środa, 21 września 2016

Epilog



No i nadszedł koniec tego opowiadania. Mam nadzieję, że mimo licznych przerw podczas jego powstawania, przyjemnie się wam je czytało. Zapraszam na epilog :)

Minął już niemal miesiąc odkąd Ziemia się poddała. Zniknęły rządy, królestwa i państwa. Wszyscy ludzie byli poddani jednej woli – mojej. Nie było już nikogo, kto mógłby się buntować. Ci, którzy próbowali… no cóż ich los nie był zbyt kolorowy.
Wieczna noc zakończyła się po jakimś tygodniu. Nie mogła dłużej trwać, bo Midgard by obumarł - ta planeta potrzebowała Słońca. Z resztą nie było potrzeby, aby ją utrzymywać, Istoty Cienia patrolowały ulice po zmroku, a te które sprawowały codzienny nadzór nad przestrzeganiem nowych praw, miały odpowiednio przystosowane siedziby.
Wszystko było kontrolowane przeze mnie… i przez Hel.
Ta współpraca zaczynała mnie już trochę irytować. Chciałem władać Ziemią niepodzielnie, a tym czasem byłem skazany na kaprysy mrocznej królowej. To musiało się zmienić. Miałem już plan.
Tego dnia jak zwykle większość czasu spędziłem w Asgardzie. Ten problem też musiałem rozwiązać. Nie mogłem jednocześnie znajdować się w Midgardzie i krainie bogów. Gdy będę już rządził samodzielnie, podział uwagi między dwa królestwa stanie się wręcz niemożliwy, przynajmniej póki w jednym z nich będę musiał udawać Odyna. Ale i na to znajdzie się rada.
Siedziałem na tronie, jako że byłem sam, pozwoliłem swoim myślom odpłynąć. Ale dlaczego obrały ten kierunek? Niezbyt przyjemny kierunek…
Minął już też prawie miesiąc od pokonania Avengers… od śmierci Thora.
Nigdy bym się do tego nie przyznał przed nikim - zwłaszcza przed Hel - wstyd było mi się przyznawać do tego nawet przed samym sobą, ale… no cóż… nie chciałem jego śmierci. Tak, byłem o niego zazdrosny. Ojciec zawsze go faworyzował. W dodatku z moją pasją do nauki i magii, w świecie gdzie liczy się tylko siła i umiejętności fizyczne, byłem przyćmiewany przez potężnego brata. Jednak nigdy nie pragnąłem, aby zginął. Chciałem pokazać, że jestem od niego lepszy, że potrafię władać królestwem, a nie tylko wytaczać wojny innym światom. Chciałem…
Ale teraz to już nieważne.
Zabrałem jego ciało, tak aby Hel o niczym się nie dowiedziała, i przeniosłem do Asgardu. Musiałem dopilnować tradycji. Odbył się uroczysty pogrzeb, a całe królestwo pogrążyło się w żałobie. O przyczynach śmierci Thora nie musiałem kłamać, powiedziałem, że zginął w boju u boku najdzielniejszych wojowników Midgardu, broniąc tej krainy.
Ale teraz czas powrócić do rzeczywistości. W Asgardzie właśnie zmierzchało, co oznaczało, że niedługo nadejdzie czas powrotu na Ziemię. A wtedy wprowadzę w życie mój plan.

***

- Witaj, Hel. – powiedział Loki, posyłając królowej czarujący uśmiech, gdy znalazł się już w sali tronowej, w wieży Avengers.
- Witaj. – odparła władczyni, nie zmieniając nawet pozycji na tronie.
Laufeyson już ją trochę irytował. Gdyby mogła, już dawno by się go pozbyła, ale na razie musiała uzbroić się w cierpliwość. W końcu zdobędzie jego zaufanie, a on pokaże jej to, co królowa chce zdobyć. I w ten sposób przypieczętuje swój los.
- Jesteś dziś jakaś przygnębiona. – zauważył bóg kłamstw. – Czyżby coś się stało pod moją nieobecność?
- Nie nic… tylko… - zaczęła Hel. – Nieważne…
- Mam dla ciebie niespodziankę, może to poprawi ci humor. – odparł Laufeyson. Świetnie potrafił udawać, że mu zależy na względach królowej. – Ale musimy udać się w pewne miejsce.
Hel spojrzała na niego z zainteresowaniem. Czyżby w końcu zdecydował się pokazać jej gdzie jest Aether? Na to czekała.
 - A dokąd mamy iść? – zapytała z nieskrywaną ciekawością.
- Na razie nie mogę ci powiedzieć. – odparł Loki, z tajemniczym uśmiechem. – Musisz mi zaufać.
Królowa podeszła do niego.
- Dobrze. – powiedziała. – Ufam ci. – Laufeyson wyciągnął do niej rękę, a ta chwyciła go za dłoń.
Tak naprawdę nie ufała mu za grosz. Prędzej weszłaby w gniazdo jadowitych żmij, niż uwierzyła temu kłamcy. Jednak chciała czegoś i aby to zdobyć musiała zaryzykować.
- A i jeszcze jedno – dodał Loki, gdy otworzył przed nimi portal. – Musimy tam iść sami, bez twoich Istot Cienia.
- Skoro tak mówisz. – odparła.
To jej się już nie podobało, bóg kłamstw wyraźnie coś kombinował. A jeszcze bardziej podejrzane było, że zostawił swoją włócznię przy jednym z tronów. Dlaczego nie chciał jej zabrać? Zwykle się z nią nie rozstawał. Coraz mniej podobał jej się pomysł, aby gdziekolwiek iść z Laufeysonem, ale ciekawość zwyciężyła. Z resztą królowa nie należała do tchórzy.
Ruszyli przez portal.
Znaleźli się w naprawdę niezwykłym miejscu. Była to jaskinia, ale cała jaśniała jakimś nienaturalnym czerwonym światłem. W dodatku było tam niesamowicie zimno. Jednak to nie przeszkadzało, ani lodowemu olbrzymowi, ani królowej mrocznego wymiaru. Loki podszedł do szkatuły, stojącej pośrodku tego dziwnego pomieszczenia, na specjalnym podwyższeniu.
- Pytałaś mnie, jak sprawiłem, że na Ziemi zapanowała ciemność. – powiedział, otwierając pudełko. – Otóż zdobyłem ciekawy artefakt. Jednak jego moc nie ogranicza się tylko do sprowadzania mroku. Jest o wiele potężniejszy. – odwrócił się do królowej.
Między jego dłońmi unosił się czerwony kamień, utrzymywany w powietrzu dzięki magii. Loki nie panował w pełni nad tym artefaktem i wolał nie ryzykować dotykania go gołymi rękami. Aether zaczął promieniować jaskrawym światłem.
 - Co robisz, Loki? – zapytała z lekkim niepokojem Hel, cofając się o krok.
- To co powinienem zrobić już dawno. – odparł bóg kłamstw z szatańskim uśmiechem i zanim królowa zdążyła cokolwiek powiedzieć, czy się teleportować, całą jaskinię wypełnił oślepiający blask Słońca.
Rozległ się przeraźliwy, zgrzytliwy wrzask. Władczyni nie mogła nic zrobić. Promienie ją ranił, więżąc w miejscu. Zaczęła rozsypywać się w pył.
Po kilku minutach światło zniknęło, a Loki schował kamień z powrotem do szkatuły. Po Hel pozostał tylko naszyjnik z czarnym jak noc diamentem, oprawionym w srebro – insygnium jej królewskiej władzy. Laufeyson podniósł go z podłogi i założył na szyję. Chwilę później powrócił do wieży Avengers.
W Helheim panowało prawo, że ktokolwiek pokona władcę, staje się nowym władcą. Wprawdzie królowa była tak potężna, że jeszcze nigdy to prawo nie zostało zastosowane – nigdy, aż do teraz.
Gdy Loki pojawił się w sali tronowej, powitała go, dość podejrzliwie, straż przyboczna Hel.
- Gdzie nasza królowa? – zapytał jeden ze strażników.
- Jej już nie ma. – odparł Laufeyson. – Teraz ja jestem waszym królem. – wskazał na naszyjnik Hel na swojej szyi.
Istoty Cienia momentalnie oddały mu pokłon.

***

Wkrótce Loki stał się władcą trzech królestw.
Dzięki zapanowaniu nad armią Hel, nie musiał dłużej ukrywać swojej tożsamości w Asgardzie. Wkroczył do królestwa na czele Istot Cienia. Dzięki Aetherowi sprowadził wieczną noc i bez trudu pokonał pałacowe straże (zwłaszcza, że najdzielniejsi wojownicy już dawno byli w lochach). Królestwo się opierało, jednak w końcu i ono poddało się przeważającej sile wroga, a Laufeyson został Wszechojcem.
Tego dnia Loki wybrał się do Helheim (którego nazwę przydałoby się zmienić, skoro Hel już nim nie rządzi). Udał się wprost do lochów. Mijał kolejne cele wypełnione ziemskimi herosami, aż w końcu dotarł do ciężkich, kamiennych drzwi. Za nimi znajdował się długi korytarz, prowadzący do kolejnych wrót, tym razem wykonanych z Uru. Oddzielały one ostatnią celę. Miała ona znacznie bardziej zaawansowane zabezpieczenia od pozostałych, bo i więziła kogoś znacznie potężniejszego.
Loki zatrzymał się właśnie przed tą celą.
- Zostałem władcą trzech królestw. – powiedział. – Jesteś ze mnie dumny, ojcze?


*****************************************************************

PS. Dla Ciekawskich

* Loki (przynajmniej w moim opowiadaniu) może się teleportować swobodnie w obrębie jednego królestwa, aby podróżować między wymiarami potrzebuje specjalnych przejść, Tesseractu, Bifrostu, lub pomocy Hel. 
** Loki zostawił włócznię, ponieważ znajduje się w niej kamień umysłu, a bóg kłamstw nie jest na tyle potężny, aby kontrolować dwa Kamienie Nieskończoności naraz.
***Aether został ukryty w tajemniczej jaskini, znajdującej się w pobliżu szczytu Mount Everestu, ułatwiło to Lokiemu rozprzestrzenienie mocy kamienia na całą planetę.
**** Agenci T.A.R.C.Z.Y. przeżyli, zostali pojmani i znajdują się w celach w lochach Helheim.
***** Po objęciu władzy przez Lokiego, Odyn początkowo znajdował się w tajnej celi w Asgardzkich lochach. O jej istnieniu wiedzieli tylko najbardziej zaufani, których Laufeyson także unieszkodliwił. Gdy tylko bóg kłamstw sprzymierzył się z Hel, uznał, że bezpieczniejsze będzie przeniesienie Odyna z dala od Asgardu. Od tego czasu Wszechojciec przebywał w Helheim.
Jak Loki zdołał pokonać i uwięzić Odyna? To największa tajemnica boga kłamstw, która  nigdy nie zostanie ujawniona. (Ale chętnie posłucham waszych teorii na ten temat :) )


A teraz zapraszam do ankiety, co wolicie żebym pisała? Kolejne długie opowiadanie, czy może one-shoty osadzone w innych uniwersach (Harry Ptter, Hungers Game itd.)


niedziela, 4 września 2016

Rozdział XIX



Naczekaliście się naprawdę długo na nowy rozdział – przepraszam. W wakacje w ogóle nie mam weny, ale w końcu się udało :) Jest to ostatni rozdział tego opowiadania. Pozostał jeszcze tylko epilog, a potem coś nowego. I tu w sumie mam do was pytanie: czy chcielibyście zobaczyć na blogu kilka one shotów, w których Avengers znajdowali by się w różnych uniwersach (np. Harry Potter, Star Wars itd.)? Czy woli byście żebym się trzymała linii fabularnej i pisała kolejne długie opowiadanie?
No trochę przydługi ten wstęp, ale teraz już zapraszam do czytania :)

Sokół poinformował Tony’ego o wszystkim co ustalili. Perspektywa ochrony jednego pomieszczenia, a nie całego domu, zmieniała taktykę, a więc i broń.
Aggregatio znajdowało się na piętrze, naprzeciwko szerokich schodów prowadzących z salonu na antresolę. Miało to swoje plusy i minusy. Do plusów należało zdecydowanie to, że było tam dość miejsca, aby Sokół mógł wykorzystać skrzydła; natomiast do minusów fakt, że Istoty Cienia także miały dużą przestrzeń do ataku. W wąskim korytarzu byłoby łatwiej blokować ich ataki.
Stark podszedł do swojej zbroi. Przede wszystkim musiał doprowadzić ją do stanu używalności. Przeprogramowanie repulsorów na światło UV nie zajęłoby zbyt wiele czasu, ale pancerz był porządnie uszkodzony. Geniusz zaczął od naprawy reaktora. Na szczęście rdzeń został nienaruszony. Udało mu się odbudować urządzenie - było równie sprawne jak przed bitwą. Potem naprawił wszystkie uszkodzone systemy i podzespoły. Zajęło mu to sporo czasu, ale bez zbroi nie byłby użyteczny w tej walce. Naprawił także skrzydła Sokoła.
Gdy skończył zabrał się za broń dla pozostałych. Dużym problemem okazało się zasilanie. Napięcie prądu w miejskiej sieci było zbyt niskie, a do tego broń przewodowa to nie byłby dobry pomysł. Nie miał też palladu, nie mówiąc już o nowym pierwiastku zasilającym reaktor. Musiał zrobić akumulatory, które niestety były znacznie mniej wydajne od reaktora. To mogło się odbić na skuteczności broni.

***
   
Zbliżała się jedenasta, gdy w salonie pojawił się Tony. Pozostali na niego czekali, snując się po pokoju. Nikt nie był w stanie odpocząć, nie mówiąc już o śnie - zbyt wiele teraz od nich zależało, zbyt małe były szanse na powodzenie.
- Chodźcie ze mną. – powiedział nie schodząc nawet na dół schodów.
Wszyscy na niego spojrzeli, ale nikt się nie odezwał, po prostu ruszyli za geniuszem.
Zatrzymali się tuż za drzwiami do laboratorium, tylko Stark wszedł dalej. Gdy się zorientował, że jego przyjaciele zostali w tyle, odwrócił się do nich zniecierpliwiony.
- Idziecie czy nie? - zapytał.
Dopiero wtedy Avengers ruszyli się z miejsca. Tony wskazał na stolik, na którym leżały jakieś dziwne przedmioty. Za nim stała zbroja, a obok leżały - w tej chwili złożone - skrzydła Sokoła. Stark spojrzał na przyjaciół.
- Panie przodem - z uśmiechem zwrócił się do Lady Sif i podał jej coś, co przypominało kilkunastocentymetrowy, metalowy kołek. - Naciśnij tu. - wskazał na mały guzik z boku urządzenia.
Gdy kobieta wykonała polecenie, z maszyny wydobył się długi snop światła.
- Miecz świetlny - zaśmiał się Sam. – Uważaj, żeby Lucas nie pozwał cię za łamanie praw autorskich.
- Dla ciebie też coś mam, wesołku. - odparł Stark i wręczył mu plecak ze skrzydłami.
- Naprawione? - zapytał Sokół, który przestał się już śmiać z miecza świetlnego.
- Oczywiście. - Tony sięgnął znów na stolik. – To są granaty błyskowe. – oznajmił, pokazując metalowe kulki wielkości kauczuka.
Sam wziął kilka do ręki i zaczął im się przyglądać.
- Wystarczy, że rzucisz nimi o podłogę. – rzucił Stark mimochodem, znów odwracając się od przyjaciół. – Mam nadzieję, że mieczem posługujesz się równie dobrze jak młotem. – podał Thorowi takie samo urządzenie, którym właśnie bawiła się Lady Sif.
Gromowładny nie mógł na razie przywołać młota, aby nie zdradzić miejsca ich pobytu, z resztą jego pioruny i tak na nic by się nie zdały w pomieszczeniu.
- Owszem, Iron Manie. – zagrzmiał bóg piorunów, uruchamiając otrzymaną broń.
- Zdążyłem jeszcze zrobić reflektor zabezpieczający drzwi, ale nie wiem jak długo wytrzyma źródło zasilania. – kontynuował Tony, znów odwracając się do stolika i całkowicie ignorując Gromowładnego, który wymachiwał swym nowym orężem na prawo i lewo. – Przyda wam się... – zwrócił się w stronę przyjaciół i urwał. – Thor, to było całkiem porządne krzesło. – powiedział, przyglądając się przeciętemu na pół siedzeniu. Bóg piorunów wyłączył swój miecz. – Na czym to ja skończyłem? – Tony powrócił do przerwanej myśli. – A tak. Broń emituje dość silne światło ultrafioletowe, więc jeśli nie chcecie oślepnąć lepiej weźcie to – podał przyjaciołom specjalne gogle, które trzymał w ręce.
- Czas działać. – powiedział stanowczo Sam.

***

Oddziały Istot Cienia przeczesywały ulice miasta. Była to tylko zasłona dymna, aby Hel miała wrażenie, że ma na coś wpływ. Loki wątpił w to, czy jej oddziałom uda się wpaść na jakikolwiek trop Avengers. Sam przygotował odpowiednie zaklęcie, które powinno umożliwić mu odnalezienie bohaterów, gdy tylko będzie to możliwe (zaklęcia ochronne były trudne do wykrycia, nie mówiąc o ich złamaniu, zwłaszcza gdy mag był potężny – a Loki był niemal pewien, że właśnie z takim miał do czynienia).
 Jednak nawet Loki mógł się pomylić. Gdy stworzenia przemierzały Bleecker Street, nagle jeden z budynków zmienił się w przepiękną willę. Istoty Cienia od razu poszły zameldować o tym dziwnym wydarzeniu swej Pani. Loki także odkrył miejsce pobytu Avengers, gdy tylko - punkt dwunasta - Strange zdjął zaklęcia ochronne ze swego domu.
Natychmiast wezwał do siebie dowódcę straży.  Ten wszedł i pokłonił się nisko.
- Muszę przemyśleć sprawy królestwa i nie życzę sobie, aby ktokolwiek mi przeszkadzał. – oznajmił Loki/Odyn. – Pod żadnym pozorem nie wpuszczaj tu nikogo, aż do wieczora i sam też tu nie wchodź.
- Tak jest, Wszechojcze. – odparł sługa.
- Możesz odejść. – zakończył władca.
Gdy tylko dowódca straży opuścił pomieszczenie, Laufeyson dla pewności nałożył zaklęcie zamykające na drzwi, a następnie udał się do tajnego przejścia. Tam zmienił postać i wezwał do siebie jedną z Istot Cienia. Po chwili znaleźli się w AvengersTower, gdzie czekała na nich Hel ze swoją armią.
- Są na Bleecker Street. – oznajmił Loki.
-Wiem. – odparła królowa. – Ruszajmy.
- Zaczekaj chwilę. – zatrzymał ją bóg kłamstw. – Jest jeszcze jedno…
Laufeyson nie mógł dopuścić, aby którykolwiek z Nowojorczyków zobaczył bitwę, która miała się wkrótce rozegrać, w końcu wszyscy mieli myśleć, że Avengers zginęli na dachu swojej wieży. Dlatego bóg kłamstw otoczył całą ulicę, na której znajdował się tajemniczy dom – kryjówka Avengers – magiczną strefą. Każdy, kto się w niej znajdował, zapadł w głęboki sen, a ci którzy chcieli do niej wejść, od razu przenosili się na drugi koniec dzielnicy, zapominając, że takowa w ogóle istnieje.
- Teraz możemy ruszać. -  oznajmił, gdy wszystko było gotowe.
Bóg kłamstw wraz z mroczną władczynią Helheim i jej armią pojawili się przed Sanctum Sanctorum.

Avengers byli gotowi. Zajęli pozycje przed wejściem do Aggregatio. Kilkanaście minut po zdjęciu zaklęć ochronnych, wejściowe drzwi do Sanctum z ogromnym hukiem wyleciały z zawiasów. Do środka zaczęły wlewać się Istoty Cienia, a chwilę później po drugiej stronie antresoli, na wprost bohaterów, pojawili się Loki i Hel.
Thor od razu chciał się wyrwać w stronę brata i udusić go gołymi rękami, jednak powstrzymała go ręka Tony’ego i chmara Istot Cienia, które natychmiast ruszyły w jego stronę. Gromowładny zacisnął pięści tak mocno, że zwykłemu śmiertelnikowi prawdopodobnie popękałyby wszystkie kości w dłoni, ale nie ruszył się z miejsca. Stworzenia zatrzymały się jak na rozkaz.
Zapadła pełna napięcia cisza.
- Po co to przedłużać? – odezwał się w końcu Loki. – Wy się nie poddacie, a ja nawet nie miałem zamiaru wam tego proponować, a więc Hel – zwrócił się do sojuszniczki. – czyń honory.
Królowa wydała rozkaz i wszystkie Istoty Cienia ruszyły na Avengers.
Pierwsze kreatury bardzo się zdziwiły, gdy Tony uruchomił reflektor ochronny nad drzwiami, a Sif i Thor włączyli miecze świetlne. W tym samym czasie Sokół wzbił się w powietrze i rzucił jednym z granatów w środek kłębowiska kreatur, te rozpierzchły się z nieludzkim wyciem. Tony niemal natychmiast dołączył do pozostałych.
Początkowo stwory wydawały się skołowane - ktoś mógł je zranić - ale szybko zmieniły taktykę z otwartej walki na partyzantkę. Co chwila pojawiały się, zadawały cios i znikały, stając się niemożliwe do trafienia.
- Sir, uszkodzenia pancerza 40% - oznajmił J.A.R.V.I.S.
Tony zaklął pod nosem. W tym tempie niedługo zbroja rozpadnie się na kawałki. Pozostali nie radzili sobie lepiej. Sif straciła miecz, na szczęście zauważył to Sokół i dał wojowniczce kilka granatów świetlnych, przypłacił to jednak uszkodzeniem skrzydeł. Teraz oboje odgradzali się od stworów rzucając granaty, oparci plecami o ścianę.
Hel i Loki trzymali się z dala od tego zgiełku. Woleli obserwować, niż ingerować. Avengers i tak nie mieli szans.
- Loki – odezwała się Hel. – jest tu pomieszczenie, do którego moje Istoty nie mogą się dostać.
- A to ciekawe. – bóg kłamstw uśmiechnął się pod nosem. – Myślę, że znajduje się tam ich sojusznik. Ten sam, który pokrzyżował nasze plany na wieży, a potem ukrywał przed nami Avengers. Tylko po co się ukrywa? Jeśli się nie mylę, jest na tyle potężnym magiem, że miałbym w nim niemal równego sobie przeciwnika. Chyba, że…
Nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie, w ferworze walki, Thorowi udało przedrzeć się przez Istoty Cienia i zwalił Laufeysona z nóg.
- Ten miecz działa nie tylko na te stwory. – warknął Gromowładny, zbliżając broń do szyi boga kłamstw.
Zanim Loki zdążył cokolwiek zrobić, Thor jęknął, wypuścił z ręki ostrze, które natychmiast zniknęło i osunął się na bok. Laufeyson zamrugał gwałtownie, nie wiedząc co się stało. Podniósł się i spojrzał na brata. Gromowładny leżał z szeroko otwartymi, bezmyślnie wpatrującymi się w przestrzeń oczami, z kącika ust wypływała mu stróżka krwi, a na piersi kwitła szkarłatna plama. Wzrok Lokiego przeniósł się na Hel.
- Zabiłaś go. – powiedział, nie okazując żadnych uczuć, gdy ujrzał zakrwawiony sztylet w dłoni królowej. – Nie taki był plan. Pozostałych mogłaś zabić, ale o jego losie miałem zadecydować sam. – teraz stał naprzeciw władczyni Helheim, jego twarz pozostawała wyprana z emocji.
- Gdybym tego nie zrobiła, on zabiłby ciebie. – powiedziała z udawaną troską. Po prostu nie mogła dopuścić, aby Laufeyson zginął zanim pokaże jej miejsce ukrycia Aetheru.
- Nie zabiłby. – odparł tamten, ale niedane mu było powiedzieć nic więcej, ponieważ tuż obok głowy błysnął mu promień repulsora.

Tony, Sam i Sif byli na tyle pochłonięci walką, że nawet nie zauważyli kiedy Thor się od nich oddalił. Gdy to dostrzegli, było już za późno. Mogli tylko bezradnie patrzeć, jak ich przyjaciel umiera, cały czas atakowani przez Istoty Cienia. Tony przekierował moc do repulsora piersiowego i wystrzelił. Udało mu się stworzyć coś na kształt tunelu w skłębionej masie Istot Cienia i niewiele brakowało, a trafiłby Lokiego.
Czas najwyższy to wszystko zakończyć. Drzwi Aggregatio nadal były chronione reflektorem, a więc Avengers ruszyli w stronę Lokiego. Pierwszy Stark, torując drogę pozostałym. Jednak Istoty Cienia nie przestawały atakować, choć światło je raniło.
- Sif, uważaj! – krzyknął Sokół w ostatniej chwili odpychając wojowniczkę na bok.
Miecz minął ją bezpiecznie, jednak Sam nie miał tyle szczęścia. Ostrze raniło go w prawy bok, przebijając płuco. Bohater opadł na kolana, podpierając się rękami, z trudem łapał oddech. Z rany obficie wypływała krew. Sif i Tony stanęli obok przyjaciela, chroniąc go przed atakami. Iron Man włączył tarcze w częstotliwości światła ultrafioletowego.
- Sir, mocy wystarczy zaledwie na 5 minut utrzymania osłon. – odezwał się J.A.R.V.I.S.
- Trzymaj się. – Tony zwrócił się do A.I.
Lady Sif uklęknęła przy Samie.
- Uratowałeś mnie… dziękuję. – powiedziała. – Jesteś szlachetnym wojownikiem.
Sokół odwrócił powoli głowę w stronę kobiety. Uśmiechnął się z trudem.
- Nie… ma… za… - zaczął kaszleć i krztusić się krwią. Czuł jakby coś rozrywało mu klatkę piersiową.
- Nic nie mów. – szepnęła wojowniczka.
Sokół nie mógł powstrzymać kaszlu, z coraz większym trudem łapał oddech. Dusił się.  Pociemniało mu przed oczami.  Opadł na podłogę. Wiedział, że to już koniec.
- Zrób coś, Tony Starku! – gdzieś z daleka dobiegł go błagalny ton Sif.
Potem wszystko zniknęło.

Iron Man spojrzał na swoich przyjaciół. Nie mógł nawet do nich podejść, musiał utrzymać tarcze, aby Istoty Cienia nie mogły ich zaatakować.
- Przykro mi Sif – powiedział. Nienawidził poczucia bezradności. – Nic nie mogę zrobić.
- Pozostało 7% mocy. – oznajmił J.A.R.V.I.S. – Osłony zostaną wyłączone za 5… 4… 3… 2… 1…
Tarcza zniknęła. Stwory natychmiast się na nich rzucił. Sif nie miała już żadnych granatów świetlnych. Na domiar złego reflektor nad drzwiami zaczął mrugać.
- Twoje światło przestaje działać. – odezwała się Asgardka, która stała teraz za Starkiem, zła, że nie może w żaden sposób pomóc. – Musisz to naprawić.
- Musiałbym się tam dostać – odparł Iron Man. – A nie mogę cię tu zostawić bez żadnej broni.
- Mną się nie przejmuj. – stanowczo powiedziała Lady Sif. – Jestem wojowniczką i zginę jak wojowniczka. – dostrzegła miecz wiszący na ścianie, jako ozdoba. Dobyła go i, zanim Tony zdążył ją zatrzymać, ruszyła w stronę kreatur. – Za Asgard!
Zniknęła między stworami. Brnęła w stronę Lokiego i Hel. Wiedziała, że nie ma szans, ale nie miała zamiaru się poddać. Istoty Cienia atakowały z każdej strony. Zbroja wojowniczki nie wytrzymywała tych ciosów. Na ciele Sif pojawiało się coraz więcej ran, mimo to Asgardka dzielnie stawiała czoła przeciwnikom. Jednak było ich zbyt wielu. Sif ledwo trzymała się na nogach, ale odpierała ataki. Niestety mroczna energia tych stworów już zdążyła zatruć jej organizm. Coraz trudniej było jej utrzymać miecz, wzrok jej się zamazywał. Stwory zepchnęły ją pod barierkę antresoli. Wojowniczce nie udało się zablokować ataku jednej z Istot, jej włócznia wbiła się kobiecie w bok. Siła natarcia sprawiła, że barierka pękła i Sif spadła kilka metrów w dół. Miecz brzęknął o podłogę, tuż przy ciele dzielnej wojowniczki.

- Sif, co ty robisz?! - Stark choćby chciał nie mógł jej już pomóc, miał za mało mocy, zbroja ledwie się trzymała.
„Bohaterka” pomyślał.
- J.A.R.V.I.S. wracamy do drzwi. – zwrócił się do komputera. Ofiara Asgardki nie mogła pójść na marne.
Udało mu się przedrzeć do reflektora. Tak jak podejrzewał – źródło mocy było za słabe.
- Ile energii uda nam się jeszcze wykrzesać z reaktora? – Stark zapytał A.I.
- Pozostało 5% - oznajmił elektroniczny głos.
- A jeśli wyłączymy zbroje?
- Możliwe, że reaktor zregeneruje część mocy. – odparła sztuczna inteligencja. – Ale, sir, wtedy zostanie pan bez ochrony.
- Ile czasu? – Stark nieustannie odpierał ataki.
- 40 minut do godziny. – wyliczył J.A.R.V.I.S.
- A z polem siłowym na drzwiach?
- 30 minut. – odparł komputer.
Reaktor mógłby zasilać pancerz jeszcze najwyżej przez 10 minut. Iron Man musiał zdobyć jeszcze trochę czasu dla Strange’a. Odkąd mag rozpoczął swój rytuał minęły dwie godziny, oby zdążył go dokończyć zanim zabezpieczenia przestaną działać.
„Pośpiesz się, doktorku” pomyślał Tony i podłączył swój reaktor do reflektora.
- Do zobaczenia, sir.
- Żegnaj, J.A.R.V.I.S. – Stark odłączył funkcje zbroi, a ta niemal natychmiast się otworzyła.
Gdy tylko Tony przestał być chroniony przez pancerz, dwie humanoidalne kreatury złapały go i zmusiły, aby uklękną. Jedna z nich przyłożyła mu miecz do gardła. Pozostałe Istoty Cienia rozstąpiły się, tworząc drogę dla Lokiego i Hel.
- Przegrałeś, Stark. – odezwał się bóg kłamstw, stając nad pokonanym Avengerem. – A teraz ujrzysz śmierć ostatniego, ze swoich sojuszników.
Laufeyson zbliżył się do drzwi, chciał złapać za klamkę, ale nagle gwałtownie cofnął rękę. Coś go poraziło.
- Co to jest? – warknął do Tony’ego. – Masz to wyłączyć, – jego głos był już spokojny i stanowczy. – jeśli chcesz ocalić swoje życie.
Stark pochylił głowę (na tyle, na ile pozwalało mu ostrze przy gardle) i uśmiechnął się kpiąco.
- Nie po to pozwoliłem się pojmać, żeby cię tam teraz wpuścić. – odparł.
- Wolisz zginąć? – zapytał Loki.
„Jeśli zyskam wystarczająco czasu” pomyślał geniusz.
- Na pewno nie pozwolę ci zniewolić Ziemi. – powiedział.
Nie miał zamiaru ginąć jako konformistyczny tchórz. Uniósł głowę do góry.
- W takim razie mi się nie przydasz. – bóg kłamstw odwrócił się od więźnia.
Hel wykonała w stronę swoich żołnierzy znaczący gest. Chwilę później Tony padł na podłogę martwy.

Strange niemal już skończył rytuał, jednak poczuł dziwne zaburzenia mocy. Wiedział, że coś poszło nie tak. Ktoś próbował się dostać do Aggregatio, a Avengers… nie żyli.
Mag przerwał swój rytuał i stworzył portal prowadzący do odległego wymiaru.  W tym samym momencie otworzyły się drzwi, a do pokoju wpadły Istoty Cienia.
- Wong… - ale było już za późno.
Mag zobaczył tylko jak jego przyjaciel znika gdzieś, zabrany przez jedną z kreatur. To już naprawdę był koniec. Zło zwyciężyło.
Strange odwrócił się i przeszedł przez portal, który zamknął się tuż za nim, uniemożliwiając Istotom Cienia wyruszenie w pogoń.