niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział I


A oto nowe opowiadanie, mam nadzieję, że wam się spodoba i że nikt nie będzie chciał mnie zabić :D  (nic nie zdradzę)  Miłego czytania.
PS.: Za tydzień Pyrkon w Poznaniu. Ktoś się wybiera?
Od prawie pół roku nic wielkiego się nie działo. Były jakieś małe misje, ale nic poważniejszego. Dlatego Avengersi bardzo rzadko widywali Thora, który mieszkał z rodziną w Nowym Meksyku. Ostatnio widzieli się na roczku Katriny, jakieś trzy miesiące temu, więc postanowili urządzić sobie małe spotkanie w wieży.
Wszyscy rozsiedli się w salonie. Wszyscy oprócz gospodarza, którego nie dało się zwabić do pokoju nawet za pomocą Whiskey. Od dłuższego czasu pracował nad nową zbroją, więc wpadł tylko się przywitać i znów zniknął w warsztacie.
- A więc zdrowie naszego nieobecnego przyjaciela! – zakrzyknął Thor, podnosząc swój kufel piwa. Gromowładny nie miał na sobie swojej zbroi z peleryną. Był ubrany w zwykły T-shirt i jeansy. Włosy miał sczesane w kitkę. Gdyby nie Mjolnir leżący obok jego fotela, trudno byłoby w nim rozpoznać boga piorunów.
- Za Tony'ego! - odpowiedzieli pozostali i zaczęli się śmiać.
Byli już trochę wstawieni. Tylko Banner nie pił alkoholu, z oczywistych powodów. Wszyscy siedzieli w salonie w AvengersTower i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Na blacie stolika do kawy stało kilka pustych butelek po winie, piwie i whiskey, oraz wiele pełnych.
Około północy Thor wstał - zważywszy na to, ile wypił, powinien już dawno leżeć pod stołem, ale stał dosyć pewnie - i oznajmił, że wraca do domu.
- Jesteś pewien, że dasz radę? - zapytał Steve, który po prostu nie mógł się upić.
- Nie martw się, Kapitanie. - odparł Thor, kierując się w stronę tarasu.
Banner, Wdowa i Steve poszli za nim. Natasha nie zdradzała objawów upojenia, choć nie wypiła mniej od Sokoła, który teraz spał rozłożony na kanapie. Zatrzymali się przy drzwiach.
- Do zobaczenia - pożegnali się z Gromowładnym.
- Do zobaczenia, przyjaciele. - odparł Thor i wyruszył w drogę powrotną do domu.
Pozostali wrócili do salonu. Kapitan podszedł do sofy i potrząsnął Sokoła za ramię.
- Wstawaj i idź do siebie. - powiedział.
Sam jęknął, ale zwlókł się z kanapy.
Avengersi poszli do swoich sypialni, z wyjątkiem Bruce'a. On udał się na najwyższe piętro.
Pepper wyjechała na tydzień  na jakąś konferencję, czy coś, do Chicago, ale zanim opuściła AvengersTower, poprosiła Bannera, aby przypominał Tony'emu, że nawet "geniusz, playboy, milioner, filantrop" musi czasem spać. Tak więc doktor, co wieczór, zwracał Starkowi uwagę, że ten pracuje cały dzień i może dobrze by było, gdyby poszedł już do sąsiedniego pokoju.
Bruce zatrzymał się przed laboratorium. Metalowe zasłony na szklanych ścianach zostały zamknięte, tak że nie było widać wnętrza pomieszczenia.
„Oczywiście, nadal tam siedzi” pomyślał Banner, gdy zauważył, że ściany laboratorium nie są przezroczyste.
Mężczyzna zbliżył oko do skanera siatkówki, następnie wprowadził kod dostępu i zatwierdził go odciskiem palca. Drzwi otworzyły się z cichym syknięciem. Doktor wszedł do środka.
Jakiś czas temu, Tony zrobił całkowite przemeblowanie w tym pomieszczeniu. Stoły laboratoryjne stały teraz pod jedną ze ścian. Druga była zajęta przez komputer główny, który w tamtej chwili był wyłączony. Środek laboratorium był pusty, nie licząc zbroi ustawionej na podeście. Pomieszczenie wydawało się opuszczone, jakby Tony dawno z niego wyszedł. To było bardzo dziwne, zważywszy na to, że osłony szyb były zamknięte. Banner powoli przeszedł przez pokój.  Gdy zbliżył się do zbroi, ta nagle się poruszyła. Bruce odskoczył do tyłu, jak oparzony.
- Stark, nie strasz mnie. - zaczął głęboko i powoli oddychać.
Tony zdjął hełm i spojrzał na niego.
- Chyba nie zamierzasz zielenieć?  - zapytał niepewnie, nie odkładając trzymanej części pancerza.
- Nie, raczej nie - odparł Bruce, uśmiechając się na widok miny Starka.
- Ok, powiedzmy, że ci wierzę - Tony zdjął zbroję, która po chwili sama ustawiła się na podeście.
Stark podszedł do komputera i wstukał kilka znaków.
- Po co przyszedłeś?  - rzucił do Bannera, nie odwracając wzroku od holo-ekranu, który pojawił się od razu, gdy Tony podszedł do urządzenia.
- Żeby ci powiedzieć, że jest już północ. - odparł tamten.
- I co z tego? - zapytał Stark, podchodząc do zbroi, nadal nie patrzył na swojego rozmówcę. - Kontynuuj...
- Nie uważasz, że skoro wczoraj w ogóle nie spałeś, to dzisiaj powinieneś się chociaż zdrzemnąć? - Bruce patrzył na plecy Tony'ego.
- Skąd wiesz... - zaczął, odwracając się do doktora. - J.A.R.V.I.S. zdradziłeś mnie? -  nagle zwrócił się do komputera.
- Pan od tygodnia prawie nie śpi -  odparł elektroniczny głos - A odkąd wyjechała panna Potts, średnia dobowa pańskiego snu wynosi pięć minut.
- Mam rozumieć, że od pięciu dni nie spałeś? - zapytał z niedowierzaniem Banner.
- Muszę jeszcze skalibrować ostatnie funkcje zbroi. - to brzmiało bardziej, jakby mamrotał sam do siebie, niż odpowiadał na pytanie.
Ukucnął przy zbroi i zaczął coś przy niej majstrować.
- Masz godzinę. - powiedział Bruce, kierując się do drzwi. - J.A.R.V.I.S. potem wyłącz wszystkie światła.
Jak Tony zabierał się do nowego projektu, to zapominał o wszystkich podstawowych potrzebach. Chyba tylko Pepper potrafiła wtedy na niego wpłynąć, ale oczywiście musiała wyjechać i to Banner musiał robić za niańkę.
- Moje polecenia są nadrzędne. - rzucił Stark, ale doktor zdążył już wyjść z laboratorium.

***

Thor wylądował przed swoim domem. Nigdy nie lubił konwencjonalnych środków transportu, latanie było przyjemniejsze.
Jeszcze zanim wszedł do środka, coś go zaniepokoiło - w salonie świeciło się światło. O tej porze Jane powinna dawno spać, a ona nigdy nie zapomniała o gaszeniu światła. Gromowładny, pełen obaw, otworzył drzwi. Od razu skierował się do salonu.
To, co zobaczył w środku, sprawiło, że zamarł w pół kroku, a Mjolnir wypadł mu z rąk. Dłuższą chwilę nie był w stanie się ruszyć. W końcu wbiegł do środka i uklęknął przy Jane. Kobieta leżała na podłodze, twarzą do ziemi. Gdy Thor delikatnie ją odwrócił, zobaczył, że jego ukochana ma głębokie rozcięcie na czole.
- Jane - Thor lekko nią potrząsnął.
Kobieta nie otwierała oczu i nie oddychała. Na dywanie, w miejscu gdzie leżała, była plama krwi.
Gromowładny wiedział, że powinien wezwać lekarza. Gdy Jane pierwszy raz zostawiła go samego z Katriną, dała mu całą listę numerów, pod które ma dzwonić, gdyby coś się stało.
Przytulił swoją żonę, delikatnie przeniósł ją na kanapę i sięgnął po telefon. Wezwał pogotowie i poszedł do pokoju dziecięcego, aby sprawdzić czy Katrinie nic się nie stało.
Wszedł do pomieszczenia. Było nieduże. Przy ścianie, na której były drzwi, stała szafa i kolorowy regał. Zabawki były porozrzucane po całym dywanie, który imitował trawę. Ściany przypominały niebo. Pod oknem stało łóżeczko - było puste...
- Katrina - zawołał Thor. - Katrina!
Zaczął beznadziejnie sprawdzać pozostałe pokoje, ale dziewczynki nigdzie nie było.
Gromowładny wrócił do salonu. Dopiero teraz dostrzegł ślady walki, jaka rozegrała się w tym pokoju. W kilku miejscach, na ścianach i regale z książkami, widniały ślady po pociskach energetycznych. Odłamki wazonu, który do tej pory stał na stole przed kanapą, walały się wszędzie. Fotele były poprzewracane.
Zanim Thor zdążył choćby pomyśleć o tym, co zobaczył, zabrzmiał dzwonek do drzwi. Do domu weszli ratownicy.
Gromowładnemu wydawało się, że to wszystko, to tylko zbiór wyrwanych z kontekstu scen. Minęli go jacyś ludzie, po chwili pochylali się nad Jane. Coś do niego mówili, ale on zrozumiał tylko trzy słowa: "ona nie żyje".
"To nie możliwe. To nie może być prawda." myśli przelatywały przez jego głowę szybciej niż błyskawice, którymi tak często miotał. Wszystko zlewało się w kolorowy szum.
Jego córki nigdzie nie ma, jego żona nie żyje, a on jest bezsilny.
Opadł na kolana na środku salonu, nie zwracając uwagi na sanitariuszy, którzy spojrzeli na niego. Z gardła Thora dobył się przeciągły jęk rozpaczy.
Nagle bóg piorunów zauważył coś pod stołem. Odepchnął ratowników, którzy chcieli sprawdzić czy nic mu nie jest, i nadal wpatrywał się w ten kawałek metalu.
Złoto-czerwony kawałek metalu.
Podniósł go. Żal i bezsilność natychmiast zostały zastąpione przez niepohamowany gniew.
„Zapłaci mi za to najwyższą cenę” pomyślał Gromowładny.
Wstał i przywołał Mjolnir. Sanitariusze z mieszaniną zdziwienia i strachu patrzyli na błyskawicę rozbijającą okno. Zbroja zaczęła okrywać ciało Thora. Majestatyczny i groźny bóg piorunów wypadł z domu i wzbił się w niebo, które zasnuły burzowe chmury. Sklepienie co chwila przeszywały błyskawice.

***
Stark nie wziął sobie do serca rady Bruce’a. Mimo, że J.A.R.V.I.S. rzeczywiście wyłączył światła, mężczyzna od razu ponownie je włączył i wrócił do pracy. Zbroja teoretycznie była już gotowa, ale Tony chciał mieć pewność, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Mark 45 miała być najlepszym dotąd stworzonym pancerzem (jak każdy inny przed nim).
Stark właśnie, po raz piąty, sprawdzał regulację mocy repulsorów, gdy usłyszał grzmot, dziwnie blisko wieży.
Przez chwilę pomyślał, że to Thor się popisuje, ale skoro Banner truł mu głowę o to, że ma iść spać, to ich małe spotkanko musiało się już skończyć - Tony spojrzał na zegarek – i to z dwie godziny temu. Uświadomienie sobie tego, trochę go zaniepokoiło. Odwrócił się w stronę komputera głównego.
- J.A.R.V.I.S. co się dzieje na zewnątrz? – zapytał.
- Nad miastem rozpętała się potężna burza, sir. – odparł elektroniczny głos. – Żadne prognozy jej nie przewidziały.
- Przeprowadź skan sygnatur energetycznych – powiedział Stark, podchodząc do komputera. – Sprawdź czy to jest zjawisko naturalne, czy raczej Asgardzkie.
J.A.R.V.I.S. milczał dłuższą chwilę, mężczyzna wpatrywał się w holo-ekran, na którym były dane odnośnie zbroi, ale wcale ich nie widział. Po prostu czekał.
Właściwie, choć głośno by tego nie przyznał, chciał aby ta burza okazała się czymś więcej. Już pół roku nic się nie działo. Jasne, czasem było jakieś zadanie: udaremnienie napadu lub zapobiegnięcie jakiemuś wypadkowi, ale prawdziwej misji nie było od dawna. Nikt nie próbował przejąć władzy nad światem lub chociaż podbić jakiegoś miasta…
Z zamyślenie wyrwał go głos J.A.R.V.I.S.a
- Ta burza nie jest tworem naturalnym, sir. – powiedział komputer. – Wykryłem, w jej centrum, sygnaturę energetyczną nie pochodzącą z tej planety. Rozpoznano: Mjolnir – Właściciel: Thor Odinson.
Tony gwałtownie się wyprostował.
- Thor tak po prostu wywołał burzę? – zastanawiał się na głos. – To do niego nie podobne. Może coś się stało? J.A.R.V.I.S. pokaż widok miasta.
Na ekranie pojawiły się obrazy z kamer na dachu. Rzeczywiście, Gromowładny zbliżał się do wieży. Sądząc po towarzyszącej mu burzy, musiał być nieźle wkurzony.
Tony przywołał pancerz, który od razu się na niego założył. Udało mu się stworzyć nową technologię – interface – która pozwalała na kontrolowanie (także zdalne) zbroi za pomocą myśli. Na razie był to prototyp, ale działał nieźle.
- Obudź pozostałych – rzucił Stark do J.A.R.V.I.S.a, gdy tylko przyłbica pancerza się zamknęła. - Oprócz Bannera. – dodał szybko. Nie potrzebował Hulka. Przynajmniej na razie.
Mężczyzna otworzył dach laboratorium, to było jedno z wielu unowocześnień w tym pomieszczeniu. Po chwili był już nad wieżą, spojrzał jak dach powraca na swoje miejsce. W tym momencie usłyszał głos Thora.
- Zaiste, zginiesz dzisiaj, Stark! – krzyknął Gromowładny.

sobota, 4 kwietnia 2015

Epilog



To już jest koniec tego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się podobało. Wkrótce zacznie się ukazywać nowe. A teraz życzę miłego czytania. I Wesołych Świąt.

Kobieta, która mnie skuła, prowadziła mnie teraz przez mroczne korytarze samolotu. W końcu otworzyła jakieś drzwi. Moim oczom ukazał się przeciętnej wielkości pokój. Jego ściany były wyłożone czarnymi, sześciokątnymi płytkami. Na środku pomieszczenia stał nie duży stół i dwa krzesła, naprzeciw siebie. Od razu rozpoznałam pokój przesłuchań.
Agentka wprowadziła mnie do środka i przykuła do jednego z krzeseł. Mogłabym ją przed tym powstrzymać i spróbować uciec, pewnie nawet by mi się to udało, ale zważywszy na moją obecną sytuację i mając w pamięci słowa Bartona, postanowiłam zachować spokój.
- Zostaniesz tu, póki dyrektor nie zdecyduje co dalej.  – oznajmiła oschłym głosem agentka. – Nie próbuj żadnych sztuczek.
Wyszła. Zostałam sam w tym jasno oświetlonym pokoju. Zastanawiałam się co dalej? Co jeśli Barton się mylił i jego szef wcale nie zaproponuje mi posady w agencji? Czy po prostu mnie zabiją, a może zamkną w jakimś tajnym więzieniu? Nie miałam w zwyczaju rozczulać się nad sobą, więc szybko ucięłam te myśli.
Nie wiem jak długo tam siedziałam. W końcu drzwi znów się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł wysoki, ciemnoskóry mężczyzna. Miał na sobie długi, skórzany płaszcz i przepaskę na oku.
„Fury” przemknęło mi przez myśl.
Mężczyzna usiadł na krześle naprzeciwko mnie.
- W końcu się spotykamy. – powiedział.
Milczałam. Wolałam poczekać na rozwój sytuacji.
- Wolisz się nie odzywać? – zapytał, wstając. – Jak chcesz. W takim razie ja będę mówił. – Zaczął chodzić po pomieszczeniu. – Nie raz już atakowałaś moją agencję. Zabiłaś wielu moich agentów. Byłaś całkowicie nieuchwytna. Dlatego nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że teraz jesteś tu: skuta i całkowicie bezbronna? – urwał, czekając na moją odpowiedź, gdy jej nie uzyskał, kontynuował. – Jak agentowi Bartonowi udało się namówić cię do opuszczenia Rosji, a tym bardziej do braku oporu przy aresztowaniu?
Fury jeszcze dłuższą chwilę zadawał mi pytania typu: „jak?” i „dlaczego?”. Jego zachowanie mnie dziwiło, z tego co mówił Clint, ta rozmowa miała należeć do nieprzyjemnych, ale na razie było całkiem znośnie.
Po kolejnych, pozostawionych bez odpowiedzi, pytaniach, dyrektor S.H.I.E.L.D. zatrzymał się przede mną i uderzył pięścią w stół.
- Nadal będziesz milczeć?! – stracił nad sobą panowanie, albo chciał żebym tak myślała.
Nawet nie drgnęłam. Spokojnie na niego patrzyłam. W tym momencie do mnie podszedł. Nie wiedziałam co zamierza, ale nie miałam zamiaru okazać nawet cienia niepokoju. Mężczyzna rozkuł mi ręce. To mnie zaskoczyło. Roztarłam obolałe nadgarstki i spojrzałam na Fury’ego, który znów siedział na krześle.
- Masz coś co do mnie należy. – powiedział.
Dobrze wiedziałam co ma na myśli. Sięgnęłam do wewnętrznej kieszeni mojej kurtki i wyjęłam PenDrive. Położyłam go na stole, cały czas trzymając na nim palec. To było moje jedyne zabezpieczenie. Jedyne czego on mógł ode mnie chcieć.
- To jedyna kopia. – oznajmiłam.
- W takim razie mam dla ciebie propozycję – odparł, także wyjmując coś z wewnętrznej kieszeni. Były to dwa płaskie pudełka. Oba jednolicie czarne. – Oto ona. – powiedział, otwierając jeden z futerałów. Moim oczom ukazała się odznaka S.H.I.E.L.D. – A to warunek. – zanim zdążyłam otworzyć usta, otworzył drugie pudełko. W nim była prosta, czarna bransoletka. Po chwili rozpoznałam co to jest.
- Bransoletka z lokalizatorem? – zapytałam.
Fury skinął głową.
- Blokuje też wszystkie urządzenia komunikacyjne, oprócz tych należących do S.H.I.E.L.D. – oznajmił. – Gdy zakończysz okres próbny, zdejmiemy ją. Wybór należy do ciebie.
„Tak, a jeśli nie zdecyduję się na dołączenie do agencji, to mnie zamkniecie.” pomyślałam, ale bez słowa uniosłam rękę, puszczając PenDrive.
Dyrektor szybko zapiął na niej bransoletkę lokalizującą, jakby robił to niepierwszy raz, i podał mi odznakę, a przenośną pamięć schował do kieszeni.
- W trakcie okresu próbnego będziesz latała z transportem jako obstawa, a później zobaczymy. – powiedział.
I tak właśnie zaczęłam pracować dla S.H.I.E.L.D.
Nie wiem, czy dyrektor robił to celowo, czy nie, ale praktycznie zawsze, zwłaszcza na początku, współpracowałam z Bartonem. Zdobywaliśmy kolejne poziomy równocześnie i bardzo szybko. Aż do siódmego. Fury nie ufał nam na tyle, aby pozwolić na dostęp do najważniejszych informacji, dlatego pewnie nigdy nie zdobędziemy ósmego poziomu.

- Clint już rok tu leży, tylko dlatego, że znów ocalił mi życie. – Wdowa zakończyła swoją opowieść.
Razem z Pepper stały nad grobem Bartona. Tego dnia przypadała pierwsza rocznica jego śmierci. Kobiety spotkały się, gdy Potts przyszła na cmentarz, aby złożyć kwiaty na grobie. Natasha była tam od rana.
Początkowo milczały, jednak po jakimś czasie Natasha zaczęła opowiadać o swoim pierwszym spotkaniu z Clintem. Sama nie wiedziała dlaczego. W końcu nie była zbyt otwartą osobą, a mówienie o sobie w ogóle do niej nie pasowało. Jednak Pepper okazała się świetną słuchaczką.