niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział IX



Zapraszam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania.

- Co to za pilna sprawa? – zapytała Wdowa, wparowując bez pukania do gabinetu dyrektora S.H.I.E.L.D.
Coulson i May, która właśnie z nim rozmawiała, odwrócili się w jej stronę.
- Dokończymy później. – rzuciła agentka do Phila i wyszła z pokoju.
- Co to za tajemnice? – odezwała się Natasha, odprowadzając kobietę wzrokiem.
- Omawialiśmy szczegóły jutrzejszej konferencji. – odparł dyrektor. – Ale o tym później. Usiądź proszę. – wskazał jej krzesło.
Wdowa obróciła je i usiadła na nim okrakiem, kładąc ręce na oparciu.
- Jaka konferencja? – zapytała, przyglądając się ciekawie mężczyźnie siedzącemu po drugiej stronie biurka.
- Juto oficjalnie rozpoczynamy działanie projektu Protect. – zaczął wyjaśniać.
- Tak, wiem. – wtrąciła kobieta. – Ale, co to ma…
- Mówiłem ci, że nie chcemy działać potajemnie. – przerwał jej Coulson. – Nie zamierzamy ukrywać naszych działań przed opinią publiczną.
- Czy Tajna Agencja Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych przestaje być Tajna? – podsumowała Wdowa. – Całkowicie publiczna? Myślała, że się na to nie zdecydujesz.
- Już dawno się na to zdecydowałem. – powiedział Phil. – Działamy jawnie i odzyskujemy zaufanie coraz większej rzeszy ludzi, co bardzo ułatwia działanie.
Natasha skinęła głową. „Łatwiejsze działanie” czyżby…
- Czyli S.H.I.E.L.D. stała się organizacją prywatną? – kobieta uniosła jedną brew.
- Poniekąd – odparł dyrektor. – Staliśmy się bardziej… otwarci na różne możliwości. Nadal współpracujemy z rządem, ale nie jesteśmy od niego zależni. Rada została rozwiązana, a obecny zarząd składa się głównie z agatów. Finansowanie też mamy zapewnione z różnych źródeł. Tak więc jesteśmy niezależni, ale działamy zgodnie z prawem.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś wcześniej? – głos Natashy był spokojny, choć kobietę trochę zirytowało to „jesteśmy otwarci dla wszystkich, ale ty się o tym dowiesz na samym końcu”. Oczywiście gdyby chciała już dawno by o wszystkim wiedziała, ale uznała, że nie będzie wystawiała zaufania Coulsona na próbę. I jak na tym wyszła?
- Myślałem, że cię nie interesują sprawy organizacyjne. – odparł dyrektor.
- Zwykle nie. – przyznała. – Ale to jest akurat wyjątkowo ciekawe.
- Oczywiście nie zdradzimy niczyjej tożsamości, bez jego zgody. – dodał Phil.
Wdowa zaśmiała się krótko.
- Nie martwiłam się o to. – powiedziała. – Moja tożsamość jest wszystkim znana już od jakiegoś półtora roku.
- A więc o co chodzi? – Coulson uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Chcesz całkowicie zmienić sposób działania agencji – zaczęła kobieta. – nie sądzisz, że skoro pomagałam ci w wielu sprawach, to chciałabym o tym wiedzieć? A z drugiej strony – kontynuowała zanim mężczyzna choć zdążył otworzyć usta. – jesteś pewien, że nie masz nic do ukrycia?
- Tak, jestem pewien. – Coulson wstał. – To tajemnice doprowadziły do upadku poprzedniej S.H.I.E.L.D. Mimo, że Fury był najlepszym dyrektorem w dziejach, to te wszystkie tajne operacje i zasada ograniczonego zaufania doprowadziły do tego, że nie był w stanie wszystkiego naraz kontrolować.
- Czyli ty idziesz w całkowicie inną stronę. – to był bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Owszem. – odparł. – Ale nie ściągnąłem cię tu, żeby zanudzać cię szczegółami administracyjnymi. Widzisz, jutro rusza projekt Protect, wszystko jest już gotowe, drużyny zostały rozmieszczone w kwaterach i zaczynają działać w swoich regionach. Musimy wprowadzić Avengers w tą inicjatywę…
- Po pierwsze… - Natasha także wstała. – nie sądzisz, że powinniśmy to zrobić już dawno? A po drugie. – dodała zanim zdążył jej przerwać. – Naprawdę tylko po to mnie PILNIE wzywałeś? Równie dobrze mogłeś wysłać mi wiadomość.
„I pomyśleć, że dla takiej głupoty, wystawiłam Sokoła i Kapitana” pomyślała.
- Po pierwsze… - powtórzył po niej dyrektor. – informowanie Avengers zostawiłem na koniec, bo w przeciwnym razie musiałbym użerać się ze Starkiem, który zawsze ma jakieś obiekcje. W ten sposób postawię go przed faktem dokonanym. A po drugie mam do ciebie jeszcze kilka innych spraw.
- Zamieniał się w słuch. – Wdowa odwróciła krzesło i usiadła, tym razem normalnie. Miała nadzieję, że kolejne „sprawy” będą lepiej dopasowane do jej umiejętności.
- Pamiętasz projekt Assemble? – zapytał.
- Oczywiście. – odparła.
Drugi projekt, nad którym Coulson pracował od jakiegoś pół roku. Odnajdował na całym świecie nadludzi, którzy już działają jako superbohaterowie.
Ogólnie rzecz biorąc, cała ta inicjatywa polegała na tym aby umożliwić kontaktowanie się poszczególnych nadludzi ze sobą i stworzyć globalną sieć niezależnych superbohaterów, którzy w razie większego zagrożenia, będą mogli zjednoczyć siły, aby je powstrzymać. W tym wypadku S.H.I.E.L.D. było centrum łączności. W tej chwili w projekt zostało zaangażowanych ponad stu bohaterów i drużyn. Wszystko praktycznie już funkcjonowało.
- Niech zgadnę. – dodała. – Chcesz do tego podłączyć Avengers, a ja mam im o tym powiedzieć.
Kobieta myślała, że Coulson nie wyjdzie z tego spotkania cało - jeśli nie ma dla niej jakiejś porządnej misji, bo to już była jakaś kpina - jednak nie dawała tego po sobie poznać.
- Tak, dokładnie. – odparł dyrektor.
- Ciekawi mnie – powiedziała Wdowa, rozpierając się wygodniej na krześle. – dlaczego dopiero teraz? Nie lepiej było od nas zacząć?
Dyrektor zaczął chodzić w te i powrotem po gabinecie.
- Wy radzicie sobie dobrze, więc nie było potrzeby, aby szybko zawracać wam tym głowy. – zatrzymał się przed Natashą.
- Doprawdy? – kobieta uniosła brew z niedowierzaniem. – Moim zdaniem obawiałeś się, jak na twoje pomysły zareagują Stark i Rogers, tak jak przy projekcie Protect.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! – odezwał się Coulson.
Do gabinetu weszła młoda, ładna brunetka. Natasha bez trudu rozpoznała Skye.
- Została godzina. – dziewczyna zwróciła się do Phila.
Gdy jej wzrok padł na Wdowę, uśmiechnęła się i puściła do niej oczko. Natasha odwzajemniła ten gest. Lubiła tą agentkę. Nie żeby były przyjaciółkami, ale Skye była całkiem miła.
- Dobrze. – odparł Coulson. – Idźcie z May do jeta i zaczekajcie na mnie.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła z pomieszczenia.
- O co chodzi? – zainteresowała się Natasha, gdy drzwi gabinetu się zamknęły.
- Nic ważnego, mam pewne spotkanie. – odparł Coulson, znów zajmując miejsce za biurkiem.
- Jakie spotkanie? – zapytała całkiem zwyczajne, choć ciekawiło ją, z kim o tej porze mógł spotykać się dyrektor i irytowało to, że wszystko musi z niego wyciągać.
- Z jednym z bohaterów, który, mam nadzieję, dołączy do projektu Assemble. – wyjaśnił mężczyzna. – Ale nie o tym chciałem teraz rozmawiać. Przejdźmy do sedna. Tak naprawdę wezwałem cię, aby zapytać, czy poprowadzisz jutrzejszą konferencję prasową o projektach S.H.I.E.L.D.
Natasha gwałtownie wyprostowała się na krześle. Spojrzała na Coulsona, zastanawiając się, czy mężczyzna mówi poważnie. Gdy upewniła się, że tak, odezwała się.
- Dlaczego wybrałeś mnie? – zapytała obojętnie.
- W momencie rozpadu S.H.I.E.L.D. byłaś w centrum wydarzeń. – zaczął Phil. – Pomyślałem, że dobrze by było, gdybyś także ty ogłosiła nowy sposób działania agencji. – zapadło milczenie. – Zgodzisz się? – dodał po chwili.
- Nie – odparła Natasha.
- Co? – Coulson gwałtownie zamrugał.
- Nie. – powtórzyła kobieta. – Mam dosyć, jak ty to ująłeś?... „bycia w centrum wydarzeń.” Wolę być Avengerem. – Wstała, jej głos nadal był spokojny. – Widzę, że ty masz już wszystko pod kontrolą i nie jestem ci już do niczego potrzebna. Dlatego, gdy tylko Avengers dołączą do projektu Assemble, moje kontakty z agencją ograniczą się tylko do tego projektu i będą takie same jak pozostałych bohaterów.
- Czyli odchodzisz? – zapytał Phil. Żadne z nich nie zdradzało gwałtowniejszych emocji. – Dlaczego?
- Po prostu nie chcę działać już na dwa fronty. – odparła kobieta. – Znudziło mnie to.
- Skoro taka jest twoja decyzja… - powiedział Coulson.
- Tak. – odparła i spojrzała na zegarek na biurku dyrektora. Dochodziła północ. – Juto od rana wprowadzę Avengers w oba projekty. – oznajmiła i odpuściła gabinet.

Tony spojrzał na karteczkę, którą znalazł w dzienniku Jane. Były to jakieś współrzędne.
„Tego na pewno wcześniej tu nie było.” Pomyślał, obracając karteczkę. „Przeglądałem ten dziennik z tysiąc razy, znalazł bym ją wcześniej. Ktoś musiał ją tu podrzucić. Tylko jak?”
- J.A.R.V.I.S. – zwrócił się do komputera. – pokaż nagrania stąd i z korytarza, od chwili gdy odpuściłem wieżę.
- Tak, sir. – odparł elektroniczny głos.
- I sprawdź te współrzędne. – Stark wstukał do komputera ciąg znaków zapisanych na karteczce niewiadomego pochodzenia.
- Oczywiście, sir. – chwilę później na ekranie pojawiły się dwa nagrania oraz jakiś obraz.
- Co to jest? – zapytał mężczyzna, przyglądając się zdjęciu jakiś ośnieżonych skał.
- Obraz satelitarny miejsca, które kazał pan odnaleźć. – oznajmił komputer.
- Oddal.
J.A.R.V.I.S. natychmiast wykonał polecenie. Oczom Starka ukazała się góra.
- Gdzie to jest? – zapytał.
- Północne zbocze K2 – powiedział elektroniczny głos.
- K2. – powtórzył Tony. – Tym zajmiemy się później. Na razie zobaczymy, kto zostawił nam tę niespodziankę. Włącz nagrania.
Stark usiadł na pobliskim krześle i spojrzał na ekran. Przez pierwsze kilka minut nagrania zarówna na korytarzu, jak i w laboratorium było pusto.
Nagle Tony zobaczył coś, w co by nigdy nie uwierzył, gdyby ktoś mu o tym powiedział. Drzwi windy otworzyły się i wyszedł z niej, nie kto inny, jak on sam, Tony Stark.
Geniusz zatrzymał nagranie.
„To niemożliwe, przecież wtedy byłem jeszcze w mieście.”
- J.AR.V.I.S. pokarz godzinę nagrania. – zwróciła się do komputera.
22:00. To go upewniło, że ktoś się pod niego podszywał.
- Puść dalej. – rzucił Tony.
Osoba na nagraniu chciała wejść do laboratorium, ale wtedy pojawił się Banner z kawą. Wymienili kilka zdań, Stark nie zwrócił uwagi o czym, potem „Tony” otworzył drzwi pracowni, a Bruce odszedł. Oszust wszedł do laboratorium.
Teraz Stark zaczął żałować, że jako jedyny, kod dostępu do pracowni musiał wprowadzać raz na dobę, potem wystarczył skan siatkówki i Tony mógł bez problemu wchodzić i wychodzić z laboratorium.
Stark przeniósł wzrok na nagranie z drugiej kamery. Podszywająca się pod niego osoba podeszła do biurka. Tony nie widział co robiła, ale od razu domyślił się, ze zostawiła mu tę karteczkę. Potem wyszła, jak gdyby nigdy nic.
Geniusz na chwilę się zamyślił.
- Zbierz odczyty z miejsca wyznaczonego przez współrzędne. – rzucił w końcu do J.A.R.V.I.S.a.
To wszystko powoli zaczynało nabierać sensu. Dziwne stworzenia w mieście, osoba wyglądająca dokładnie jak on, tajemnicze współrzędne… To składało się w logiczną całość, ale żeby znaleźć wspólny mianownik, Tony musiał się upewnić co do jednej rzeczy…
- Sir, odczyty energetyczne w tamtym miejscu nie mają logicznego sensu. – głos komputera wyrwał go z zamyślenia.
- Porównaj je z odczytami Bifrostu. – nakazał mu Stark.
Po kilku sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, J.A.R.V.I.S. znów się odezwał.
- Znaleziono elementy wspólne. – oznajmił. – 50% zgodności.
Na twarzy Tony’ego pojawił się uśmiech pod tytułem „Mam cię”.
- Znaleźliśmy przejście do Asgardu. – powiedział tryumfalnie. – A raczej, ktoś nam je pokazał. – dodał, już mniej zadowolony z siebie.
Kto? – to było oczywiste, tylko jedna osoba mogła być na tyle bezczelna i pewna siebie, żeby wtargnąć do AvengersTower – Loki.
- Sprawdź czy Banner śpi. Jeśli nie, to go tu wezwij. – zwrócił się do komputera. – Tylko Bannera. – zaznaczył.
To wszystko śmierdziało na kilometr. Loki tak po prostu pokazuje im drogę do swojego królestwa? – o nie, w tym musi tkwić jakiś haczyk. Albo bóg kłamstw nie docenia Avengers, w co Tony nie wierzył, albo ma w Asgardzie coś, czemu, w jego mniemaniu, drużyna nie podoła. Tylko co to jest i czy rzeczywiście nie uda im się tego pokonać?
W tym momencie usłyszał szelest otwierających się drzwi.
- Co jest, Tony? – zapytał Bruce.
Chyba rzeczywiście nie spał, choć dochodziła północ.
Stark w skrócie wyjaśnił mu sytuację, z osobą podszywającą się pod niego.
- A więc to nie byłeś ty? – zdziwił się doktor. – Więc kto?
- Myślę, że Loki. – odparł Stark.
- Jak… - zaczął Bruce.
- … do tego doszedłem? – dokończył za niego geniusz. – Zostawił mi te współrzędne. – podał Bannerowi kartkę. – Sprawdziłem. Odczyty wskazują, że jest to przejście międzywymiarowe.
- Do Asgardu? – zapytał doktor.
- Myślę, że tak. – odparł Stark, z charakterystyczną dla niego pewnością siebie.
- A co jeśli To wyśle nas w zupełnie inne miejsce? – zapytał. – Albo jeśli jest to pułapka?
- To na pewno jest pułapka. – odparł Stark. – Pytanie brzmi: czy chcemy ryzykować?
- Tu chodzi o małą dziewczynkę. – zauważył Bruce. – Więc myślę, że nie mamy wyboru. Pytanie jest inne: czy to na pewno jest droga do Asgardu?
- Sprawdzimy to jutro, gdy tam polecimy. – oznajmił jak gdyby nigdy nic. – A teraz muszę przystosować nasze wyposażenie do warunków, jakie panują na K2.
- Gdzie? – zapytał z niedowierzaniem Banner.
- Właśnie tam. – Tony spojrzał na ekran komputera.
- Pomogę ci. – oznajmił Bruce.
Stark tylko bezwiednie skinął głową, bo był zajęty przeglądaniem plików na komputerze.

Natasha szła korytarzem piętra sypialnego. Nie wiedziała, że ta stosunkowo krótka podróż do Chicago tak ją zmęczy. Chciała się położyć. Wtedy zauważyła Steve’a stojącego tuż obok wejścia do jej sypialni, opierał się o ścianę.
- Długo na mnie czekasz? – powiedziała na przywitanie.
- Gdzie byłaś? – zapytał, jakby jej nie usłyszał.
- W Chicago. – odparła Wdowa, skoro i tak jutro o wszystkim się dowiedzą, nie było sensu kłamać.
- Po co? – Kapitan stanął przed nią.
- Rano się wszystkiego dowiesz. – odparła Natasha, wyminęła go i zniknęła w swojej sypialni.
Steve był trochę zbity z tropu, ale w końcu doszedł do wniosku, że do rana może poczekać. Także poszedł spać.


niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział VIII



Witajcie. Na wstępie, przepraszam was za to opóźnienie. W zeszłym tygodniu nie zdążyłam nawet napisać rozdziału, a co dopiero przepisać go do komputera. Ledwo zdążyłam na dzisiaj. To się nazywa „lenistwo blisko-wakacyjne” ;D No, ale teraz już nie przedłużając, zapraszam do czytania :)
PS. Alphear F, czy u ciebie na blogu teraz już zawsze rozdziały będą co dwa tygodnie? Jeśli mogłabym cię o coś poprosić, to przysyłaj mi powiadomienia o nowych rozdziałach :) Będę wdzięczna. 
Zapraszam:

Thor nie mógł dłużej pozostać w wieży. Bezczynność dawała mu się we znaki. To, że nie wiedział, co się dzieje z Katriną doprowadzało go do szału. Opuścił AvengersTower i udał się do Central Parku.
Chodził niespokojnie wzdłuż alejek i co chwila sprawdzał swój komunikator. Chciał, żeby coś się wydarzyło, aby choć na chwilę oderwać się od dręczących go myśli.
Park powoli pustoszał, bo zbliżał się wieczór. Thor po raz setny tego dnia wyjął swój komunikator. Zero wezwań. Gromowładny ze złością cisnął urządzeniem o najbliższe drzewo, wokół posypały się elektroniczne odłamki.
Mężczyzna coś usłyszał.
- Kto tu jest?! – zagrzmiał.
- To tylko ja – odparła Sif, wychodząc zza jednego z drzew.
- Długo tu jesteś? – zapytał.
- Chwilę. – wojowniczka podeszła do niego. – Nie chciałam, żebyś był sam.
Thor się nie uśmiechnął. Spojrzał obojętnie na zniszczony komunikator i ruszył dalej. Sif szła za nim. Milczeli. Wojowniczka czuła, że nie powinna się teraz odzywać.

Gdy tylko Sokół i Kapitan weszli do jeta, J.A.R.V.I.S. podał im dokładne współrzędne budynku, który został zaatakowany. Nie był to jakiś przypadkowy bank, tylko Bank Rezerw Federalnych.
- Jak coś robić, to na całego. – podsumował Sam.
Steve tylko się uśmiechnął pod nosem.
- Możemy lecieć? – zwrócił się do przyjaciela, który siedział na miejscu pierwszego pilota.
- Jasne. – odparł Sokół i wystartowali.
Chwilę później byli już na Wall Street. Gdy wysiedli, główne wejście do banku zostało wysadzone. Drzwi uderzyły w skrzydło jeta, wyginając je.
Gdy kurz opadł, w wejściu pojawiły się dwie postaci.
- Co to jest? – Sokół szerzej otworzył oczy.
„To” chyba rzeczywiście było najlepszym określeniem, bo stworzenia, które wyszły z budynku nie przypominały ludzi. Choć stały na dwóch nogach, wyglądały bardziej jak wilki. Z tym, że wydawało się jakby były jakąś mgłą czy gęstym czarnym obłokiem, który przyjął konkretną formę. Wydawały się nie mieć ciała.
- Nie ważne czym są. – odezwał się Steve. – I tak musimy je powstrzymać.
Ledwo zdążył to powiedzieć, jedna z istot rzuciła się na niego. Zdecydowanie była materialna.
Druga wyrzuciła worek, który trzymała i ruszyła w stronę Sama. Ten jednak zdążył wzbić cię w powietrze i uniknął ataku.
Stworzenia atakowały bez ustanku. Walka przypominała oganianie się od wściekłych psów. Gdy Kapitan lub Sokół próbowali trafić stwory, te robiły tak szybkie uniki, że wyglądało to niemal jak teleportacja. Bohaterowie nie byli wstanie choćby ich dosięgnąć, nie mówiąc już o ich pokonaniu.
Jednej z kreatur udało się chwycić skrzydło Sokoła. Ten przeklął pod nosem i spadł na ziemię. Stwór rzucił się mu do gardła. Mężczyzna próbował go z siebie zrzucić, ale niewiele to dawało. Gdy myślał, że już po nim, dostrzegł jakąś niebiesko-biało-czerwoną smugę. Była to tarcza Kapitana. Stworzenie, które przygniatało Sama do ziemi, zrobiło unik, uwalniając mężczyznę.
- Dzięki, Kapitanie. – powiedział, wstając.
Steve się uśmiechnął, ale prawie natychmiast uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Uważaj! – krzyknął i odepchnął Sokoła na bok.
Stwór, który chciał zaatakować Sama, uderzył w Kapitana. Mężczyzna upadł na ziemię. W ostatniej chwili zdążył się zasłonić tarczą. „Pazury” atakującej istoty trafiły na metal, wydając okropny, zgrzytliwy dźwięk. Gorszy nawet od skrobania paznokciami po tablicy.
Steve’owi udało się zrzucić z siebie kreaturę. Ta jednak nie dawała za wygraną. Znów go zaatakowała, rozdzierając rękaw jego kostiumu i pozostawiając głębokie rozcięcia na ramieniu. Kapitan syknął z bólu, zasłaniając się przed kolejnym ciosem.
Sokół walczył z drugim stworzeniem, które uniemożliwiało mu wzbicie się w powietrze. Gdy w końcu udało mu się uwolnić, chciał pomóc Steve’owi, ale ten rzucił tarczą w jedną z kreatur i krzyknął:
- Wezwij Starka! – złapał swoją tarczę, która odbiła się od ściany banku, po tym gdy stworzenie uniknęło jej ciosu.

Pepper opuściła laboratorium wkrótce po alarmie. Gdy się okazało, że nie będzie potrzebny, Tony wrócił do przerwanych badań. Nie mógł jednak długo cieszyć się spokojem, bo niecałe półgodziny po pierwszym, przyszło drugie wezwanie.
- Tony! – usłyszał przez głośniki głos Sokoła. – Przyleć tu. Szybko! – rozłączył się.
„Świetnie” pomyślał z ironią Stark, zakładając zbroję. „Mogłem się domyślić, że i tak będę potrzebny”.
Opuścił laboratorium.

Bruce był w salonie, który od niedawna spełniał też rolę kuchni, bo Tony uznał, że skoro i tak spędzają tam większość czasu, to przydałby się aneks kuchenny.
Banner chciał coś zjeść i zaraz miał wracać do laboratorium, do Tony’ego.
Właśnie chciał przywołać windę, gdy jej drzwi się otworzyły i ukazała się w nich Pepper.
- Cześć. – powitał kobietę. – Już wróciłaś?
- Chwilę temu. – odparła rudowłosa, wchodząc do salonu.
- Czyli jeszcze o niczym nie wiesz? – Bruce ruszył za nią w stronę aneksu.
- Wiem. – Odparła cicho Pepper. – Byłam przed chwilą u Tony’ego. – Włączyła elektryczny czajnik i sięgnęła po kubki – Chcesz herbaty?
- Chętnie. – odparł mężczyzna – Możesz zrobić jeszcze kawę dla Tony’ego? Zaniosę mu, jak pójdę na górę.
Rudowłosa wyjęła trzy kubki, do dwóch nasypała herbaty, ostatni ustawiła w ekspresie i włączyła urządzenie. Odwróciła się do mężczyzny, który stał obok.
- Powiedz mi Bruce - odezwała się po chwili. – Czy to już zawsze tak będzie wyglądać?
- To znaczy? – zdziwił się naukowiec.
- Jak nie inwazja z kosmosu, to atak nuklearny. – zaczęła wymieniać kobieta. – albo meteoryt, mordercze roboty, Loki… A teraz śmierć Jane. Czy nasze życie nigdy nie będzie normalne?
Bruce wiedział, że chodzi jej o nią i Tony’ego. Normalny związek z kimś takim? Banner nie sądził, aby to było możliwe, nawet gdyby Stark nie był superbohaterem.
- Pewnie nie. – odparł po chwili. – Zawsze jest coś za coś. Gdy chce się być bohaterem, trzeba poświęcić normalne życie. Czasami ma się wybór… - urwał - a czasami nie.
Pepper ze zrozumieniem pokiwała głową. W tym momencie rozległo się ciche pyknięcie oznaczające, że woda się zagotowała, jednak żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.
- Tak wiem. – powiedziała kobieta. – A wiesz co w tym wszystkim jest najzabawniejsze? – spojrzała na naukowca. – Że ja nawet nie chciałabym, żeby z tego zrezygnował, póki nie przeradza się to w chorą obsesję. – przypomniała sobie wydarzenia sprzed trzech lat, te wszystkie zbroje… - Bo wiem, że on to lubi i jest to chyba jedyna rzecz, którą traktuje w miarę poważnie.
Zapadło milczenie.
- Nie martw się – odezwał się w końcu Bruce. – Wszystko się ułoży.
Pepper się uśmiechnęła i znów włączyła czajnik.
- Może ja najpierw zaniosę Tony’emu kawę? – powiedział mężczyzna – Jeśli nie będzie potrzebował pomocy, to przyjdę i wypijemy herbatę.
- Dobrze, idź. - odparła rudowłosa. – Tylko, proszę cię, namów go żeby dzisiaj trochę się zdrzemnął.
Banner skinął głową, zabrał kubek i ruszył na górę.
Gdy znalazł się na korytarzu najwyższego piętra, zobaczył Starka przy drzwiach laboratorium.
- Idziesz spać? – zapytał go doktor.
- Nie – odparł tamten – Wracam do pracowni.
- W takim razie, to może ci się przydać. – Bruce podał mu kawę.
Tony wziął kubek i otworzył drzwi do pracowni. Gdy Banner chciał iść za nim, geniusz się do niego odwrócił.
- Możesz iść spać. – powiedział.
- Jeszcze jest wcześnie. – odparł doktor. – Chętnie ci pomogę.
- Nie musisz. – Starak zdawał się być… zniecierpliwiony? - Jeśli będę potrzebował pomocy to cię zawołam.
- No dobrze – Bruce uznał, że dziwne zachowanie Starka to tylko objaw przemęczenia, odwrócił się i wrócił do windy.
Tymczasem Tony wszedł do pracowni.
„No, myślałem, że nie uda mi się go pozbyć” pomyślał.
Rozejrzał się po pomieszczeniu , jakby pierwszy raz tam był. A tak było.
Loki, aby wejść do wieży Avengers, musiał przyjąć postać jednego z nich (do celu jaki chciał osiągnąć, najlepszy wydawał się być Stark) i na razie w niej pozostać. Nie mógł pozwolić, żeby ktoś go odkrył.
Chciał się dostać do pracowni Iron Mana, aby móc go nakierować na przejście do Asgardu, dlatego upewnił się, że będzie tu pusto. Wysłał swoje Istoty Cienia, aby zwabić Avengers do miasta. Nie przewidział jednak, że ktoś zostanie w wieży. No cóż, najważniejsze, że udało mu się pozbyć Bannera i teraz był sam.
Bóg kłamstw dostrzegł jakiś notes leżący na biurku, wśród innych papierów. Podszedł tam i sięgnął po przedmiot. Gdy go otworzył, zobaczył zapiski i obliczenia. Kilka stron dalej był rysunek Yggdrasil, to upewniło Lokiego, że ten notes jest odpowiednim miejscem na pozostawienie wskazówki dla Starka.
Sięgnął po jakiś kawałek kartki i długopis. Zapisał współrzędne jednego z przejść. Był to dziwny sposób w jaki ludzie opisywali miejsca, używali do tego zbitku liczb i liter, każdy taki kod oznaczał coś innego. W Asgardzie go nie używali, ale kiedy Loki był ostatnio na Ziemi nauczył się nim posługiwać, bo był przydatny, prosty i całkiem zabawny. Największe budowle świata, czy ogromne wzgórza, zdegradowane do kilku liczb i liter. Chyba tylko śmiertelnicy mogli wpaść na taki pomysł.
Karteczkę ze współrzędnymi włożył między kartki notesu, tak aby lekko wystawała. Gdy skończył, odłożył książkę na miejsce i ruszył do wyjścia.
W prawdzie mógł przyczaić się gdzieś w wieży i zaatakować Avengers, ale uznał, że w pojedynkę nie uda mu się wiele zdziałać, a mogliby go pojmać.
Opuścił wieżę.

Tony szybko dotarł na miejsce. To co zobaczył nieźle go zaskoczyło. Wyglądało na to, że Kapitan i Sokół walczyli z… wilkołakami? Nie, to niemożliwe. Znowu jakieś dziwaczne stwory lub kosmici…
Iron Man wylądował na Wall Street.
- Co jest? – rzucił do Steve’a, strzelając do kreatury, która go zaatakowała.
- Sam widzisz – odparł Kapitan, osłaniając się tarczą. – Te stworzenia napadły na bank. Ale są piekielnie szybkie, nie można ich trafić.
- Zauważyłem. – odparł Stark, patrząc jak istoty bez trudu unikają kolejnych pocisków z repulsorów.
- Dobrze, że jesteś – odezwał się Sokół, przelatując tuż obok nich.
Wtedy jedna z kreatur rzuciła się na niego. Sam zrobił szybki zwrot i udało mu się uniknąć ciosu. Kreatura opadła z powrotem na ziemię i ruszyła w stronę Steve’a i Tony’ego. Oni w tej samej chwili zaatakowali, zmuszając stwora do zrobienia uniku.
Bohaterowie nie byli w stanie pokonać tych istot, były zbyt szybkie. Tony zaczął myśleć, że to jednak teleportacja.
Kreatury nie dawały za wygraną. Avengersi zaczęli podejrzewać, że tu wcale nie chodzi o kradzież. Stworzenia, już dawno mogłyby uciec, skoro są na tyle szybkie żeby unikać ładunków z repulsorów. Coś tu śmierdziało.
Jedna z istot rzuciła się na Steve’a. Ten zdążył się odwrócić i uderzyć ją tarczą. Gdy tylko metal jej dotknął, ta zniknęła. Sekundę później zniknęła i druga, która atakowała Sokoła.
- Co jest? – zdziwił się Tony.
- Nie wiem. – odparł Steve – Ale coś czuję, że już tu nie wrócą.
- W takim razie my wracajmy – rzucił Sokół lądując obok nich.
Chwilę później byli już w wieży.
- Idę do laboratorium. – powiedział Tony, gdy szli w stronę windy. – Mój pancerz zebrał trochę danych, gdy walczyliśmy z tymi stworzeniami. Przeanalizuje je i może znajdę jakiś sposób, aby pokonać te istoty, gdyby znów zaatakowały.
Stark zmienił kierunek. Ruszył w stronę szybszego wejścia do swojej pracowni.
- W takim razie, do zobaczenia później. – odezwał się Steve.
Razem z Sokołem weszli do windy.
Tony tymczasem był już w laboratorium.
Podszedł do komputera głównego. Wszystkie dane z pancerza automatycznie były przesyłane właśnie tam. Zanim zdążył je otworzyć, w oczy rzucił mu się dziennik Jane. Wystawała z niego jakaś karteczka. Wyjął ją.