sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział V



Hej. Blog przekroczył 1000 odwiedzin teraz do 2000J. Dzięki, że czytacie, dzięki za komentarze. Ten rozdział wyszedł dość długi, mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania.


 Pozostali go wyminęli i także spojrzeli na telewizor. Thor zareagował tak samo jak Stark. Na ekranie widać było dwie związane i zakneblowane kobiety: Pepper i Jane.
- Avengersi, porwaliśmy Virginię Potts i Jane Foster. – po pokoju rozszedł się lodowaty męski głos. – Jeśli nie pojawicie się w Alcatraz zanim wzejdzie słońce, one zginą.
Na ekranie pojawiła się żółta czaszka z mackami – znak Hydry. Telewizor się wyłączył.
Tony natychmiast ruszył do sypialni. To, co tam zobaczył, rozwiało wszelką nadzieję. Wszystko było poprzewracane, szyba byłą rozbita, a pokój wyglądał jak pobojowisko.
- J.A.R.V.I.S. co się stało w tej wieży?! Pokaż wszystkie nagrania. – Tony bez sensu miotał się po sypialni.
- Sir, nie ma żadnych nagrań. – odpowiedział komputer. - Główny system został zniszczony, kamery i pozostałe zabezpieczenia przestały działać.
Stark chciał coś powiedzieć, ale zagłuszył go potężny grzmot. Tony spojrzał przez wybite okno, niebo zasnuły gęste chmury.
„Thor” pomyślał.
Gromowładny był wściekły. Roztrzaskał szybę w salonie i wyleciał przez nie. Stark ruszył za nim.
- Thor! – krzyknął.
- Nie zatrzymuj mnie, Stark. – zagrzmiał gniewnie bóg piorunów.
- Nie mam takiego zamiaru. – odparł tamten. – Po prostu jetem będzie szybciej.
Pozostali Avengersi stali w wybitym oknie.
- Nie róbcie nic głupiego! – krzyknął Kapitan, ale było już za późno.
Thor i Tony zniknęli im z pola widzenia. Po chwili zobaczyli odlatujący jet.
- I zrobili coś głupiego – skwitował Kapitan. – Musimy za nimi lecieć, zanim wpakują się w pułapkę.
- A co z dziewczynami? – odezwał się Hawkeye. – Nie chcesz ich ratować?
- Oczywiście, że chcę, ale najpierw musimy mieć plan…
- Dość gadania – przerwała im Wdowa – Trzeba ruszać, bo ich nie dogonimy.

***

Jet wzbił się na odpowiednią wysokość i Tony włączył autopilota na maksymalną prędkość. Thor nerwowo krążył po pokładzie, Stark też nie mógł siedzieć bezczynnie.
Postanowił przejrzeć plany miejsca docelowego. Sam budynek był fortecą nie do zdobycia, pomijając zabezpieczenia, które pewnie zamontowała Hydra. Tony znalazł drogę wejścia, ale nie miał pojęcia, co tam mogą zastać.
W końcu maszyna zaczęła obniżać lot. Stark przejął stery. Włączył maskowanie i wylądował w stałym lądzie, na plaży. Był środek nocy, więc to, że ktoś będzie tamtędy przechodził było mało prawdopodobne. Wysiedli.
Tony spojrzał w stronę wyspy.
- To nie będzie łatwe zadanie. – powiedział.
- Ruszajmy – usłyszał za sobą głos Thora.
Zbliżyli się do wyspy. Było to dziwnie łatwe. Nie było żadnych straży, ani innych zabezpieczeń. To źle wróżyło.
Dostali się do środka. Natychmiast otoczyli ich żołnierze Hydry.
- Nic nie rób – szepnął Tony do Thora, bo ten już szykował się do ataku – Zabiorą nas do dziewczyn.
Gromowładny opuścił młot.
Zostali „zaprowadzeni” do jakiejś dziwnej sali. Kiedyś była to najprawdopodobniej więzienna stołówka, ale teraz wcale jej nie przypominała. Pomieszczenie było duże i prawie puste, nie licząc obrazów na ścianach i pięknego, czerwonego dywanu biegnącego od drzwi do podnóża podwyższenia, na którym stał duży złoty tron. Siedziała na nim jakaś kobieta, miała długie, czarne włosy, a ubrana była w piękną czerwoną suknię.
„Kim ona jest? O co tu chodzi?” zastanawiał się Tony.
Gdy ich zobaczyła, wstała.
- Odejdźcie – powiedziała władczym głosem do żołnierzy, a ci natychmiast opuścili pokuj.
- Gdzie jest Jane?! – zagrzmiał Thor.
- … i Pepper! – krzyknął Stark.
Kobieta się roześmiała.
- Jane czeka w domu na swojego męża, który ratuje świat – powiedziała. – A Pepper jest w hotelu w Waszyngtonie, bo jutro z samego rana ma spotkanie z kontrahentami. – spojrzała na Tony’ego – Wielki pan Stark dał się nabrać na tak banalny fotomontaż? – zaśmiała się.
Mężczyźni spojrzeli na siebie. Więc to wszystko była mistyfikacja, zwabiła ich tu… Tylko, po co? Co tu się dzieje?
Zmieszanie szybko ustąpiło miejsca gniewowi.
- Po co nas tu sprowadziłaś? – zapytał Stark, celując do niej z repulsora.
Thor uniósł młot. Nagle Tony poczuł, że jego stopy odrywają się od ziemi, a on zaczął się unosić bezwładnie w powietrzu.
- Hej, co ty robisz?! – krzyknął.
Usłyszał za sobą zdziwiony głos Thora.
- Nie lubię się powtarzać – powiedziała kobieta. – A jeszcze nie wszyscy gości dotarli, musisz cierpliwie poczekać na odpowiedź, Tony – zaśmiała się.
Iron Man upadł na podłogę. Nie mógł się podnieść, jakby coś ciężkiego przygniatało go do ziemi. J.A.R.V.I.S. sygnalizował duże przeciążenia zbroi.
- Coś… ty… zrobiła?
„Pancerz długo nie wytrzyma, zaraz wszystko się rozpadnie” pomyślał Stark.
- Panuję nad grawitacją. – powiedziała. – Ale o tym później…
Odwróciła głowę w stronę drzwi, z korytarza dobiegały odgłosy walki.
Nagle drzwi się otwarły, a do środka wpadła tarcza. Kobieta w ostatniej chwili się uchyliła, uwalniając jednocześnie Tony’ego i Thora. Tarcza odbiła się od tronu, rykoszetowała o ścianę i wróciła do właściciela. Tuż za Kapitanem do pomieszczenia wpadli Hawkeye, Wdowa i Sokół. Iron Man i Gromowładny wstali. Wszyscy zwrócili się w stronę kobiety.
- Kim jesteś? – zapytał ją Kapitan. – I gdzie są dziewczyny?
- Nie ma ich tu – pierwszy odezwał się Tony. – To była mistyfikacja.
- Cisza! – krzyknęła kobieta, w pomieszczeniu powiał lodowaty wiatr. – Jestem Omnis.
Avengersi uważnie ją obserwowali, nadal nie wiedzieli jakie dokładnie są jej zamiary.
- Mam wiele niezwykłych zdolności, – kontynuowała - które pozwolą mi zaprowadzić na świecie porządek, usunąć wojny…
Wszystko jasne. Przejęcie władzy nad światem.
- Nie jesteś pierwsza, która uważa że może wszystko, bo ma władzę – powiedział Kapitan. – To nigdy nie kończy się dobrze.
- Jakiś czas temu odnalazłam ciekawą wzmiankę o Hydrze – kontynuowała, jakby go nie słyszała. – Odnalazłam tę organizację. Była zdezorganizowana i bliska upadku. Przejęcie władzy było zaskakująco łatwe. Na drodze do zawładnięcia światem stały mi jeszcze dwie rzeczy. Jedną z nich była T.A.R.C.Z.A. Jednak jej zniszczenie nie sprawiło mi większego problemu, ponieważ była całkowicie przesiąknięta wpływami Hydry. Zdobyłam bardzo ciekawe wynalazki, moi ludzie zaczęli fazę II – Projekt Stonoga: armia niezniszczalnych Superżołnierzy – Kapitan drgnął – zasilanych Extremis – Tony mimowolnie zacisnął pięści – i energią gamma. Był też projekty Visia. Oba zostały zniszczone. Jeden przez ciebie - spojrzała na Kapitana. - To mi jednak nie przeszkodziło we wprowadzaniu w życie fazy I – zniszczenia T.A.R.C.Z.A. i was, oraz przejęcia władzy.
- Nigdy ci na to nie pozwolimy. - powiedział Steve.
- Nie powstrzymacie mnie.
Omnis uniosła się w powietrze, jej włosy się rozwiały. Suknia wyglądała jakby była z wiatru, a wokół dłoni i stóp iskrzyły błyskawice. Z ramion spływała jej kaskadą długa peleryna zrobiona jakby z kropel wody i kryształków lodu.
- Teraz poznacie moją potęgę! – krzyknęła kobieta.
Po podłodze rozeszła się silna fala sejsmiczna. Iron Man, Sokół i Thor wzbili się w powietrze. Ziemia zaczęła się rozstępować. Na środku pokoju powstała olbrzymia przepaść.
Wdowa, Hawkeye i Kapitan ledwo mogli utrzymać równowagę. Pozostali przystąpili do ataku. Iron Man odpalił repulsory, ale Omnis stworzyła ścianę wody i ładunki tylko roztrysnęły się. Kobieta wywołała tornado, Tony został pchnięty z dużą siłą na ścianę. O mały włos nie wpadł do przepaści, jednak Kapitan w ostatniej chwili go złapał. Stark z trudem się podniósł.
- Dzięki, Steve. - powiedział i znów wzbił się w powietrze.
Kapitan, Wdowa i Hawkeye atakowali z ziemi, ale to nic nie dawało. Omnis bez problemu się przed nimi osłaniała. Atak bezpośredni nie był możliwy, ponieważ jeśli ktoś się do niej zbliżył, kobieta wywoływała tornado, ścianę wody lub lodu. Była bardzo potężna.
Thor wystrzelił w nią piorun, Omnis bez trudu go przekierowała. Grom trafił prosto w reaktor w zbroi Sokoła, niszcząc źródło zasilania. Mężczyzna zaczął spadać. Tony próbował go złapać, ale Omnis trafiła piorunem w najsłabsze miejsce jego zbroi (połączenie hełmu z tułowiem), co spowodowało spięcie i sparaliżowanie pancerza. Stark runął pod ścianą, a Sokół zniknął w czeluściach przepaści.
Thor znów wystrzelił piorun, tym razem kobieta przekierowała go w stronę Kapitana, ten jednak zasłonił się tarczą, grom się od niej odbił i trafił w sufit, w którym powstała wielka dziura. Podłoga znów zaczęła drżeć, tym razem tak mocno, że Avengersi nie mogli utrzymać równowagi. Thor zamachnął się młotem i rzucił w Omnis. Ta uchyliła się w ostatniej chwili, a Miolnira uderzył w ścianę.
- Teraz czas na ciebie – zwróciła się do Gromowładnego.
Ten próbował przywołać młot, jednak zanim zdążył to zrobić, opadł na ziemię. Omnis zmieniła wokół niego grawitację w taki sposób, że bóg piorunów nie mógł nawet wstać.
- To już wasz koniec – zawołała i zniknęła Avengersom z oczu.
Omnis uniosła się ponad budynek. Wywołała bardzo silne wstrząsy. Po kilku minutach Alcatraz runęło, a cała wyspa zaczęła znikać w morzu.
Kobieta wylądowała na plaży, na której stali żołnierze Hydry. Patrzyła na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była wyspa. Słońce dopiero wstawało.
Omnis się zaśmiała.
- Avengersi nie żyją! – zawołała tryumfalnie.  

*************************************************************************

Dodaję rysunek mojego autorstwa przedstawiający Omnis. 

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział IV



Oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania.
PS.: Niedługo 1000 odwiedzin. Dzięki, że jesteście.


 - Tony! – Pepper wpadła do salonu.
Stark siedział rozparty na kanapie z nogami na stoliku i oglądał telewizję. Słońce chyliło się ku zachodowi.
- Już biorę nogi – powiedział, zdejmując je ze stołu – Nie musisz krzyczeć.
- Nie o to chodzi – kobieta stanęła przed nim, zasłaniając telewizor.
- Tak? To, o co? – Tony próbował zobaczyć, co jest na ekranie.
- Słyszałam twoją rozmowę z Kapitanem…
Mężczyzna wyłączył telewizor i spojrzał na nią.
- Tony, jak możesz mnie obarczać winą, za przejęcie władzy przez Hydrę? – mówiła ostrym tonem.
Stark wstał, był kompletnie zbity z tropu.
- Przecież ja cię niczym nie obarczam. – podszedł do Pepper, ale ona od razu się cofnęła.
- Jak to nie? – jej głos był twardy, pełen wyrzutów. – Powiedziałeś Kapitanowi, że nie chcesz mnie narażać. Zrozum, ja nie jestem dzieckiem, nie musisz mnie bronić przed całym światem.
- Wiem. – Tony chciał ją objąć, ale kobieta złapała go za nadgarstki.
- Nie rób tego – powiedziała, mężczyzna opuścił ręce. – Posłuchaj mnie uważnie. – kobieta ujęła go za podbródek i zmusiła do patrzenia sobie w oczy. – Wiele razy pytałam cię, dlaczego przestałeś być Iron Manem, ale milczałeś. Teraz już wiem. Jeśli to przeze mnie…
 - Nie – przerwał jej gwałtownie. – To nie twoja wina. Tak, kocham cię. I tak, chcę cię chronić. Ale to była moja decyzja, tylko moja.
Stali naprzeciwko siebie w milczeniu.
- Tony – Pepper przerwała ciszę. – Odpowiedz mi na jedno pytanie: Czy lubiłeś być Iron Manem?
- Yyy… - kobieta spojrzała na niego wyczekująco.
- Tylko szczerze – dodała.
- Tak – powiedział w końcu. – Lubiłem to.
- W takim razie zrób coś dla mnie i znów załóż zbroję. – pocałowała go i wyszła z pokoju.
Stark nie do końca wiedział, co to było, ale jego dziewczyna chciała, żeby był bohaterem, a na słuchaniu jej jeszcze nigdy źle nie wyszedł.
Wszedł do windy i zjechał do podziemi. Na dole były tajne pomieszczenia, w których składował różne wynalazki. Podszedł do jednych z drzwi. Wprowadził kod dostępu i przeszedł kilka kolejnych zabezpieczeń. Gdy drzwi w końcu się otworzyły, zobaczył swoją zbroję. Założył ją.
- J.A.R.V.I.S. namierz jeta, którego wziął Kapitan – powiedział.
Po chwili na wyświetlaczu w zbroi pojawiły się dane. Tony opuścił wieżę.
Po jakimś czasie znalazł się koło jeta. Nawiązał połączenie.
- Witaj, Kapitanie. – powiedział.
- Tony, a co ty tutaj robisz? – usłyszał zdziwiony głos Steve’a.
- Wracam do drużyny – odrzekł. – Dokąd lecicie?
- Wdowę, Sokoła i Hawkeye’a zaskoczyła burza i nie mogą wystartować. - Kapitan krótko opowiedział Starkowi o ataku na Natashę.
Jego ostatnie słowa zagłuszył grzmot. Ta burza była bardzo dziwna. Chmury znajdowały się tylko nad niewielką częścią lasu i mimo południowego wiatru nie przesuwały się.
Wylądowali na jakiejś polanie, w bezpiecznej odległości od burzy. Był późny wieczór. Kapitan i Thor wyszli z jeta.
- Thor zajmij się tym – powiedział Steve, wskazując na chmury.
Gromowładny wzniósł się w niebo.
- Tony ty zostań tu.
- Dlaczego? – zdziwił się Stark.
- Masz metalową zbroję… - zaczął Kapitan.
Tony się zaśmiał.
- Moja zbroja już od dawna jest odporna na pioruny – powiedział.
- W takim razie my pójdziemy szukać pozostałych. Zaraz wrócę. – Steve zniknął w jecie.
- Po chwili pojawił się znowu. Miał już na sobie swój kostium, a w ręce trzymał tarczę. Ruszyli w stronę części lasu nękanej przez burzę. Okazało się, że jest gorzej niż myśleli. Pioruny uderzały praktycznie nieprzerwanie. Kapitan w ostatniej chwili zasłonił się, przed jednym z nich, tarczą. Tony także włączył osłonę, gromy co chwilę w nią uderzały. W końcu dotarli do jeta i helikoptera. Najpierw zajrzeli do wraku, ale nikogo tam nie było. Podeszli do śmigłowca, ale zanim zdążyli do niego wejść, rozległ się huk i maszyna stanęła w ogniu. Obaj odskoczyli w ostatnie chwili.
- Mam nadzieję, że ich tam nie było – powiedział Steve.
Tony przełączył kamerę w zbroi na podczerwień. Rozejrzał się.
- Trzy osoby są w jaskini, jakieś 400 m w tamta stronę – wskazał kierunek.
Ruszyli w drogę. Tony dotarł tam pierwszy, ponieważ leciał. Wylądował przed wejściem do jaskini. W środku byli Wdowa, Sokół i Hawkeye.
- Nieźle się wpakowaliście – przywitał ich Stark.

***

Thor dotarł do chmur burzowych. Zakręcił młotem i wywołał silny wiatr, to jednak nic nie dało.
- Co to za diabelska burza, na Odyna? – wykrzyknął.
Jeden z piorunów o mało go nie trafił. To przelało czarę. Thor był wściekły.
- Na potęgę Asgardu! Na potęgę Miolnira! – uniósł młot.
Gromy zaczęły zbierać się wokół niego. Gdy było ich dość, Thor odesłał je z powrotem w chmury. Niebo przeszyła ogromna błyskawica, jednak nie uderzyła w ziemię. Na chwilę zrobiło się jasno, jakby był dzień. A potem chmury rozwiały się. Niebo było czyste, gwiazdy migotały.
Thor wylądował koło jaskini.
- To nie była zwykła burza – powiedział do Avengersów, którzy właśnie wyszli z pieczary. – Stały za nią jakieś złe moce.
- Miolnira ty jak zwykle o czarach – skwitował Tony. – To było zjawisko fizyczne. Dziwne, nawet bardzo, ale nie magiczne.
Kapitan stanął między nimi, bo Thor wyglądał jakby miał wielką ochotę walnąć Starka młotem w czaszkę.
- Uspokójcie się – powiedział. – Lepiej się stąd wynośmy, zanim pogoda znów się zmieni.
- Lecimy do StarkTower – Tony odwrócił się i ruszył w stronę jeta.
Reszta poszła za nim.
Dochodziła północ, gdy wylądowali na dachu wieży. Coś było nie tak. Zawsze po zmroku światła na budynku się zapalały, a teraz wieża była zupełnie ciemna. Winda także nie działała. Nie mogli wejść do środka.
- J.A.R.V.I.S. podłącz się do systemów wewnętrznych StarkTower. – powiedział Tony.
- Sir, to nie możliwe. – odpowiedział po chwili komputer. – Jednostka centralna w wieży została zniszczona.
- Włącz systemy awaryjne.
- Systemy włączone.
Wieża rozbłysła, a winda się otworzyła. Weszli do środka.
- Coś się stało – powiedział Stark – Musimy uważać.
Winda zatrzymała się na najwyższym piętrze. Avengersi znaleźli się w salonie. Gdy tylko Tony przekroczył próg pomieszczenia, włączył się telewizor wiszący na ścianie. Stark spojrzał na ekran. Stanął jak wryty.
- Nie - szepnął.

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział III



A oto i kolejny rozdział.


Tony szybko naprawił skrzydła. Dodał też nowe źródło zasilania – reaktor łukowy. Kapitan był na parkingu koło wieży i chował zbroję Sokoła do samochodu. Dochodziło południe, gdy na niebie pojawił się jet. Wylądował na dachu StarkTower. Po chwili na parkingu pojawił się Thor (znów wyglądał jak wiking).
- Witaj, Kapitanie – zawołał donośnym głosem.
- Miło cię widzieć, Thor – odpowiedział Steve, zamykając samochód.
Po chwili z budynku wyszedł Sam.
- Hej, Kapitanie. Gdzie Tony? – zapytał.
- Niestety, nie udało mi się go przekonać. – Steve oparł się o samochód. – Ale naprawił twoje skrzydła.
- Świetnie – Sokół wyjął zbroję z samochodu i szybko ją założył.
Wzbił się w powietrze, zrobił kilka pętli i wylądował.
- Ale mają przyspieszenie – powiedział.
W tym momencie do lądowania, na parkingu, podszedł helikopter. Z maszyny wysiadł Hawkeye.
- Hej wszystkim – rozejrzał się. – A gdzie Wdowa?
- Nie ma jej z tobą? – zdziwił się Steve.
- Poleciała wcześniej, bo ja musiałem jeszcze coś zrobić. – powiedział.
Wtedy rozległ się dźwięk komunikatora Kapitana. Wyjął go z kieszeni.
- Sygnał S.O.S. – oznajmił – Od Natashy.
- Trzeba jej pomóc – zawołał Clint.
- Musimy też porozmawiać z Brucem – zaczął Steve. – Dlatego się rozdzielimy. Ty z Sokołem odnajdziecie Wdowę. Thor i ja polecimy do Bannera.
Wszyscy kiwnęli głowami na znak, że się zgadzają. Sam rzucił Kapitanowi kluczyki do jeta.
- Będziemy w kontakcie. – powiedział tamten.
Hawkeye i Falcon wzięli helikopter. Thor złapał Kapitana za rękę i wzniósł się razem z nim na dach StarkTower. Wsiedli do jeta.

***

Wdowa się ocknęła. Była w jecie. Po chwili przypomniała sobie co się stało. Odpięła pas, włączyła sygnał alarmowy i wyszła z maszyny. Nie wyglądało to dobrze. Jet był całkowicie zniszczony, a dodatkowa świetnie widoczny, bo podczas katastrofy powstał ogromny rów. Natasha weszła między drzewa w ostatniej chwili, bo nad lasem przeleciał właśnie samolot Hydry. Na szczęście nie wylądował. Wdowa opadła na ziemię i oparła się plecami o drzewo. Dotknęła czoła, gdy spojrzała na palce, zobaczyła krew.
„No świetnie, jeszcze tego brakowało” pomyślała. Głowa strasznie ją bolała…

Po chwili - a może po godzinie? – Natasha nie była pewna czy nie zasnęła, usłyszała szum śmigieł. Szybko wstała i spojrzała w niebo. Odetchnęła z ulgą, gdy na helikopterze nie dostrzegła symbolu Hydry. Śmigłowiec wylądował koło wraku jej jeta. Ze środka wysiedli Sokół i Hawkeye. Mężczyźni podeszli do zniszczonej maszyny. Clint zajrzał do środka. W tym czasie Wdowa podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Barton aż podskoczył. Odwrócił się i sięgnął po strzałę, ale kiedy zobaczył Natashę, cofnął rękę.
- Wdowa! – powiedział. – Co tu się stało?
- Hydra – odparła krótko kobieta. – Zestrzelili mnie.
Sokół patrzył w niebo, pojawiły się na nim ciemnie chmury.
- Musimy startować – stwierdził – bo za chwilę…
Resztę jego słów zagłuszył potężny grzmot. Burza rozpętała się w kilka sekund. Nie było szans, aby wystartować
- Musimy się gdzieś schować – krzyknęła Wdowa.
Pioruny były tak częste, że nic dało się rozmawiać. Nie daleko były jakieś skały. Avengersi ruszyli w ich stronę, w tym momencie w jedno z drzew uderzył piorun i zwaliło się ono w miejscu, w którym przed chwilą stali.
- Mało brakowało – powiedział Hawkeye.
Dotarli do skał, na szczęście była tam jaskinia. Weszli do środka. Błyskawice przeszywające niebo sprawiały, że było dostatecznie jasno.
- Przydałby się Thor – powiedziała wdowa, siadając na jakimś kamieniu.
- On i Kapitan… - Sokół spojrzał na zegarek – są już pewnie w Kalkucie.
Hawkeye położył kołczan na ziemi i oparł się plecami o ścianę jaskini.
- Warto by było i tak ich wezwać- wtrącił.
- Już to zrobiłam – odparła Wdowa, chowając komunikator.
- Pozostaje tylko czekać – Sokół stał w wejściu do jaskini i patrzył w niebo.

***


Kapitan i Thor wylądowali koło niewielkiego domku na obrzeżach Kalkuty. W tym momencie rozległ się dźwięk komunikatora Steve’a.
- Znaleźli Wdowę – powiedział po chwili Kapitan – Ale sami wpakowali się w kłopoty. Rozpętała się burza i nie mogą wystartować.
- Pomogę im! – odrzekł Thor.
- Najpierw pójdziemy do Bruce’a, skoro już tu jesteśmy – Steve wstał – Oni sobie poradzą jeszcze jakiś czas.
Wyszli z jeta. Przed chatą stał już Banner.
- Co was tu sprowadza? – zapytał.
- Chodzi o upadek T.A.R.C.Z.A. – powiedział Kapitan.
- Wejdźmy do środka – Bruce otworzył drzwi.
Usiedli przy stole.
- Co się stało? – zapytał Banner.
Steve opowiedział mu o wszystkim co się wydarzyło i co się dzieje obecnie, ponieważ Bruce nie miał o niczym pojęcia.
- Dlatego znów zbieramy drużynę – zakończył. – Chciałbym, żebyś dołączył.
Banner długo milczał. Ciszę w końcu przerwał Kapitan.
- Wdowa, Hawkeye, Thor i Sokół już się zgodzili. - powiedział.
- A Stark? – zdziwił się Bruce.
- Dość dobitnie wyraził swoje zdanie. – oznajmił Steve.
Banner pokiwał głową. Spojrzał na Thora.
- Ochrona? – uśmiechnął się.
Kapitan już otwierał usta, ale on nie pozwolił mu dojść do słowa.
- Nie mam ci tego za złe – powiedział. – Rozumiem to doskonale i dlatego wolałbym nie wracać do drużyny. Nie chcę stracić nad sobą kontroli i zrobić komuś krzywdy.
- Nie musisz brać udziału w akcjach – zaczął Kapitan. Znajdziemy dla ciebie jakieś inne zajęcie. Jeden z twoich wynalazków bardzo przydał się Fury’emu…
- Praca w laboratorium – stwierdził Banner – To może być dobre rozwiązanie.
- Wracasz?
- Tak – powiedział Bruce – ale muszę tu jeszcze dokończyć parę spraw. Dołączę za kilka dni.
- Najprawdopodobniej będziemy w Węźle 2.0.. To tajna centrala T.A.R.C.Z.A.. Jedyna, o której wiem, nie przejęta przez wojsko i opuszczona przez Hydrę. – Kapitan sięgną do plecaka, który leżał koło niego i coś z niego wyjął. – Skontaktuj się z nami jak będziesz gotów – dał mu komunikator.
- Do zobaczenia Bruce – Kapitan i Thor wyszli z chaty i wsiedli do jeta.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział II



Sorki, że dopiero tera, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytanie J

Jet wyciągał 3,5 Macha*, więc Sam szybo dotarł na miejsce. Wylądował koło jakiegoś zwykłego domu w małym miasteczku. Współrzędne się zgadzały, ale trudno mu było uwierzyć, że nordycki bóg piorunów mieszka w takim miejscu.
Gdy wysiadł z jeta, drzwi domu otworzyły się i wyszedł z niego postawny, muskularny mężczyzna o długich, blond włosach. Trzymał w ręce młot.
- Kim jesteś? – zagrzmiał.
Sokół bez problemu go rozpoznał, mimo że Thor nie przypominał już wikinga.
- Nazywam się Sam Wilson – powiedział – Przysłał mnie Kapitan Ameryka…
Resztę jego słów zagłuszył świst śmigieł. Gromowładny w ostatniej chwili odepchnął go na bok, bo helikoptery, z żółtą czaszką na drzwiach, otworzyły ogień.
W drzwiach pojawiła się jakaś kobieta.
- Co tu się dzieje? – zapytała.
- Ukryj się, Jane – Thor odwrócił się do niej i… to był błąd.
Rozległ się huk. Bóg piorunów oberwał jakimś pociskiem. Odrzuciło go kilkanaście metrów w tył.
Sokół, w tym czasie, zdążył odnaleźć w jecie swój pistolet (sam pojazd był nieuzbrojony). Sam zaczął strzelać do wroga. Thor podniósł się z ziemi. Wokół jego młota zaczęły zbierać się pioruny. Zakręcił nim kilkakrotnie i posłał grom w stronę śmigłowców. Jedna z maszyn zajęła się ogniem. Silniki przestały działać i helikopter zwalił się z potwornym hałasem na ziemię. Drugi śmigłowiec skierował całą siłę ognia w stronę Azgardczyka. Pocisków i rakiet było zbyt wiele. Thor nie mógł zaatakować. Falcon wycelował i wystrzelił. Trafił w sam środek szyby helikoptera, która momentalnie pokryła się siateczką pęknięć. Żołnierze Hydry stracili widoczność, przerwali na chwilę ostrzał. To wystarczyło. Gromowładny znów przywołał pioruny. Drugi śmigłowiec rozbił się. Wraków szybko zaczęli uciekać ludzie. Chwilę potem obie maszyny wybuchły.
- Nie warzcie się tu wracać. – krzyknął, do uciekających, Thor.
Po czym odwrócił się i wbiegł do domu.
- Jane! – zawołał.
Dziewczyna wyszła z sypialni i rzuciła mu się na szyję.
- Co się stało? Co to było? – płakała.
- Spokojnie – Thor ją objął – Już po wszystkim.
Zaprowadził ją do salonu.
Sokół wszedł do domu. Zajrzał do pokoju.
- Wejdź – zaprosił go Thor.
Sokół usiadł na fotelu obok nich. Dopiero teraz zauważył, że kobieta jest w ciąży.
- Gratuluję powiększenia rodziny – powiedział.
- Dziękujemy – odezwała się Jane, nadal obejmowała gromowładnego, ale oczy miała już suche.
 - Co cię tu sprowadza, przyjacielu Kapitana? – zapytał Thor.
- T.A.R.C.Z.A upadła i … - zaczął Sam.
- Jak to? – przerwał mu bóg piorunów.
Falcon opowiedział mu, co się wydarzyło.
- Kapitan chciałby, abyś wrócił do drużyny i pomógł nam walczyć z Hydrą.
- Przyjacielu, teraz nie mogę, muszę zaopiekować się rodziną. – spojrzał na Jane.
- Thor, twoja rodzina nie będzie bezpieczna dopóki nie pokonamy Hydry. – powiedział Sokół. – Widziałeś co się dzisiaj stało.
- Masz słuszność – zamilkł.
Jane spojrzała na niego.
- Leć ocalić świat – uśmiechnęła się i pocałowała go.

***

Wdowa właśnie weszła do jeta. Był tam komputer z programem do rozpoznawania twarzy. Natasha wgrała zdjęcie Hawkeye’a do bazy. Zaczęło się przeszukiwanie. Program miał dostęp do wszelkich nagrań z monitoringu w całych Stanach. Porównywał zdjęcie z ujęciami i wykrywał pasujące.
Wdowa poszła przebrać się w swój kostium. Właśnie sprawdzała, czy ma pełne magazynki w pistoletach, gdy komputer zapiszczał. Na ekranie pojawiły się kadry z nagrań i lokalizacja. Clint był w Chicago.
Natasha wystartowała. Włączyła autopilota. Wkrótce dotarła na miejsce. Włączyła maskowanie i wylądowała na dachu starej opuszczonej fabryki. Wysiadła, postanowiła zostawić maskowanie aktywne, aby nikt nie zobaczył jeta.
"Hawkeye jest gdzieś w tym budynku" pomyślała, rozglądając się do koła.
Na dachu nie było żadnych drzwi. Postanowiła wejść przez okno. Spuściła się po linie. Niestety, zamiast szyby były deski. Odbiła się od nich i rozhuśtała. Uderzała nogami w zabezpieczenie coraz mocniej. W końcu puściło, a ona wpadła do środka. Odpięła linę. Usłyszała jakiś szmer. Gdy się odwróciła, zobaczyła Hawkeye'a stojącego w drzwiach. Trzymał napięty łuk wycelowany w nią. Natychmiast go opuścił.
- A, to ty - powiedział - Co cię tu sprowadza?
- Upadek T.A.R.C.Z.A. - kobieta rozglądała się po pomieszczeniu.
Było obskurne, ze ścian odpadał tynk, a podłogę przeżarły korniki.
- Chodź na dół. - Clint wyszedł z pokoju i zniknął w korytarzu.
Wdowa ruszyła za nim. Po chwili znaleźli się na parterze. Ten pokój miał pomalowane ściany, na podłodze kafelki... Oprócz porozrzucanych rzeczy był całkiem ładny.
Hawkeye usiadł na kanapie, koło telewizora. Natasha wybrała krzesło.
- No więc mów - odezwał się Barton.
- Kapitan reaktywuje drużynę.- oznajmiła kobieta.
- OK. Ale co się dokładnie stało? - zapytał - W telewizji okrzyknęli T.A.R.C.Z.A. organizacją terrorystyczną...
Wdowa opowiedziała mu o wszystkim, co się wydarzyło.
- Oczywiście, że dołączę. - powiedział Clint, gdy skończyła.
- W takim razie lećmy - Wdowa wstała.
- Muszę najpierw "posprzątać" kryjówkę - oznajmił - Daj mi namiary na miejsce spotkania niedługo dołączę.
- Pod StarkTower - Natasha wyszła z pokoju.
Wdowa wracała do Nowego Jorku. Gdy przelatywała nad jakimś lasem, na niebie pojawiły się trzy czarne punkty. Powiększały się z dużą szybkością. Po chwili Natasha była już w stanie je rozpoznać. Wrogie samoloty. Włączyła kamuflaż, ale był, już za późno, aby ukryć białego orła na skrzydle. Tamci wystrzelili rakiety na podczerwień. Wdowa zrobiła, błyskawiczny zwrot. Ledwo udało jej się uniknąć trafienia. Wystrzeliła z działka laserowego. Samoloty nie były tak zwinne jak jet. Natasha uszkodziła silnik jednego z nich. Jednak maszyna nie spadła. Pozostałe odpaliły pociski. Kobieta próbowała zrobić unik, ale się nie udało. Rakiety zniszczyły dwa silniki jeta. Maszyna zaczęła spadać. Wdowa zdążyła jeszcze posłać w stronę samolotów duży pocisk, zanim jet uderzył w ziemię. Przerył kilkanaście metrów, tworząc głęboki rów i wyrywając drzewa, znieruchomiał...

**********************************************************************
*Mach – jednostka prędkości, 1Mach = prędkość dźwięku