niedziela, 17 sierpnia 2014

Dla ciekawskich



Jakby wyglądał Thor z dzieckiem na rękach? Właśnie tak :)
 Gromowładny i jego córeczka Katrina Frigga

Epilog



A to już koniec tego opowiadania. Na razie nie mam jeszcze pomysłu na trzecie opowiadanie, ale gdy tylko coś do mnie przyjdzie, to je napiszę :) Mam nadzieję, że zrozumiecie, wena bywa kapryśna :D Miłego czytania


W StarkTower panowała smutna atmosfera. Przez kolejne dni Avengersi prawie nie widywali Wdowy. Jeśli gdzieś się pojawiała, to szybko przemykała i znikała. Nikt nie miał odwagi jej szukać. W końcu nadszedł dzień pogrzebu Clinta.
Po uroczystości, Natasha szybko opuściła pozostałych. Kapitan ruszył za nią. Nagle przed nim pojawił się Coulson.
- Moje kondolencje. - powiedział.
Steve zatrzymał się w pół kroku. Już za późno, Wdowa zniknęła.
- Dziękuję - odarł. - A jak twój zespół?
Zaczęli iść przez cmentarz. Kapitan zauważył, że Phil nie wygląda najlepiej. Miał podkrążone oczy i był nienaturalnie blady.
- Jedna osoba jest w ciężkim stanie... - urwał na chwilę. - Ale myślę, że z tego wyjdzie. Pozostali już doszli do siebie.
Steve i Coulson rozmawiali jeszcze przez jakiś czas.


Kilka godzin później Avengersi siedzieli w salonie w StarkTower. Do pokoju wszedł Thor.
- Przyjaciele - powiedział. - Chciałem się z wami pożegnać. Wracam do Jane.
- Opuszczasz drużynę? - Tony się do niego odwrócił.
- Tak. - odparł Gromowładny. - Muszę zaopiekować się rodziną.
W salonie zapanowała niezręczna cisza. Thor opuścił pomieszczenie i wieżę.
Reszta bohaterów zamieszkała w StarkTower, które znów stało się siedzibą Avengers.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział X



Blog przekroczył 2000 odwiedzin. Dziękuję, że jesteście i czytacie :) Ten rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom. To dla was ;D


- W Alcatraz walczyliśmy nad ranem. - odezwał się Tony. - Potem byliśmy w tajnej bazie T.A.R.C.Z.A., a następnie w Waszyngtonie…
- Nie pamiętam - Wdowa potarła skronie. - Niczego nie pamiętam.
Usłyszeli jakieś dziwne zgrzyty i trzaski dochodzące z daleka. Wszyscy zaczęli nasłuchiwać. Hawkeye odwrócił się do Natashy.
- Nie pamiętasz tego, co ci powiedziałem? - zapytał.
Kobieta pokręciła głową.
- Nie - powiedziała - A co mówiłeś?
- No… więc… - zaczął Clint.
W tym momencie rozległ się potężny huk i drzwi do ich więzienia runęły na podłogę. W powstałym otworze pojawiły się trzy postaci. Po chwili stanęły w świetle i Avengersi bez trudu ich rozpoznali. Byli to X-Meni: Wolverine i Storm, a za nimi…
- Bruce, dobrze, że jesteś. - powiedział Kapitan.
- Ja też się cieszę, choć wolałbym żeby to było w innych okolicznościach. - odparł Banner. - Ale teraz musimy się pośpieszyć.
Na ścianie, obok wejścia, znajdował się elektroniczny panel kontroli. Bruce podszedł do niego. Zaczął przy nim majstrować i po chwili ściany cel Avengersów zniknęły. Byli wolni, wszyscy oprócz Thora, który nadal był skuty. Tony podszedł do Gromowładnego. Spojrzał na kajdany.
- To adamant. - powiedział. - Nie łatwo będzie je zdjąć.
Wolverine odwrócił się do nich.
- Poradzę sobie - powiedział.
Kilkoma szybkimi ruchami rozciął okowy. Gdy tylko opadły na podłogę, Thor wyciągnął rękę.
- Mjolnirze, do mnie! - zawołał.
Za drzwiami znów dało się słyszeć huki i trzaski. Po chwili przez wyłamane drzwi wleciał młot bojowy.
- My też musimy odzyskać swoje uzbrojenie - orzekł Steve. - Myślę, że jest tam gdzie był Mjolnir. Chodź…
- Ciii. - syknął Wolverine. - Słyszę żołnierzy, zaraz tu będą.
Kapitan i Hawkeye pomogli wstać Sokołowi i wszyscy szybko opuścili pomieszczenie. Korytarze tworzyły istny labirynt, ale dziury w ścianach, zrobione przez młot Thora, wskazywały im drogę. Gdy wyszli zza kolejnego zakrętu, zobaczyli dwóch strażników. Logan skoczył do przodu i szybko ich obezwładnił. Drzwi, których pilnowali prowadziły do miejsca ukrycia młota. Gdy weszli do środka, okazało się, że Kapitan miał rację. Było tam wszystko: tarcza Kapitana z wibranium, skrzydła Sokoła, broń Wdowy, łuk i strzały Hawkeye’a i pancerz Iron Mana.
W czasie, gdy pozostali zabierali swoje rzeczy, Tony podszedł do zbroi. Zniszczony reaktor łukowy uniemożliwiał jej uruchomienie. Chyba, że… Chyba, że znajdzie inne źródło zasilania. Tylko gdzie?
- Pośpieszcie się. - powiedział Logan. - Zaraz tu będą.
Nagle Stark wpadł na pewien pomysł.
- Uderz piorunem w zbroję. - powiedział.
- Zaraz wpadnie tu patrol. - rzucił Wolverine.
- Szybciej! - pośpieszył Thora Tony.
Gromowładny uniósł młot. Jedno z okien roztrzaskało się na miliony kawałków. Piorun Thora ugodził wprost w zbroję. Oczy pancerza rozbłysły. Stark włożył go dosłownie w ostatniej chwili, bo do pomieszczenia wdarli się żołnierze. Było ich może dwudziestu dobrze uzbrojonych.
- Stać! - krzyknął jeden z nich.
Wszyscy celowali w bohaterów.
- Przepuście nas! - zawołał Kapitan.
Żołnierze tylko się zaśmiali.
- Sami tego chcieliście. - powiedział Logan i ruszył do ataku.
Pozostali za nim. Bez trudu przedarli się przez ten mały oddział.
Nie długo zajęło im odnalezienie wyjścia. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, nie wiadomo skąd pojawiła się przed nimi Omnis.
- Dokąd się wybieracie? - zapytała.
W tym momencie ze wszystkich stron otoczyli ich żołnierze Hydry. Czekali na rozkaz przywódczyni. Bohaterowie przygotowali się do odparcia ataku.
- Nie macie szans stąd uciec! - Omnis zaśmiała się złowrogo i uniosła w powietrze.
Gwieździste niebo natychmiast zasnuły gęste chmury. Burza rozpętała się w kilka sekund. Deszcz zacinał, a błyskawice co chwila rozświetlały niebo.
- Czas zakończyć te przepychanki. - powiedział do pozostałych Kapitan. - Albo ją pokonamy, albo zginiemy. Do boju.
- Do ataku! - krzyknęła Omnis.
Żołnierze ruszyli w stronę bohaterów. Nagle ziemią zatrząsł potężny ryk. Hulk wyrwał się do przodu, wprost na oddziały Hydry. Pozostali nie zostawali w tyle. Zielony olbrzym przedzierał się wprost do Omnis. Ta jednak nie miała zamiaru bezczynnie czekać. Wywołała potężne tornado, które porwało Hulka i poniosło nie wiadomo gdzie.
Storm uniosła się w powietrze. Thor był tuż obok niej.
- Dwóch na jedną? - zaśmiała się Omnis. - To niezbyt sprawiedliwe… Dla was.
Skierowała w ich stronę pioruny. Storm zrobiła unik, a Thor przekierował jeden z nich z powrotem do napastniczki.
- To wy tak! - krzyknęła, uchylając się przed gromem. - Zabawa się skończyła.
Deszcz zamienił się w grad. Lodowe pociski uderzał ze wszystkich stron. Storm nie długo na to pozwoliła. Po chwili z chmur zaczął padać śnieg.
- Nie pokonasz nas! - krzyknęła kobieta.
- Jeszcze zobaczymy! - Omnis była wściekła.
Płatki śniegu zaczęły wirować coraz szybciej i szybciej, zamieniając się w bryły lodu, które otoczyły Thora i Storm. Omnis stworzyła wokół nich coś na kształt lodowego kokonu, z którego nie mogli się wydostać. Żadne ataki nie skutkowały.

Mimo późnej pory, wokół Białego Domu, zaczęli zbierać się gapie. Część
wrogich żołnierzy ruszyła w ich stronę. Kapitan i Wolverine natychmiast pobiegli za nimi. Steve bez trudu ich wyprzedził, odgradzając drogę do niewinnych cywilów.
- Uciekajcie stąd! - krzyknął do ludzi, osłaniając się przed kulami.
- Potrzebujesz pomocy? - zapytał Logan, powalając dwóch żołnierzy.
- Pilnuj, aby cywile nie dostali się pod ostrzał. - odparł Steve, obezwładniając kolejnych.
Ludzie zaczęli się rozbiegać. Wybuchła panika. Kapitan i Wolverine robili wszystko, aby postronni świadkowie mogli bezpiecznie opuścić pole bitwy.

Wdowa i Hawkeye zostali odcięci. Ze wszystkich stron otaczały ich oddziały Hydry. Jednak radzili sobie dobrze.
- Musimy przedostać się do naszych. - oznajmił Barton.
- Masz… Clint z prawej - krzyknęła Natasha.
Mężczyzna uchylił się w ostatniej chwili.
- Dzięki.

Sokół i Iron Man byli wsparciem powietrznym. Ruszyli na pomoc Thorowi i Storm, Jednak zanim do nich dotarli, zauważyli, że coś dziwnego dzieje się na dole. Ziemia zaczęła drżeć i się rozstępować.
- Nie dobrze. - mruknął Tony. - Trzeba ich stamtąd zabrać! Rozdzielmy się! - krzyknął do Sama.
- Tak jest! - polecieli w przeciwne strony.
Sokół złapał za ręce Natashę i Clinta i zabrał ich na najbliższy dach dosłownie w ostatniej chwili, ponieważ w miejscu gdzie stali ziała teraz ogromna dziura.
- Dzięki! - zawołali oboje, gdy Sam odlatywał.

Iron Man ruszył w kierunku Steve’a i Logana. Chciał ich stamtąd zabrać, ale…
- Najpierw cywile! - krzyknął Kapitan.
- Poradzimy sobie! - dodał Wolverine.
Tony zabierał ludzi z najbardziej zagrożonych miejsc. Po chwili dołączył do niego Sokół. Steve i Logan osłaniali ich, pilnowali aby żaden żołnierz ich nie atakował.

Hawkeye i Wdowa z góry atakowali wroga. Jednak żołnierze dostali się na dach. Bohaterowie zostali otoczeni. Dzielnie się bronili, choć wróg miał przewagę.
- Wdowa, uważaj! - krzyknął Hawkeye, odpychając ją na bok.
Kula przeszyła jego klatkę piersiową. Upadł.
W tym momencie Natasha usłyszała donośny ryk. Na dach wskoczył Hulk i zaczął walczyć z żołnierzami. Ale ją niewiele to obchodziło. Podbiegła do Clinta. Uklęknęła przy nim. Delikatnie ujęła jego głowę i położyła na swoich kolanach.
- Clint - mówiła cicho, łzy spływały jej po policzkach.
 - Nic mi nie jest. - mówienie wyraźnie sprawiało mu trudność. - Bywało gorzej. - uśmiechnął się mimo bólu.
- Cii - szepnęła Wdowa. - Nic nie mów. - przytuliła go.
- Pamiętam, Clint. Wszystko pamiętam. - mówiła przez łzy. - Też cię kocham, więc nie możesz mnie opuścić - pocałowała go.
Jej palce były zbroczone jego krwią.
- Jestem taki zmęczony - wyszeptał Barton.
- Nie możesz zasnąć. - łkała. - Nie zostawiaj mnie, Clint.
Mężczyzna zamknął oczy. Deszcz mieszał się z jego krwią. Rude włosy Natashy przyklejały jej się do twarzy, ale nie zwracała na to uwagi. Tuliła tylko martwe ciało mężczyzny. Po policzkach płynęły jej łzy.

Żołnierzy z każdą chwilą przybywało. Iron Man nie był w stanie poderwać się do lotu. Co chwila strzelał z repulsorów, jednak na każdego obezwładnionego żołnierza, pojawiało się kolejnych dziesięciu.
- Zostało 20% mocy. - odezwał się J.A.R.V.I.S.
- Przekieruj moc do repulsora piersiowego. - krzyknął Tony.
Wystrzelił potężny ładunek. Udało mu się zrobić duży wyłom w szeregach wroga. Przedostał się do Kapitana i Wolverine’a. Sokół leciał nad nimi i pomagał w walce. Hulk odparł już atak na dach, dołączył do pozostałych. Żołnierze nie mieli szans.
Nagle niebo rozświetlił błysk. Thor i Storm wydostali się z pułapki Omnis. Oczy Storm były białe, włosy miała rozwiane, nad nią zaczęły iskrzyć pioruny. Gromowładny także je przywołał. Omnis nie miała zamiaru stać bezczynnie. Wystrzelili równocześnie. Ładunki się zderzyły. Ogromne wyładowanie i niesamowity blask. Wszyscy na dole odwrócili wzrok. Wobec połączonych mocy Thora i Storm Omnis nie miała szans. Piorun przeszył ją i kobieta opadła martwa na ziemię. Jej wojska były w rozsypce.
- Wygraliśmy. - powiedział Tony.
- A gdzie Wdowa i Hawkeye? - Kapitan rozejrzał się dookoła.
- Są na dachu. - powiedział Sokół, opadając na ziemię.
Wszyscy ruszyli w tamtą stronę. Wszyscy oprócz Bannera, który siedział oparty o ścianę najbliższego budynku. Steve podszedł do niego.
- Dziękuję, że jednak zdecydowałeś się walczyć. - powiedział.
- A co miałem zrobić? - Bruce wydawał się zmęczony. - Nie lubię tracić kontroli, ale nie mogłem stać bezczynnie z boku.
Kapitan uśmiechnął się i poszedł za pozostałymi. Wkrótce dotarli na dach. To co tam zobaczyli, zatrzymało ich w pół kroku. Wdowa odwróciła się do nich.
- On… On… - płakała. - Nie żyje.
Avengersi pierwszy raz widzieli ją w takim stanie. W ogóle pierwszy raz widzieli, żeby okazywała silniejsze emocje.
Kapitan podszedł do kobiety. Delikatnie ją podniósł, a ona wtuliła twarz w jego ramię. Nadal płakała.

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział IX



Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Jagodzie (myślę, że się domyśli dlaczego) i fanom innej bardzo popularnej serii Marvela, a jakiej to się przekonacie po przeczytaniu rozdziału :)


Bruce bardzo szybko uporał się ze wszystkimi sprawami i już następnego dnia był gotowy do lotu. Kupił bilet na samolot do Stanów, do Nowego Jorku. Wylądował około dwudziestej. Postanowił wstąpić do kawiarni. Podeszła do niego młoda kelnerka.
- Co podać? – zapytała.
Banner patrzył na telewizor, właśnie leciały wiadomości.
- Kawę bezkofeinową. – powiedział – Mogłaby pani zrobić głośniej? – skinął w stronę telewizora.
- Nie ma problemu. Kawa zaraz będzie – odeszła.
- Z ostatnie chwili – dobiegł głos z telewizora – Cały świat nie może w to uwierzyć. Nie jaka Omnis przejęła dziś władzę w Waszyngtonie. Grupa superbohaterów zwana Avengers próbowała ją powstrzymać, jednak nie była w stanie. Omnis ogłosiła, że jutro w południe zostaną straceni, a ona przejmie władzę w całym kraju…
Banner zerwał się na równe nogi. Zostawił pieniądze na stoliku i ruszył do wyjścia.
- Dokąd pan idzie? – zapytała kelnerka. – Przecież nie podałam jeszcze kawy.
- Coś mi wypadło. – powiedział tylko i wyszedł z kawiarni.
Wpadł do łazienki. Na szczęście nikogo tam nie było. Bruce obmył twarz zimną wodą i zacisnął dłonie na brzegu umywalki. Wziął kilka głębokich oddechów.
 „Muszę coś zrobić. Jakoś im pomóc…”
Postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o Omnis. Ruszył do kafejki internetowej. Usiadł przy jednym z komputerów i wstukał w wyszukiwarkę odpowiednie hasło. Szybko odnalazł właściwy materiał. Założył słuchawki i włączył film.
- Doszły nas wieści, że coś się dzieje przed Białym Domem. – usłyszał głos reporterki. – Zaraz będziemy na miejscu. – wyszli zza budynku, kamera natychmiast skierowała się na Pałac Prezydencki.
- Co tam się dzieje!? – mówiła reporterka. – Jakaś armia. Nie wiem czy…
Banner zdjął słuchawki. Nie miał ochoty słuchać chaotycznej relacji, wolał obejrzeć materiał bez dźwięku.
Ta Omnis była potężna i byłą mutantem. Pokonała nawet Thora.
Bitwa się skończyła, jeden z żołnierzy przegonił reporterkę. Bruce wyłączył film.
Aby odnaleźć Avengersów, potrzebował pomocy. I wiedział gdzie ją znajdzie.
Wiele lat temu przyjaźnił się z pewną dziewczyną. Miała niezwykłe moce, wkrótce po ich odkryciu wyjechała do szkoły dla szczególnie uzdolnionych. Nadal utrzymywali kontakt, pisząc listy. Pisali o wszystkim. Wiedziała nawet o jego „wypadku” (to był ostatni list jaki do niej wysłał), a on wiedział gdzie jest jej szkoła. Postanowił się tam wybrać.
Zamówił taksówkę i udał się do StarkTower.
Stanął przed drzwiami wieży.
- Witam, doktorze Banner. – odezwał się J.A.R.V.I.S. – W wieży jest tylko panna Potts. Pana Starka nie ma.
- Wiem – odparł mężczyzna – On i pozostali Avengersi mają kłopoty. Chcę im pomóc.
Drzwi się otworzyły.
- Panna Potts wie o pana przybyciu. – powiedział komputer. – Proszę skierować się do salonu.
Bruce poszedł do windy. Po chwili był już na górze. Gdy wszedł do salonu, rzuciła mu się na szyję zapłakana kobieta.
- Tony… - szlochała. – on… oni…
- Wiem – Banner zaprowadził ją do kanapy. – Chcę im pomóc.
- Pomóc… im… - powtórzyła Pepper.
Trochę zaczęła się uspokajać.
- Nie martw się, zrobię wszystko… - mówił Bruce. – A jeśli ja nie dam rady, to zielony na pewno da. – uśmiechnął się.
Kobieta wytarła twarz jedną z chusteczek, które leżały wszędzie.
- Już lepiej? – rudowłosa kiwnęła głową. – Potrzebuję jeta, wiesz gdzie są kluczyki?
- Tak – Pepper wstała, podeszła do barku i coś z niego wyjęła. – Oto one.
- Dziękuję – zabrał kluczyki. – I nie martw się. – wyszedł.
Wsiadł do jeta i wzbił się w powietrze. Wprowadził współrzędne do autopilota. Wkrótce wylądował na boisku obok akademii Xaviera. Wysiadł z maszyny.
Nagle z cienia wybiegł jakiś dobrze zbudowany mężczyzna trochę przypominający zwierzę. Złapał Bannera za koszulę i przycisnął go do ściany budynku.
- Kim jesteś? – warknął. – Czego tu szukasz?
- Spokojne… - Bruce uniósł ręce – Ja…
Ze środka wyszła kobieta. Gdy zobaczyła scenę, jaka rozgrywała się na zewnątrz, krzyknęła.
- Puść go, Logan! – podbiegła do nich. – To mój przyjaciel.
Wolverine go puścił. Banner opadł na kolana, zacisnął pięści i zaczął głęboko oddychać.
- Nic ci nie jest, Bruce? – Storm uklęknęła przy nim.
- Nie, Or… - powiedział cicho. – Ale lepiej się odsuń.
Po chwili się podniósł.
- Przepraszam, za to. – powiedział.
- Co cię tu sprowadza? – kobieta poprowadziła go do środka, Logan szedł za nimi.
- Kłopoty, niestety. – powiedział.
Weszli do salonu. Banner i Storm usiedli na kanapie, a Wolverine oparł się o fotel.
- Kim on w ogóle jest, Storm? – zapytał.
- To doktor Bruce Banner, mój dawny przyjaciel. – odparła kobieta. – A więc, co się stało? – zwróciła się do mężczyzny siedzącego obok niej.
- Słyszałaś o wydarzeniach w Waszyngtonie? – zapytał.
- Tak. – odpowiedziała ze smutkiem. – Chcesz ich uwolnić?
- Owszem. Ale nie mam pojęcia gdzie są.
Logan spojrzał na nich.
- O czym wy mówicie?
- Jakaś mutantka o imieniu Omnis…- zaczęła wyjaśniać Storm. – Przejęła władzę w Waszyngtonie i pojmała Avengersów…
- Ogłosiła, – kontynuował Banner - że jutro w południe ich zabije i przejmie władzę w całym kraju.
- Dobra, ale co ty masz z tym wspólnego? – zapytał Wolverine.
- To moi przyjaciele. – odparł Bruce – Należę do tej drużyny.
Logan wyglądał na zbitego z tropu.
- Może trudno ci będzie w to uwierzyć, ale to ja jestem Hulkiem. – Banner przeniósł wzrok na Storm. – Była byś wstanie ich odnaleźć?
- Ja nie – kobieta pokręciła głową. – Ale wiem kto mógłby to zrobić. – wyszła z pokoju.
Po chwili wróciła z jakąś, może czternastoletnią, dziewczynką.
- To jest Emma – przedstawiła ją Storm. – Potrafi namierzyć każdego, kogo kiedykolwiek widziała; nie ważne czy na żywo, czy na zdjęciu. – Zwróciła się do dziewczynki. – Wiesz gdzie są Avengersi?
Dziecko zamknęło oczy i zmarszczyło brwi. Po chwili znów na nich spojrzało.
- Wiem – powiedziała. – Są w Waszyngtonie, pod Białym Domem.
- Pod? – dopytywała Storm.
- Tak, tam jest jakieś takie tajne więzienie czy coś. – odparła.
- Dziękuję ci, Emmo. – kobieta się do niej uśmiechnęła. - Możesz już wrócić do siebie.
Dziewczynka wyszła z pokoju.
- Co wy tu robicie? – usłyszeli jej głos z korytarza.
- Ciii…
Logan wyszedł z salonu, po chwili wrócił, prowadząc dwóch nastolatków: dziewczynę i chłopaka.
- Podsłuchiwali. – powiedział mężczyzna.
- Szykuje się jakaś misja? – zapytała dziewczyna o długich, brązowych włosach z jednym białym pasemkiem.
- Nie dla was – odpowiedziała stanowczo Storm.
- Dlaczego? – odezwał się chłopak.
- Ponieważ… - kobieta nie chciała się z nimi kłócić. – musicie przypilnować pozostałych, gdy nas nie będzie.
- Lecicie ze mną? – zapytał Banner.
- A co myślałeś? – odparł Logan. – Ona jest mutantem i stanowi zagrożenie dla całego świata…
- A więc ustalone. – skwitowała Storm. – Bobby i Shelma, wy zostajecie w szkole. Wolverine i ja lecimy z Brucem do Waszyngtonu.
 Dorośli wyszli z salonu, zostawiając niezadowolonych nastolatków samych.