niedziela, 31 maja 2015

Rozdział VII



Hej. Z góry przepraszam, że znów nie będzie akcji w rozdziale. Chyba dałam za dużo wątków, które muszę wyjaśnić, więc nie mam jak dołożyć jakiejś fajnej walki. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to za bardzo. Myślę, że już w następnym rozdziale, pojawi się choć trochę akcji. Teraz już nie przedłużając, zapraszam do czytania :)

Tony, Steve i Thor tego samego ranka polecieli do Nowego Meksyku. Wylądowali w pobliżu domu Gromowładnego, oczywiście jet miał włączone maskowanie. Gdy wysiedli, dostrzegli radiowóz stojący przed budynkiem.
- Cóż to ma znaczyć? – zapytał Thor, gdy szli w stronę domu.
- Niedobrze. – mruknął Tony do siebie, a potem zwrócił się do boga piorunów. – To policja. Chcą się dowiedzieć, kto zabił Jane. Nie wpuszczą nas do środka.
- Jakim prawem?! – krzyknął Thor.
- Spokojnie. – odezwał się Kapitan. – Tony coś wymyśli.
Brew Starka powędrowała w górę, spojrzał z niedowierzaniem na Steve’a.
- Skąd ta pewność? – zapytał geniusz, gdy byli kilkanaście metrów od drzwi.
W tym momencie z domu, do którego zmierzali, wyszedł funkcjonariusz.
- Nie możecie, panowie, wejść do środka. – powiedział. – To jest miejsce zbrodni.
Steve położył rękę na ramieniu Thora.
- Niech Tony mówi. – powiedział na tyle cicho, żeby tylko Asgardczyk mógł go usłyszeć.
Cokolwiek by sądził o Starku, musiał przyznać, że ten facet miał gadane i jeśli coś trzeba było załatwić, to on miał na to największą szansę.
- Wiemy o tym… - Stark zrobił krok do przodu, jednak zanim zdążył dodać coś więcej, drzwi domu znów się otworzyły.
Ze środka wybiegła zapłakana Darcy. Gdy dostrzegła Gromowładnego, natychmiast ruszyła w jego stronę.
- Thor… Jane… - łkała.
- Wiem. – odparł bóg piorunów.
Dziewczyna się do niego przytuliła, a on odwzajemnił ten gest.
Nikt nie śmiał się odezwać, nawet policjant milczał. Po chwili Darcy odrobinę się uspokoiła i cofnęła o kilka kroków.
- Tak, sanitariusze wspominali, że pan Odinsona był w domu, kiedy przyjechali. – funkcjonariusz zwrócił się do Tony’ego. – Będę musiał z nim porozmawiać.
Darcy znów zaczęła płakać, cała drżała. Kapitan do niej podszedł, objął ramieniem i odprowadził na bok.
- Niech pan mnie posłucha. – Stark kontynuował rozmowę, nie zwracając uwagi na Steve’a – Cała ta sprawa jest bardziej skomplikowana, niż pan myśli. – podszedł bliżej do policjanta. – To wszystko… no powiedzmy, że nie ogranicza się do naszej planety.
- Panie Stark, czy chce pan przez to powiedzieć, że znów mamy do czynienia z inwazją kosmitów? – zapytał policjant.
- Z inwazją? – powtórzył Tony. – Jeszcze nie, ale jeśli nie dostanę danych, które znajdują się tam – skinął głową w stronę budynku. – może do niej dojść.
- Nie mogę dać panu niczego z tego domu, dopóki sprawa nie zostanie rozwiązana.
- I tu mamy paradoks. – kontynuował Stark. – Jeśli nie dostanę tych danych, to sprawa pozostanie nierozwiązana.
- Czy… - słowa funkcjonariusza urwały się na dźwięk otwieranych drzwi.
Z domu wyszło kilku techników, niosących jakieś pojemniki, najprawdopodobniej z dowodami. Schowali je do jednego, ze stojących w pobliżu samochodów. Za nimi szła policjantka.
- John, co ty tu… - zwróciła się do mężczyzny obok Tony’ego. Dopiero wtedy dostrzegła mały tłumek, który zebrał się przed domem. – Co tu robią ci wszyscy ludzie?
- To jest mój dom. – odezwał się Thor.
- Nazywam się Tony Stark. – geniusz nie zwrócił uwagi na Thora. - Musimy dostać pewne dokumenty, które znajdują się w tym domu. W przeciwnym razie…
- Nie uratujecie świata. – przerwała mu z ironią policjanta. – A nam nie wyjaśnicie, o co dokładnie chodzi bo i tak nie zrozumiemy. Otóż nie. – spojrzała ostrzegawczo na Starka, który już otwierał usta. – Znam takich jak ty. Wydaje się wam, że jesteście uprzywilejowani i dlatego, że macie jakieś „super moce”, to wam wszystko wolno. Ale tak nie jest. W tym kraju obowiązuję pewne prawo, a ja pilnuję, aby WSZYSCY go przestrzegali, bez wyjątku. 
Tony przestał słuchać tyrady policjantki - swoją drogą, ciekawe dlaczego tak nie znosi superboharterów? - wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer. Po krótkiej chwili rozmowy, schował komórkę.
- Dokumenty zostaną wydane, gdy upewnimy się, że nie mają związku ze sprawą – kontynuowała funkcjonariuszka. – a to może potrwać. Tak więc możecie panowie już… - w tym momencie telefon policjantki zaczął dzwonić. Kobieta spojrzała na ekran urządzenia. – Chwileczkę. – zwróciła się do geniusza.
Odebrała. Chwilę słuchała w milczeniu.
- To niemożliwe… - znów chwila przerwy. – Ale… - jej oczy się zwęziły. – Tak jest, panie dyrektorze. – rozłączyła się i z rezygnacją schowała komórkę do kieszeni. – Dokumenty i laptop są w domu. – znów była opanowana, tak jakby przed chwilą nie musiała zmienić swojej decyzji, jakby od początku chciała im wydać te papiery. – Ktoś zaraz wam je przyniesie.
- Dziękuję. – Tony uśmiechnął się, na co funkcjonariuszka zareagowała pełnym politowania spojrzeniem.
- A z panem i tak muszę porozmawiać. – zwróciła się do Thora.
Odeszli na bok i zaczęło się przesłuchanie. W tym czasie policjanci zaczęli wynosić z domu pudła z dokumentami. Stark spodziewał się jakiś plików na komputerze i trochę notatek. Tymczasem okazało się, że same papiery zajmowały pięć kartonów, nie mówiąc już o niezliczonych plikach na laptopie i PenDrive’ach. Gdy to wszystko trafiło już do jeta, a Thor skończył rozmawiać z policjantką, wszyscy trzej mężczyźni wsiedli do maszyny i wrócili do wieży.
Jeszcze tego samego dnia, Tony zaczął to wszystko przeglądać i zgrywać do swojego komputera. Zarwał kolejną noc. Tym razem Bruce nic nie powiedział, bo sam mu pomagał. Siedzieli razem w laboratorium do północy, kiedy to doktor oznajmił, że idzie spać, bo i tak o tej porze już nie myśli.
Mimo, że danych było dużo, to nadal wielu istotnych informacji brakowało. Stark zaczął od analizy sygnatur energetycznych, jakie Jane odnotowała podczas teleportacji Thora. Skalibrował czujniki J.A.R.V.I.S.a, aby ten mógł wykryć ewentualne przybycie Lokiego na Ziemię. Miał też nadzieję, że szczeliny międzywymiarowe mają podobną sygnaturę. Jednak jak dotąd, a minęły już niemal trzy dni, nie było rezultatów.
Tego wieczora Tony, po raz kolejny przerzucał kartki dziennika Jane. Według jej zapisków Bifrost był mostem Einsteina-Rosena. Jednak takie twory istniały czysto teoretycznie. Według prognoz i obliczeń były zbyt niestabilne, żeby cokolwiek mogło przez nie przejść, nawet światło, a co dopiero żywa istota. Albo Jane się pomyliła, albo, co by Starka wcale nie zdziwiło, Asgardczycy odkryli technologię umożliwiającą nie tylko tworzenie tuneli czasoprzestrzennych, ale także ustabilizowanie ich.
Na Ziemi nawet jeszcze nie udowodniono istnienia takich portali, nie mówiąc już o ich kontrolowaniu. Tony mógłby spróbować to zmienić, ale to zajęłoby za dużo czasu, dlatego pozostało tylko odnaleźć jedną z istniejących wyrw międzywymiarowych.
Im dłużej Stark analizował te wszystkie dane i teorie, tym bardziej sceptycznie podchodził do pomysłu z „innymi wymiarami”. Skłaniał się raczej do twierdzenia, że „Światy” to tak naprawdę oddalone od siebie o miliony lat świetlnych fragmenty tego samego Wszechświata, które są ze sobą połączone za pomocą Yggdrasil, czyli sieci tuneli czasoprzestrzennych. Zwykle są one zamknięte, lub pojawiają się tylko w wybranych miejscach, ale podczas koniunkcji otwierają się w niemożliwych do przewidzenia lokalizacjach. Ale to były tylko teorie.
Stark zamknął dziennik i przesunął się w stronę komputera. Kółka fotela, na którym siedział, zaskrzypiały.
„Trzeba to naoliwić.” przemknęło mu przez myśl, ale zaraz pochłonęła go praca.
Zaczął przeglądać wykresy i analizy portali z czasu koniunkcji, gdy ktoś objął go od tyłu. Tony gwałtownie się odwrócił omal nie przewracając Pepper, która stała za nim.
- Hej, kochanie. – powiedział lekko zmieszany. – Kiedy wróciłaś?
- Dosłownie przed chwilą. – odparła, rozglądając się po laboratorium.
W pomieszczeniu panował nieład. Na podłodze walały się jakieś teczki i dokumenty, nie mówiąc już o poprzewracanych kubkach po kawie i szklankach - Pepper dobrze wiedziała co się w nich wcześniej znajdowało - porozstawianych w najróżniejszych miejscach.
- Jak długo tu siedzisz? – zapytała kobieta.
- A jaki mamy dzisiaj dzień? – Stark przetarł oczy.
- Tony, nie żartuj sobie. – żachnęła się rudowłosa. Odsunęła papiery zalegające na biurku obok, odłożyła tam swoją torebkę i oparła się o blat.
- Nie żartuję. – mężczyzna spojrzał na nią.
- Środa. – powiedziała, przyglądając mu się dokładnie. – Od kiedy tu jesteś? – powtórzyła, gdy milczenie się przedłużało.
- Od niedzieli. – mruknął.
- Czyli nie wychodziłeś stąd od czterech dni?! – Pepper się uniosła. – Tony, czy ja muszę cię pilnować jak małego dziecka?
- To jest zupełnie inna sytuacja. – brunet wstał.
- To znaczy? – kobieta była wyraźnie zbita z tropu.
- Może lepiej usiądź… - zaproponował jej swój fotel.
- Dlaczego? – zdziwiła się Pepper. – Co się dzieje, Tony? – jej głos delikatnie zdradzał rosnące napięcie.
- Jane została zamordowana. – powiedział neutralnym, ale nie obojętnym, tonem. – A Katrina - porwana.
Rudowłosa gwałtownie zamrugała i osunęła się na krzesło. 
Poznała Jane na urodzinach Katriny. Od razu się polubiły. Okazało się, że mają wiele wspólnego. Od tego czasu często rozmawiały przez telefon, a czasem udawało im się spotkać. A teraz...
- Kto to zrobił? – szepnęła.
- Pepper, wszystko w porządku? – Tony przykucnął przed kobietą, która była bardzo blada.
Ona wzięła kilka głębokich oddechów i spojrzała na niego.
- Powiedz mi o wszystkim, co się wydarzyło, gdy mnie nie było. – jej wzrok nie cierpiał sprzeciwu, więc Tony zaczął opowiadać jej wszystko od początku.
Specjalnie ominął ten fragment o atakującym go Thorze. Uznał, że nie ma sensu straszyć Pepper.
- Jak to Loki? – zapytała kobieta, gdy Stark podzielił się z nią ich przypuszczeniami. – Przecież mówiłeś, że on nie żyje.
- Bo tak myślałem. – odparł Tony. – Ale przybyła do nas Sif, przyjaciółka Thora z Asgardu, z informacją, że Loki przejął królestwo. Dlatego tu siedzę. Muszę znaleźć przejście do Asgardu. Musimy się tam dostać i to wszystko odkręcić i…  uratować Katrinę, bo za jej porwaniem także może stać Loki. – zapadło milczenie. – Więc zrozum, że muszę jak najszybciej znaleźć sposób na dostanie się do Asgardu.
Znów nastała cisza, ale nie była to cisza niezręczna, tylko pełna zrozumienia. Tony nadal kucał przed Pepper. W końcu kobieta nachyliła się i pocałowała go.
- Rozumiem. – powiedziała.
W tym momencie rozległ się alarm.

Steve i Sam byli w sali treningowej.
- Zauważyłeś, że atmosfera w wieży jest napięta? – zapytał Sokół, robiąc unik przed tarczą.
- Nie dało się nie zauważyć. – odparł Kapitan, chwytając swoja ulubioną broń. – Ale czego można się spodziewać w takiej sytuacji?
- W sumie masz rację. – Sam wzniósł się w powietrze i z zawrotną szybkością ruszył w stronę Steve’a.
Ten zrobił unik i chwycił za jedno ze skrzydeł atakującego mężczyzny. Falcon nic nie mógł zrobić, stracił sterowność i gdy tylko Kapitan go puścił, runął na ziemię. Na szczęście upadek nie był bolesny.
- Bezczynność jest najgorsza. – dodał Steve, podając mu rękę. Sam z chęcią przyjął pomoc.
- Tak. – zgodził się, gdy już stanął na nogach. – Ale kłótnie twoje i T… - w tym momencie rozległ się alarm.

Wdowa właśnie miała wyjść ze swojego pokoju, gdy usłyszała sygnał wezwania. Westchnęła z irytacją i wyjęła z kieszeni swój komunikator, zatrzymując się tuż przed drzwiami.
- Co jest, Stark? – zapytała.
- Znowu coś się dzieje w mieście. Zaraz sprawdzę. – usłyszała głos geniusza.
- To coś dużego? – odezwał się Sam.
- Nie. – odparł Tony. – Jakiś dwóch, czy trzech „uzdolnionych” postanowiło obrabować bank. Poradzicie sobie sami?
- Tak. – powiedział Kapitan. – Nie przerywaj pracy.
Stark się rozłączył.
- No to idziemy we trójkę. – podsumował Sokół.
- We trójkę… - powtórzyła cicho Wdowa.
- Thor ma wyłączony komunikator, a Bruce nie warto fatygować na tak błahą misję. – oczywiście wszyscy wiedzieli co tak naprawdę ma na myśli Steve. Po co niepotrzebnie ryzykować? – No to za minutę na…
- Dacie radę we dwóch? – przerwała mu Natasha.
- Dlaczego? – zapytał Kapitan. – Nieważne. Damy radę. W razie czego kogoś wezwiemy. – i się rozłączył.
„Dobrze, że Steve nie lubi tracić czasu, gdy jest jakaś misja” pomyślała Wdowa, chowając komunikator z „A” do kieszeni.
Z drugiej kieszeni wyjęła niemal identyczne urządzenie, z tym że to miało białego orła na obudowie.
Wybrała odpowiedni przycisk.
- Za trzy minuty na dachu. – powiedziała i się rozłączyła.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział VI


Witajcie. Oto nowy rozdział. Trochę spóźniony, bo pół soboty byłam na konkursie z pierwszej pomocy. Więc już nie przedłużam i zapraszam do czytania :)

Loki był wściekły. Miotał się, pod postacią Odyna, po pustej sali tronowej.
Sif uciekła. Jak mogło do tego dojść? To nie miało prawa się wydarzyć! Ona wie, że to Loki rządzi Asgardem, a jeśli uda jej się kogoś do tego przekonać, to misterny plan boga kłamstw może runąć.
Loki opadł na tron. Musiał szybko znaleźć Sif i znów ją uwięzić, albo… W tym momencie rozległo się pukanie.
- Wejść! – zagrzmiał bóg kłamstw, głosem Odyna.
Drzwi otworzyły się i do komnaty wszedł dowódca straży. Ukłonił się przed Lokim.
- Panie, Sif opuściła Asgard. – oznajmił.
„Odyn” zerwał się z miejsca.
- Jak mogłeś do tego dopuścić?! – uniósł się.
Był naprawdę wściekły. Co innego ściganie jej po królestwie, a co innego szukanie po całym wszechświecie.
Loki domyślił się gdzie ją znajdzie, ale nie miał zamiaru wysyłać tam oddziału z Asgardu, bo to mogłoby jeszcze bardziej narazić jego plany na niepowodzenie.
- … Hajmdala udało nam się pojmać – strażnik coś mówił, ale bóg kłamstw był zbyt zajęty szukaniem najlepszego rozwiązania tej sytuacji.
- Tym razem dopilnuj, aby nie uciekł. – zaznaczył Loki.
- Tak, panie. – odparł strażnik.
- Możesz odejść. – „Odyn” znów usiadł na tronie.
Musiał się upewnić, czy jego przypuszczenia są prawdziwe i czy ze strony Sif istnieje dla niego realne zagrożenie. Więc gdy tylko dowódca straży odpuścił salę tronową, Loki podszedł do drzwi, zamknął je i zabezpieczył zaklęciem. Teraz nikt nie mógł mu przeszkadzać.
Bóg kłamstw wrócił do swojej prawdziwej postaci. Musiał być wyjątkowo skupiony, aby zrobić to co zaplanował, a utrzymywanie czaru maskującego bardzo go rozpraszało.
Usiadł na tronie i spróbował odnaleźć Sif. Może nie miał takich zdolności jak Hajmdal, ale jeśli się skoncentrował, mógł odnaleźć konkretną osobę, zobaczyć gdzie jest i co robi. Było to trudne i wymagało dużej mocy, ale nie było niemożliwe. Nie dla niego. Zwłaszcza gdy wiedział gdzie szukać, a Sif mogła udać się tylko do Midgardu. Do Thora.
Loki przymknął oczy i wytężył umysł. Po chwili zobaczył Sif rozmawiającą z Thorem, ale nie rozpoznał miejsca, w którym się znajdowali. Dostrzegł tylko, że w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze jakieś inne osoby. Wtedy znów spojrzał na Gromowładnego. O mały włos nie zerwał połączenia, gdy zobaczył, że Thor jest zamknięty w celi (takiej jak ta, w której uwięzili Lokiego, kiedy ostatnio był na Ziemi).
Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewał, ale był dla niego bardzo korzystny. Niestety, gdy Sif powie im, że on, Loki, żyje, szybko domyślą się, że to wszystko jego sprawka. Wtedy uwolnią Thora, a ten zapewne będzie chciał pomścić śmierć ukochanej.
„Tyle, że tu i tak się nie dostanie” pomyślał bóg kłamstw „Bifrost zamknięty, Tesseract w Asgardzie, a on nie wie gdzie szukać przejść.” Uśmiechnął się na tę myśl.
Ale i tak musiał wymyślić jakiś nowy sposób na pozbycie się Avengers. Teraz już wiedział, że go w tym nie wyręczą i nawet on nie jest w stanie ich aż tak bardzo skłóć…
Ktoś dotknął jego ramienia, co go na tyle zdziwiło, że nie zdołał utrzymać połączenia. Sif i Thor zniknęli.
Loki otworzył oczy i ze złością odwrócił się do osoby stojącej za nim.
Gdy zobaczył, kto to, poczuł mieszaninę ulgi i złości. Na szczęście, to nie żaden ze strażników, to by się mogło źle skończyć, zważywszy, że bóg kłamstw był w swojej prawdziwej postaci.
- Miałaś tu nie przychodzić – zwrócił się do osoby, stojącej teraz obok tronu.
Była to piękna kobieta o długich prostych włosach lśniących niczym skrzydła kruka. Wyglądała niczym czarny anioł zemsty. Przynajmniej gdy stała bokiem. Prawy profil twarzy… To nie była twarz tylko czaszka. Zamiast oka o niesamowicie czarnej tęczówce, ział pusty oczodół, przerażający swą ciemnością na tle jasnej kości. Miała na sobie czarny płaszcz, z jednej strony jakby skórzany, z drugiej – pokryty piórami. Loki dobrze wiedział, że nie było to okrycie, tylko złożone skrzydła. Gdy kobieta je rozłożyła, ujrzał zwiewną, czarną suknię okrywającą jej ciało, z jednej strony poszarpaną, jakby kobieta musiała po drodze stoczyć jakąś bitwę. Była niezwykle piękna, mimo, że w połowie była szkieletem.
- Wiem o tym. – jej głos był cichy i miękki. – Ale tak dawno cię nie widziałam. – wyciągnęła lewą dłoń i delikatnie pogłaskała policzek boga kłamstw.
- Przestań. – Loki złapał ją za przegub i odsunął od siebie. – Nie tutaj i nie teraz.
Wygięła usta w dziwnym grymasie: żalu, pomieszanego ze złością. Złożyła skrzydła i odsunęła się o krok.
- Po co przyszłaś, Hel? – zapytał Loki. – Bo chyba nie tylko dlatego, że się stęskniłaś?
Kobieta spiorunowała go wzrokiem.
- Uważasz mnie za głupią? – zapytała ostro. – Myślisz, że dałabym się na tyle ponieść emocjom, żeby tu przychodzić? I narażałabym cały nasz misterny plan, dla własnego kaprysu?
Loki nie lubił tych jej wahań nastroju, ale dobrze wiedział, że zarówno ona jaki i jej charakter mają dwa oblicza. Raz potrafiła być całkowicie opanowana i… urocza, choć nadal przebiegła i sprytna. Innym razem wybuchała niepohamowaną złością, a jej gniew mógł kosztować życie każdego, kto był na tyle nierozważny, aby wyprowadzić ją z równowagi.
- Oczywiście, że nie jesteś głupia. – odezwał się bóg kłamstw, wstając z tronu. – Ale powiedz, co cię tu sprowadza, bo przerwałaś mi coś naprawdę ważnego.
- Kiedy to zrobisz? – Hel przeszła od razu do rzeczy. – Kiedy będziemy mogli cieszyć się zwycięstwem?
- To nie jest takie proste. – Loki gwałtownie się od niej odwrócił. – Jeśli nie pokonamy Avengers, to nie uda nam się podbić Ziemi. Ostatnim razem…
- Ostatnim razem po swej stronie miałeś zaledwie Chitauri. – przerwała mu kobieta. – Moje Istoty Cienia są od nich znacznie potężniejsze i inteligentniejsze. Jeśli zrobisz to, co obiecałeś, bez trudu pokonają tych twoich Avengers.
- Nie lekceważ ich. – Loki spojrzał wprost na nią. – Może są tylko śmiertelnikami, w większości, ale potrafią być naprawdę… uciążliwi. Mogą pokrzyżować nasze plany.
- A więc, co zamierzasz zrobić? – Hel do niego podeszła.
- Sama zobaczysz. – bóg kłamstw machnął ręką.
Przed nimi pojawiło się duże lustro w złotej ramie. Zamiast swoich odbić, Loki i Hel zobaczyli Thora zamkniętego w celi. Bóg oszustw celowo nie pokazał jej całej sceny. Po chwili wszystko zniknęło, a lustro znów było tylko lustrem.
- Widzisz? – Loki spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Kto go uwięził? – zdziwiła się kobieta.
- Pozostali Avengers. – odparł bóg kłamstw. – Drużyna się rozpada. Już wkrótce nic po niej nie pozostanie, a wtedy nikt nas nie powstrzyma.
- Wtedy zaatakujemy? – Hel poważnie na niego spojrzała.
- Tak. – odparł.
- Pamiętaj, że nie znoszę kłamstw. – kobieta odwróciła się i zniknęła, tak samo nagle jak się pojawiła.
„To źle sobie dobrałaś sprzymierzeńca.” pomyślał Loki siadając na tronie.
Znów odnalazł Sif. Gdy nie musiał komuś pokazywać wizji, nie potrzebował lustra.
Wojowniczka była teraz na jakimś dachu. Choć budynek zmienił się odkąd Loki widział go ostatnim razem, bez trudu go rozpoznał. Wieża Starka.
Na dachu stała Sif z pozostałymi Avengersami, także z Thorem…
Na ten widok w Lokim zawrzała wściekłość. Spowodowana z jednej strony tym, że jego plan został zniweczony, a z drugiej, bo nic nie mógł na to poradzić.
W tym momencie coś zwróciło jego uwagę.
„- Czyli chcesz otworzyć portal, podobny do tego, wytworzonego przez Tesseract?” Kapitan Ameryka zwracał się do Iron Mana.
„A więc ten głupi śmiertelnik myśli, że uda mu się odkryć drogę do Asgardu?” pomyślał bóg kłamstw. „Można by to wykorzystać.” Loki wpadł na pewien pomysł.
Stark sam nigdy nie otworzy portalu, ale gdyby mu pomóc…
Po bezprawnym wtargnięciu do Asgardu, Avengersi staliby się wrogami królestwa, a rycerze by się z nimi rozprawili.
Loki uśmiechnął się.
Musiał jeszcze coś zrobić, a potem dyskretnie wyręczy Starka w jego przedsięwzięciu.
Przyjął postać Odyna. Podszedł do drzwi, zdjął z nich zaklęcie zabezpieczające i ruszył złotym korytarzem przez pałac. Jego myśli zaprzątał nowy plan. Zastanawiał się jak wcielić go w życie. Wystarczyłoby tylko naprowadzić Starka, na któreś z istniejących przejść…
Loki skręcił za róg korytarza i otworzył pierwsze drzwi po lewej. Wszedł do pokoju, zupełnie innego od pozostałych pomieszczeń w pałacu. Była to zwyczajna, midgardzka sypialnia dziecięca.
Bóg kłamstw rozejrzał się po pokoju, w którym panował półmrok. Gdy zobaczył kobietę siedzącą na fotelu z dzieckiem na kolanach, podszedł do niej. Była to jedna z Istot Cienia. Przypominała postać ludzką, ale jakby stworzoną z gęstego, ciemnego dymu.
Kobieta spojrzała na niego. Jej oczy przypominały złote ogniki.
- Co cię tu sprowadza, panie? – zapytała, odkładając miseczkę z zupką, którą przed chwilą karmiła dziecko, na pobliski stolik. – Czy coś się stało?
- Nie, nic. – odparł Loki. – Chciałem się tylko upewnić, czy tu wszystko w porządku.
- Owszem. – kobieta wstała.
Nagle zniknęła. Ułamek sekundy później, znów się pojawiła, tym razem przy łóżeczku. Włożyła dziewczynę, którą cały czas trzymała na rękach, do środka.
Bóg kłamstw do nich podszedł.
- Nie rób tego. – zwrócił się do Istoty Cienia.
- Czego? – zdziwiła się.
- Nie podróżuj miedzy wymiarami razem z nią. – spojrzał na dziecko.
Katrina zaczęła się śmiać i wyciągnęła do niego rączki.
- Opka. – powiedziała i znów się zaśmiała.
- Nie rób tego więcej. – Loki zwrócił się do kobiety stojącej obok, odwrócił się i opuścił pokój. 

****************************************************************
A oto i Hel (obrazek mojego autorstwa :))





niedziela, 17 maja 2015

Rozdział V



Witajcie :) Dziękuję wam za komentarze. Uwielbiam je czytać i zawsze się cieszę gdy pojawia się jakiś nowy. Ale dobra, nie po to tu jestem, żeby słodzić, tylko po to, żeby pisać kolejne rozdziały ;D więc zapraszam do czytania

Zatrzymali się przed sektorem γ. Tony chwilowo zmniejszył zabezpieczenia tego pomieszczenia, aby Avengersi i Sif mogli do niego swobodnie wchodzić. Zanim drzwi się otworzyły Stark coś sobie przypomniał.
- Zanim tam wejdziesz – zwrócił się do Asgardki. – Musisz o czymś wiedzieć…
Opowiedział jej o wszystkim, co wydarzyło się w nocy. Banner i Wilson przysłuchiwali się całej tej historii z mieszaniną zdziwienia i zaciekawiania. Dopiero, gdy Stark doszedł do tego, dlaczego Thor go zaatakował, wszyscy, oprócz Steve’a, spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Tony urwał na chwilę. W korytarzu zapanowała zupełna cisza. Nawet Sif nie wiedziała, co ma o tym sadzić.
- Myślę, że mógł za tym stać Loki. – odezwał się po chwili Kapitan.
- Też na to wpadłem. – wtrącił Stark.
- To ma sens. – mruknął Bruce.
- Jeśli nas skłóci, łatwiej będzie mu podbić Ziemię. – dodała Wdowa.
- Myślicie, że on chce znowu zaatakować świat? – zdziwił się Sam.
- Albo zemścić się na nas – odezwał się Tony. – Wszystko jedno, Ziemia i tak ucierpi…
- Dlatego musimy go powstrzymać, zanim zaatakuje – przerwał mu Steve. – A do tego potrzebujemy Thora.
Kapitan otworzył drzwi sektora γ. Wszyscy weszli do środka. Jako ostatni szedł Tony. Steve zagrodził mu drogę ręką.
- Jesteś pewien, że powinieneś tam wchodzić? – zapytał.
- A co? – zdziwił się Stark, zatrzymując się, aby nie wpaść na Kapitana.
- Chyba nie muszę ci przypominać, że ostatnim razem prawie cię zabił – powiedział tamten.
- Uuuu… Masz rację. – zaczął Tony. - A nie, chwila, przecież on jest teraz zamknięty w celi.
Steve usiłował zachować spokój, ale arogancja Starka drażniła go jak mało co.
- To nie znaczy, że masz go denerwować. – powiedział. – Zaczekaj, aż mu wszystko wyjaśnimy. – Tony już otwierał usta, żeby mu przerwać, ale Kapitan nie pozwolił mu na to. – Możesz przecież obejrzeć naszą rozmowę, na którymś ze swoich komputerów.
Trudno było się nie zgodzić z logiką jego słów, ale Tony nie przywykł do przegrywania utarczek słownych z Kapitanem. To zawsze on miał ostatnie słowo. Nawet jeśli ostatecznie i tak robił to co zaproponował mu Steve, to i tak zawsze wychodziło na to, że Stark chciał tego od samego początku.
- Od kiedy jesteś szefem? – odparował Tony, na tyle szybko, że Kapitan nie mógł zauważyć chwili wahania.
- Od jakiegoś półtora roku, Tony – powiedział Steve, który powoli zaczynał tracić cierpliwość. Ostatnio Stark negował prawie wszystko, co ten wymyślił.  – Do tej pory ci to nie przeszkadzało. Drużyna i tak cię nie interesuje, wolisz siedzieć…
- Nie. – przerwał mu Tony – Ja pytam, od kiedy jesteś MOIM szefem w MOJEJ wieży?
- No właśnie. – Steve nie miał zamiaru dać za wygraną. – Twoje, twoje… Nic innego się nie liczy. Tylko ty i to co lubisz, to co masz ochotę robić… Nie obchodzi cię drużyna. Myślałem, że się zmieniłeś, odkąd się pierwszy raz spotkaliśmy, Tony, ale się myliłem.
- Po co poprawiać to, co doskonałe? – rzucił brunet.
- Oczywiście – Kapitan uśmiechnął się ironicznie – NIE JESTEŚ ideałem, Stark. Popełniasz błędy i musisz się z tym pogodzić.
- Jasne – odparował Tony. – A ty wszystko robisz dobrze. – wypowiedział te słowa z taką ilością sarkazmu, na jaką było go stać. A stać było go na wiele.
- Nie chodzi o to, żeby się nie mylić. – powiedział ze złością Steve. – Tylko o to, żeby wyciągać z tych pomyłek wnioski. A to cię przerasta.
- Nie masz nawet pojęcia… - zaczął Tony, ale w tym momencie drzwi sektora γ otworzyły się.

Sif, Wdowa, Sokół i Bruce weszli do sektora γ zostawiając Steve’a i Tony’ego z tyłu. Gdy tylko Banner przekroczył próg pomieszczenia, drzwi się zamknęły.
Thor nadal miotał się po celi, lecz gdy zobaczył Asgardkę, skamieniał.
- Sif, przybyłaś mi pomóc? – zwrócił się do kobiety. – A skąd wiedziałaś…
- Thor, posłuchaj mnie. – przerwała mu wojowniczka. – Przybyłam, abyś to ty ocalił Asgard.
Wygląd Thora momentalnie się zmienił: Gromowładny przestał przypominać dzikie zwierzę zamknięte w klatce, znów był bogiem piorunów, majestatycznym władcą Asgardu.
- Co się stało? – zapytał natychmiast.
- Twój brat przejął władzę. – odparła Sif, podchodząc bliżej do celi. Pozostali zostali z tyłu.
Thor popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Jak to jest możliwe, skoro on nie żyje? – Gromowładny zbliżył się do ściany celi.
- Uwierz mi, żyje i ma się lepiej niż kiedykolwiek. – powiedziała wojowniczka. – Powiem ci wszystko co wiem…
- Mów jak najszybciej.
Kobieta znów zaczęła swoją opowieść.
Wdowa jej nie słuchała, bardziej była zainteresowana tym co działo się na korytarzu. Stark i Rogers o coś się sprzeczali. Robili to odkąd się poznali, ale ostatnio jakoś częściej. Niezgodność charakterów, owszem, ale teraz przesadzali. To źle wróżyło drużynie. Jeśli nie przestaną się kłócić…
Natasha wróciła myślami do sytuacji w pomieszczeniu. Sif właśnie skończyła swoją opowieść.
- Muszę powstrzymać mego brata! – krzyknął Thor. – Przyjaciele, wypuśćcie mnie stąd.
- Tylko Tony może otworzyć tę celę. – odezwał się Banner.
Na dźwięk tego imienia, oczy Thora się zwęziły, a szczęka napięła. Widząc to Wdowa odezwała się:
- Thor, przemyśl to. – podeszła do celi. – Czy to nie oczywiste, że to Loki chciał nas skłócić? Postawić przeciwko sobie, aby mógł swobodnie podbić Ziemię, lub dla zwykłej zemsty?
- Masz słuszność – Gromowładny spojrzał na nią. – To by było do niego podobne. Znów sprawił, że zrobiłem dokładnie to, czego chciał… Ale w takim razie, gdzie jest moja córka?!
Sif nie wiedziała, że książę Asgardu ma dziecko, ale uznała, że nie pora na pytania.
- Nie wiem, Thor. – powiedziała Wdowa. – Być może, to Loki ją zabrał.
- Zapłaci mi za to. Za moją rodzinę! – uderzył pięścią w przejrzystą ścianę z taką siłą, że przez chwilę wydawało się, że wypadnie ona z ramy. – Wypuśćcie mnie!
- Zawołasz Starka? – Banner zwrócił się do Wdowy.
„Oczywiście ja” pomyślała z irytacją, ale skinęła głową i wyszła na korytarz.
- Jeśli skończyliście się już kłócić… - zwróciła się do Steve’a i Tony’ego, którzy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. – to może Stark wypuści w końcu Thora z tej klatki? – mimo, że była zirytowana zachowaniem mężczyzn, w jej głosie nie dało się tego usłyszeć.
- Już nie chce mnie zabić? – zapytał po chwili Tony.
- Oczywiście, że chce, dlatego masz go wypuścić. – powiedziała sarkastycznie Natasha. – Mógłbyś już to zrobić, zanim Thor zniszczy tę celę? – dodała, słysząc kolejne uderzenie w „plastikową” ścianę.
- Nie da rady jej… - zaczął, ale Wdowa spiorunowała go wzrokiem. – Dobra, już idę. – mruknął i zniknął w sektorze γ.
Kapitan także chciał tam wejść, ale Natasha złapała go za ramię, zatrzymując w korytarzu. Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie obchodzą mnie relacje między tobą, a Starkiem. – powiedziała poważnie Wdowa. – Ale moglibyście zachowywać się poważnie, gdy Thor wariuje, a w pokoju obok jest Asgardka, która uważa nas za wojowników godnych bronić jej świata. Zamiast tego, kłócicie się jak głupie nastolatki. – Steve chciał coś powiedzieć, ale kobieta mu na to nie pozwoliła. – Nie obchodzi mnie kto zaczął, ani o co poszło. – odwróciła się na pięcie i weszła do sektora γ, pozostawiając zaskoczonego Kapitana na korytarzu.
Gdy tylko przekroczyła próg, została zepchnięta na bok, przez zdenerwowanego Thora, który właśnie został uwolniony i, jak podejrzewała Natasha, chciał jak najszybciej odzyskać swój młot – Mjolnir został na dachu AvengersTower – oraz dostać się do Asgardu, co może okazać się niemożliwe, jak wynikało z opowieści Sif.
Wszyscy poszli za Gromowładnym, Steve i Natasha także.
- Thor, tylko nie przywołuj teraz młota. – odezwał się Stark, który był najbliżej Thora. – Jeszcze lubię podłogi i sufity w wieży.
- A więc gdzie jest Mjolnir? – zniecierpliwił się bóg piorunów.
- Na dachu. – odparł Tony. – Właśnie tam idziemy.
Zatrzymali się przed drzwiami windy. Tony ją przywołał. Wszyscy weszli do środka. Po chwili byli już na górze.
Gdy tylko drzwi windy się otworzyły, Thor przywołał młot.
- Hajmdalu, otwórz Bifrost! – zawołał Gromowładny, stając na środku dachu.
- Thor, wiesz że to się nie uda. – Sif położyła mu dłoń na ramieniu.
- Wiem – odparł. - ale musiałem spróbować. To jedyne przejście, jakie znam, za wyjątkiem Tesseractu. – odwrócił się do niej.
- Więc jak dostaniemy się do Asgardu? – zapytała wojowniczka.
- Są jeszcze inne przejścia… – zaczął Thor. – Szczeliny między wymiarowe. Ale gdzie one są wie tylko ON. – pozostali od razu domyślili się o kogo chodzi.
Na dachu zapadła cisza. Między Avengersami – którzy stali przy drzwiach windy – a Asgardczykami stał Stark, który najwyraźniej przestał zwracać uwagę na cokolwiek, co się wokół niego dzieje. Był pogrążony w myślach. Nagle się odezwał.
- Jane prowadziła badania nad Bifrostem, prawda? – zapytał.
Wszyscy spojrzeli na niego, zastanawiając się, o co mu chodzi?
- Tak. – odparł po chwili Thor.
- Wiesz gdzie są wyniki? – kontynuował, bez wyjaśnień.
- Do czego zmierzasz, Tony? – wtrącił się Bruce, który chyba domyślał się odpowiedzi.
- Jeśli będę miał dość dużo danych, być może uda mi się stworzyć portal, lub choć odnaleźć jedną z tych szczelin międzywymiarowych. – może to nie była do końca jego dziedzina, ale w końcu był geniuszem i sobie z tym poradzi.
- Czyli chcesz otworzyć portal, podobny do tego, wytworzonego przez Tesseract? – Kapitan zwrócił się do Starka. – Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
- To jedyne wyjście. – odparł Tony. – Co ty na to? – zwrócił się do Thora.
- Oszalałeś, Tony Starku. – odparł bóg piorunów. – Ale jeśli jest choć mała szansa na powodzenie twego planu, jestem gotów zrobić wszystko, co będzie konieczne, aby ci pomóc.
- Na razie potrzebuję tylko danych zebranych przez Jane. – odparł Tony.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział IV



Zapraszam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że trochę się wyjaśni :) Miłego czytania.

- Przez kogo? – zapytał Tony.
- Jak do tego doszło? – odezwał się Kapitan.
Banner nawet się nie poruszył, ale słuchał uważnie całej tej wymiany zdań. Sokół tylko uniósł głowę. Wdowa, która jak zwykle siedziała na barku, obserwowała całą sytuację w salonie.
- Przez Lokiego. – odparła Sif.
Wszyscy jak na komendę na nią spojrzeli.
- Przecież on nie żyje. – powiedzieli niemal równocześnie Avengersi.
W innej sytuacji pewnie by ich to rozbawiło, ale teraz nikomu nie było do śmiechu. Wszyscy myśleli, że mają na zawsze z głowy tego pokręconego, ogarniętego manią wielkości Asgardczyka.
- Jak mu się to udało? – Wdowa jako pierwsza się otrząsnęła.
- To dłuższa historia. – odparła Sif, siadając na kanapie.
Banner zajął miejsce obok niej, a Stark i Steve wybrali fotele.

Gdy w Asgardzie sytuacja się uspokoiła po inwazji Mrocznych Elfów, Thor wrócił na Ziemię aby być ze swoją ukochaną. Wszystko zdawało się całkowicie normalne, a życie biegło swoim torem. Czwórka wojowników nie miała zbyt wielu zajęć, bo we wszystkich królestwach panował pokój. Któregoś dnia, gdy akurat wspólnie ucztowali, przybył do nich jeden z rycerzy z wiadomością od Hajmdala. Strażnik chciał się z nimi spotkać.
Osiodłali konie i ruszyli na Bifrost.
- Witaj Hajmdalu! – odezwał się Volstagg, gdy dotarli na miejsce. – Czy coś się stało?
- Owszem. – odparł strażnik. – Odkryłem coś, co zagraża całemu królestwu.
- A więc wyjaw nam to, natychmiast! – zniecierpliwiła się Sif. – Co zagraża Asgardowi?
 Mężczyzna sprawdził czy są sami. Gdy się upewnił, że nikt ich nie podsłuchuje, powiedział zupełnie spokojnie:
- Jego król.
- To zdrada! – krzyknęli wojownicy, dobywając mieczy.
Strażnik nie uniósł swojej broni, stał bez ruchu.
- Nie jestem zdrajcą. – był całkowicie opanowany. – Zdrajca zasiada na tronie…
Wojownicy spojrzeli na niego z niedowierzaniem, nie opuszczając mieczy.
- Wyjaśnij – odezwała się Fandral.
- Nie wiem kiedy, ani w jaki sposób, Loki przejął władzę. – powiedział Hajmdal.
Czwórka wojowników schowała broń, choć nadal nie wierzyli strażnikowi.
- Mówisz, że to Loki zasiada teraz na tronie? – zapytała Sif. Szczerze mówiąc, była bliska stwierdzeniu, że strażnik oszalał. – Wszakże Thor przekazał nam wiadomość o jego śmierci.
- Hajmdalu, to niemożliwe. – wtrącił Hogun. – Jeszcze dziś rano widziałem Wszechojca.
- Czyżbyście zapomnieli, że Loki jest mistrzem manipu… - nagle urwał, a jego wzrok stał się nieobecny, po chwili znów spojrzał na wojowników. – Idą tu. – powiedział. – Straże króla chcą nas pojmać.
Wojownicy odwrócili się w stronę pałacu.
- Dowiedział się, że wiem o jego oszustwie, więc wtrąci nas do lochu, jako zdrajców, a sam pozostanie na tronie. – odezwał się Hajmdal. – Będzie mógł rządzić Asgardem i nikt mu nie przeszkodzi.
W tym momencie na drugim końcu Bifrostu pojawili się uzbrojeni jeźdźcy.
- Nie dopuścimy do tego! – zawołał Volstagg.
Oddział straży przybocznej Odyna, zatrzymał się tuż przed nimi. Jeden z rycerzy zsiadł z konia i podszedł bliżej.
- Lady Sif, Hajmdalu, Hogunie, Fandralu, Volstaggu mamy rozkaz was pojmać. – powiedział oficjalnym tonem.
- Z jakiego powodu? – zapytała wojowniczka.
- Z rozkazu Wszechojca. – odparł tamten.
Czwórka wojowników uniosła miecze, teraz już wiedzieli, że Hajmdal miał rację, to nie mógł być rozkaz Odyna. Strażnik mostu także dobył swojej broni.
W tym czasie pozostali rycerze zsiedli z koni.
- Nie chcecie podporządkować się rozkazowi króla?- zapytał dowódca straży.
Zanim ktokolwiek zdążył jeszcze coś powiedzieć, rozgorzała walka. Nie wiadomo kto zaczął.
Mimo, że Czwórka Wojowników należała do najlepszych w Asgardzie, niemal równie dobrze wyszkolonym rycerzom, mającym przewagę liczebną, udało się ich pokonać.
Bohaterowie Asgardu i jego strażnik zostali wtrąceni do lochu. Odebrano im broń i zamknięto w celi.
Hajmdal opowiedział im o tym jak wyczuł coś dziwnego w sali tronowej. Gdy tam zajrzał, przez chwilę widział na tronie Lokiego, zamiast Odyna. Był to tylko moment, ale strażnik był pewien, że Asgardem rządzi oszust.
Wojownicy bezskutecznie domagali się rozmowy z „Odynem”(mieli nadzieję, że uda im się ujawnić oszusta). Nie wiedzieli nawet za co „oficjalnie” zostali skazani, bo prawdziwym powodem zapewne było to, że Loki obawiał się, że odkryli jego manipulację.
Mijały kolejne dni, a oni wysłuchiwali coraz bardziej absurdalnych wersji ich „przewinienia”, które krążyły wśród strażników. Wojownicy próbowali im powiedzieć prawdę, ale kto słucha więźniów?
Tak więc czas płynął, a oni mieli coraz mniejszą nadzieję na odzyskanie wolności, oczywiście nie poddawali się, ale z lochów Asgardu po prostu nie dało się uciec (no chyba, że byłeś Przeklętym).
Któregoś dnia przyprowadzono kolejnych więźniów, ci jednak nie pochodzili z Asgardu.
- Hogunie, czy to nie twoi pobratymcy? – zapytał Volstagg.
- Nie jestem pewien. – odparł mężczyzna, którego Mdgardczycy zapewne nazwaliby Azjatą, spoglądając na nowoprzybyłych.
Nagle nowi więźniowie zaatakowali strażników. Wszystko zaczęło się dziać w jednej chwili. Do lochu wbiegli kolejni strażnicy, zabezpieczenia cel, z niewiadomego powodu, wyłączyły się. Więźniowie zaczęli przedzierać się w stronę wyjścia. Czwórka Wojowników i Hajmdal także skorzystali z okazji. Normalnie pomagaliby opanować bunt, ale teraz nic nie było normalne. Poza tym nie wiedzieli kto został słusznie skazany, a kogo zamknięto przez kaprys Lokiego.
Wpadli w sam środek walczącego tłumu. Szybko zostali rozdzieleni. Lady Sif i Hajmdal byli już prawie przy wyjściu, gdy jeden ze strażników ranił kobietę w ramię. Zanim któreś z nich zdążyło coś zrobić, pojawił się drugi strażnik. Jednak ten zamiast ich zaatakować, ogłuszył tego pierwszego.
- Chodźcie za mną. – rzucił i ruszył przed siebie.
Sif i Hajmdal niewiele myśląc, poszli za nim. W całym tym zamieszaniu  udało im się wydostać. Gdy byli już woli, kobieta odwróciła się w stronę lochu.
- Musimy po nich wrócić. – powiedziała.
- Nie uda nam się to. – odparł strażnik, wciągając ich za jeden z filarów, aby patrol który właśnie przechodził obok ich nie zauważył. – Jeśli zaraz nie opuścicie Asgardu, znów zostaniecie uwięzieni.
- On ma rację. – odezwał się Hajmdal. – Potrzebujemy pomocy. Wiesz kogo trzeba sprowadzić.
- Oczywiście. – powiedziała kobieta, wyglądając zza kolumny, jednak szybko musiała z powrotem się schować, bo dostrzegła rycerzy. – Czyli musimy dostać się na Bifrost.
- Most jest strzeżony. – ostrzegł ich strażnik.
- Ilu? – od razu zapytała Sif.
- Nie wiem, ale we dwójkę nie dacie im rady. – odparł rycerz.
- Damy. – uśmiechnęła się wojowniczka. – Tylko potrzebujemy broni.
- Mam tylko to. – mężczyzna podał im miecz i sztylet.
- Na razie wystarczy. – powiedział Hajmdal. – Nadchodzą dwaj strażnicy.
Wojowniczka skinęła głową. Gdy rycerze przechodzili koło ich kryjówki, bez trudu ich obezwładnili i zabrali im broń.
- Nie mogę z wami iść. – odezwał się strażnik.
Nie było czasu na żadne pytania.
- Dziękujemy za twą pomoc. – powiedziała Sif i razem z Hajmdalem ruszyli w stronę Tęczowego Mostu.
Przejścia międzywymiarowego strzegło sześciu strażników. Uciekinierzy myśleli, że będzie gorzej. Gdy tylko zbliżyli się do końca mostu, cały oddział wyszedł im „na spotkanie”. Byli lepiej uzbrojeni od zbiegłych więźniów.
- To niezbyt sprawiedliwe… - odezwała się Sif, gdy stanęli naprzeciwko siebie. – dla was.
- Poddajcie się – powiedział dowódca, ignorując wypowiedź kobiety.
- Przepuśćcie nas. – zażądał Hajmdal.
Rycerze tylko się zaśmiali.
- Nigdy! – krzyknął dowódca. – Brać ich!
Strażnicy ruszyli do ataku. Sif i Hajmdal nie mieli zamiaru nikogo zabijać, przecież ci ludzie wykonywali tylko swoje zadanie. Jednak musieli się dostać do portalu, więc obezwładnili rycerzy. Wojowniczka powaliła trzech. Pozostali walczyli z Hajmdalem. Mężczyzna pokonał dwóch, trzeciemu udało się uciec.
- Mówiłam, że to niesprawiedliwe… - rzuciła Sif, przechodząc między nieprzytomnymi rycerzami. Strażnik mostu szedł za nią.
- Jeden zdołał uciec. – odezwał się mężczyzna, gdy byli już w środku.
- Mamy niewiele czasu. – odparła kobieta, rozglądając się po pomieszczeniu. – Zaraz wezwie kolejny oddział.
Hajmdal wyminął ją i sięgnął po coś, co leżało na podeście.
- Tu jest – powiedział pokazując miecz.
W tym momencie usłyszeli tętent końskich kopyt.
- Nadciągają. – odezwał się strażnik, otwierając most. – Idź pierwsza, ruszę za tobą.
Kobieta skinęła głową. Zanim jeszcze się teleportowała, usłyszała rycerzy, zatrzymujących się na końcu mostu. Nie mogła nic zrobić, bo Bifrost przeniósł ją.
Sif wylądowała w jakimś lesie, ale to nie był zwykły las. Gdy spojrzała w górę, ponad drzewami dostrzegła, wysoką pod niebo, wieżę. To zapewne była ta sama budowla, o której tyle razy opowiadał Thor, po pojmani Lokiego i powrocie do Asgardu. Prawdopodobnie tam będzie mogła go odnaleźć. Ruszyła w stronę budynku.

- I tak właśnie tu trafiłam. – zakończyła swoją opowieść Sif.
Avengersi uważnie jej słuchali. Nie mogli w to wszystko uwierzyć. Jakim cudem Lokiem udało się oszukać całą planetę?
- Czyli Loki siedzi na tronie Asgardu już od jakiś dwóch lat i nikt, oprócz Hajmdala, nie domyślił się tego? – odezwała się po chwili Natasha.
- Dwa lata… - powtórzyła w zamyśleniu Asgardka. – Minęły już dwa lata? – ale zanim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, otrząsnęła się. – Nie wiem czy ktokolwiek wie o tym. Dlatego muszę ukazać Asgardczykom oszustwo Lokiego. Miałam nadzieję, że Thor pomoże mi w tym, ale skoro go tu nie ma…
- Właściwie… - przerwał jej Tony, który zaczął wszystko rozumieć. Bóg kłamstw musiał planować atak na Ziemię, dlatego odstawił tę szopkę u Thora i zrzucił całą winę na Starka. Chciał skłócić Avengers, może miał nawet nadzieję, że pozabijają się nawzajem. Wtedy nikt by mu nie przeszkodził w podbiciu świata. – Thor jest w wieży.
Sif zerwała się z miejsca i podeszła do Tony’ego. Podniosła mężczyznę z fotela za koszulę.
- Jak śmiałeś mnie okłamać! – krzyknęła, unosząc go kilka centymetrów nad podłogę.
Tony próbował się uwolnić, jednak chwyt kobiety był zbyt mocny. Wszyscy Avengersi ruszyli w ich stronę.
- Uspokój się – wykrztusił Stark.
- Sif, puść go. – odezwał się Kapitan, który teraz stał koło kobiety. – Nie ma teraz na to czasu. – Asgardka spojrzała na niego, rozluźniła uścisk i Tony znów stanął na ziemi. – Zajmijmy się lepiej sprawą Asgardu.
- Masz rację, Stevie Rogersie. – powiedziała Sif, sięgając po miecz, który zostawiła na kanapie. – Prowadź więc do księcia Asgardu.

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział III

Na blogu jest już ponad 200 komentarzy, więc postanowiłam dodać jeszcze jeden rozdział w tym tygodniu, specjalnie dla moich stałych czytelników, zwłaszcza, że w zeszły weekend nie było :) Zapraszam do czytania.

Steve zjechał na dół. Tony zezwolił mu na wejście do sektora γ, więc wystarczyło, że przyłożył dłoń do skanera odcisków palców i drzwi się otworzyły.
Thor miotał się po celi. Wyglądał na mniej wściekłego niż jeszcze godzinę temu, ale nadal był wyraźnie zdenerwowany. Gdy zobaczył Kapitana, zatrzymał się w pół kroku.
- Wypuść mnie stąd! - zagrzmiał.
- Najpierw wyjaśnij mi, dlaczego zaatakowałeś Tony'ego? - Steve stanął naprzeciwko celi.
- Powinienem był go zabić! - Gromowładny uderzył pięścią w ścianę z taką siłą, że wszystko zadrżało. - Gdybyście się nie wtrącali, zapewne bym to zrobił.
- Thor, uspokój się. - Kapitan mówił dobitnie, ale spokojnie. - Co on zrobił?
- Co... - jego głos się załamał. Thor odwrócił się od Steve'a. Ten cierpliwie czekał, aż Gromowładny znów się odezwie - Zabił Jane i porwał Katrinę - mówił tak cicho, że Kapitan ledwie mógł go usłyszeć.
- To niemożliwe - powiedział Steve - To nie może być prawda, Thor. To jakaś pomyłka.
- Nie! - krzyknął Gromowładny, odwracając się - To był on - cisnął czymś w ścianę celi.
Steve spojrzał na złoto-czerwony kawałek metalu, który odbił się od szyby (choć to właściwie nie było szkło, tylko stworzony przez Tony'ego i Bruce'a specjalny polimer o niezwykłej wytrzymałości) i leżał teraz na środku celi.
- Czy to jest... - zaczął Kapitan.
- Fragment zbroi Iron Mana - przerwał mu Thor.  - To on to zrobił! - zagrzmiał bóg piorunów, Steve nie cofnął się nawet o krok. - Odebrał mi rodzinę.
- Pomyśl chwilę - powiedział. - Czy Tony mógłby zrobić coś takiego?

- Jasne, że bym nie mógł! - Tony zerwał się z kanapy. - Ktoś mnie wrabia!
- Sir?  - odezwał się J.A.R.V.I.S.
- Co jest? - zapytał mężczyzna, spoglądając znów na ekran telewizora, który nie pokazywał już niczego.
- Pewna kobieta, zidentyfikowana jako Lady Sif, żąda wpuszczenia jej do wieży. - oznajmił elektroniczny głos.
- Pokaż obraz z kamery przy wejściu. - powiedział.
„Czy dzisiaj wszystko musi dziać się jednocześnie?” pomyślał spoglądając na telewizor, który ukazywał teraz zdenerwowaną Asgardkę.
- Po co tu przyszłaś? – zapytał Tony, a J.A.R.V.I.S. przekazał jego słowa.
Sif rozejrzała się, szukając źródła dźwięku. Ten świat był dla niej zupełnie nowy. Odwiedziła go może raz, czy dwa i nie znała się na ludzkich zwyczajach. W końcu, lekko zmieszana, zwróciła się do powietrza.
- Szukam Thora Odinsona – powiedziała. – Gdzie jesteś? – rozglądała się dookoła, znów szukając swojego rozmówcy.
- Wejdź do środka i zaczekaj na mnie. – odparł Stark.
Drzwi same się otworzyły. Kobieta niepewnie weszła do budynku. Nie była tchórzem, ale czuła się nieswojo w nieznanych sytuacjach. Cały czas trzymała w ręce miecz, gotowa odeprzeć ewentualny atak.
Tony ruszył do windy. Chwilę później był już na dole. Cały czas zastanawiał się skąd się tu wzięła to Asgardka i co jej powie. Nie mógł na „dzień dobry” wyskoczyć z tekstem w stylu „Hej! Zamknęliśmy Thora w celi, bo próbował mnie zabić” To mogłoby się źle dla niego skończyć. Musiał tę informacje jakoś delikatniej jej przekazać. Z resztą może najpierw dobrze by było dowiedzieć się, czego ona chce? Poco szuka Thora, skoro od przeszło dwóch lat nikt z Asgardu nie zjawił się na Ziemi.
Gdy Stark wyszedł z windy, zobaczył Sif stojącą na środku ogromnego hallu głównego AvengersTower i rozglądającą się ciekawie dookoła. Mężczyzna do niej podszedł.
- Kim jesteś? Gdzie książę Asgardu? – zapytała od razu kobieta.
- Nazywam się Tony Stark – przedstawił się. – A jeśli chodzi o Thora, to dłuższa historia. Chodźmy na górę. – mężczyzna ruszył w stronę windy.
- Ja muszę go niezwłocznie odnaleźć! – zawołała Sif, nie ruszając się z miejsca.
- Chodź ze mną, a wszystko ci wyjaśnię. – odparł Tony, odwracając się do niej.
Asgardka w końcu weszła do windy.
- Co to za dziwna komnata? – zapytała, gdy drzwi windy zamknęły się za nimi.
- Musimy dostać się na górę, a to nas tam zabierze. – wyjaśnił mężczyzna. – Salon. – rzucił do J.A.R.V.I.S.a.
Tony nie wytrzyma z drugim Asgardczykiem, który co chwila będzie pytał o najprostsze rzeczy, tak jak Thor. Choć ten w tej chwili znał prawie wszystkie „dziwne” ziemskie urządzenia i zwyczaje, głównie dzięki Jane.
Na szczęście winda już się zatrzymała. Weszli do salonu. Sif od razu się po nim rozejrzała.
- Gdzie Thor? – Zapytała, widząc, że w pomieszczeniu nikogo nie ma.
- To dłuższa historia. – powtórzył Stark podchodząc do barku. – Napijesz się czegoś? – zapytał, nalewając sobie Whisky.
- Nie ma czasu do stracenia, Tony Starku. – kobieta była zdenerwowana, podeszła do Tony’ego i wytrąciła mu szklankę z ręki, która roztrzaskała się o podłogę, zalewając wszystko dookoła alkoholem.
- Hej! – krzyknął Tony. – Dlaczego to zrobiłaś?
- Posłuchaj mnie, śmiertelniku… - Sif złapała go za koszulkę, nie zwracając uwagi na szkło chrzęszczące pod jej butami. – Albo zaraz zabierzesz mnie do Thora, albo…
- Thora tu nie ma, jak widzisz. – przerwał jej Stark, celowo mijając się z prawdą. – Ale wezwę resztę Avengers, na pewno będziemy w stanie ci pomóc, tylko się uspokój.
- Thor mówił, że jesteście walecznymi wojownikami… - powiedziała puszczając Tony’ego.
„Gdzie jest Thor?” zastanawiała się kobieta „Czyżby Hajmdal wysłał mnie nie tam gdzie powinien?”
- I miał rację. – odezwał się Stark, odsuwając się od niej na bezpieczną odległość. - J.A.R.V.I.S. obudź resztę i wezwij ich do salonu.
- Tak jest, sir. – odparł komputer.
Sif rozglądała się po pokoju, szukając źródła głosu.
- Tylko uważaj na Bannera. – dodał szybko Stark. – Na razie nie potrzebuję tu Hulka.
- Do kogo mówisz, Tony Starku? – zapytała Asgardka.
- Do mojego komputera. – odparł, wiedząc, że ta odpowiedź nie zadowoli wojowniczki i sprowadzi kolejne pytania.
Nie pomylił się.
- Kim jest ten Komputer? – odezwała się od razu Sif. – Gdzie on jest?
Stark już miał jej coś odpowiedzieć, gdy drzwi windy otworzyły się. Do pokoju weszła Wdowa, miała na sobie T-shirt i dresy.
- Chyba ci mówiłam, że masz mnie nie budzić. – zaczęła narzekać od wejścia. – Mam nadzieję, że masz jakieś dobre wyjaśnienie, bo jeśli to tylko twój kolejny… - w tym momencie jej wzrok padł na stojącą obok Tony’ego postać. Jej strój mógł pochodzić tylko z jednego miejsca. – Kim jest twoja Asgardzka znajoma? – zapytała Natasha.
- Przedstawiam ci Lady Sif. – powiedział Stark. – Waleczną wojowniczkę i przyjaciółkę Thora.
- Aha – Wdowa podeszła do nich. – Co cię tu sprowadza? – zwróciła się do kobiety.
- Opowie nam wszystko, gdy przyjdą pozostali. – wtrącił się Stark, zanim Sif choćby zdążyła otworzyć usta.

- Pan Stark wzywa wszystkich do salonu. – obudził go głos J.A.R.V.I.S.a.
- Mógłbyś być ciszej? – jęknął Sokół zakrywając głowę poduszką.
- To bardzo ważne, proszę pana. – powtórzył komputer.
Sam jeszcze chwilę leżał, głowa potwornie go bolała, a światło z okien, które odsłonił J.A.R.V.I.S., raziło go w oczy. Miał okropnego kaca.
W końcu, gdy komputer po raz piąty powtórzył, że sprawa nie cierpi zwłoki, zwlekł się z łóżka. Wciągnął jeansy, wyjął z szafy jakiś T-shirt i ruszył do wyjścia.

Bruce już nie spał. Miał jakieś dziwne przeczucie, coś było nie tak, ale nie wiedział co. Od dłuższej chwili kręcił się po łóżku, bezskutecznie próbując zasnąć, ale to nic nie dawało. Gdy w końcu postanowił wstać, w pokoju rozległ się głos J.A.R.V.I.S.a.
- Doktorze Banner? – komputer mówił bardzo cicho.
Mężczyznę zawsze bawiło, gdy maszyna próbowała go obudzić. Tak jakby Banner nie używał budzika. Nagłe wyrwanie ze snu, nie sprawiało, że od razu zamieniał się w Hulka, ale gdy Tony się na coś uprze, to mu nie przemówisz do rozsądku. Tak więc gdy potrzebował go wcześnie rano lub w nocy, sam przychodził go obudzić albo wysyłał któregoś z Avengers.
Coś musiało się stać, skoro dzisiaj budził go J.A.R.V.I.S.
Dwie minuty później Bruce był już ubrany i wyszedł na korytarz, akurat w tej samej chwili gdy Sokół otworzył drzwi swojej sypialni.

- Wypuść mnie, Kapitanie! – zagrzmiał, po raz kolejny, Thor.
Steve nie był wstanie w żaden sposób do niego dotrzeć. O Starku można było powiedzieć wiele rzeczy: był arogancki, nie liczył się z nikim, zależało mu tylko na rozgłosie (choć ostatnio może trochę mniej), ale Kapitan nigdy by nie uwierzył, że Tony byłby zdolny do morderstwa. To wszystko nie trzymało się kupy. I niby jeszcze porwał Katrinę? Nie, nie, to niemożliwe. Bo gdzie ona by teraz była?
Próbował to wytłumaczyć Thorowi, ale do niego nic nie docierało. Cały czas był wściekły i nie chciał słuchać. Steve mu się nie dziwił. W takiej sytuacji on także straciłby nad sobą kontrolę. To musiało być okropne dla Gromowładnego i nie mógł go winić, że gdy znalazł dowód, to chciał się zemścić.
Po kolejnym uderzeniu w przejrzystą ścianę celi i krzykach Thora, że ma go natychmiast wypuścić, Kapitan uznał, że powtarzanie po raz kolejny, że Tony nie mógł tego zrobić jest bezcelowe. Bez słowa odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
- Kapitanie – odezwał się nagle J.A.R.V.I.S., zatrzymując go w pół kroku. – Pan Stark wzywa pilnie wszystkich Avengers do salonu.
- Przyjąłem, J.A.R.V.I.S. – odparł Steve. – Już idę. – opuścił sektor γ.

Wdowa spojrzała na podłogę za barkiem Tony’ego.
- Co tu się stało? – zapytała, wskazując na potłuczone szkło.
- Upuściłem szklankę. – odparł Tony, który teraz siedział na fotelu. Obok niego, na kanapie, miejsce zajęła Sif.
Wdowa wiedziała, że Stark kłamie, ale zanim zdążyła mu to wytknąć, do salonu weszli Sam i Bruce.
- Co się stało? – zapytał naukowiec.
Sokół, bez słowa go wyminął i usiadł na podłodze w najciemniejszej części salonu.
- Kac-gigant? – rzucił w jego stronę Stark.
- I to jaki – jęknął Sam. – Pierwszy i ostatni raz.
Tony tylko się uśmiechnął. Wstał z fotela i podszedł do Bruce’a.
Zanim zdążył odpowiedzieć na jego pytanie, drzwi windy znów się otworzyły i do środka wszedł Kapitan.
- No to tera jesteśmy wszyscy. – powiedział Tony, wracając do kanapy. – Przedstawiam wam Lady Sif, z Asgardu.
- Tak naprawdę poszukuję Thora – powiedziała kobieta, wstając. – Ale skoro go tu nie ma… - Kapitan i Wdowa popatrzyli wymownie po sobie, ale oboje uznali, że Tony wiedział co robi, okłamując Asgardkę. – Potrzebuję pomocy. Asgard został podbity.

sobota, 2 maja 2015

Rozdział II



Witajcie po tej dłuższej przerwie. Cały zeszły weekend spędziłam w Poznaniu na Pyrkonie, dlatego nie było rozdziału. Świetna impreza, polecam każdemu, kto się interesuje taką tematyką. :) A teraz zapraszam na drugi rozdział.

Tony w ostatniej chwili zrobił unik, przed atakującym go bogiem piorunów. Thor minął go dosłownie o włos.
„Co jest, kurde?” pomyślał Stark. „Co mu odbiło? Dlaczego mnie atakuje?”
W tym momencie poczuł mocne szarpnięcie w bok.
- Co jest?! – krzyknął i zobaczył piorun przeszywający powietrze w miejscu, w którym przed chwilą był. – Dzięki, Sokole. – powiedział, patrząc na mężczyznę, który właśnie uratował mu życie.
Ten tylko się uśmiechnął i zaczął spadać.
„Co znowu?”  przemknął Starkowi przez głowę, gdy zanurkował za przyjacielem.
Udało mu się go złapać tuż nad dachem AvengersTower i spowolnić jego upadek na tyle, że mężczyźnie nic się nie stało, gdy opadł na dach. Iron Man wylądował obok niego.
- Co się stało? – to pytanie skierował bardziej do J.A.R.V.I.S.a, niż Sokoła, który ociężale podniósł się do pozycji siedzącej, ale wydawał się jakiś nieobecny.
W tym momencie drzwi windy otworzyły się i na dach weszli: Czarna Wdowa i Kapitan Ameryka. Steve w jednej chwili znalazł się obok Tony’ego i Sama, chroniąc ich przed kolejnym piorunem. Thor nie dawał za wygraną.
- Czym go tak wkurzyłeś? – zapytał Kapitan, nie odwracając się do Starka, bo cały czas wypatrywał kolejnego ataku.
- Czemu zakładasz, że to moja wina? – odparł tamten.
W tym momencie podeszła do nich Natasha.
- On jest kompletnie pijany. – rzuciła, patrząc na Sokoła.
Zanim zdążyła dodać cokolwiek więcej, Thor wylądował na dachu, kilka metrów od nich. Wdowa pomogła wstać Sokołowi i teraz cała czwórka stała obok siebie, naprzeciwko wściekłego Gromowładnego.
- Stark, zapłacisz mi za to, co zrobiłeś! – zagrzmiał.
- Nie twoja wina? – zapytał Steve na tyle cicho, że Thor nie mógł go usłyszeć.
- A co zrobiłem? – Tony, całkowicie ignorując Kapitana, zwrócił się do Gromowładnego.
I to był błąd. Thor rzucił w niego Mjolnirem. Stark nie zdążył się odsunąć, czy chociażby zasłonić. Młot trafił go prosto w reaktor łukowy. Siła uderzenia odrzuciła go kilka metrów w tył. Tera cieszył się, że zamontował barierki na brzegu tarasu, bo zatrzymał się na jednej z nich unikając nieprzyjemnego upadku.
Thor przywołał młot i ruszył stronę Starka, który właśnie się podnosił, ale drogę zastąpił mu Kapitan.
- Nie wiem co się stało, ale nie chcemy z tobą walczyć. – powiedział, Gromowładny zatrzymał się na chwilę i spojrzał na niego. – Jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli nam wyjaśnisz…
Ale Thor już go nie słuchał, ominął go i ruszył w stronę Tony’ego, który właśnie wstał na nogi.
- Skoro chcesz mnie zabić, to chociaż powiedz mi dlaczego? – odezwał się Iron Man, ale Gromowładny nie zwrócił na to uwagi, tylko ponownie zaatakował.
Tony wzbił się w powietrze.
- Nie chcę z tobą walczyć. – odezwał się.
Gromowładny ruszył za nim w pościg.
- Walcz o swe życie, Stark! – zagrzmiał.
Tony uciekał, unikając co chwilę błyskawic. Nie miał zamiaru odpowiadać na ataki, Thor był częścią jego drużyny i Stark chciał się za wszelką cenę dowiedzieć, dlaczego mu odbiło, a atakowanie go na pewno by w tym nie pomogło. Gromowładny tylko jeszcze bardziej by się rozzłościł.
Iron Man zrobił gwałtowny zwrot. Thor, który leciał szybciej od niego (Tony nie rozwinął maksymalnej prędkości) potrzebował kilku dodatkowych metrów, aby zawrócić. Stark, korzystając z okazji, spróbował ponownie dowiedzieć się, o co ta cała awantura.
- Co ja ci zrobiłem? – zapytał. – Cały czas siedziałem w warsztacie.
- Nie kłam, Stark! – ryknął Gromowładny i wystrzelił w jego stronę piorun.
Tony nie zdążył zrobić uniku, siła uderzenia pchnęła go wprost na jeden z pobliskich budynków. Szyba, w którą trafił, roztrzaskała się na drobne kawałki i posypała w dół na ulicę. Ludzie, którzy byli na dole, rozbiegli się w panice.
„Jak ja kocham, to, że to miasto nigdy nie śpi.” pomyślał ironicznie Tony i postanowił odciągnąć boga piorunów z powrotem nad AvengersTower, gdzie nie będzie stanowił zagrożenia dla cywili.
Wygrzebał się z odłamków szkła i znów wzbił w powietrze.

Kapitan próbował porozmawiać z Thorem, a Wdowa w tym czasie odprowadziła Sama do windy. Wsadziła go do środka, mężczyzna nie był w stanie nawet sam ustać na nogach.
- Mam nadzieję, że jakoś dotrzesz do swojej sypialni. – rzuciła, wciskając odpowiedni guzik.
Drzwi się zamknęły i winda ruszyła, a Wdowa podeszła do Kapitana.
Teraz tylko oni pozostali na dachu.
- Masz pojęcie, o co tu chodzi? – zapytał Steve.
- Takie jak ty. – mruknęła kobieta. – Tony wywalił mnie z łóżka w środku nocy, a teraz gania się z Thorem po Manhattanie.
- Obudził cię? – zdziwił się Kapitan, który miał na sobie spodnie od dresu i T-shirt (gdy Stark ich wezwał, nie miał czasu się przebrać, chwycił więc tylko tarczę i ruszył na dach.), patrząc na Wdowę ubraną w pełen kostium, teraz już bez logo S.H.I.E.L.D., a za to z logo Avengers.
- Szybko się przebieram – rzuciła tylko, wiedząc, że nie może powiedzieć mu prawdy.
A prawda była taka, że tuż po „spotkaniu” dostała wiadomość od Coulsona i musiała się z nim spotkać. Jakieś tam sprawy organizacyjne odnośnie, prawie już wdrożonego, projektu Protect. Wróciła jakieś dziesięć minut przed tym, jak Tony ich wezwał.
Steve chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie nad wieżą znów pojawili się Tony i Thor. Gromowładny trafił Iron Mana młotem. Stark uderzył o powierzchnię dachu z niezłym impetem. Zanim zdążył się podnieść, bóg piorunów znów chciał zaatakować, ale zamiast tego wypuścił z ręki Mjolnir i upadł na dach. Steve odwrócił się do Wdowy, która stała tuż za nim z wyciągniętym pistoletem. Tony podszedł do Gromowładnego.
- Co mu zrobiłaś? – zapytał, wskazując na leżącego bez ruchu Asgardczyka.
- Spokojnie. – powiedziała kobieta, chowając broń. – To tylko Icer. – widząc ich miny, dodała – Pistolet z silną substancją usypiającą.
- Trzeba go stąd zabrać. – powiedział Steve.
Razem z Iron Manem podnieśli nieprzytomnego Thora i zarzucili sobie jego ręce na ramiona.
- Musimy go gdzieś zamknąć. – orzekła Wdowa. – Jak się obudzi, znowu może wpaść w szał.
- W takim razie jedziemy na dół. – powiedział Stark.
Wszyscy wsiedli do windy (nie było w niej Sokoła, więc musiał się jakoś dostać do sypialni). Natasha już otwierała usta, żeby powiedzieć J.A.R.V.I.S.owi, na które piętro chcą jechać, ale ubiegł ją Tony.
- Sektor γ – powiedział.
- Sir, to jest sektor zamknięty. – odparł komputer. – Kapitan Ameryka i Czarna Wdowa nie mają upoważ…
- Nie kłóć się ze mną. – zirytował się mężczyzna. - Sektor γ.
Winda ruszyła, a J.A.R.V.I.S. więcej się nie odezwał.
- Co to jest sektor γ? – zainteresował się Kapitan.
- Zobaczysz – odparł tylko Stark.
Po chwili byli już na miejscu. Drzwi windy otworzyły się i ich oczom ukazał się długi korytarz. Na jego końcu znajdowały się ciężkie, metalowe drzwi. Kapitan i Iron Man wyszli pierwsi, wlokąc nadal nieprzytomnego Thora, zaraz za nimi szła Wdowa.
Stark zatrzymał się przed drzwiami. Rękawica jego zbroi złożyła się odsłaniając dłoń. Przyłożył ją do skanera odcisków palców. Następnie wpisał kod, wtedy jakaś wiązka zeskanowała jego twarz - maska pancerza automatycznie się otworzyła.
- Rozpoznawanie zakończone. – odezwał się J.A.R.V.I.S. – Witam, panie Stark.
Drzwi otworzyły się. Za nimi było duże, prawie puste pomieszczenie. Jedynym co się w nim znajdowało, była cela o przezroczystych ścianach.
„Trochę podobna, do tej w której zamknęliśmy Lokiego” pomyślała Wdowa.
Tony i Kapitan wprowadzili Thora do środka i położyli go na podłodze.
- Kiedy to zbudowałeś? – zapytał Steve, gdy drzwi celi zamknęły się.
- To nie był mój pomysł. – odparł Stark. – Ja tam lubię Hulka.
- Skoro nie twój, to czyj? – zdziwił się Steve.
Szli z powrotem w stronę windy. Gdy Gromowładny się obudzi, J.A.R.V.I.S. ich poinformuje, a to może jeszcze potrwać.
- Bannera. – wtrąciła Wdowa.
Obaj mężczyźni jednocześnie na nią spojrzeli.
- Skąd wiesz? – zapytał Tony.
Właśnie weszli do windy.
- Piętro mieszkalne – rzuciła Natasha do J.A.R.V.I.S.a – Łatwo się było domyślić. – zwróciła się do Starka.
- Taa, Bruce jest najbardziej przewrażliwiony na punkcie utraty kontroli nad Hulkiem – mruknął mężczyzna.
- To ten sam projekt co na Helicarierze? – zainteresował się Kapitan.
- Ulepszony wspólnymi siłami. – uśmiechnął się Tony.
Steve chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie winda się zatrzymała. Natasha i Kapitan pożegnali się i wysiedli.
- Laboratorium. – powiedział Tony.
Zostawił zbroję w pracowni i powlókł się do sypialni. Gdy się położył, dochodziła czwarta nad ranem.

***

- Sir, Thor się obudził. – ze snu wyrwał go elektroniczny głos J.A.R.V.I.S.a.
- Co? Która godzina? – jęknął Tony.
- Czwarta trzydzieści cztery czasu wschodniego. – odparł komputer.
- Nie dadzą pospać. – mruknął Stark, zwlekając się łóżka.
Zważając na to, że Gromowładny o coś go obwiniał, o coś na tyle poważnego, że próbował go zabić, Tony wolał na razie trzymać się od niego z daleka. Po chwili namysłu, zwrócił się do J.A.R.V.I.S.a.
- Obudź Wdowę i Kapitana. – powiedział.
Bruce i Sokół i tak nie wiedzieli co się stało w nocy, więc nie było sensu ich budzić.
Stark szybko założył spodnie i koszulkę. Wyszedł z sypialni i ruszył do salonu, który praktycznie od zawsze (odkąd Avengersi się wprowadzili) służył za centrum operacyjne.
Po chwili do pokoju weszli zaspani: Steve i Natasha.
- O co chodzi? – ziewnęła kobieta.
- Thor się obudził – odparł Tony, wstając z fotela. – Któreś z was musi się dowiedzieć dlaczego w nocy mu odbiło.
Oboje spojrzeli na niego z tym samym pytającym wyrazem twarzy.
- Ja do niego nie pójdę. – zaczął wyjaśniać. – Jakbyście nie zauważyli, próbował mnie zabić, więc raczej mi nic nie powie.
- W sumie masz rację – przyznała Wdowa. – Idziesz ty czy ja? – zwróciła się do Steve’a.
- Może lepiej ja pójdę. – odparł blondyn. – Thor ci nie ufa.
- Jak możesz tak mówić? – zapytała ze sztucznym oburzeniem Natasha i zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył się odezwać, dodała. – Możesz iść. Ja wracam do łóżka. – ruszyła do windy. Gdy do niej weszła rzuciła jeszcze. – Nie waż się więcej mnie budzić.
Drzwi się zamknęły.
Tony usiadł na kanapie i położył nogi na stoliku do kawy.
- Idziesz? – zapytał, patrząc na Steve’a, który nadal stał na środku salonu.
- Tak, tak. – odparł tamten i wyszedł z pokoju.
Stark włączył telewizor.
- J.A.R.V.I.S., pokaż obraz z kamery w sektorze γ – powiedział.