poniedziałek, 23 stycznia 2017
poniedziałek, 9 stycznia 2017
Początek czy koniec?
Hej :) Oto kolejny, już trzeci, one shot. Ten jest już typowym wprowadzeniem do normalnej historii.
Jak wydarzenia z Civil War wpłynęły na każdego z bohaterów? Sami możecie przeczytać. Ostrzegam, że jest to dość depresyjny rozdział.
A, jeszcze zanim zaczniecie czytać chciałabym podziękować mojej sister, bez której nie powstałaby ostatnia część tego opka. Dzięki za pomoc :D
Jak wydarzenia z Civil War wpłynęły na każdego z bohaterów? Sami możecie przeczytać. Ostrzegam, że jest to dość depresyjny rozdział.
A, jeszcze zanim zaczniecie czytać chciałabym podziękować mojej sister, bez której nie powstałaby ostatnia część tego opka. Dzięki za pomoc :D
Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Rok 2016 właśnie dobiegał końca. Tony
Stark stał na tarasie swojej wieży i w myślach odliczał sekundy do północy,
popijając whiskey.
Był sam. Sam w tej cholernej, ogromnej
wieży, rozmyślając jak wszystko mogło się tak spieprzyć.
Stracił Pepper, przyjaciół. Pod jego
stopami świeciło idiotycznie wielkie „A”, które już nic nie znaczyło. Kolejny
rok dobiegł końca i należało zrobić jakieś podsumowanie.
Avengers przestali istnieć. Ci, którzy
uciekli z więzienia byli poszukiwani, ale Ross nigdy ich nie znajdzie – i
dobrze.
Wdowa też gdzieś zniknęła. Tony nie miał
z nią kontaktu od ich ostatniej, dość nieprzyjemnej rozmowy w nowej bazie.
T-Chala nie ruszał się z Wakandy, miał
tam dosyć na głowie, w końcu był królem.
Rhodey wycofał się z całego tego biznesu,
mimo że dzięki egzoszkieletowi od Tony’ego odzyskał pełną sprawność – ich
relacja także stała się dość… dziwna, bo Stark cały czas obwiniał się o to, co
spotkało przyjaciela.
Vision po tym wszystkim wyzbył się
jakichkolwiek ludzkich uczuć – wyłączył wszystkie protokoły, które upodabniały
go do człowieka – stał się robotem na usługach ONZ.
Chyba tylko Spider-Man się nie zmienił –
ale to jeszcze dzieciak, a cała ta walka nie dotyczyła go osobiście. Tony też
chciałby, żeby jego największymi problemami było nieodrobione zadanie domowe i
wracanie do domu przed dwudziestą drugą.
Tymczasem było zupełnie inaczej.
Oczywiście nadal działał jako Iron Man.
Nie pozostało mu już nic innego. Światu nie zagrażało żadne większe
niebezpieczeństwo, więc Stark ograniczał się do patrolowania miasta i walki z
jakimiś złodziejaszkami… i pił coraz więcej. Nigdy by się do tego nie przyznał,
ale prawie nigdy nie był zupełnie trzeźwy…
Północ. Niebo rozświetliły fajerwerki.
- Twoje zdrowie, Steve. – powiedział, kierując
szklankę w stronę wiszącej w salonie tarczy, doskonale widocznej przez jedno z
okien.
Nie widział go, ani Clinta, ani Wandy od
pół roku…
- Kur**! – krzyknął i cisnął szklanką o
ścianę.
Szkło rozprysnęło się na milion
drobniutkich odłamków, zaścielając podłogę przed drzwiami prowadzącymi do środka.
Byli drużyną. Razem ratowali świat, a
teraz świat się na nich wypiął. Nikt nie potrzebował nieprzewidywalnych
dziwadeł, które tyle razy ratowały im tyłki. Woleli wziąć ich na smycz, a teraz
nawet to im nie wystarczało. Mieli nowe, tresowane zabawki od S.H.I.E.L.D., jak
im tam było? – Inhumans.
A tak, właśnie S.H.I.E.L.D. wróciło do
życia. I wiecie kto jeszcze? Tak, ten sam agent, „prawa ręka” Fury’ego, którego
śmierć zjednoczyła ich na początku. Proszę, jak te losy się plotą: Coulson
ginie – rodzi się Avengers, Avengers ginie – Coulson się odradza. Pięknie,
nieprawdaż?!
Tony poczuł nieodpartą chęć sięgnięcia po
bursztynowy trunek. Wrócił do salonu.
- Szczęśliwego Nowego Roku, panie Stark.
– odezwała się Friday.
Stark zacisnął szczęki. Chyba lubił się
torturować. Jakiś czas temu zmienił głos A.I. Teraz był to głos Pepper…
Pepper. Zostawiła go, odeszła. Nie mogła
patrzeć jak Tony się stacza, nie potrafiła, nie miała już siły, żeby mu pomóc…
- Jaki czas? – zapytał Stark, nalewając
whiskey do kolejnej szklanki.
- Trzy miesiące, dwa tygodnie, cztery
dni, trzy godzin i dwadzieścia trzy minuty, sir. – odparł chłodny elektroniczny
głos Pepper.
Tak, to właśnie wtedy spakowała
wszystkie swoje rzeczy i oddała mu klucze.
„Nie mogę tego dłużej znieść, Tony” jej
głos drżał. „Już w ogóle nie przypominasz siebie, nie przypominasz nawet
człowieka.”
„A czy kiedykolwiek było inaczej?” tego
wieczora był pijany (wtedy jeszcze nie tak często, ale i tak zbyt często,
sięgał po butelkę).
„Nie było” odwróciła się szybko, aby nie
zobaczył łez, które spłynęły jej po policzkach. „Oczywiście zrzeknę się posady
dyrektora w twojej firmie” dodała, kierując się w stronę drzwi.
Gdy wytrzeźwiał, próbował ją przekonać,
ale już zbyt wiele razy słyszała, że on się zmieni. Już w to nie wierzyła.
Jedyne na co się zgodziła, to na pozostanie w firmie, przynajmniej dopóki nie
znajdzie kogoś na swoje miejsce, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie musiała
widywać Tony’ego. I tak się stało.
Miesiąc temu oficjalnie przekazała
stanowisko i całkowicie zniknęła z życia Starka.
Tony opadł ciężko na kanapę. W jednej
ręce trzymał szklankę z whiskey, w drugiej – całą butelkę.
***
Wdowa
także patrzyła na fajerwerki, tyle, że jakieś sześć godzin wcześniej niż Stark.
Sylwestra spędzała w Polsce, akurat trafiła do Wrocławia.
Wkrótce ruszała dalej.
Odkąd „zdradziła” Iron Mana i złamała
rozkaz Rossa, nigdzie nie przebywała zbyt długo. Ukrywała się przed ewentualnym
pościgiem, ale nie tylko. Nie zamierzała znów żyć z dnia na dzień, uciekać jak
zaszczute zwierzę. Wiedziała, że musi znaleźć sprzymierzeńców, kogoś, kto
uniemożliwi jej aresztowanie. A jedyną taką osobą był Nicholas Fury.
Sądziła, że po akcji w Sokovii, były
dyrektor znów zaczął działać, tyle, że w jeszcze większej konspiracji.
Prawdopodobnie pracował nad odbudową S.H.I.E.L.D. jeszcze wcześniej. Wdowa do
tej pory go nie szukała. Miała sporo na głowie: szkolenie młodych, misje
Avengers… a gdyby Fury chciał, to wiedział gdzie ją znaleźć. Jednak teraz, gdy
wszystko szlag trafił, to ona potrzebowała jego.
Tak zaczęły się jej poszukiwania. Przy
ich rozstaniu, tuż po upadku S.H.I.E.L.D., dyrektor wspominał o Europie,
dlatego kobieta zaczęła właśnie tam. Skontaktowała się z „byłymi znajomymi” z
agencji, upewniając się, że na pewno należeli do tej dobrej. Zbierała tropy i
poszlaki i tak trafiła tu. Była już naprawdę blisko odnalezienia, jak przypuszczała,
nowej S.H.I.E.L.D.
A’propos S.H.I.E.L.D.. Było to jakiś
miesiąc temu. Wdowa siedziała w małym pubie gdzieś w Niemczech. W telewizji
akurat leciały wiadomości. Natasha jako były rosyjski szpieg znała wiele
języków najbliższych sąsiadów „jej” państwa – większość słowiańskich, do tego
niemiecki i kilka innych. To podstawa aby wtopić się w tło. Tak więc kobieta
nie miała problemów ze zrozumieniem, co mówi prezenterka.
Okazało się, że S.H.I.E.L.D. się
odrodziło i w dodatku z jakimś całkowicie randomowym facetem na czele. O akcji
z Inhumans wiedziała już dawno, jednak nie stanowili oni na tyle dużego
zagrożenia, żeby Avengers musieli się w to mieszać, dlatego pozostawili tę
sprawę rządowi, a właściwie, jak się okazało – S.H.I.E.L.D. Jednak powrót
agencji nie zdziwił Wdowy tak bardzo, jak to co zobaczyła kilka dni później w
Berlinie.
Szła właśnie na spotkanie z
informatorem, gdy jej uwagę przykuły telewizory na wystawie sklepu
elektronicznego. Właściwie nie same urządzenia, a to co było na nich
wyświetlane. Jakaś większa rozróba w Stanach w LA (nie wiele było napisane, a
dźwięk był niesłyszalny przez szybę). Pokazano kilka ujęć z akcji nowej
S.H.I.E.L.D., jeden z agentów wydał się kobiecie dziwnie znajomy. Był to nie
kto inny jak Phil Coulson. Jak na martwego od czterech lat, wyglądał wyjątkowo
żywo.
Natasha nie wiedziała czy jest bardziej
zła, że Fury nic jej nie powiedział, czy pod wrażeniem, że Coulsonowi udało się
urywać przez te wszystkie lata.
Ale cóż, obie informacje nie miały dla
niej większego znaczenia. Nie miała zamiaru dołączać do nowej S.H.I.E.L.D. –
nie ufała rządowym pieskom. A jeśli chodzi o Coulsona? Fury wielokrotnie nie
wtajemniczał jej w swoje plany, z resztą były dyrektor naprawdę robił gorsze
rzeczy, aby osiągnąć swój cel, niż upozorowanie śmierci jednego z agentów…
- Hej, masz papierosa? – z zamyślenia
wyrwał ją męski głos.
Wdowa była na rynku, miała się tu
spotkać z kolejnym informatorem, ale do tego zostało jeszcze trochę czasu.
Stała tuż przy kamienicach otaczających plac, wolała nie zagłębiać się w tłum.
Obok niej pojawiła się grupka, wyraźnie już podpitych, studentów. Dwie
dziewczyny, trzech chłopaków. Pewnie przyszli popatrzeć na fajerwerki.
- Czeskie mocne. – Wdowa wyjęła paczkę z
kieszeni.
- Wolę niemieckie. – odparł postawny
brunet, który zaczepił Natashę. – Ale daj.
Kobieta uśmiechnęła się i rzuciła mu
paczkę. W tym momencie jeden z jego kolegów zachęcająco wyciągnął w jej stronę
butelkę piwa.
- Napijesz się? – Natasha obrzuciła go
szybkim spojrzeniem. – Rosyjski lager.
- Dzisiaj nie pogardzę. – odparła i
sięgnęła po alkohol.
Student otworzył paczkę z papierosami i
wyjął z niej jednego, resztę schował do kieszeni. Wdowa przyłożyła butelkę do
ust, udając że pije. Poczuła, że coś oprócz piwa dotknęło jej warg.
- Zrywamy się do klubu. – odezwała się
jedna z dziewczyn. – Idziesz z nami?
- Sorki, mam randkę. – odparła.
- Jak tam chcesz. – powiedział student z
papierosem. – Zwijamy się. Do zobaczenia.
- Jak najszybciej. – gdy tylko zniknęli
jej z oczu, niezauważalnie wylała piwo.
Z butelki wypadła mała plastikowa
kapsułka. Wdowa się uśmiechnęła. Już się doczekała swojego informatora. Dobra
przykrywka. Żaden postronny obserwator nie domyśliłby się, że właśnie doszło do
wymiany informacji.
Wdowo zniknęła z rynku. Gdy tylko
znalazła się po za zasięgiem wzroku przypadkowych ludzi, przełamała kapsułkę. W
środku była karta SIM. Kobieta szybko wpięła ją do telefonu i niemal
natychmiast po uruchomieniu, urządzenie zaczęło dzwonić. Wdowa upewniła się, że
nikogo nie ma w pobliżu i odebrała.
- Podaj personalia – usłyszała
mechaniczny kobiecy głos.
Ta, paranoja na temat bezpieczeństwa,
skąd ona to znała? Nawet jeśli dzwonią do ciebie i tak musisz się przedstawić.
- Natasha Alianova Romanoff, aka Czarna
Wdowa, agentka poziomu siódmego. – powiedziała po angielsku z silnym rosyjskim
akcentem, taką próbkę głosu podała w starym S.H.I.E.L.D. jako swój
identyfikator.
Usłyszała kliknięcie, a potem jakiś
szum.
-Witaj, Natasha. – w słuchawce
zadźwięczał znajomy głos. – Myślałem, że szybciej mnie znajdziesz. Albo ja
stałem się lepszy w zacieraniu śladów, albo ty wyszłaś z wprawy siedząc w
kurortach Starka.
- Jeszcze nie znalazłam. – odparła. –
Gdzie jesteś?
- Naprawdę wyszłaś z wprawy, trzeba
będzie coś z tym zrobić. – tym razem głos nie dobiegał z telefonu, ale zza jej
pleców.
Natasha odwróciła się, odruchowo
sięgając po pistolet ukryty pod kurtką. Jednak okazało się to niepotrzebne.
Przed nią naprawdę stał Nicholas Joseph Fury dyrektor starej S.H.I.E.L.D., jej
S.H.I.E.L.D.
- Tak dać się podejść? – odezwał się
ponownie mężczyzna. – To do ciebie nie podobne.
- Chyba się starzeję. – kobieta
uśmiechnęła się, chowając broń.
Naprawdę cieszyła się z tego spotkania.
- Powiedz mi Romanoff, co się z wami, do
cholery, stało? – zapytał poważnie były dyrektor.
- Chyba nie chcesz rozmawiać o tym na
ulicy? – Wdowa zmierzyła go wzrokiem.
Fury odwrócił się i ruszył przed siebie,
Natasha zaraz za nim.
Mężczyzna całą drogę milczał, ona także
nie zadawała pytań. Zatrzymali się po kilkunastu minutach przed jakimś starym
zaniedbanym budynkiem, na pierwszy rzut oka przypominał trochę bunkier. Były
dyrektor upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu i wszedł do środka.
Wdowa spodziewała się technologicznie
zaawansowanej bazy, a tym czasem jej oczom ukazała się zwykła ruina. Budynek
był tak samo obskurny na zewnątrz jak i w środku.
-
Nie mów, że to twoja nowa siedziba – odezwała się, mierząc wnętrze
krytycznym wzrokiem.
- A co? Nie podoba ci się? – mruknął
Fury.
Dotknął ściany po swojej prawej,
wprowadził jakiś kod na panelu, który się pojawił i nagle Wdowie usunęła się
ziemia po nogami. Kobieta musiała przykucnąć, aby się nie przewrócić. Okazało
się, że stali na platformie windy, która właśnie ruszyła w dół.
- Nieźle. – agentka uśmiechnęła się,
wstając.
Chwilę później znaleźli się w długim
białym korytarzu, oświetlonym zimnym blaskiem jarzeniówek. Wdowę przeszył
nieprzyjemny dreszcz – dawne wspomnienia. Spojrzała na byłego dyrektora.
Mężczyzna ruszył wzdłuż rzędów jednakowych drzwi.
Po chwili weszli do pokoju znajdującego
się dokładnie naprzeciwko windy, po drugiej stronie korytarza.
Okazało się, że był to gabinet. Wdowa
nigdy nie posądziłaby Fury’ego o sentymentalizm, ale najwidoczniej się myliła.
Ten gabinet wyglądał niemal identycznie, jak ten w Triskelionie. Jedyną różnicą
był ekran imitujący okno.
Mężczyzna usiadł za biurkiem i wskazał
Natashy krzesło naprzeciwko.
- Myślę, że teraz możesz odpowiedzieć na
moje pytanie. – przypomniał.
- Jestem pewna, że sam znasz odpowiedź.-
odparła, rozsiadając się na krześle. – Stark i Rogers pokłócili się o Akta.
- To wiem. – Fury pochylił się nad
biurkiem. – I szczerze, gówno mnie to obchodzi. Oni kłócą się, odkąd się
poznali, ale jakoś do tej pory zespół się przez to nie rozpadł.
- Dobrze wiesz, że to było bardziej
skomplikowane. – Wdowa wyprostowała się i założyła nogę na nogę. – Ross, Zemo,
atak na ONZ. Steve nadal jest za bardzo związany z Zimowym Żołnierzem.
- I jeszcze ta sytuacja z rodzicami
Starka. – mruknął mężczyzna.
- Co? – Natasha zmarszczyła brwi. – Jaka
sytuacja?
- Ty nic nie wiesz? – zdziwił się Fury.
– W sumie to wyniknęło po twoim zniknięciu. Barns zamordował rodziców Starka na
polecenie Hydry.
- Jak bardzo źle? – zapytała tylko.
- Prawie się pozabijali. – były dyrektor
wstał z fotela.
-
Chwileczkę. – Natasha również wstała. – Skoro wiesz o wszystkim lepiej niż ja,
to po cholerę, to twoje głupie pytanie?
Stanęła naprzeciwko mężczyzny.
- To nie było moje pytanie. – odparł
poważnie. – Nie chodziło mi o Avengers, ale o ciebie i Bartona. Do tej pory
zawsze jakoś ogarnialiście tę bandę świrów. Po to zostaliście do nich
przydzieleni. A teraz co? Stajecie po przeciwnych stronach? Dopuszczacie do
tych idiotycznych walk?
Tego było już za wiele. Wdowa mogła to
załatwić na spokojnie, tak aby Fury nie poznał jak bardzo jest teraz na niego
wściekła, ale po co? Niech się dowie, niech wie, że nie warto drażnić pająków,
bo mogą ukąsić.
- Że co?! – krzyknęła. – A co niby
mogliśmy zrobić?! Próbowałam przekonać Rogersa, ale to jak grochem o ścianę. A
Clinta nie chciała w ogóle w to mieszać. Dosyć już zrobił, zasłużył na normalne
życie – „on przynajmniej je miał” pomyślała z goryczą. – A może wolałbyś, żebym
przekonywała Starka?! Żebyśmy ramię w ramię stanęli przeciwko ONZ?! O nie, to
nie była ani moja, ani jego wina.
Tylko TWOJA. Gdzie byłeś?! Wolałeś siedzieć z założonymi rękami, niż ruszyć
tyłek i ogarnąć cały ten burdel. Stworzyć drużynę jest łatwo, ale gdy pojawiają
się jakieś kłopoty to TY się wycofujesz.
A teraz szukasz kozła ofiarnego. Ja nim NIE BĘDĘ.
Dyrektor milczał. Kobieta miała rację.
Podjął złą decyzję. Hill kilkukrotnie prosiła go, aby zareagował, ale on
myślał, że Avengers jakoś się dogadają, jak zawsze. Jednak tym razem się
pomylił. A cena za jego pomyłkę była zbyt wysoka.
Odwrócił się od Wdowy i spojrzał na
biurko, na którym leżała teczka z aktami nieszczęsnej sprawy.
- Przepraszam – powiedział.
***
Steve wrócił do środka. Nie miał ochoty
oglądać fajerwerków. Za bardzo kojarzyły mu się z jego, kiedyś, ulubionym
świętem. Za dużo się wydarzyło.
Nie mógł być już dłużej Kapitanem
Ameryką. Nie dlatego, że nie miał tarczy. Nie było też tak, że nie chciał.
Chciał i to bardzo. Ale był poszukiwany. Świat uznał go za przestępcę, a
przestępca nie może być symbolem.
Nadal uważał, że podjął właściwą
decyzje: nie wszystkie, ale tę najważniejszą. Jednak świat uważał inaczej. Prawie
cały świat.
Po walce na Syberii (tego starcia
żałował i podejrzewał, że nie tylko on), Black Panther zaoferował mu i Bucky’emu
pomoc. Odstawił Zemo, którego udało mu się pojmać, do siedziby CIA, a potem wszyscy
udali się do Wakandy. Jednak Steve nie mógł tam długo zostać. Musiał uwolnić
przyjaciół, którzy mu zaufali. Bucky zdecydował się zostać w Wakandzie…
T’Chala znów pomógł. Dzięki niemu Rogers
miał szansę niepostrzeżenie dostać się do więzienia. Król pozostał w swoim
królestwie, a Kapitan ruszył na misję.
Udało mu się uwolnić przyjaciół. Nie
mogli jednak ponownie stworzyć drużyny, wszyscy byli zbiegami i musieli znaleźć
bezpieczne kryjówki.
Barton wrócił do swojej rodziny. Nikt,
za wyjątkiem Avengers i Fury’ego, nie wiedział gdzie jest jego dom, a Clint,
mimo wszystko, nie wierzył, że Stark mógłby zdradzić Rossowi gdzie to jest. Zabrał
ze sobą też Wandę. Uznał, że dziewczyna zasłużyła na odrobinę normalne życia i
na rodzinę. Był to winien jej bratu. W końcu gdyby nie on, nigdy nie zobaczyłby
swojego najmłodszego syna.
Do Scotta pomocną dłoń znów wyciągnął
Hank. W prawdzie Ross wiedział o powiązaniach Ant-Mana z Pymem, ale nie wiedział
wszystkiego o naukowcu, np. o kilku jego kryjówkach jeszcze z czasów gdy sam
był superbohaterem. W jednej z nich zamieszkał Lang. Hank odbudował dla niego
skafander – starego niestety nie udało się odzyskać, na szczęście Scott zdążył
się pozbyć serum, zanim kostium wpadł w łapy wojska. Lang jednak nie wrócił do
bycia bohaterem, nie bardzo miał taką możliwość. Skafander był mu potrzeby, aby
móc odwiedzać córeczkę. Bardzo za nią tęsknił, a w obecnej sytuacji nie było możliwości
na normalne wizyty. Ani jego była, ani jej nowy partner nie mogli go zobaczyć.
Sporo ryzykował przychodząc do Cassie, ale wolał z powrotem trafić do
więzienia, niż zrezygnować z tych odwiedzin.
Sam postanowił zostać ze Steve’em. Nie miał
żadnej bliższej rodziny, a jego najlepszym przyjacielem był właśnie Rogers.
Udało im się skontaktować z agentką Carter, a ona pomogła im stworzyć nowe
tożsamości i się ukryć. Gdyby jej szef się o tym dowiedział, mogłoby się to dla
niej źle skończyć.
Steve i Sam zamieszkali w Manchesterze.
Oboje musieli zmienić wygląd. Rogers przefarbował włosy i zapuścił zarost, zaczął
się też inaczej ubierać, Willson natomiast się ogolił, zaczął nosić okulary
(zerówki) i także zmienił styl ubioru. Tak więc Steve Rogers przestał istnieć,
a zamiast niego pojawił się John Dugan, nauczyciel plastyki w jednej z
miejscowych szkół. Natomiast zamiast Sama Willsona, po ulicach chodził teraz Chris
Nixon, bibliotekarz.
Steve’owi coraz bardziej ciążyło to, że
nie mógł już pomagać ludziom. Chciał znów stać się superbohaterem. Coraz
częściej zastanawiał się, czy nie założyć znów maski. W prawdzie Kapitanem
Ameryką nie mógł już być, ale przyjąć jakąś inną tożsamość…
Za oknem ucichły ostatnie fajerwerki,
noc spowił mrok, a przyjaciel udali się na spoczynek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)