niedziela, 29 marca 2015

Rozdział V



Mniej niż 800 odwiedzin do 10000. Liczę na was ;D Odwiedzajcie, komentujcie. A dziś kolejny rozdział. Więc bez przedłużania. Zapraszam do czytania :)

- Stać! – odezwał się Clint.
Wstał, a w ręku trzymał łuk gotowy do strzału. Agenci wyjęli pistolety.
- Myślisz, że jedna strzała wystarczy? – zapytała z ironią Jagoda.
- To strzała wybuchowa, więc raczej tak. – odparł Barton, przechodząc powoli przez pokój (nadal nie mógł się za bardzo opierać na zranionej nodze), cały czas mierzył do agentów. Zatrzymał się między nimi a Wdową.
- Zabijesz i nas i siebie. – zauważyła spokojnie blondynka.
- My i tak nie mamy nic do stracenia. – powiedział Clint, nie zmieniając pozycji.
- Barton, jesteś zwykłym zdrajcą. – warknęła agentka.
Chyba pierwszy raz, odkąd się poznali, zwróciła się do niego po nazwisku. Nadal do siebie mierzyli. Wdowa stała z tyłu, była spięta, ale na razie oddała inicjatywę Bartonowi, czekała na rozwój wypadków.
- Nie jestem zdrajcą. – odparł Clint i zanim Jagoda zdążyła choćby otworzyć usta dodał. – Długo ci zajęło sprawdzenie kim ona jest – lekko skinął głową w stronę Natashy. – Jesteśmy tu już ponad godzinę.
- Jak mogłeś wprowadzić tu Czarną Wdowę? – jej głos był pełen wyrzutu.
- Chyba nie rozumiesz, co to znaczy „tajna misja”… - na widok miny kobiety, uśmiechnął się. – Miałem ją odnaleźć i przekonać aby do nas dołączyła. Rozkaz Fury’ego. – gładko skłamał.
Jagoda powoli opuściła broń, pozostali nadal mierzyli do Bartona.
- I ja mam niby w to uwierzyć? – zapytała, ale w jej głosie pobrzmiewała niepewność.
- Czy cię kiedyś okłamałem? – zapytał Clint.
Agentka pokręciła głową.
- No chyba, że rozkazy z góry były inne. – powiedziała, a potem zwróciła się do swoich agentów. – Opuścić broń! Wyjdźcie stąd.
Ci natychmiast opuścili pokój.
Barton odłożył łuk na stolik obok fotela, na którym znów siedziała Natasha, ale nie schował strzały. Kołczan nadal leżał obok łóżka. 
Jagoda schowała pistolet i oparła się plecami o ścianę.
- Wyszłam na idiotkę. – westchnęła.
- Wcale nie. – odparł Clint, opadając na łóżko. – Gdyby ktoś bez mojej wiedzy wprowadził do mojej bazy jedną z najniebezpieczniejszych – tu mrugnął do Wdowy, ale ta całkowicie to zignorowała. – osób na świecie, też bym się wkurzył.
Jagoda się uśmiechnęła.
- Ale z tą strzałą przesadziłeś – teraz Barton się uśmiechnął.
Wstał, sięgnął po łuk i leżącą na stoliku strzałę. Wystrzelił. Jagoda odruchowo przypadła do ziemi. Natasha nawet się nie ruszyła, patrzyła na tą scenę ze stoickim spokojem. Strzała trafiła w ścianę i upadła na podłogę. Nic się nie stało, nawet w ścianie nie było dziury.
- Mówiłem, że nie mamy nic do stracenia. – Clint nadal się uśmiechał, choć noga na tyle go bolała, że musiał oprzeć się o stolik. - Strzała z gumowym grotem.
- Masz pokręcone poczucie humoru. – podsumowała Jagoda, kręcąc głową.
- W przeciwnym razie byś mnie nie wysłuchała. – odparł.
- Nie mogłeś tego wiedzieć. – żachnęła się blondynka.
- Może się mylę? – odpowiedział pytaniem.
- Za dobrze mnie znasz. – westchnęła Jagoda po chwili i znów się rozpromieniła. Jakiekolwiek by nie było poczucie humoru Clinta, zawsze na nią działało.
Ruszyła do drzwi, zanim wyszła, spojrzała jeszcze na Bartona.
- Proszę, nie mów o tej akcji Fury’emu. – powiedziała.
- Jasne. – odparł mężczyzna.
Blondynka wyszła i w pokoju znów zostali tylko Clint i Natasha.
- Mało brakowało. – powiedział Barton.
Wdowa spojrzała na niego, nie zmieniając pozycji.
- Dzięki. – odezwała się po chwili.
- Nie dziękuj – odparł – Jeszcze nie. Jutro czeka nas przeprawa z Furym, a to będzie o wiele trudniejsze.
„Oby tylko Jagoda nie dowiedziała się, że ją okłamałem” przemknęło mu przez głowę. „Wtedy nawet rozłoszczony dyrektor nie mógłby się z nią równać”.
- Naprawdę będzie tak źle? – zapytała Natasha, tym samym co zwykle spokojnym i nieco obojętnym tonem.
- Dla ciebie raczej nie. – odparł. – Myślę, że cię przyjmie do agencji, może będzie chciał sprawdzić twoją lojalność… - kobieta uniosła jedną brew, ale zanim zdążyła o cokolwiek powiedzieć, Barton kontynuował – Ja złamałem jego bezpośredni rozkaz. Będę miał kłopoty, ale jakoś sobie poradzę. – skwitował te słowa uśmiechem.
Natasha zgadzała się z Jagodą – Clint miał naprawdę dziwne poczucie humoru. Ziewnęła.
- Pójdę już – powiedziała i wyszła z pokoju.
Mężczyzna położył się na łóżku.

***

Około dziesiątej, Clint, Natasha i Jagoda byli w hangarze. Czekali na jet z Ameryki. Po chwili brama hali otworzyła się. Do środka wjechał ogromny samolot z białym orłem na kadłubie. Dobrze, że pomieszczenie było duże, a większość jetów - w terenie, w przeciwnym razie maszyna nie miałaby szans się w nim zmieścić.
Samolot zatrzymał się niedaleko zdziwionej trójki. Rampa otworzyła się i z maszyny wyszła Maria Hill.
- Miło, że w końcu do nas dołączyłaś. – rzucił w jej stronę Barton.
Kobieta nawet na niego nie spojrzała. Podeszła prosto do Wdowy.
- Jesteś aresztowana – agentka zwróciła się do rudowłosej, wyjmując kajdanki.
Clint chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie z samolotu wyszedł Fury. Z daleka można było wyczuć, że jest naprawdę wściekły. Natasha pozwoliła się skuć bez oporu, więc zanim dyrektor do nich podszedł, kobieta stała z rękami wygiętymi do tyłu.
- Zabierz ją. – Fury zwrócił się do Hill, obie kobiety odeszły. – A ty… – spojrzał na Bartona. – pójdziesz ze mną. – wskazał na samolot.
Clint od razu ruszył do maszyny. Jagoda obserwowała całą scenę z niedowierzaniem. O co chodzi?
Dyrektor odwrócił się w jej stronę.
- Gratuluję sprawnie przeprowadzonej akcji na terenie obcego kraju. – powiedział, po czym odwrócił się i odszedł.
- Dziękuję – odparła Jagoda, która nadal nie bardzo wiedziała, co to wszystko miało znaczyć.
Rampa samolotu zamknęła się, gdy tylko dyrektor zniknął w jego wnętrzu.

***

 - Powinienem cię od razu zamknąć! – Clint jeszcze nigdy nie widział dyrektora tak zdenerwowanego.
Byli w jego gabinecie, w samolocie. Fury stał za biurkiem, a Barton po drugiej stronie.
- Złamałeś rozkaz, naraziłeś się obcemu wywiadowi, gdyby nie szybka reakcja agentki Majewska, siedziałbyś pewnie teraz w jakimś rosyjskim więzieniu, albo dwa metry pod ziemią! – dyrektor chodził w te i powrotem. – Wysłałem cię tam, żebyś załatwił tę sprawę po CICHU. – podkreślił ostatnie słowo.
- Wiem, szefie. – odezwał się Clint.
- Skoro wiesz, to czemu tego nie zrobiłeś?! – Fury zatrzymał się przed nim i uderzył pięścią w biurko. – Czy ty myślisz, że możesz robić co chcesz?! Jeśli dostajesz rozkaz, to masz go wykonać!
- Tak jest, szefie. – Barton stał wyprostowany i cały czas patrzył na dyrektora.
- Mniejsza o ciebie, ale naraziłeś innych agentów! – kontynuował Fury.- Polski oddział mógł zostać złapany! – dyrektor znów zaczął chodzić po gabinecie. – A pomyślałeś, co by było gdyby Rosjanie się dowiedzieli, że S.H.I.E.L.D. zaatakowała ich agentów? Oczywiście, że nie!
- Przepraszam, szefie – Clint zastanawiał się, jak to się skończy.
- Przeprosiny nie wystarczą. – Fury spojrzała z powagą na Bartona. – Zostajesz zdegradowany do poziomu pierwszego. Od dziś latasz z transportem, jako pilot pomocniczy. Oddaj odznakę. – Clint bez słowa podał przedmiot dyrektorowi. – Jutro dostaniesz nową. A teraz zejdź mi z oczu, zanim zmienię zdanie i każę cię zamknąć za zdradę.
Barton ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił. Może to był głupi pomysł, ale musiał potwierdzić swoje przypuszczenia…
- Dlaczego agentka Hill mnie śledziła? – zapytał.
- Skąd ty o ty… Nie ważne. – odezwał się Fury. – To był test na poziom siódmy, a ona była twoim egzaminatorem. Oblałeś z kretesem. Chyba od początku istnienia agencji, nikt tak nie zawalił.
- Fajnie być pionierem – rzucił Clint i zamknął za sobą drzwi, zanim dyrektor zdążył coś powiedzieć lub cisnąć w niego czymś, co stało na biurku.
Fury usiadł za biurkiem i podparł głowę ręką. Zastanawiał się, po co w ogóle trzyma w agencji kogoś takiego jak Barton. Oczywiście umiał świetnie strzelać, ale traktowanie czegokolwiek poważnie go przerastało.
W tym momencie dyrektor usłyszał pukanie.
- Wejść! – powiedział, nie podnosząc głowy.
Do pomieszczenia wszedł Coulson.
- Wszystko w porządku? – zapytał Phil, patrząc na siedzącego przy biurku mężczyznę.
- Tak. – Fury spojrzał na agenta. – Właśnie rozmawiałem z Bartonem. Ale nie ważne… Dlaczego przyszedłeś?
- Co zrobimy z Czarną Wdową, sir? – zapytał Coulson.
- Trzeba z nią porozmawiać – odparł dyrektor.
- Pan to zrobi, czy ja mam pójść, sir?
- Sam się tym zajmę. – Fury wstał.

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział IV


Ostatnio dostałam kilka naprawdę miłych komentarzy. Dziękuję wam. Widzę, że mam nowych czytelników, a i ci starzy mnie nie opuszczają. To naprawdę sprawia radość :D. Przepraszam, że rozdział jest spóźniony. A teraz nie przedłużając, zapraszam do czytania.

Wdowa pomogła wstać Bartonowi, mężczyzna oparł się o ścianę. Podała mu łuk i kołczan. W tym momencie usłyszała za sobą cichy jęk. Jeden z oszołomionych, przez Clinta, agentów zaczął się budzić. Ruszyli w stronę wyjścia, Barton wsparty na Natashy, bo nie był w stanie sam iść.
Kilka minut później byli już na ulicy.
- Załatwię transport. – oznajmiła Natasha.
Clint kiwnął głową. Wiedział, że kobieta chce po prostu ukraść jakiś samochód, ale teraz to nie miało większego znaczenia. I tak by jej od tego nie odwiódł, a teraz liczyła się każda minuta. Stał oparty o ścianę pobliskiego budynku, kołczan i łuk odłożył na ziemię. Udawał, że wszystko jest w porządku, choć na prawej nodze wcale się nie opierał, bo tak go bolała. Wdowa zauważyła, że przez jego „opatrunek” zaczęła przesiąkać krew. Mężczyzna był bardzo blady.
- Zaraz wracam. – rzuciła i zniknęła za rogiem budynku.

Po chwili przyjechała jakimś samochodem. Zatrzymała się przed Bartonem i wysiadła. Sięgnęła po jego łuk i kołczan.
- Ostrożnie – powiedział mężczyzna, widząc, że Wdowa chce wrzucić je do bagażnika. – Tam są ładunki wybuchowe.
Kobieta przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała, tylko zamknęła bagażnik i obeszła pojazd. Położyła jego broń pod tylnym siedzeniem, a potem pomogła mu wsiąść. Clint zatrzymał się przed otwartymi drzwiami samochodu.
- Co jest? – zapytała kobieta, widząc napięcie Bartona.
- Wydawało mi się… Nie ważne. – odparł mężczyzna i wsiadł do środka.
Tak naprawdę znów miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje.
Natasha usiadła na miejscu kierowcy i ruszyli. Całą drogę milczeli. To było pokręcone, jeszcze parę godzin temu byli największymi wrogami, miał rozkaz ją zabić, a teraz wspólnie uciekali. Tylko przed kim?
- Wiesz kto nas zaatakował? - przerwał ciszę Barton.
- Starzy znajomi - rzuciła tylko Natasha, bo właśnie dojechali do szpitala.

***

Wdowa siedziała na korytarzu przed salą zabiegową, do której lekarz zabrał Clinta. Cały czas rozglądała się, sprawdzając czy nie nadchodzą policjanci lub, co gorsza, agenci wywiadu. Na razie nic się nie działo.
Kobieta mogła oczywiście po prostu wyjść stąd - zniknąć - i wtedy nawet połączone siły S.H.I.E.L.D. i Rosji by jej nie odnalazły, ale nie chciała zostawiać Bartona. W końcu ten mężczyzna ocalił jej życie i to dwa razy...
Drzwi do gabinetu otwarły się i wyszedł lekarz.
- Wraciu, szto s nim? (Panie doktorze, co z nim?) - zapytała, udając roztrzęsioną dziewczynę, która martwi się o swojego chłopaka, za jaką się podała.
Powiedzieli, że byli na strzelnicy i doszło do wypadku. Może to była marna ściema, ale niezależnie od tego, co by wymyślili, lekarz i tak powiadomiłby o postrzale odpowiednie służby.
- My wzjali puli i skrepljali ranu. (Wyjęliśmy kule i zszyliśmy ranę.) – odparł lekarz. – No on dołżen byc na nabljudieniem. . (Ale musi zostać na obserwacji.)
„Tak, na obserwacji” pomyślała Wdowa „Raczej do przyjazdu policji.”
Doktor odszedł, a ona weszła do sali. Clint siedział na kozetce. Na prawej nodze miał świeży opatrunek.
- Idziemy? - zapytał.
- Jeśli dasz radę?  - mężczyzna skinął głową. - W takim razie się zbieraj. Jeszcze nikt nie przyszedł, ale to tylko kwestia czasu.
Pomogła mu wstać. Musiało go już mniej boleć, bo zdecydowanie lżej się na niej opierał. Bez problemu opuścili salę. Byli już nie daleko frontowych drzwi, gdy Wdowa zauważyła dwóch agentów przy recepcji. Kolejni właśnie wchodzili do szpitala. Kobieta skręciła w najbliższy korytarz.
- Pięciu agentów przy drzwiach i dwóch przy recepcji. - oznajmiła spokojnie Natasha. - Mam nadzieję, że nie obstawili tylnego wyjścia.
Znów skręcili.
Niestety Wdowa się pomyliła. Przy drzwiach czekało kolejnych czterech agentów. Na szczęście ich nie zobaczyli. Barton i Romanoff szybko cofnęli się za róg korytarza. Kobieta wyjęła dwa pistolety.
- Gdzie ty je chowasz?  - zapytał Clint, biorąc podaną mu broń.
- Ukryj ją, ale bądź gotowy, gdybyś musiał jej użyć. - szepnęła Wdowa, puszczając mimo uszu jego pytanie. - Może uda nam się przejść.
Schowała włosy pod kurtkę i wyjęła z kieszeni okulary-zerówki. Mężczyzna patrzył na nią ze zdziwieniem.
- Pracowałam dla nich. - wyjaśniła cicho, zakładając okulary. - Rozpoznają mnie.
Barton schował broń pod kurtkę i ruszyli. Gdy tylko wyszli zza rogu, jeden z agentów odwrócił się, mierząc do nich z pistoletu.
- Stojaj! (Stać!) - krzyknął – Nie perehodiete sjuda! (Nie przejdziecie tędy!)
Clint mocniej zacisnął dłoń na broni, ale Natasha zachowała spokój.
- Zdzies u nas jest awto. (Tutaj mamy samochód.) – powiedziała.
- Gławnoj wchod. (Głównym wyjściem.) – rzucił drugi agent.
- On nie sprawjet sa. (On nie da rady) – Wdowa spojrzała na zabandażowaną nogę Bartona. – Dajtie nam perehodic, pażausta. (Proszę dajcie nam przejść.) –zaczęła mówić błagalnym tonem, była niezłą aktorką.
- Haraszo. (Dobrze.) – zdecydował w końcu któryś. – Iditie. (Idźcie.)
Agenci zrobili im miejsce. Clint i Natasha byli już prawie przy drzwiach, gdy jeden z nich się odezwał.
- Eta jest Czier... (To jest Czar…) – nie zdążył dokończyć, bo pięść Wdowy wylądowała na jego nosie.
Zanim pozostali wyjęli pistolety, Barton i Romanoff byli już na zewnątrz. Okazało się, że „ich” samochód rzeczywiście był niedaleko. Szybko do niego wsiedli, gdy tylko odpalili, Clint zobaczył, że wrodzy agenci ruszyli w pościg. Kilka kul trafiło w karoserię, ale Natashy udało się wyjechać na ulicę.
- Mam nie daleko kryjówkę. – powiedziała kobieta.
- Nie. – uciął Barton. – Jedź na zachód, opuść miasto.
- Dlaczego? – zdziwiła się Wdowa. Mimo wszystko, ten mężczyzna nadal był dla niej zagadką.
- Po prostu jedź. – w tym momencie tylna szyba samochodu roztrzaskała się w drobny mak.
Clint sięgnął po swój łuk i kołczan. Zerknął do tyłu i wystrzelił. Strzała trafiła, bez trudu, kierowcę ścigającego ich samochodu. Pojazd zjechał na pobocze, na szczęście o drugiej w nocy ruch był niewielki.
- Niezły strzał, Sokole Oko. – Natasha się uśmiechnęła.
- Hawkeye? Spoko. – mruknął Barton.
Właśnie wyjechali z Moskwy.
- Teraz w prawo. – zarządził Clint.
Wdowa bez słowa skręciła, sama nie wiedziała dlaczego go słuchała.
Zatrzymała się na jakimś parkingu, obok obskurnego motelu. Kobieta chciała wysiąść, ale Barton ją powstrzymał.
- Zaczekaj. – rzucił.
 Zaraz za nimi na plac wjechało pięć czarnych samochodów, otoczyły ich. Z pojazdów wysiadło ponad dwudziestu agentów, wszyscy uzbrojeni.
- No świetnie – mruknęła Natasha, spoglądając na swojego towarzysza.
Barton trzymał w ręce komunikator.
- Już – powiedział do urządzenia.
Na niebie, ni stąd ni zowąd, pojawił się jet z białym orłem na skrzydle (gdyby nie światło księżyca, byłby niedostrzegalny). Rozległy się strzały i wszystko na zewnątrz zasnuła mgła, iskrząca w świetle reflektorów samochodowych. Gdy opadła, wszyscy wrodzy agenci leżeli na ziemi. Maszyna, która właśnie ich ocaliła, wylądowała.
- Co to było? – zapytała Natasha.
- Moi znajomi – odparł Barton, otwierając drzwi samochodu.
W powietrzu unosił się lekko słodkawy zapach, zapewne pozostałość po mgle. Clintowi jakoś udało się wysiąść, sięgnął po kołczan i łuk. Natasha także opuściła samochód. W ich stronę szli już agenci S.H.I.E.L.D.
- Chodźcie – powiedziała agentka, która dotarła do nich pierwsza. Była to drobna blondynka. – Za kilka minut się obudzą. – wskazała na uśpionych Rosjan. – Nic nie będą pamiętać.
- Dzięki, za szybką reakcję. – odparł Barton.
- Możesz na mnie liczyć, nawet w środku nocy. – młoda agentka ziewnęła. Jej wzrok padł na nogę Clinta. Na białym bandażu pojawiła się mała czerwona plama. – Co ci się stało?  - zapytała, ale zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i zawołała. – Agencie Nowak, do mnie!
Wysoki, postawny mężczyzna o ciemnych włosach natychmiast do nich podszedł.
- Pomożesz agentowi Bartonowi. – zarządziła.
Ruszyli w stronę jeta, Clint wsparty na ramieniu agenta Nowaka.
- Kim ona jest? – zapytała nagle młoda agentka, jakby dopiero teraz zauważyła Natashę, która szła kilka kroków za nimi. – Gdy mnie wzywałeś, nie wspominałeś, że masz towarzystwo.
- To część misji. – odparł tylko Barton, wiedząc że kobieta nie będzie dalej pytać.
Zajęli miejsca w jecie. Maszyna wystartowała.
- Co zrobiłeś w nogę, Clint?  - zapytała blondynka, która usiadła obok niego.
Z drugiej strony siedziała Wdowa.
- Zostałem postrzelony. – odparł. – Dokąd lecimy?
- Na razie do nas. – powiedziała. – Zawiadomiłam dyrektora. Powiedział, że jak tylko będzie mógł, to kogoś po ciebie przyśle.
„Świetnie” pomyślał sarkastycznie Clint. „Jeszcze przeprawy z Furym mi brakowało.” Ale wiedział, że to w końcu i tak nastąpi, więc postanowił na razie o tym nie myśleć.
- Dawno u nas nie byłeś. – blondynka wyrwała go z zamyślenia. – Dużo się pozmieniało.
- Chyba z cztery lata. – uśmiechnął się Barton. – Wtedy byłaś zwykłym szeregowym, a teraz, proszę: Jagoda – szefowa polskiego oddziału S.H.I.E.L.D.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem. Spojrzała na Natashę, która nadal milczała.
- Mogę chociaż wiedzieć, jak masz na imię? – zwróciła się do kobiety.
Wdowa lekko wychyliła się do przodu, aby móc spojrzeć na agentkę. Nie ufała jej, ani w ogóle tym wszystkim ludziom. Miała wrażenie, że jest więźniem. Nienawidziła tego uczucia.
- Natalia – odparła całkowicie naturalnie, ukrywanie emocji to była jej specjalność.
W tym momencie jet zaczął obniżać lot. Po chwili byli już w hangarze.
Gdy tylko wysiedli, podbiegli do nich inni agenci.
- Zabierzcie go do części szpitalnej. – poinstruowała ich Jagoda, wskazując na Bartona

***

Clint siedział na łóżku w pokoju, który mu przydzielili. Poprawili mu szwy, które się pozrywały i opatrzyli go od nowa. Któryś z lekarzy orzekł, że Barton miał niesamowite szczęście, że kula ominęła kość.
W pomieszczeniu było prawie ciemno, jedyne światło pochodziło z małej lampki stojącej na stoliku nocnym. Barton nie mógłby zasnąć, nawet gdyby chciał. Przez ostatnią dobę wydarzyło się zbyt wiele rzeczy, które musiał przemyśleć jeszcze zanim zobaczy się z Furym, a to na pewno nastąpi rano.
To miała być zwykła misja, może należąca do tych trudniejszych, ale bez przesady. Zdjęcie celu, nic więcej. Już kilka razy wykonywał tego typu zadania, choć nie często (podejrzewał, że dyrektor znał jego awersję do zabijania). Tym razem wszystko się pokomplikowało. W końcu jego czyn, choćby nie wiem czym był motywowany, miał znamiona zdrady. I tak pewnie potraktuje go Fury… 
Rozległo się pukanie do drzwi, wyrywając go z zamyślenia.
- Proszę. – powiedział.
Do pomieszczenia weszła Natasha.
- Jeszcze nie śpisz? – zapytała. – Już po czwartej.
- Domyślałaś się, że nie śpię, skoro tu przyszłaś. – odparł Clint, uśmiechając się.
Wdowa usiadła na fotelu naprzeciwko mężczyzny, w tej chwili przypominała posąg – zero emocji.
- Dlaczego tu przyszłaś? – odezwał się po chwili Clint.
- Przemyślałam twoją propozycję. – odparła.
- I co? – wydawał się zainteresowany odpowiedzią.
- Myślę, że to dobry pomysł… - powiedziała.
- Ale? – Barton wyczuł wahanie w jej głosie.
- Nie sądzisz, że twoi szefowie będą chcieli mnie zamknąć? – „Albo zabić” dodała w myślach, ale nie wypowiedziała tego głośno. Mimo, że była lekko zdenerwowana, jej głos nadal był spokojny, jakby rozmawiali o jakimś filmie, który wczoraj obejrzeli, a nie o jej przyszłości. – W końcu mam na sumieniu kilku waszych agentów.
- Myślę, że nie ryzykujesz bardziej niż ja. – odezwał się pół-żartem. – A mówiąc całkiem poważnie: jeśli nie zrobisz czegoś głupiego, dadzą ci drugą szansę.
- Głupiego? – kobieta spojrzała na niego, unosząc jedną brew.
- Jak zaatakowanie, któregoś z agentów, gdyby chcieli cię skuć na czas lotu, czy coś w tym stylu. – powiedział, nadal siedział rozparty na łóżku.
- Kiedy zdążyłeś ich wezwać? – zapytała Wdowa.
- Co? – lekko się podniósł, ta nagła zmiana tematu kompletnie zbiła go z tropu.
- Kiedy zdążyłeś wezwać pomoc, gdy nas ścigali? – odparła kobieta.
- A, o to chodzi. – znów się rozluźnił. – Gdy szukałaś transportu.
- Czy wy macie bazy na całym świecie? – Natasha poprawiła się na fotelu i założyła nogę na nogę.
- Prawie. – odparł Barton. – Głównie w Stanach.
Normalnie, wrogiemu agentowi, nie powiedziałby ani słowa o agencji, ale tu sytuacja była inna. Wiedział, że jeśli ona ma dołączyć do S.H.I.E.L.D., to będzie się chciała czegoś o niej dowiedzieć. Z resztą i tak nie będzie miała jak wykorzystać tej wiedzy, bo jeśli do nich nie dołączy, to pewnie ją zabiją lub zamkną.
- I zawsze możesz na nich liczyć? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Raczej tak. – powiedział. – Z Jagodą pracuję nie pierwszy raz, wiem że mogę jej ufać. Tak jak i pozostałym agentom. Zawsze pomogą, chyba że rozkazy dyrektora są inne.
- Dyrektora? – zapytała.
Czyżby w jej głosie usłyszał cień zainteresowania?
- Nick Fury. – odparł. – Taki gość w przepasce na oku. Dowodzi całą organizacją. Trochę nerwowy. Jest jeszcze agentka Hill, jego prawa ręka i agent Coulson, jego „lepsze oko”, jak mówi dyrektor. Coulsonem to bym się nie przejmował, on jako pierwszy dałby ci szansę. – uśmiechnął się.
Kobieta odwzajemniła uśmiech i wstała. Była już przy drzwiach, ale się odwróciła.
- Dlaczego mnie uratowałeś? – wróciła do pytania z metra.
- Bo wiem, że na to zasługujesz – odparł krótko.
Zapadło milczenie. Wdowa nadal trzymała rękę na klamce. Nagle ktoś szarpnął drzwi z drugiej strony. Kobieta odruchowo odskoczyła do tyłu.
Do pomieszczenia wpadło pięciu uzbrojonych agentów: trzy kobiety i dwaj mężczyźni. Jagoda była z przodu.
- Brać ją! – krzyknęła wskazując na Natashę.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział III



No, dzisiaj kolejny rozdział. Tym razem bez rosyjskiego :) Zapraszam do czytania

Clint milczał.
- Dlaczego? – powtórzyła Natasha, ale w tym momencie metro się zatrzymało na kolejnej stacji. – Wysiadamy – rzuciła, wybawiając Bartona od odpowiedzi, przynajmniej na razie.
Wyszli z pociągu. Wdowa ruszyła w sobie tylko znanym kierunku, a Clint szedł za nią. Nie wiedział gdzie kobieta go prowadzi, ale nie mógł jej wypuścić. Jeśli po prostu puściłby ją wolno, Fury urwał by mu głowę. 
Dotarli do jakiejś przemysłowej dzielnicy, której Barton nie znał, mimo że nie pierwszy raz był w Moskwie. W tym momencie zabrzęczał jego komunikator. Mężczyzna zupełnie zapomniał, że ma to urządzenie w kieszeni. Zatrzymał się, zostając w tyle za Wdową. Spojrzał na ekran. Wiadomość od dyrektora.
„Stan misji”
„No świetnie.” pomyślał  „Dobrze, że nie zadzwonił i nie muszę się jeszcze teraz tłumaczyć.” Barton odpisał:
„W toku”
i szybko dołączył do Natashy, która właśnie skręciła za róg. Po kilku minutach zatrzymali się przed jakimś, najwyraźniej opuszczonym, magazynem. Kobieta weszła do środka, Barton tuż za nią.
Na pierwszy rzut oka pomieszczenie nie różniło się niczym od jakiegokolwiek innego magazynu. Jednak Clint był lepszym obserwatorem, od przeciętnego człowieka,  dostrzegł jakąś klapę w podłodze w lewym kącie hali. Wdowa skierowała się właśnie w jej stronę. Otworzyła właz i zniknęła w otworze. Po chwili Barton znów ją zobaczył.
- Idziesz? Czy masz zamiar tu stać do jutra? – zapytała ze zniecierpliwieniem.
Choć mężczyzna nie był pewien czy może jej zaufać i co jest na dole, postanowił jednak skorzystać z "zaproszenia" kobiety. 
- Idę – rzucił.
Gdy zeszli na dół, oczom Clinta ukazał się minimalistycznie urządzony salon: kanapa, dwa fotele, stolik do kawy, nieduży telewizor i to wszystko. Natasha na chwilę wróciła na górę aby zamknąć klapę.
- Niezłą masz kryjówkę.- odezwał się Barton., gdy kobieta znów pojawiła się w salonie.
- Jest jeszcze kilka pomieszczeń – odparła. – Ale ty zostajesz tu. – położyła nacisk na dwa ostatnie słowa.
Odwróciła się, chcąc wyjść do innego pokoju, ale Clint złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Co robisz! - krzyknęła kobieta.
- Muszę z tobą porozmawiać. – powiedział poważnie. Dopiero teraz zauważył, że kurtka Natashy jest rozdarta na ramieniu, a jej kolor w tym miejscu zmienił się z jasnobrązowego na prawie czarny. – Jesteś ranna. – odezwał się.
- Wiem – warknęła. – Jeśli pozwolisz, pójdę się opatrzyć. – wyrwała rękę z jego uścisku i zniknęła w pokoju obok.
Barton usiadł na kanapie i odłożył łuk na stolik. Chwilę później Natasha wróciła do salonu. Przebrała się, a lekkie zgrubienie na rękawie bluzki świadczyło o opatrunku.
- Więc o czym chciałeś porozmawiać? – zapytała Wdowa siadając na brzegu fotela.
- O tobie….- odparł krótko, a widząc minę kobiety dodał: - O tym co się dzisiaj stało. Wiesz kto cię zaatakował?
- Ktoś, kto chciał zdobyć dane, które wykradłam, klient, który uznał, że za długo czeka, lub ktoś z twojej agencji czy jakiejś innej. – jej głos był spokojny, jakby opowiadała, co zjadła na śniadanie, a nie kto próbował ją zabić. – Nie obchodzi mnie to. Ważne, że im się nie udało.
- Ale było blisko – odparł Clint. – Ile razy jeszcze uda ci się uniknąć śmierci?
- Do czego zmierzasz? – Natasha patrzyła na niego jak na wariata, nie miała pojęcia o co mu chodzi.
- Mam rozkaz cię zabić, o czym dobrze wiesz – kontynuował, jakby jej nie usłyszał. – Ale tego nie zrobię. Teraz pytanie co ty zrobisz?
- To znaczy? – „Ten facet chyba mocno uderzył się w głowę” pomyślała.
- Chcesz robić to co teraz, ale w… hm, no cóż… bezpieczniejszych warunkach? – zapytał.
- Poczekaj chwile, bo nie nadążam. – Natasha wstała i zaczęła chodzić po pokoju. – Ty masz mnie zabić, ale łamiesz rozkaz i proponujesz mi pracę w agencji, która cię na mnie nasłała, dobrze zrozumiałam?
- Mniej więcej. – Clint nadal siedział na kanapie.
- A twoi przełożeni, wiedzą o tej dobroduszności? – zapytała. Jej głos nadal był spokojny, ale dał się w nim usłyszeć delikatny rosyjski akcent. – Czy to tylko twój plan?
- Nie wiedzą – odparł mężczyzna, podnosząc się z sofy. – Ale S.H.I.E.L.D.  daje drugą szansę, szczególnie osobom, które mają przydatne dla niej umiejętności.
- A ja takie mam? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Owszem. – uśmiechnął się.
- Ile mam czasu na decyzję? – kobieta zatrzymała się kilka metrów od niego.
- Niewiele. – odparł.
- A mogę chociaż poznać twoje imię. – nagła zmiana tematu trochę zbiła, go z tropu.
- Clint Barton. – przedstawił się.
- No więc Clint, ty zapewne znasz moje imię? – mężczyzna skinął głową. – Więc Clint, a co będzie jeśli się nie zgodzę?
- To może się źle skończyć, dla jednego z nas. – kobieta spojrzała na niego, unosząc jedną brew. – Wiem co…
Ale nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie nastąpił wybuch i całe pomieszczenie wypełniła chmura pyłu.
Clint nagle poczuł uścisk na nadgarstku, chciał wyrwać rękę.
- Przestań, to ja! – krzyknęła Natasha, w pokoju nadal nie było nic widać.
Kobieta pociągnęła Bartona za sobą. On chwycił wolną ręką łuk, który leżał na stoliku. Po chwili wyszli z salonu. Wdowa go puściła, ale się nie zatrzymała.
 - Pośpiesz się – powiedziała.
Clint ruszył za nią. Po chwili usłyszeli tupot nóg ścigających ich ludzi. Byli w wąskim korytarzu, jedyne drzwi znajdowały się na jego drugim końcu. Nie było gdzie się ukryć. Hałasy coraz bardziej się zbliżały.
Clint zatrzymał się. W mgnieniu oka odwrócił się i wyjął strzałę z kołczanu. Gdy tylko pierwszy ze ścigających ich ludzi wybiegł zza zakrętu, Barton wystrzelił. Trafiony, strzałą paraliżującą, mężczyzna osunął się na ziemię. Na korytarzu pojawili się kolejni. Clint z prędkością błyskawicy sięgnął po następną strzałę. Wdowa wyjęła pistolety i dołączyła do niego. 
Już myśleli, że zagrożenie minęło, gdy Bartonowi koło ucha świsnęła kula. Mężczyzna się odwrócił. Z drugiej strony korytarza nadbiegł mały oddział.
Zanim Clint wyjął kolejną strzałę, jedna z kul trafiła go w łydkę. Noga się pod nim ugięła. Upadł na ziemię.
Mimo bólu udało mu się podnieść na kolana, ale nie mógł wstać. Wdowa cały czas strzelała do napastników. Barton podniósł łuk, który upuścił gdy został postrzelony. Wybrał strzałę. Wycelował i zwolnił cięciwę. Nastąpił wybuch. Korytarz został oczyszczony. Wszyscy napastnicy byli martwi lub nieprzytomni.
Clint osunął się na podłogę. Czuł w nodze uporczywie pulsujący ból.
Natasha szybko do niego podeszła. 
- Co jest? - zapytała.
Dopiero teraz dostrzegła krew wypływającą z dziury w nogawce spodni mężczyzny. Przyklęknęła i spojrzała na jego nogę. Mocno krwawił. Wyjęła z kieszeni scyzoryk.
- Teraz się nie ruszaj. – powiedziała, Barton skinął głową.
Rozcięła nogawkę, tak aby odsłonić ranę. Kula nie przeszła na wylot, ale w tych warunkach nie było mowy o próbie jej wyjęcia. Natasha przygotowała prowizoryczny opatrunek uciskowy. Gdy skończyła, wstała.
- Musisz jak najszybciej dostać się do szpitala  - oznajmiła.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – Clint siedział pod ścianą, oparty o nią plecami. Jego łuk i kołczan leżały obok na podłodze. – Od razu wezwą…
- Policję? – przerwała mu Wdowa. – Tak wiem, ale inaczej się wykrwawisz.
"Czy ona chce mi pomóc?" przemknęło Bartonowi przez myśl.
- To którędy wyjdziemy? – zapytał tylko.
- Powrót nie wchodzi w grę. – odparła Natasha. – Nie wiadomo czy tam w ogóle da się teraz wejść. Ale tu są jeszcze inne przejścia. – spojrzała na drzwi w końcu korytarza.
Był to jeden z wielu korytarzy, których labirynt łączył piwnice starych magazynów, takich jak ten, w którym miała kryjówkę. Szybko przeanalizował którędy będzie najbliżej. W końcu zdecydowała. Odwróciła się do Bartona, wtedy jej wzrok padł na jednego z pokonanych przez nich ludzi. Teraz, gdy się przyjrzała, bez trudu rozpoznała strój typowy dla rosyjskiego wywiadu. Nic dziwnego, że znali tę kryjówkę, używała jej gdy dla nich pracowała.

sobota, 7 marca 2015

Rozdział II




A oto i drugi rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Nie chcę za dużo zdradzać, ale pojawi się rudowłosa piękność :D . Miłego czytania :)

- Nie pytam czy o niej słyszałeś – Clint schował teczkę z powrotem do torby. – Tylko czy wiesz, gdie ana? (Gdzie ona jest?)
- Nikto nie znajet (Tego nikt nie wie.) – odparł tamten.
- Vlad, ne delayte menya idiotom (nie rób ze mnie idioty) – Barton mówił spokojnie, ale jego ręka, ta, która trzymała odbezpieczony pistolet, lekko drgnęła. – Dobrze wiem, że znasz każdego, kogo mógłbym chcieć znaleźć w tym kraju. Nie zabywaj szto słucziłoś posliednij raz (Nie zapominaj, co się wydarzyło ostatnim razem.) – w jego głosie zabrzmiała groźba.
Niski mężczyzna cofnął się tak, że teraz opierał się plecami o drzwi.
- Zapomnic (Pamiętam.) – odparł. – Dobra, coś tam słyszałem. Że ma kryjówkę niedaleko starego centrum. Ale nic więcej nie wiem. – Vlad wydawał się lekko zdenerwowany.
Barton nie był pewien czy mężczyzna powiedział mu wszystko, ale doszedł do wniosku, że to mu wystarczy.
Ruszył w stronę drzwi. Vlad od razu je otworzył.
- W slieduszcij raz (Do następnego razu) – rzucił Clint i wyszedł.

Broń schował dopiero, gdy znalazł się na ulicy. Zaczynało świtać, ale ulice nadal były stosunkowo puste.
Barton potrzebował jakiegoś środka transportu, więc udał się do komisu z używanymi samochodami, który mijał po drodze z lotniska. Na szczęście był już otwarty. Wybrał jakiś nierzucający się w oczy samochód. Sprzedawca początkowo dziwnie na niego patrzył. Kupowanie samochodu o tej prze, to niecodzienne. Ale gdy Clint powiedział, że zapłaci gotówką, ten już o nic nie pytał.
Kilka minut później agent zaparkował w pobliżu Placu Maneżowego. Musiał znaleźć odpowiednie miejsce do obserwacji okolicy. W tej części miasta ruch już był spory. Znalezienie konkretnej kobiety wśród wiecznie śpieszącego się tłumu ludzi nie będzie łatwe, nawet dla niego. Zwłaszcza, jeśli ona nie chce być znaleziona.
Barton postanowił dostać się wyżej. Wyjął z bagażnika swoją torbę i ruszył w stronę jednej z pobliskich kamienic. Właściwie Moskwa była całkiem ładnym miastem, ale on nie przyjechał tu zwiedzać. Wszedł w zaułek między budynkami. Wyjął strzałę z liną i łuk. Niezauważony przez nikogo dostał się na dach. Z tej kamienicy nie miał dobrego widoku, więc przeszedł na sąsiedni budynek.  W końcu znalazł dogodne stanowisko, na którym nie był widoczny z ulicy, a sam bez problemu mógł obserwować cały plac.

***

Mijały godziny, ale ona się nie pojawiła. Około południa Barton uznał, że czas na kawę. Zszedł z dachu i udał się do pobliskiej kawiarni.
Właśnie z niej wychodził, z kawą w papierowym kubku w ręce, gdy ktoś na niego wpadł. Uderzenie nie było na tyle silne żeby Barton stracił równowagę, ale oblał się kawą.
- Izwienitie (Przepraszam) – usłyszał kobiecy głos.
Mamrocząc coś pod nosem i ciesząc się, że kawa nie była gorąca, Clint spojrzał na osobę stojącą przed nim. Ze zdziwienia całkowicie zapomniał o rozlanym napoju i mokrej koszulce. Przed nim stała, nieco zakłopotana - a tak przynajmniej mu się wydawało - Czarna Wdowa, a właściwie Natasha Romanoff.
- Ja placiu dla stirki (Zapłacę za pralnie) – zaoferowała.
Wyglądała i zachowywała się jak zwyczajna dziewczyna.
- Nie nużno (Nie trzeba) – odparł Clint, całkowicie naturalnie, miał taką nadzieję.
- Możet byc’ daże czaszka kofe abajdziotsa wam (To może chociaż postawię panu kawę?) – Barton nadal nie mógł uwierzyć, że ta miła dziewczyna jest wyrachowaną najemniczką, musiała być niezwykle utalentowaną aktorką.
- Niet, nie nużno (Nie, nie trzeba) – odparł.
Musiał jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, zanim Natasha domyśli się, że jest agentem S.H.I.E.L.D., bo to, że Barton nie jest Rosjaninem, kobieta na pewno już wiedziała.
- Wy nie otsjuda? (Pan nie jest stąd?) – zapytała, jakby na potwierdzenie jego myśli.
- Net. (Nie) – odparł i tak nie było sensu kłamać. – Ja posieszciaju (Zwiedzam) – uśmiechnął się.
- Wy dołżny uwidiec’ sobor Wasilija Błażiennowo (Musi pan koniecznie zobaczyć Cerkiew Wasyla Błogosławionego) – powiedziała i odwzajemniła uśmiech.
- Spasibo za sowiet (Dziękuję za radę) – dopiero teraz poczuł mokrą koszulkę, nieprzyjemnie przyklejającą się do ciała.
- Nie za szto (Nie ma za co) – odparła – Izwienitie jeszcio raz za kofe. Da swidania (Jeszcze raz przepraszam za kawę. Do widzenia)
- Da swidania(Do widzenia)
Natasha odeszła. Clint wrzucił pusty kubek do kosza, wyjął z torby kurtkę i szybko ją włożył, żeby ukryć plamę po kawie. Ruszył za Czarną Wdową, pamiętając o tym żeby nie dać się jej zauważyć.


Oczywiście wiedziała, że ją śledzi. Nawet najlepiej wyszkolony szpieg nie byłby w stanie jej podejść, a on nie należał do najdyskretniejszych.
Zauważyła go jeszcze przed ich „przypadkowym” spotkaniu pod kawiarnią. Gdy szła ulicą dostrzegła tego mężczyznę w zaułku między budynkami, kiedy schodził z dachu. Jej szósty zmysł ją zaalarmował. Może to była lekka paranoja, ale coś jej mówiło, że on ją śledzi. Dyskretnie ruszyła za nim w stronę kawiarni, aby się przekonać, czy ma rację.
Potrąciła go specjalnie, aby mieć pretekst, chwilę z nim porozmawiać. Tak jak myślała mężczyzna miał amerykański akcent, który bardzo starał się ukryć. Nie dopiął torby podróżnej, więc od razu zauważyła broń. Ale ostatecznie przekonała się o tym, że to jej szukał, gdy na nią spojrzał. Jakby wygrał los na loterii. Tylko przez chwilę, zaraz się zreflektował. No i jeszcze ta najstarsza wymówka świata: „Tylko zwiedzam”.
Teraz szedł za nią. Myślał, że doprowadzi go do swojej kryjówki. I po części miał rację. Natasha nie chciała, żeby domyślił się, że ona już wie o tym, że ją śledzi. To ona dyktowała warunki. Niedaleko było pewne miejsce, do którego mogła go bez obaw zaprowadzić.


Wdowa weszła do jakiejś kamienicy. Barton został na zewnątrz. Gdy zobaczył, że Natasha otwiera okno na trzecim piętrze, wiedział już gdzie jest jej mieszkanie. Zajął pozycję na dachu budynku po drugiej stronie ulicy. Wyjął z torby łuk, ale mimo otwartego okna, nie miał dogodnej pozycji do strzału. Kobieta bardzo się pilnowała, jakby wiedziała, że on tam jest. Zawsze coś przesłaniało linię strzału.

***

Słońce już zaszło, a Barton nadal obserwował Natashę. Kobieta zamknęła i zasłoniła okno, uważając aby nie stać bezpośrednio przed nim.
Przez jakiś czas widział jej cień na zasłonie. Później chyba wyszła z pokoju, bo cień zniknął. Barton odłożył łuk, który do tej pory trzymał gotowy do strzału.
- Hej! – usłyszał za sobą znajomy głos.
Tak się zdziwił, że odwrócił się, zostawiając łuk tam gdzie go odłożył. Na dachu stała Natasha.
- Chyba wiszę ci kawę. – podała Bartonowi kubek, który trzymała. Mówiła po angielsku, bez cienia akcentu.
Clint nawet nie drgnął, za bardzo go zaskoczyła. Wdowa odstawiła kubek na bok.
- Posłuchaj mnie – zmieniła ton, tym razem rosyjski akcent był bardzo wyraźny. – Podejrzewam, że jesteś z S.H.I.E.L.D. Ostatnio wam coś zabrałam – Barton otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz nie dała mu na to szansy. – ale nie licz na to, że ci to oddam. Jeśli nie chcesz skończyć jak pozostali…
W tym momencie rozległ się krzyk. Barton spojrzał w stronę, z której dochodził. Gdy znów się odwrócił, Wdowy już nie było. Clint podbiegł do krawędzi dachu.
W zaułku, między kamienicami, zobaczył jakiegoś mężczyznę atakującego kobietę. W ułamku sekundy sięgnął po łuk, wyjął strzałę paraliżującą. Gdy znów spojrzał w dół, gotowy do strzału, dziewczyny nie było. Zobaczył za to Natashę, która stała nad obezwładnionym napastnikiem. Przycisnęła go butem do ziemi, aby nie mógł wstać. Coś do niego mówiła.
Barton zmienił strzałę. Wycelował wprost w kobietę.


Wdowa patrzyła na mężczyznę, którego przed chwilą pokonała.
Sama nie była święta, ale atakowanie bezbronnej dziewczyny… To facetowi nie ujdzie na sucho.
- Słuszajtie mienia wnimatielno… (posłuchaj mnie uważnie) – zaczęła, ale coś usłyszała.
Podniosła głowę. Przy krawędzi dachu stał agent S.H.I.E.L.D. Mierzył do niej z ŁUKU. Co to ma być? Średniowiecze? Natasha nie wiedziała o co chodzi, ale wolała nie ryzykować. Uniosła ręce w obronnym geście i powoli cofnęła się o kilka kroków. Uwolniony przez nią oprych uciekł tak szybko, jak mógł. A oni tak stali, patrząc na siebie.
„Jak mogłam być tak nieostrożna?” przemknęło kobiecie przez głowę.


Clint napiął cięciwę. To był łatwy strzał, wykonałby go z zamkniętymi oczami. Więc dlaczego było to takie trudne? Wystarczyło puścić cięciwę i rozkaz zostałby wykonany, a on wróciłby do Stanów. Ale nie mógł, ta kobieta nie zasługiwała na śmierć. Nie był pewien dlaczego – czy dlatego że pomogła tej dziewczynie? a może był jakiś inny powód? – lecz był pewien, że to błąd. Cała ta misja to błąd.
Opuścił łuk.
Natasha zaczęła uciekać, ale Barton nie mógł zostawić tak tej sprawy. Jak on nie ukończy misji, to wyślą kogoś innego. Musiał to załatwić inaczej. Wyjął strzałę z liną. W chwili gdy dotknął ziemi, nastąpił wybuch. Fala uderzeniowa przewróciła go na ziemię. Gdy się podniósł, zobaczył Wdowę. Kobieta leżała pod ścianą, na końcu zaułka. W tym momencie od strony ulicy nadbiegło kilku mężczyzn uzbrojonych w pistolety. Clint ruszył w stronę Natashy, po drodze wyjmując strzałę. W ułamku sekundy wystrzelił. Wszystko zasnuł gęsty zielony dym. Barton, korzystając z tej zasłony, wyciągnął Wdowę - która odzyskała już przytomność, ale była oszołomiona – na ulicę.
- Do metra! – krzyknęła Natasha.
Gdy ruszyli chodnikiem, Clintowi wydawało się, że dostrzegł znajomą postać w cieniu budynku, ale nie miał czasu się nad tym zastanowić.
Wsiedli do pierwszego pociągu i zajęli miejsca na końcu wagonu.
- Dlaczego mnie uratowałeś? – zapytała kobieta.
- Co? – zdziwił się Barton.
- Dlaczego mnie tam nie zostawiłeś? – przyglądała się mu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.