sobota, 25 lipca 2015

Rozdział XI

Witajcie. Wkońcu nowy rozdział, mam nadzieję, że warto  było na niego czekać. Zapraszam do czytania :)
 
Loki siedział  na tronie i obserwował jak rozwija się jego plan.
Po co sprowadzać Avengers do Asgardu i ryzykować zdemaskowanie, skoro można wysłać ich do ludu, który najzacieklej we wszechświecie broni swojego terytorium i nienawidzi obcych? Jednak nawet oni znają  Thora i mogliby go wysłuchać, dlatego Loki musiał go oddzielić od pozostałych.
Nie chciał śmierci brata, przynajmniej nie teraz. Wolał aby Gromowładny bezradnie patrzył jak on, Loki, włada Asgardem i podbija Ziemię.
Dlatego zamierzał go uwięzić.

Thor znalazł się w w jakimś pokoju. Istota, która go tam zabrała, niemal natychmiast zniknęła. Zanim Gromowładny zdążył cokolwiek zrobić, czy chociażby zorientować się gdzie może być, usłyszał coś co spowodowało, że nic innego już go nie interesowało.
- Tata! - zawołała Katrina.
Thor odwrócił się i zobaczył swoją córeczkę stojącą w łóżeczku i wyciągającą w jego stronę rączki. Odrazu porwał ją na ręce i przytulił.
- Jestem tu. - powiedział. - Teraz wszystko będzie dobrze.
Był tak szczęśliwy. W tym momencie wszystko zniknęło: łóżeczko, meble, cały pokój, nawet Katrina... rozpłynęła się w ramionach Thora. Gromowładny został sam w ciemnym, kamiennym pomieszczeniu. Przez dłuższą chwilę nie wiedział co się stało i gdzie się znajdował. Był całkowicie zagubiony. Stał tak jakby sam zamienił się w głaz. Potem odwrócił się. Przeciwległa ściana składała się teraz z grubych metalowych prętów - Thor był w celi.
Ale to do niego nie dotarło, utkwił wzrok w czymś, a raczej w kimś, kto był za kratami.
Loki stał tuż za nimi i uśmiechał się złośliwie, przyglądając się uwięzionemu bratu.
- Zawsze byłem od ciebie sprytniejszy. - musiał się szybko cofnąć, ponieważ pięść Thora zatrzymała się tam, gdzie jeszcze przed chwilą była twarz boga kłamstw.
Loki wiedział, że gdyby przerwy między prętami były większe, oberwałby młotem.
- Gdzie moja córka?!! - zagrzmiał Thor, unosząc Mjolnir, jednak nic się nie stało; żadnych błyskawic.
- Myślisz, że nie znam twoich mocy, - zapytał bóg kłamstw, zupełnie ignorując pytanie Gromowładnego. - i pozwoliłbym ci miotać piorunami na prawo i lewo?
- Zginiesz, Loki!!! - Thor potężnie uderzył młotem w kraty, aż te zatrzeszczały.
Loki szerzej otworzył oczy ze zdziwienia i cofnął się o kolejnych kilka kroków. Wolał nie ryzykować, że Thor go dosięgnie.
Gromowładny znów uderzył w kraty, te jednak nawet się nie wygięły.
- Te pręty są zrobione z uru. - zaśmiał się bóg oszustw - Nie zniszczysz ich.
- Zapłacisz mi za to! - zagrzmiał Gromowładny. - Zapłacisz mi za wszystko!
W jego oczach pojawiły się błyskawice, wokół młota także zaczęło iskrzyć. Loki nie był w stanie przeciwstawić się takiemu gniewowi i dłużej blokować mocy brata. Thor znów uniósł młot, jednak tym razem nie celował w kraty. Z potężną mocą uderzył w kamienną posadzkę. Wszystko zniknęło w blasku błyskawicy. Siła uderzenia odrzuciła boga kłamstw na przeciwległą ścianę. Gdy w końcu odzyskał wzrok, zobaczył, że kraty leżą na podłodze, żadna z nich nie została choćby wygięta, ale podłoga celi była w gruzach. Thor patrzył na niego z nienawiścią i, zanim Loki zdążył cokolwiek zrobić, znalazł się tuż przy nim. Złapał go z gardło.
- Gdzie moja córka? - wycedził Thor, unosząc brata kilka centymetrów nad ziemię.
Tego się Loki nie spodziewał. Zaczął się dusić.
- Puść mnie - wykrztusił, chwytając Gromowładnego za ręce i usiłując rozluźnić uścisk na swojej szyi.
- Gdzie. Moja. Córka? - powtórzył dobitnie Thor.
- Pokażę... - powiedział. - tylko puść...
Thor rozluźnił uścisk i Loki znów stanął na ziemi. Bóg kłamstw zakaszlał kilka razy, próbując złapać oddech.
- Prowadź. - zażądał Gromowładny.
Loki się wyprostował.
- Hel, czy mogłabyś tu przyprowadzić dziecko? - rzucił w przestrzeń.
Oczy Thora rozszerzyły się ze złości i zdziwienia.
Dobrze wiedział kim jest Hel, żaden Asgardczyk nie chciał mieć do czynienia z nią, ani z jej poddanymi. Wszyscy trzymali się od jej królestwa z daleka.
- Czyś ty postradał zmysły?! - nie mógł w to uwierzyć. - Nie mów, że...
- Sprzymierzyłem się z Hel? - Loki uśmiechnął się złośliwie. - Owszem.
W tym momencie, jakby na potwierdzenie jego słów, w korytarzu pojawiła się Hel, z Katriną na rękach.
- Zabierz ich stąd, oboje - Loki zwrócił się do kobiety, zanim Thor zdążył cokolwiek zrobić.
Ta w jednej sekundzie znalazła się przy Gromowładnym. W następnej cała trójka była już wieży. Zanim Thor zorientował się, co się stało, Hel już nie było. Wróciła do Asgardu.
- Dlaczego ich puściłeś? - zwróciła się z wyrzutem do Lokiego.
Ufała, że jej sojusznik miał jakiś plan, więc wykonała polecenie, ale nie była zadowolona, z takiego obrotu sprawy. 
Loki puścił jej pytanie mimo uszu. Szybko ruszył korytarzem w stronę sali tronowej. Był wściekły, że musiał wypuścić Thora, ale nie mógł pozwolić, aby Gromowładny dostał się do pałacu. Mogłoby się to skończyć zdemaskowaniem boga kłamstw.
Wpadł do sali tronowej przez ukryte przejście, jednocześnie zmieniając się w Odyna. Zaraz potem zabezpieczył główne wejście zaklęciem, bo wiedział, że Hel wejdzie do pomieszczenia za nim, przecież nikt nie mógł go zobaczyć z królową Helheim. Thor miał rację, Asgardczycy trzymali się z daleka od tej krainy, obawiali się jej, bo krążyły o niej rożne legendy. Czy prawdziwe? Tego Loki jeszcze nie odkrył, ale czy to miało jakieś znaczenie? To nawet lepiej, bo oznaczało, że jest to świat mało poznany, a przez to bardziej niebezpieczny, dla każdego kto ośmielił się z nim walczyć.
- Loki, czy ty masz w ogóle jakiś plan?! - zdenerwowała się kobieta. Stanęli naprzeciw siebie, na środku pokoju. - Czy działasz kompletnie na oślep?! Marnujesz mój czas i nadwyrężasz cierpliwość!
- Przestań! - krzyknął bóg kłamstw. - Miałaś nie używać mojego imienia! W ogóle nie powinno cię tu być! Bo...
- Co?! - zapytała ze złością Hel, podchodząc do złotego tronu i siadając na nim. - Zniszczę twój plan, którego nie ma?! Zwodzisz mnie już zbyt długo, Odynie - ironicznie podkreśliła ostatnie słowo.
- Nie chcesz już czekać? - Loki zbliżył się do niej, jego głos znów był spokojny. - Wolisz postawić wszystko na jedną kartę? Dobrze. Przygotuj wojska, zaatakujemy dziś wieczorem.
Hel zamrugała gwałtownie i spojrzała na niego poważnie.
- Dziś wieczorem? - powtórzyła ciszej.
- Jeśli tylko będziesz gotowa. - odparł bóg kłamstw. - Gdy tylko w Midgardzie zajdzie Słońce, zaatakujemy.
- Będę gotowa. - Hel skinęła głową i zniknęła.
Loki zaczął przygotowania do inwazji na Ziemię.

Giganci Ognia zbliżali się coraz bardziej do Avengers. Jeden z nich coś mówił, ale żaden z bohaterów nie znał tego języka.
Sif widząc tę sytuację szybko podbiegła do pozostałych. Zaczęła coś mówić w tym dziwnym języku, rozmowa szybko przerodziła się w krzyki.
- Co teraz? - zapytał Sokół spoglądając na Starka i Rogersa.
- Nie wiem. To on tu rządzi. - Steve i Tony w tym samym momencie wskazali na siebie. - Że niby ja? Przecież mówiłeś...
- Chłopaki, nie czas na to. - zwróciła im uwagę Wdowa.
Krzyki ucichły, a otaczające ich postaci uniosły płonące włócznie. Sif wycofała się w stronę pozostałych.
- Co jest? - zapytał Stark, który stał najbliżej wojowniczki.
- Mówią, że wtargnęliśmy na ich terytorium i dlatego zginiemy. - odparła poważnie Asgardka.
- W każdym razie łatwo się nie poddamy. - oświadczył Kapitan.
Bohaterowie ustawili się do siebie plecami, nawzajem się osłaniając, jednak to nie wiele dawało. Płomienie dawały się we znaki Avengers, a na dodatek żadna broń nie działała na te stworzenia. Pistolety Wdowy szybko rozgrzały się do takiej temperatury, że kobieta musiała je wyrzucić, bo na dłoniach powstały jej pęcherze. Tony co chwila strzelał repulsorami, to jednak nie wiele dawało, pociski energetyczne nie robiły najmniejszego wrażenia na atakujących. Geniusz cieszył się, że jego zbroja miała doskonały system chłodzący, choć kontrolki przegrzania zewnętrznej powłoki już świeciły na czerwono. Sokół także musiał pozbyć się broni, a nie miał miejsca aby rozłożyć skrzydła, więc razem z Wdową po prostu unkali ataków.
- To nic nie da. - odezwał się Steve, chwytając rozgrzaną tarczę.
- Przydał by się Thor. - odezwała się Natasha, unikając ognistego ciosu.
- Ale go nie ma. - odparł Kapitan. - Musimy sobie poradzić sami. Trzeba dostać się z powrotem na Ziemię.
- Łatwo powiedzieć. - odezwał się Stark. - Dzieli nas od niej kilkadziesiąt metrów i morze tych cholernych ogników.
- Stark ty masz osłony... - Steve puścił mimo uszu uwagi Iron Mana.
- Naprawdę? - przerwał mu z ironią Tony. - Oczywiście, że pomyślałem o ich włączeniu, ale one same w sobie nagrzewają zbroję, w tych warunkach ugotowałbym się, zanim zdążyły by się włączyć.
Wdowa i Sam zaczęli ciężko oddychać, temperatura im najbardziej szkodziła.
- Nie ma czasu. - Steve spojrzał na przyjaciół. - Sokół, osłonisz siebie i Wdowę skrzydłami. Są żaroodporne? - zwrócił się do Starka. Ten skinął głową. - Sif i ja pójdziemy przodem, Tony ty będziesz atakował z góry, może uda nam się przedrzeć. - z każdym słowem musiał odparowywać cios, któregoś z nacierających Gigantów. - Ruszamy!
Tony wystrzelił z repulsora piersiowego potężny ładunek wprost pod nogi olbrzymów zagradzających im drogę. Rozprysk ziemi i skał zmusił stworzenia do cofnięcia się. Wtedy pozostali szybko ruszyli w stronę przejścia międzywymiarowego. Wydawało się, że plan wypalił, gdy nagle powietrze przeszył krzyk Sif. Włócznia jednego z Gigantów przebiła zbroję kobiety. Wojowniczka opadła na kolana, wypuszczając z ręki miecz. Olbrzym znów chciał zaatakować, jednak w tym momencie koło Asgardki pojawił się Iron Man.
Pozostali się zatrzymali i spojrzeli na scenę, która właśnie się obok nich rozgrywała.
- Dalej! - ponaglił ich Stark, podnosząc Sif z ziemi i osłaniając ją przed kolejnym ciosem ognistej włóczni.
Wojowniczka zdążyła jeszcze chwycić swoją broń.
Cała piątka opuściła ten piekielny świat.
Tony wezwał J.A.R.V.I.S.a, gdy tylko stało się to możliwe - w Muspelheim łączność nie działała. Pozostali stali na półce skalnej. Sif ledwo trzymała się na nogach, Kapitan musiał ją podtrzymywać, bo inaczej by upadła.
Po chwili pojawił się jet i wszyscy do niego wsiedli.
- Co z Thorem? - zapytał Steve, zanim ruszyli.
- Kapitanie, Thor jest w AvengersTower. - odparł J.A.R.V.I.S. zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Jak... - zaczął Steve.
- Nie ważne, wracajmy. - przerwał mu Tony.

środa, 8 lipca 2015

Rozdział X



Witajcie. Zacznę od przeprosin za to że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział. Pisanie szło mi jak krew z nosa, ale wreszcie udało mi się skończyć. Muszę was też uprzedzić, że kolejne rozdziały będą pojawiały się nieregularnie, bo nie wiem jak uda mi się je pisać :( Jeśli ktoś chce być informowany o pojawieniu się rozdziału niech wyśle mi swojego maila albo gg (w komentarzu, lub na anniewamp@gmail.pl) A teraz już nie przedłużając zapraszam do czytania :)

Tony położył się około trzeciej, przedtem dostosował swoją zbroję, oraz kostiumy Wdowy, Kapitana i Sokoła do niskich temperatur, popracował też przy jecie.
Obudził się około siódmej. Świadomość, że było jeszcze coś do zrobienia, nie pozwoliła mu znów zasnąć. Zwlókł się z łóżka i opuścił sypialnie najciszej jak potrafił, aby nie obudzić Pepper. Udał się prosto do pracowni.
- J.A.R.V.I.S. sprawdź warunki pogodowe na K2. – polecił, a sam jeszcze raz sprawdził broń.
- Obecne warunki utrudnią dostanie się do portalu. – oznajmił komputer.
- Oblicz szanse. – Tony spojrzał na ekran, na którym wyświetlały się kolejne dane.
- Szanse na powodzenie wynoszą 50% - oznajmił po chwili J.AR.V.I.S.
- Świetnie. – mruknął Stark. – Mniejsza o to, może jeszcze się zmienią. Musimy zaczynać. Wezwij wszystkich do salonu. – opuścił laboratorium i udał się na miejsce spotkania.

***

Wkrótce do salonu weszli pozostali Avengers oraz Sif, która nocowała w wieży, w jednym z pokoi gościnnych.
- Która godzina? – zapytał, ziewając, Bruce, który pomagał Tony’emu do drugiej w nocy.
- Koło ósmej. – odparł Stark.
- Co się stało? – odezwał się Steve. On jako jedyny wyglądał na rozbudzonego. Tony podejrzewał, że Kapitan był na nogach od świtu.
- Wczoraj mieliśmy niespodziewanego gościa. – wyjaśnił Tony.
Wszyscy jednocześnie na niego spojrzeli.
- Jakiego gościa. – zapytał Steve.
Tony na chwilę się zawahał. Wiedział jak Thor zareaguje na TO imię, więc wolał go nie wypowiadać, ale szybko zdecydował, że mniejsza o to, bo liczy się czas.
- Lokiego. – powiedział.
- Jak śmiał! – zagrzmiał Gromowładny. – Ten podły szczur!
- Thor uspokój się – rzucił Stark. – To jeszcze nie wszystko. No więc ON – Tony specjalnie pominął imię; poco niepotrzebnie denerwować Gromowładnego? – zostawił nam współrzędne. Sprawdziłem je – kontynuował, zanim ktokolwiek zdążył mu przerwać. – Wskazują szczelinę międzywymiarową.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, Thor znalazł się tuż przy nim.
- Gdzie ona jest?! – krzyknął, łapiąc Tony’ego za koszulkę. – Gdzie przejście do Asgardu?!
Kapitan położył dłoń na ramieniu Gromowładnego.
- Puść go, Thor. – powiedział spokojnie, ale dobitnie.
Bóg piorunów rozluźnił uścisk, a po chwili odsunął się od Starka.
- Po pierwsze… - zaczął Tony, poprawiając bluzkę. – czy gniecenie mi koszuli to jakiś narodowy sport w Asgardzie? – zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, kontynuował. – Po drugie, Thor, nie mam pewności, czy przejście rzeczywiście prowadzi do Asgardu. – Gromowładny rzucił mu pytające spojrzenie ponad ramieniem Steve’a, który stał pomiędzy nimi i pilnował aby bóg piorunów znów nie rzucił się na geniusza. – Mówiłeś, że istnieje dziewięć światów, a ja mam tylko ogólne informacje o tym przejściu. Może ono prowadzić do Asgardu, ale równie dobrze do którejkolwiek innej krainy. Przekonamy się o tym, dopiero gdy przez nie przejdziemy.
- Czyli – odezwała się, stojąca obok windy, Natasha. – możemy skończyć na jakimś skutym lodem księżycu?
- Mniej więcej. – odparł Stark. – Istnieje też ryzyku, że to pułapka.
- Nie przekonamy się, póki nie sprawdzimy. – stwierdził Kapitan. – A stawka jest zbyt wysoka, żebyśmy mogli zrezygnować. Minęły już cztery dni…
- W takim razie za pięć minut na dachu. – zarządził Stark. Wszyscy skinęli głowami. – Natasha, Steve, Sam… - zwrócił się do przyjaciół. – wasze kostiumy są w pracowni na górze.
Avengers ruszyli w stronę windy.
- A twój? - Sokół odwrócił się do Starka, który najwyraźniej nie miał zamiaru wychodzić z salonu.
Jak na zawołanie, po pokoju zaczęły latać fragmenty zbroi Iron Mana. W ciągu kilku sekund pokryły ciało Tony’ego.
- Pośpieszcie się. – rzucił geniusz, gdy pancerz był już gotowy.
Kiedy pozostali zaczęli wchodzić do windy, która właśnie przyjechała, Stark położył dłoń na ramieniu Bannera, zatrzymując go w pół kroku.
- Zaczekaj. – powiedział na tyle cicho, żeby tylko doktor mógł go usłyszeć.
Reszta opuściła salon. W pomieszczeniu zostali tylko naukowcy. Bruce odwrócił się do Tony’ego.
- Nie lecę? – bardziej oznajmił niż zapytał.
- Co? – to stwierdzenie zbiło Starka z tropu. Skąd Banner wiedział, że właśnie o to mu chodziło?
- Hulk w Asgardzie to nie najlepszy pomysł. – kontynuował doktor. – To chciałeś mi powiedzieć?
- Mniej więcej. – Tony skinął głową.
- Zgadzam się z tobą. – oznajmił Bruce. – Z NIEGO byłoby więcej kłopotu niż pożytku, zwłaszcza gdyby wyrwał się spod kontroli. Więc zostanę w wieży.
- Dobry pomysł. – Stark uśmiechnął się pod maską, czego Banner oczywiście nie mógł zobaczyć.
Zanim doktor zdążył coś jeszcze powiedzieć, Iron Man opuścił pokój, wylatując przez otwarte drzwi na taras. Kilka sekund później wylądował na dachu obok jeta, którym mieli lecieć na misję. Byli tam już Sif i Thor.
- Gdzie reszta? – zapytał Tony, rozglądając się po dachu.
- Już idziemy. – odezwała się Wdowa, wychodząc z windy.
Za nią szli Kapitan i Sokół. Cała trójka miała na sobie swoje ulepszone kostiumy.
- A tak właściwie, to dokąd lecimy? – zapytał Sam.
- To dobre pytanie. – przyznał Steve. – Tony? – zwrócił się do geniusza.
- W Himalaje. – odparł ten.
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Tam właśnie jest przejście. – kontynuował Stark. – Dokładniej na północnym zboczu K2. Ale nie ma czasu na wchodzenie w szczegóły. Ruszajmy.
- Bez Bannera? – zdziwiła się Natasha.
- On zostaje tu. – odparł Iron Man. – Wyjaśnię wam po drodze.
Avengers wsiedli do jeta.

 ***

Po kilkunastu minutach ich oczom ukazała się Korona Świata. Widok zapierał dech w piersiach, ale oni nie po to tam byli.
Jet szybko zniżył lot, nurkując między skaliste zbocza. Na szczęście pogoda nie była zła, trochę wiało, ale przynajmniej nie padał śnieg. To jednak, mogło się zmienić w każdej chwili.
- J.A.R.V.I.S. skieruj jet na szczelinę międzywymiarową. – Tony zwrócił się do komputera.
- Sir, przejście jest zbyt małe aby maszyna mogła przez nie przelecieć. – oznajmił elektroniczny głos.
- W takim razie plan B. – mruknął Stark. Pozostali siedzieli z tyłu i przysłuchiwali się tej rozmowie. – Zbliż się jak najbardziej możesz do przejścia.
- Lądowanie niemożliwe. - odparł J.A.R.V.I.S.
- Wiem. – Tony był zniecierpliwiony. – Po prostu nie ląduj.
Po chwili jet zawisł w powietrzu na wysokości szczeliny międzywymiarowej. Był niemal nieruchomy, czasem tylko wstrząsany niewielkimi turbulencjami. Stark odwrócił się do pozostałych.
- Jesteśmy na miejscu. – oznajmił.
To podziałało na Thora, jak płachta na byka. Gdyby Tony szybko nie zareagował i nie otworzył rampy jeta, bóg piorunów prawdopodobnie zrobiłby własne wyjście. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Gromowładny opuścił maszynę.
- Ruszamy za nim. – zarządził Kapitan.
Wszyscy skierowali się w stronę rampy. Wszyscy oprócz Tony’ego, który nadal stał obok fotela pierwszego pilota.
- Kapitanie, Wdowo – gdy przyjaciele się odwrócili, Stark wskazał głową plandekę, która przykrywała coś w tyle jeta.
- Co to? – Zapytała Natasha, podchodząc do płachty i delikatnie ją unosząc.
W tym czasie Sokół i Sif opuścili maszynę, nie zwracając uwagi na dziwne zachowanie Starka.
- Sprawdź. – geniusz uśmiechnął się zachęcająco. Maskę zbroi zdjął, gdy tylko weszli do jeta, tak więc kobieta mogła dostrzec wyraz jego twarzy.
Wdowa przewróciła oczami i sprawnym ruchem szarpnęła plandekę.
- Co to ma być? – powtórzyła pytanie, patrząc na dwa motocykle: jeden czarny z czerwoną klepsydrą z przodu, a drugi czerwono-biało-niebieski z gwiazdą.
- Wasz nowy transport. – odparł Tony. – Motoloty z napędem łukowym. Steruje się nimi tak jak zwykłymi motocyklami. Ale nie traćmy już czasu. Odpalajcie i ruszamy.
Steve i Natasha wsiedli na swoje maszyny i opuścili jeta. Tasha od razu opanowała sterowanie, Kapitan początkowo nie mógł odnaleźć środka równowagi dla maszyny, co chwilę zmieniał pułap, ale w końcu i jemu się udało.
- Paliwa nie starczy, żebyś na nas czekał. – Iron Man zwrócił się do J.A.R.V.I.S.a. – Znajdź miejsce do lądowania. Potem cię wezwę.
Gdy tylko Tony opuścił jet, maszyna odleciała.
- Thor gdzieś zniknął. – oznajmił Sokół, podlatując do Starka.
- A gdzie Sif? – zapytał geniusz.
- Tam. – Sam wskazał na skalną półkę, na której stała wojowniczka.
Iron Man skinął głową.
- Przejście jest tam. – powiedział. – Za mną.
Wszyscy ruszyli za Starkiem. Kapitan podleciał do Sif, tak aby wojowniczka mogła wsiąść na jego motor.
Po chwili cała piątka przekroczyła portal.

Thor jako pierwszy przeszedł przez portal, nie zwracając uwagi na pozostałych. Chciał… musiał jak najszybciej odnaleźć swoją córeczkę.
Znalazł się w ciemnej jaskini, w której śmierdziało… siarką. Thor niemal natychmiast zorientował się, że nie jest w Asgardzie.  Jednak zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, dostrzegł jakiś ruch. Z cienia wychynęła jakaś dziwna postać – mglista kobieta. Wyciągnęła rękę do Gromowładnego.
- Chodź ze mną. – powiedziała. – jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swoją córkę.
Na te słowa w Thorze zawrzał gniew. Zamachnął się swym młotem na kreaturę, ta jednak zdążyła uniknąć ciosu. Zniknęła i pojawiła się kilka metrów dalej.
- Nie rób tego więcej. – syknęła. – dla dobra swojej córki.
Gromowładny opuścił młot. Nie mógł ryzykować życia Katriny.
- Tak lepiej. – odezwała się kobieta, znów podając mu rękę. – A teraz chodź ze mną.
Thor złapał wyciągniętą w jego stronę dłoń. Gdy tylko się dotknęli, zniknęli.

Kiedy Avengers znaleźli się w tej samej jaskini, Thora już tam nie było. Wszyscy rozglądali się po tym dziwnym miejscu.
- Musimy znaleźć Thora. – odezwał się Kapitan, zsiadając z motolotu.
Sif także zsiadła i zaczęła przyglądać się otoczeniu.
- Co tak śmierdzi? – zapytała Wdowa, zatrzymując się obok Iron Mana i Steve’a.
- Siarka. – odparł Stark.
- Tam jest wyjście – odezwał się Sokół, wskazując w stronę pomarańczowego światła w końcu jaskini.
- Założę się, że tam właśnie poszedł Thor. – odezwał się Tony.
Avengers ruszyli w stronę blasku.
Sif została w tyle. Coś jej się nie zgadzało. Nigdy tu nie była, a Asgard znała lepiej niż własny miecz. Nagle uświadomiła sobie o co chodzi.
- Stójcie, to nie Asgard! – krzyknęła za bohaterami, ale było już za późno.
Avengers zostali otoczeni przez ogniste postaci. Wojowniczka od razu rozpoznała Gigantów Ognia. Byli w Muspelheim.