię nieśmiertelnych Istot Cienia (tak wynikało z informacji jakie posiadał). 
Tak więc odczekał na odpowiedni moment i niezauważony przez nikogo zabrał Tesseract ze skarbca. Znał go jak mało kto. Być może jako jedyny w Asgardzie zdawał sobie sprawę, do czego tak naprawdę jest zdolny ten kamień. 
Po chwili znalazł się przed niesamowicie pięknym pałacem, zbudowanym z czarnego marmuru i kryształu o tej samej barwie. Otaczała go fosa, która, jak Loki się później dowiedział, była zaklęta. Każdy kto próbował ją przepłynąć, przelecieć nad nią, czy pokonać ją w jakikolwiek inny sposób natychmiast ginął. Jedyną drogą prowadzącą do zamku, był most zwodzony, którego strzegły Istoty Cienia przypominające cyklopy.
Loki ukrył Tesseract, a następnie przeniósł się do wnętrza zamku - Hel nie dostatecznie zabezpieczyła go przed magią. Kilka minut później otworzył drzwi sali tronowej. Nie wiedział jakim cudem trafił do niej od razu, coś jakby go prowadziło.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Hel zerwała się ze swojego rzeźbionego, w czarnym marmurze, tronu.
- Kto śmiał tu wtargnąć! - krzyknęła. Gdy jej wzrok padł na gościa, delikatnie się uśmiechnęła. - Loki Laufeyson. - powiedziała. - To, że cię zaprosiłam, jeszcze nie oznacza, że możesz tu wtargnąć, jakbyś był u siebie.
- A więc przemyślałaś moją propozycję? - zapytał, ignorując uwagę kobiety.
Jej Straż Przyboczna nie spuszała wzroku z intruza.
- Owszem. - odrzekła władczyni, znów siadając. - Zostawcie nas samych! - zwróciła się do swych sług, ci natychmiast opuścili salę tronową.
Gdy tylko pomieszczenie opustoszało, Loki podszedł bliżej do królowej.
- A więc? - zapytał, spoglądając na kobietę. 
- Pomogę ci, ale... - zaczęła spokojnie Hel. - też czegoś od ciebie chcę.
Loki nie był zaskoczony. Domyślał się, że królowa przyłączy się do niego, tylko jeśli jej to przyniesie korzyści.
- Co mógłbym zrobić, abyś zechciała mi pomóc? - zapytał z udawanym zaciekawieniem.
- Chcę Midgardu - odparła Hel.
Tego bóg kłamstw się nie spodziewał. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie, jednak szybko się zreflektował.
- Midgard, powiadasz? - Loki stał już na podwyższeniu, tuż obok tronu. - Chcesz całego królestwa w zamian za zgładzenie kilku śmiertelników?
- Nie. - Hel stanęła na przeciwko boga kłamstw. - Nie do końca, mam dla ciebie inną, ciekawszą propozycję. 
To jeszcze bardziej zdziwiło Lokiego, jednak tym razem nie dał tego po sobie poznać.
- Zamieniam się w słuch. - odparł.
- Razem będziemy rządzić w Midgardzie. - oznajmiła królowa. 
Bóg kłamstw zamrugał gwałtownie. Takiego obrotu sprawy nie podejrzewał. Jego plan był zupełnie inny, ale właściwie dlaczego by go nie zmienić? W końcu Loki raz już próbował podbić Ziemię, może tym razem mu się to uda?
- Razem? - powtórzył.
- Ja nie podbiję Midgardu bez ciebie - Hel była całkowicie poważna. - a ty - beze mnie. Dlatego powinniśmy połączyć siły.
- A właściwie czego ode mnie oczekujesz? 
Rozmawiali jeszcze przez dłuższy czas o szczegółach planu. Bóg kłamstw doszedł do wniosku, że i tak najpierw powinni pozbyć się Avengers. Hel obiecała mu wszelką potrzebną pomoc. Loki doszedł do wniosku, że powinni to zrobić po cichu. Jednak jego pierwszy plan spełzł na niczym, no może oprócz dzieciaka na głowie przez kilka dni (Loki chętnie skorzystał z okazji, aby się go pozbyć). Kolejny plan nie okazał się nic lepszy.
Ale teraz wszystko pójdzie już dobrze. Zaatakują Midgard i w końcu pokonają Avengers.
- Plan się nie zmienił? - z zamyślenia wyrwał go głos Hel.
- Najpierw Chicago - odparł Loki, który dowiedział się, że właśnie tam znajduje się siedziba S.H.I.E.L.D. Okazało się także, że ma się tam odbyć jakaś konferencja o nowych przedsięwzięciach agencji. Co dziwne miał ją prowadzić człowiek, którego Loki, a był tego pewien, zabił już dość dawno. - Później Nowy Jork i cała reszta.
Hel skinęła głową.
- A więc zaczynajmy! - jej głos potoczył się po całej dolinie...

- Co to, do cholery, było? - Stark z niedowierzaniem wpatrywał się w czarny ekran.
- Kapitanie, myślisz, że to te same kreatury, które zaatakowały bank? - zapytał Sam, jednak zanim Steve zdążył mu odpowiedzieć, w pokoju rozległ się elektroniczny głos.
- W mieście odnotowano zakłócenia energetyczne. - oznajmił J.A.R.V.I.S.
Tony natychmiast się odwrócił, podszedł do jedynej ściany w pomieszczeniu, która była pusta. Stuknął w nią dwa razy i niemal natychmiast pojawił się na niej ekran.
- Pokaż skany miasta. - Stark zwrócił się do komputera, klikając po ekranie.
Po chwili pojawiła się sygnatura energetyczna całego Nowego Jorku. Tony przyjrzał się jej uważnie.
- Obraz satelitarny. - rzucił do komputera.
Ten natychmiast zmienił skany na obraz na żywo. Stark szerzej otworzył oczy, z niedowierzaniem przyglądając się ekranowi.
- Co jest? - Bruce podszedł do niego bliżej. Gdy zobaczył w co wpatruje się Stark zaniemówił.
W całym mieście kłębiły się jakieś dziwne stworzenia. Było ich mnóstwo, takie jak te na konferencji w Chicago. O co tu chodziło i kto stał za tymi atakami?
- Co się dzieje? - zapytała zniecierpliwiona Wdowa.
- Gdzie Pepper? - odezwał się nagle geniusz, całkowicie ignorując wypowiedź kobiety.
- Panna Potts znajduje się w sypialni. - odezwał się elektroniczny głos.
- Sprowadź ją tu jak najszybciej. - powiedział i odwrócił się do przyjaciół. - Chyba znów mamy inwazję.
- Co?
- Jaką inwazję?
- Kto za tym stoi?
Avengers zadawali pytania jeden przez drugiego, tylko Banner w milczeniu nadal przyglądał się ekranowi.
- Loki - powiedział nagle, gdy dostrzegł dwie postaci stojące na szczycie Empire State Building.
- Loki - powtórzył Tony, nawet nie spoglądając na ekran, jakby to było oczywiste.
- Ale nie jest sam. - dodał doktor, nie zwracając uwagi na Starka.
Na te słowa Thor, nadal trzymając Katrinę na rękach, podszedł do Bruce'a. Przyjrzał się postaci na ekranie.
- To Hel.- powiedział, a widząc pytające spojrzenia przyjaciół, pospieszył z wyjaśnieniami. - Stworzenia, które zaatakowały Nowy Jork zwą się Istotami Cienia. Do tej pory nie opuszczały swego królestwa i mało kto mógł się poszczycić tym, że je widział. Hel jest królową tych stworzeń. Sprzymierzyła się z Lok...
W tym momencie drzwi windy otworzyły się i do pokoju weszła Pepper.
- Tony, co się tutaj dzieje? - zapytała kobieta, spoglądając po kolei na wszystkich zgromadzonych.
- Nowy Jork został zaatakowane. - powiedział Stark, podchodząc do ukochanej.
- Znowu? I dlatego przerwałeś mi czyt... - Pepper urwała nagle, widząc wyraz twarzy geniusza. - Aż tak źle? - zapytała poważnie.
- Wolałbym, żebyś była poza miastem. - odrzekł Tony, co upewniło kobietę o powadze sytuacji.
- Skoro tego chcesz... -  rudowłosa była przestraszona nie na żarty. - Ale najpierw wyjaśnij mi, co tak, naprawdę się dzieje.
- Nie mamy zbyt wiele czasu, - odezwał się brunet. - więc tak w dużym skrócie: Loki znów zebrał armię i nas zaatakował.
Podczas ich rozmowy Kapitan, Wdowa, Sokół i Sif opuścili salon. Cała czwórka poszła po swoje kostiumy i broń.
- Czy on nigdy nie da nam spokoju? - zapytała cicho Pepper.
- Nie wiem. - Tony nachylił się i ją pocałował. - Mam coś dla ciebie, poczekaj. - szybkim krokiem przeszedł przez pokój i zniknął za drzwiami windy.
Kobieta nadal stała na środku pokoju. Musiała to wszystko sobie poukładać.
Już dawno nikt nie atakował całej planety i Pepper zaczynała myśleć, że wszystko się ułoży, że już nie będzie się bała o życie Tony'ego. Ale jak widać okres spokoju właśnie dobiegł końca.
- Czy mógłbym cię o coś poprosić? - z zamyślenia wyrwał ją głos Thora. Asgardczyk stał tuż obok niej.
- Słucham cię. - kobieta spojrzała na niego.
- Czy mogłabyś zaopiekować się moją córką? - zapytał Gromowładny. - Chcę wiedzieć, że Katrina jest bezpieczna, kiedy będziemy walczyli z moim bratem.
- Ależ oczywiście. - odparła Pepper. - Daj mi ją. - bóg piorunów delikatnie podał śpiącą dziewczynkę rudowłosej, ta przytuliła dziecko.
Wtedy do pokoju wrócił Tony i pozostali Avengers, oraz Sif. Stark niósł jakąś walizkę.
- Skoro wszyscy jesteśmy... - zaczął geniusz.
- Sir, intruzi zaatakowali wieżę. - poinformował ich J.A.R.V.I.S.
- Nie mamy czas. - odezwał się Kapitan. - Musimy przystąpić do kontrataku.
- Najpierw Pepper opuści wieżę. - odparł się Tony.
- Stark nie mam czasu się z tobą użerać - powiedział Steve i zanim geniusz znów zdążył się wtrącić, dodał. - My ruszamy do akcji, a ty dołączysz do nas, jak Pepper będzie już bezpieczna.
Tony chciał się odezwać, ale rudowłosa pociągnęła go w stronę windy. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Pepper się odezwała.
- Czy ty musisz się zawsze z nim kłócić? - zapytała.
- Nie wiem o czym mówisz. - Tony udawał zdziwionego i szybko zmienił temat. - Mam tu coś dla ciebie. - uniósł do góry walizkę.
- Co to? - Pepper spojrzała na przedmiot.
W tym momencie winda zatrzymała się i oboje wyszli na dach.
- Zbroja, zaprojektowana dla ciebie. - odparł Tony. - Wystarczy tu nacisnąć. - wskazał mały przycisk na rączce walizki. - Zakłada się automatycznie. Chcę, abyś była bezpieczna.
- Dziękuję. - odparła kobieta i pocałowała Starka.
Właśnie doszli do jednego z jetów. Rampa maszyny sama się otworzyła i weszli do środka.
- Zaprogramowałem autopilota. - powiedział Tony, kładąc nową zbroję na jednej z półek.
- Dokąd lecimy? - zapytała Pepper spoglądając na Katrinę, która nadal spała w ramionach rudowłosej.
- Do twojej matki. - w tym momencie, przez nadal otwartą rampę, zaczęły wlatywać fragmenty zbroi. Była to Mark 43, którą Stark naprawił jakiś czas temu (uznał, że nie ma sensu odbudowywać od podstaw zbroi 44) i która spełniała teraz rolę pancerza zapasowego; Mark 45 była zbyt uszkodzona po wizycie w Muspelheim, aby używać jej w walce. - Muszę iść. - powiedział, gdy ostatni fragment zbroi trafił na miejsce.
- Do zobaczenia, Tony. - Pepper go pocałowała (Stark nie założył maski).
- Do zobaczenia. - geniusz opuścił przyłbicę i wyleciał z jeta.
Widział jeszcze jak maszyna startuje i staje się niewidzialna. 

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział XII

Wszystkich moich czytelników przepraszam, że musicie tak długo czekać na kolejne rozdziały, wakacje działają negatywnie na moją wenę. A teraz bez dalszych wstępów, zapraszam do czytania.

Wylądowali na dachu AvengersTower. 
Kapitan pomógł wysiąść z jeta Sif, która w prawdzie mówiła, że czuje się już lepiej, jednak nadal wyglądała dość blado. Pozostali także wyszli na zewnątrz.
Tony spojrzał na przyjaciół.
- Idę zobaczyć co z Thorem - powiedział. - A wy może lepiej udajcie się na piętro szpitalne.

Avengers skinęli głowami i cała piątka wsiadła do windy.
Stark wszedł do salonu. Chciał zapytać J.A.R.V.I.S.a gdzie jest Thor, jednak nie musiał. Okazało się, że Gromowładny siedział na kanapie (zwróconej tyłem do windy) z Bannerem. Mężczyźni rozmawiali. Geniusz podszedł do nich. Chciał rzucić coś w stylu "Gdzie się szlajałeś, Thor?" ale gdy zobaczył kto jeszcze siedzi na sofie, wszystkie teksty wywiało mu z głowy.
- Odnalazłeś ją? - zapytał tylko, spoglądając na Katrinę.
- Iron Manie - Gromowładny odwrócił się w jego stronę. - Pozostali także powrócili?
- Są wszyscy. - odparł Stark, siadając na pobliskim fotelu. - Choć trochę poobijani.
Thor zasępił się.
- Przepraszam, że was opuściłem. - powiedział, nie patrząc na przyjaciela. - Ale ona powiedziała, że jeśli z nią nie pójdę, to stracę córkę...
- Chwileczkę - odezwał się Tony. - Jaka "Ona"?
- Jedna z istot, z którymi sprzymierzył się Loki. - odparł Thor, unosząc wzrok. - Jest to mało znana rasa i naprawdę niewiele o niej wiem, poza tym, ze Asgardczycy wolą trzymać się od nich z daleka. Krążą o nich niepewne przekazy i legendy. Są to mroczne stworzenia, ale zwykle trzymały się swojego królestwa, Helheim, przynajmniej do tej pory. Nie wiem co planuje mój brat.

Stark zamyślił się.
- Chyba nie myślisz, że on znowu...? - Banner spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela.
- Chce zaatakować Ziemię? - dokończył za niego Tony. - Tak właśnie myślę. Po co w przeciwnym razie szukałby sprzymierzeńców?
W tym momencie Katrina zaczęła się śmiać, co całkowicie rozproszyło  mężczyzn. Wszyscy spojrzeli jednocześnie na dziecko. Mała wdrapała się na kolana Thora.
- Masz zamiar zostać w tej zbroi do wieczora? - Bruce zupełnie zmienił temat.
Tony spojrzał po sobie, jakby dopiero teraz zauważył, że nadal ma pancerz.
- Nie. - odparł z uśmiechem. - Idę do pracowni się przebrać. Jak wszyscy tu przyjdą, to się zastanowimy, co dalej z Lokim, choć nie sądzę, żeby szybko spróbował kolejnego ataku na nas.
Banner skinął głową, a Thor w ogóle nie zwrócił uwagi na przyjaciela opuszczającego pomieszczenie, zajęty zabawą z córeczką.

Drzwi windy otworzyły się i cała czwórka weszła do jasno oświetlonego hallu części szpitalnej. Jedna z pielęgniarek, które tam pracowały, od razu do nich podeszła. Szybko przyjrzała się przybyłym.
- Wdowo, ty do sali numer pięć. - zarządziła. Pracowała tu od dłuższego czasu, a Avengers często się tu pojawiali, więc byli na ty. - Falcon, sala numer dwa. A waszą nową przyjaciółkę, Kapitanie, możesz zaprowadzić do trójki. Lekarze zaraz przyjdą.
- Dziękuję, Lucy. - Steve uśmiechnął się do pielęgniarki.
Wszyscy rozeszli się tam, gdzie wskazała im dziewczyna. 

Kapitan pomógł Sif usiąść na kozetce, choć ta twierdziła, że poradzi sobie sama. Po chwili do sali wszedł lekarz. Steve szybko opuścił pomieszczenie.
- Kapitanie, - podeszła do niego Lucy. - nie powinieneś być teraz na badaniach?
- Nic mi nie jest, siostro. - odparł blondyn, odwracając się do kobiety. - Wiadomo już co z pozostałymi?
- Jeszcze nie. - odparła, przyglądając się małemu oparzeniu na podbródku Steve'a. - To by się przydało zdezynfekować. - powiedziała. - Chodź do zabiegowego. - pociągnęła go za rękę.
To piętro było królestwem Lucy. Mimo, że dziewczyna była jeszcze bardzo młoda, każdy kto wchodził na piętro szpitalne, słuchał jej poleceń. Lekarze, inne pielęgniarki i wszyscy pacjenci (którymi najczęściej byli Avengers) po prostu ją uwielbiali, bo była bardzo miła, ale też bezpośrednia i zawsze zorganizowana. Na oddziale nie było mowy o chaosie jeśli Lucy była w pracy. Wszystko chodziło jak w zegarku.
Weszli do gabinetu, pielęgniarka od razu skierowała się do szafki z lekami i wyjęła z niej kilka rzeczy.
- Usiądź - zwróciła się do Steve'a, wskazując mu krzesło tuż obok biurka.
Podeszła do niego, a rzeczy wyjęte z szafki położyła na blacie.
- Odchyl głowę. - powiedziała, sięgając po wacik.
Nasączyła go środkiem antybakteryjnym i delikatnie zaczęła przemywać ranę.
- To naprawdę nie... - zaczął Kapitan.
- Ciii. - przerwała mu kobieta. - Jak mówisz, to nie mogę pracować.
Steve więcej się nie odezwał. Chwilę później Lucy odsunęła się od niego.
- Gotowe. - powiedziała. - A tej rany wcale nie trzeba było przemywać? - zapytała, pokazując mężczyźnie wacik, na którym były ślady krwi, sadzy i jeszcze jakieś odłamki.
- No dobrze. - Steve uśmiechnął się z udawanym zakłopotaniem. - Miałaś rację, jak zwykle.
- Zaraz zapytam czy już coś wiadomo, o twoich przyjaciołach. - dziewczyna wyrzuciła wacik do kosza na odpady i odłożyła środek antybakteryjny na miejsce.
Oboje wyszli z gabinetu, Lucy od razu udała się do pokoju obok, z numerem 3 na drzwiach. Zapukała i zniknęła w środku. Po kilku minutach wyszła. Sytuacja powtórzyła się dwukrotnie, a potem pielęgniarka podeszła do Steve'a.
- Natasha i Sam są trochę poparzeni, ale to nic poważnego. - powiedziała. - Jak tylko zostaną opatrzeni, będą mogli stąd wyjść. Jeśli chodzi o Sif, to dziwna sprawa. Mówiłeś, że była poważnie ranna? - zapytała dziewczyna, patrząc ciekawie na Kapitana.
- Tak się wydawało. - odparł Steve, lekko marszcząc brwi, bo zastanawiał się do czego zmierza kobieta.
- Teraz rana jest już trochę podgojona, wygląda na kilkudniową. - powiedziała Lucy. - To zadziwiające.
- Ona jest Asgardką. - wyjaśnił Kapitan.
- Przyśpieszona regeneracja. - mruknęła pielęgniarka i uśmiechnęła się do Steve'a.
W tym momencie drzwi sali numer pięć, otworzyły się i ze środka wyszła Wdowa. Na dłoniach miała jakąś białą substancję, była to maść przyspieszająca gojenie poparzeń. Lekarz chciał zabandażować dłonie kobiecie, ale ta się na to nie zgodziła.
- Co z Sokołem i Sif? - zapytała, pochodząc do Kapitana i Lucy.
Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, z pokoju obok wyszedł Sam, miał zabandażowane prawe ramię, które sparzył, najprawdopodobniej, o rozgrzane skrzydło.
- Rozmawiałeś już z Thorem, Kapitanie? - zapytał, stając obok pozostałych.
- Jeszcze nie. - odparł Steve, spoglądając na przyjaciela. - W porządku? - jego wzrok zatrzymał, się na opatrunku.
- To tylko drobne poparzenie. - Sam się uśmiechnął.
W tym momencie usłyszeli cichy pisk. Wszyscy spojrzeli na Lucy, która z kieszeni fartucha wyjęła pager.
- Możecie już iść. - powiedziała pielęgniarka, kierując się w stronę trójki. - Przyślę do was Sif, jak tylko będzie to możliwe.
Avengers skinęli głowami i ruszyli do windy.
Po chwili wszyscy byli w salonie. Wszyscy, oprócz Tony'ego, który powinien dawno już wrócić z pracowni, ale nie wrócił. Nikt jednak tego nie zauważył, ponieważ wszyscy ciszyli się z powrotu Katriny. W wieży zapanowała sielankowa atmosfera, która udzieliła się wszystkim, nawet Wdowie, trzymającej się do tej pory raczej na uboczu. Banner zapomniał o podejrzeniach Tony'ego, odnośnie Lokiego, a Kapitan - o  sprawie ciągłych zniknięć Natashy.

Tony wszedł do pracowni. Gdy tylko odłożył pancerz na miejsce, doszedł do wniosku, że po raz kolejny sprawdzi nagranie z wczorajszego wieczora. Chciał jeszcze raz zobaczyć jak Loki ominął wszystkie jego zabezpieczenia. Właśnie usiadł przed komputerem, gdy drzwi laboratorium otworzyły się z cichym pomrukiem.
- Tu jesteś, Tony. - usłyszał za plecami znajomy głos. - Gdzie byłeś całe dopołudnia?
- Pepper. - geniusz z uśmiechem odwrócił się od komputera i podszedł do rudowłosej. Pocałował ją na przywitanie. - Stęskniłem się za tobą.
- Ja za tobą też. - odparła kobieta, odwzajemniając pocałunek, po czym odsunęła się od Tony'ego, na tyle, aby móc mu spojrzeć w oczy. - Cały czas się mijamy. - westchnęła. - Ja prowadzę firmę, ty masz... Avengers. - urwała na chwilę. - My się prawie nie widujemy, Tony. - wyrzuciła w końcu z siebie.

Stark opuścił wzrok. Kobieta miała, rację, dawno nie spędzali razem czasu. I to z jego winy. Nie dość, że zrzucił na nią obowiązek prowadzenia firmy, to jeszcze całe dnie spędzał tutaj. Ale był Iron Manem, ratował Świat, nie mógł tak po prostu tego zostawić.
- Dzisiejsze popołudnie jest całe dla ciebie. - powiedział, unosząc oczy.
Pepper delikatnie pokręciła głową.
- Nie - odezwała się cicho. - Za pół godziny mam spotkanie. Nie wiem, o której wrócę.
- Jutro? - zapytał z nadzieją Tony.
- Chętnie. - rudowłosa się uśmiechnęła. - Mam tylko od rana posiedzenie zarządu, a potem jestem wolna.
- Czyli popołudnie jest nasze? - odezwał się Stark.
- Tak. - Pepper pocałowała go. - Muszę już iść. Tylko nie zapomnij.
Kobieta zniknęła za drzwiami laboratorium.
- Nie zapomnę. - powiedział Tony i wrócił do komputera.
Jednak gdy tylko usiadł do biurka, nagle poczuł się strasznie zmęczony. Zanim zdążył choć pomyśleć o udaniu się do sypialni, zasnął na fotelu, przed ekranem.

Właśnie zmierzchało, gdy jeden z komunikatorów Wdowy zapikał cicho. Kobieta odeszła od rozbawionych przyjaciół, którzy zajęli cały zestaw wypoczynkowy w salonie i wesoło rozmawiali. 

Jakiś czas temu dołączyła do nich Sif, która wróciła z piętra szpitalnego. Jej rana nie wymagała nawet szycia. Wojowniczka musiała jednak zdjąć zbroję i teraz miała na sobie najzwyklejszy t-shirt i jeansy.
Natasha poszła do aneksu kuchennego pod pretekstem przyniesienia czegoś do picia. Gdy tylko była poza zasięgiem wzroku przyjaciół, wyjęła z kieszeni komunikator z białym orłem.
Gdy zobaczyła o co chodzi, zaklęła cicho pod nosem. Kompletnie zapomniała o tym co zlecił jej Coulson. Dobrze, że dyrektor pomyślał, aby przypomnieć jej o konferencji. Miała pół godziny, aby poinformować o wszystkim Avengers, lub przynajmniej przygotować ich do rewelacji, jakie wkrótce usłyszą w telewizji.
- Coś się stało? - zapytał Sokół, który także postanowił wziąć sobie coś do picia.
- Nie, nić. Tylko... - Wdowa urwała, spoglądając w stronę pozostałych przyjaciół. Właśnie zdała sobie sprawę, że nie ma wśród nich Tony'ego. - Gdzie jest Stark? - zapytała od razu.
Sam rozejrzał się dookoła z głupią miną.
- Właściwie nie wiem. - odparł. - Nie widziałem go... odkąd wróciliśmy z tej całej piekielnej krainy.
Wdowa, chwilę się zastanowiła.
- Właściwie ja też nie. - przyznała.
Dziwne, że nikt nie zauważył nieobecności geniusza, w końcu brak jego ciągłych "celnych" uwag nie mógł im tak po prostu umknąć. 
- J.A.R.V.I.S, gdzie jest Tony? - zwróciła się do sztucznej inteligencji.
- Pan Stark jest w swoim laboratorium. - odparł komputer.
- Sprowadź go tu jak najszybciej. - zarządziła Natasha. 

Wzięła szklankę z mrożoną herbatą, którą zdążyła sobie nalać w międzyczasie, i jak gdyby nigdy nic wróciła do pozostałych, zostawiając zdziwionego całą tą sytuacją Sokoła w aneksie kuchennym.

- Sir, Czarna Wdowa pana szuka. - oznajmił elektroniczny głos.
Tony obudził się nagle, gwałtownie łapiąc powietrze. O mały włos nie spadł z krzesła, na którym zasnął.
- J.A.R.V.I.S jak śmiesz mnie budzić! - krzyknął, zrywając się z miejsca. - O co chodzi? - odruchowo spojrzał na ekran przed sobą, ale tam nie było nic ciekawego, oprócz jego ulubionego wygaszacza z samochodem.
- Agentka Romanoff prosi, aby przyszedł pan jak najszybciej do salonu - wyjaśnił komputer.
"Czego ona ode mnie chce" pomyślał geniusz, ale chcąc, nie chcąc powlókł się do salonu.
- O co chodzi, Natasha? - zapytał, gdy tylko drzwi windy otworzyły się i jego oczom ukazało się pomieszczenie.
- Chciałam wam o czymś powiedzieć. - oznajmiła kobieta, widząc Starka.
W pokoju nagle zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na Czarną Wdowę. Nawet Thor, który trzymał na rękach śpiącą Katrinę.
- Co się stało? - zapytał Steve.
- Pytałeś mnie wczoraj, gdzie znikam... - zaczęła kobieta. Dziwnie się czuła ujawniając cel swoich misji, była przyzwyczajona, że wszystko musi trzymać w tajemnicy. No cóż, czasy się zmieniły. - Od dłuższego czasu pomagam Coulsonowi w prowadzeniu nowej S.H.I.E.L.D. - oznajmiła najbardziej obojętnym tonem na jaki mogła się zdobyć.

Na twarzach wszystkich, z wyjątkiem Sif, która nie wiedziała o co chodzi, odmalowało się niedowierzanie.
- Czy on naprawdę chce się znów w to bawić? - odezwał się Stark, który stał oparty o sofę.
- Dokładnie o to samo go zapytałam, gdy zaprosił mnie do współpracy. - odparła. - Postanowił całkowicie zmienić charakter agencji... - spojrzała na zegarek. - Z resztą niech on wam sam wyjaśni.

"O co jej chodzi" zdawali się teraz myśleć Avengers. Jednak agentka, zamiast cokolwiek wyjaśnić, po prostu włączyła telewizor.
Właśnie emitowana była relacja na żywo z jakiejś konferencji. Po chwili bohaterowie zobaczyli Coulsona rozmawiającego z dziennikarzami.
- Witam wszystkich. - powiedział dyrektor. - Zwołałem tą konferencję, aby ogłosić publicznie reaktywację... Choć może to za dużo powiedziane... Powstanie zupełnie nowej organizacji S.H.I.E.L... - nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie wsród dziennikarzy wybuchła panika.

Pomiędzy nimi pojawiły się, nie wiadomo skąd, jakieś czarne stwory. Zapanował totalny chaos, wszyscy uciekali, nagranie zaczęło się trząść, a po chwili kamera chyba wypadła z rąk operatorowi, bo transmisja się urwała.
W salonie AvengersTower zapadło całkowite milczenie.