środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Życzę wam wszystkim wesołych i rodzinnych Świąt. Żeby Mikołaj przyniósł wam wszystko czego sobie zażyczyliście. Żeby nadchodzący rok był  lepszy od poprzedniego. Oraz żeby Avengers Age of Ultron okazał się najlepszym filmem jaki kiedykolwiek widzieliście :D :D
Anka

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział X



Hej. Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania :D


Avengersi patrzyli na nią z niedowierzaniem. Wszyscy oprócz Wdowy. Kobieta już dawno poznała się na Anne. Dotąd nie miała pewności, a raczej dowodów, na to, że tamta pracuje dla A.I.M., ale przeczucia się potwierdziły.
- Nie wiedziałam, że A.I.M. jest organizacją terrorystyczną. - usprawiedliwiła się Anne. - Na początku… - dodała cicho.
- Dlaczego? - odezwał się Kapitan, w jego głosie nie było żadnych emocji.
- Jestem chora na pląsawicę Huntingtona - mimo, że nie lubiła o tym mówić, Anne zdecydowała się niczego przed nimi nie ukrywać. - Dlatego studiowałam genetykę. Ale po studiach nigdzie nie mogłam znaleźć pracy…
- O czym ty mówisz? - zniecierpliwiła się Natasha.
- Jakiś czas później ktoś do mnie przyszedł - Anne puściła jej słowa mimo uszu. - i zaproponował finansowanie badań. Najpierw nie mogłam w to uwierzyć. Ale rzeczywiście dostałam własne laboratorium, asystenta i praktycznie nieograniczone środki. Jedynym warunkiem jaki postawili było przeprowadzanie dla niech pewnych badań. Co jakiś czas przynosili próbki, a ja dokonywałam analizy. Nic wielkiego, w porównaniu z tym, że mogłam pracować nad lekarstwem. Wtedy ignorowałam przesłanki o tym, że organizacja, dla której pracuję jest organizacją terrorystyczną. - urwała na chwilę.
Avengersi słuchali w milczeniu, nadal; nadal nie wiedzieli co się dzieje w wieży, a to na pewno była jej sprawka. Jane nie zwracała na nich uwagi, stała z boku i kołysząc Katrinę cicho jej śpiewała. Dziewczynka niespokojnie się wierciła, chcąc aby mama postawiła ją na ziemi, ta jednak nadal ją trzymała.
- Półtora tygodnia temu, gdy weszłam do laboratorium, na jednym ze stołów była paczka, zawinięta w szary papier i zaadresowana do mnie. Brakowało adresu nadawcy i znaczka. Najpierw się wystraszyłam, wiedziałam dla kogo pracuję. Paczka cały dzień stała tam gdzie ją zastałam, a ja omijałam ją szerokim łukiem. Wieczorem, kiedy miałam już wychodzić, coś mnie tknęło. Podeszłam do przesyłki i ją otworzyłam. W środku był PenDrive i telefon. Wyjęłam oba urządzenia. Gdy włączyłam komórkę, usłyszałam „ Masz jedną nieodebraną wiadomość” Kliknęłam. Okazało się, że to nagranie głosowe. „Pani zadaniem jest podłączenie tego PenDrive’a do komputera głównego AvengersTower w centrum Nowego Jorku. Na wykonanie zadania ma pani dwa tygodnie. Lepiej nas nie zawiedź.” W tym momencie telefon zabrzęczał i wyłączył się. Nie wiem jak długo stałam nad tą paczką. Najpierw pojawiło się pytanie „Dlaczego?”, ale nigdy nie wiedziałam dlaczego oni coś robią, więc pytanie zmieniło się na „Jak?”. Jak mam się dostać do być może najlepiej strzeżonego budynku w Stanach? A musiałam to zrobić, wolałam nie myśleć co się stanie, jeśli „zawiodę”. Z tymi myślami zebrałam rzeczy i wróciłam do domu. Resztę historii już znacie.
- Czyli wszystko, co nam mówiłaś to były kłamstwa? - odezwał się Kapitan, wszyscy patrzyli ze złością na Anne.
- W większości. - przyznała.
- Gdybyś nie była siostrą Starka…- zaczęła Wdowa.
- Co?! Co powiedziałaś?! - Anne przerwała jej w pół zdania.
- Myślałam, że o tym wiesz. - powiedziała.
- Pewnie to sprawiło, że A.I.M. wybrało właśnie ciebie do tej misji. - dodał Steve.
- Nie wiedziałam. - szepnęła.
Wyglądała na kompletnie zbitą z tropu. Usiadła na najbliższym krześle.
- A gdzie on teraz jest? - zapytała po chwili.
- W szpitalu. - odezwał się Sokół.
- Jak to?! - kobieta była coraz bardziej blada.
Tak naprawdę nie chciała nikogo skrzywdzić, ale strach o własne życie przyćmiewał zdrowy rozsądek.
„Czy to naprawdę jest mój brat? Czy to możliwe? To był błąd. Praca dla A.I.M., mimo wszystkich korzyści, była błędem.
- Jego zbroja zwariowała wczoraj podczas misji. - powiedział Banner. - Wiesz coś o tym?
- MODOK - odparła kobieta.
- Kto? - wszyscy na nią spojrzeli.
Jane w końcu dała za wygraną i postawiła Katrinę na ziemi. Dziewczynka od razu poczłapała do Bruce’a. Mężczyzna wziął ją na ręce. Pozostali nie zwrócili na to uwagi, nadal patrząc na Anne. Kobieta wstała.
- Jest dowódcą A.I.M. - odparła. - Właściwie nie jestem pewna czy jest człowiekiem. Wygląda dość groteskowo, ale najważniejsze jest to, że ma moce technopatyczne. - widząc ich miny, dodała - Kontroluje technologię.
Banner oddał Katrinę Thorowi i podszedł do komputera głównego. Okazało się, że może przeglądać pliki, ale nie jest w stanie wydać urządzeniu żadnego polecenia. Zaczął przeszukiwać dane. Reszta Avengersów czekała na kolejne wyjaśnienia.
- Czyli wczoraj byłaś tu żeby podłączyć tego PenDrive’a - bardziej stwierdziła, niż zapytała Wdowa.
- Tak - Anne kiwnęła głową. - Dostałam wiadomość, że mam jak najszybciej zakończyć misję i opuścić wieżę w ciągu 24 godzin od jej wykonania. Domyśliłam się, że musi to oznaczać zniszczenie wieży, albo coś w tym stylu, ale było za późno żeby się wycofać… - zamilkła.
- Nie dobrze. - usłyszeli zdenerwowany głos Bruce’a.
Na ekranie komputera pojawił się zegar odliczający czas. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Co jest? - zapytał Sokół.
- Reaktor zasilający wieżę zaczął się przeładowywać. - odparł Banner. - za pół godziny wybuchnie, wywołując falę, która zaleje pół Manhattanu.
Nikt się nie odzywał, nikt nie pytał jak Bruce zdobył te informacje, skoro komputery nie odpowiadały na polecenia. Wszyscy wpatrywali się w Bannera, mając nadzieję, że coś wymyśli.
- Możemy odciąć MODOKa od wieży - oznajmił po chwili doktor. - Musielibyśmy zniszczyć komputer główny, ale tylko dzięki niemu można zdalnie wyłączyć reaktor.
- Przecież system i tak nie działa. - zauważyła Wdowa.
- Masz rację. - Bruce się zamyślił. - Jest inny sposób. - powiedział po chwili. - Jeśli usuniemy rdzeń z reaktora, ten przestanie się ładować. Ale ta opcja niesie ze sobą pewne ryzyko. Reaktor gromadzi energię. Przy wyjmowaniu rdzenia może dojść do wyładowania, które zabije osobę próbującą to zrobić. A jeżeli usuniemy rdzeń zbyt późno do wybuchu i tak dojdzie.
- A mamy jakieś inne wyjście? - zapytał Kapitan.
- Chyba nie - Banner pokręcił głową.
- Gdy zniszczymy komputer główny, MODOK nie będzie mógł kontrolować wieży… - odezwał się Sokół.
- Tak, ale blokada pozostanie. - dodał Bruce.
- Blokada to nie problem. - wtrącił się Steve. - Potem dostaniemy się na dach i weźmiemy jednego z jetów…
Zegar odliczający czas do wybuchu wskazał 20 minut.
- Dobrze - przerwał mu Sokół. - Nie ma czasu. Zabierajmy się do roboty.
- Mógłbym odłączyć komputer - odezwał się Banner - ale on ma bezprzewodowe łącza i za długo by to trwało. Thor - zwrócił się do Gromowładnego, który stał bardziej z tyłu, koło Jane znów nucącej coś do Katriny. - musisz zniszczyć jednostkę główną. - bóg piorunów podszedł do Bruce’a.
- Co mam zrobić? - zapytał.
- Uderz tu - Banner wskazał miejsce, w którym znajdowały się najważniejsze podzespoły - najmocniej jak potrafisz. To skutecznie wyłączy komputer.
Gromowładny skinął głową i wezwał Mjolnir, który leżał do tej pory na jednym ze stołów laboratoryjnych. Wszyscy się cofnęli. Thor uniósł młot. Jedno uderzenie wystarczyło. Urządzenie zaczęło dymić.
- Załatwione - odezwał się Bruce.
- Wiesz jak usunąć rdzeń z reaktora? - zwrócił się do niego Kapitan.
Naukowiec skinął głową.
- W takim razie, razem z Wdową, zajmiecie się reaktorem. - zarządził. - Thor, Sokół i ja pójdziemy po skrzydła i tarczę, a potem do was dołączymy.
- Ok. - Banner i Natasha ruszyli w stronę wyjścia.
Kobieta zatrzymała się w drzwiach i odwróciła się gwałtownie, jakby nagle coś sobie przypomniała.
- A co z nią? - wskazała na Anne. - Przecież nie może tu zostać z Jane i Katriną.
- Weźmiemy ją ze sobą. - powiedział zniecierpliwiony Bruce, który stał obok Wdowy. - Nie mamy czasu. Zostało - spojrzał na zegarek na nadgarstku. - 15 minut.
Natasha skinęła na Anne.
- No chodź.
Wdowa przepuściła Carter w drzwiach. Gdy ta ją mijała, kobieta szepnęła jej do ucha.
- Tylko nie próbuj żadnych sztuczek.
Po chwili cała trójka zniknęła z laboratorium.
- My też chodźmy - odezwał się Sokół.
- Nie ma czasu do stracenia. - zgodził się z nim Kapitan.
Mężczyźni ruszyli w stronę drzwi. Thor podszedł do Jane.
- Nie martw się. - powiedział. - Tu będziecie bezpieczne, a my niedługo wrócimy.
Avengersi opuścili pomieszczenie. Zeszli piętro niżej. Niedługo zajęło im odzyskanie sprzętu.
- No - odezwał się Sokół, rozkładając skrzydła. - Tak lepiej.
- Ruszajmy - zarządził Kapitan, który miał już na sobie swój kostium.
Wyszli na dach. Gdy spojrzeli na miasto, ich plany natychmiast się zmieniły.
Słońce już dawno zaszło, ale Nowy Jork nigdy nie był pogrążony w mroku. Nigdy do tej pory. Zwykle błyszczące tysiącami barw neonów miasto, było teraz całkowicie ciemne. 

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział IX



Hej. W zeszłym tygodniu nic nie napisałam, bo byłam na Comics Wars. Oto moje nabytki :)


A teraz zapraszam was na kolejny rozdział. Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że wam się spodoba. :)
                              
- Co się dzieje?! - zawołał ze zdziwieniem Thor, gdy w oknach salonu pojawiły się stalowe osłony.
Jane - która siedziała razem z Thorem na kanapie-; Kapitan i Sokół - którzy z nimi rozmawiali -; i Banner - który siedział na fotelu z Katriną na kolanach - w jednej chwili zwrócili wzrok na okna. Bruce pierwszy zrozumiał co się dzieje.
- Włączył się system awaryjny - powiedział. - Zostaliśmy odcięci… - zaczął głęboko oddychać, nienawidził zamknięcia.
- J.A.R.V.I.S. wyłącz to! - krzyknął Kapitan, ale komputer milczał.
Wszyscy patrzyli na Bannera, który próbował się uspokoić. W tym momencie Katrina się roześmiała i zaczęła gaworzyć. Bruce spojrzał na nią i się uśmiechnął.
Pozostali podeszli do komputera, stojącego kilka metrów dalej. Sokół zaczął przeszukiwać pliki. Banner wziął dziewczynkę na ręce i dołączył do reszty.
- Wiesz już, dlaczego uruchomiły się zabezpieczenia - zwrócił się do Sama.
Jane zabrała od niego Katrinę.
- Nie. - odparł Sokół - Nie jestem w stanie nic zrobić. J.A.R.V.I.S. nie odpowiada, a system wieży kompletnie zwariował. - zamilkł na chwilę. - O cholera!
W tym momencie ze ścian wysunęły się działa.
- Mają czujniki ruchu - powiedział Sam.
Wszystko zaczęło się dziać jednocześnie. Katrina zaczęła się wyrywać z ramion Jane do Bruce’a. Działa zaczęły się poruszać. Banner odwrócił się od pozostałych. Sekundę później stał przed nimi Hulk, osłaniając ich (głównie Katrinę) przed gradem ładunków repulsorowych. Thor przywołał Mjolnir, który do tej pory leżał za kanapą. Nie mógł sprowadzić piorunów, ponieważ stalowe zasłony w oknach skutecznie je blokowały. Gromowładny rzucił młotem, udało mu się zniszczyć dwa działa.
„Stark naprawdę przesadza z tymi zabezpieczeniami” przemknęło przez myśl Kapitanowi. Nie mógł nic zrobić, bo jego tarcza została w sypialni.
Sokół też był bezradny, skrzydła leżały w szafie u niego w pokoju.
Thorowi udało się zniszczyć ostatnie działo. Wszyscy odetchnęli.
- Lepiej się stąd wynośmy - odezwał się Kapitan. - zanim aktywują się jeszcze jakieś zabezpieczenia.

- O czym ty mówisz?! - zapytała ze złością Wdowa.
- Zatrzymałaś mnie - odparła na wpół histerycznie, na wpół ze śmiechem Anne - Już po nas. Wszystkich.
Natasha do niej podeszła. Złapała kobietę za ramiona i potrząsnęła.
- Coś ty zrobiła? - warknęła.
- Oni mi kazali. - wymamrotała.
- Jacy oni?! - ale Anne zdawała się być w szoku, tylko coś mamrotała.
Wdowa wymierzyła jej policzek.
- Otrząśnij się! - krzyknęła.
Kobieta jakby doszła do siebie. Zamrugała szybko kilka razy. Patrzyła już bardziej przytomnie.
- J.A.R.V.I.S… - zaczęła Natasha, ale w tym momencie usłyszała jakiś zgrzyt.
Odwróciła się. Zza lustra nad komodą wysunął się laser. Wdowa pociągnęła Anne z fotela na ziemię. W ostatniej chwili, w oparciu ziała teraz ogromna dziura. Kobiety przywarły do podłogi.
- Nie ruszaj się - szepnęła Natasha.
Przy łóżku stał stolik. Wdowa ostrożnie pod niego sięgnęła. Zerwała paski utrzymujące tam broń. Szybko się odwróciła, unikając lasera. Wycelowała i wystrzeliła. Trafiła wprost w działo, które wybuchło, zasypując pokój odłamkami. Natasha odetchnęła. Wyjęła komunikator.
- Kapitanie… - cisza. - Sokół…- znów nic. - Czy ktokolwiek mnie słyszy?! - ale po drugiej stronie nadal panowała cisza. - No świetnie, nie ma łączności. - mruknęła, chowając urządzenie. - Musimy się stąd wydostać, zanim uruchomią się kolejne pułapki. - zwróciła się do Anne.
Wdowa podeszła do komody i zaczęła ją przesuwać. Schyliła się i zdjęła kratkę zabezpieczającą kanał wentylacyjny.
- Szybko! - ponagliła Anne.
Gdy kobieta zniknęła w otworze, Natasha ruszyła za nią. Zdążyła w ostatniej chwili, bo w tym momencie w pokoju uaktywniły się kolejne zabezpieczenia.
To nie był zwykły kanał wentylacyjny, tylko wyjście awaryjne. Pomysł Wdowy, oczywiście wykonany przez Tony’ego. Kobieta doszła do wniosku, że on i tak by się dowiedział, gdyby próbowała zrobić to sama. Starkowi pomysł się spodobał i teraz wszystkie sypialnie miały dodatkowe, całkowicie pozbawione technologii wyjścia.
Kobiety wydostały się na korytarz.
W tym momencie rozległ się huk i w jednej ze ścian, najprawdopodobniej należącej do salonu, powstała dziura. Wdowa w ostatniej chwili uskoczyła przed młotem lecącym w jej stronę. Po chwili w otworze mignęło coś zielonego, a potem przez ścianę przeleciał Hulk. Za nim z pokoju wyszli: Jane z Katriną na rękach, Sokół, Kapitan i Thor.
- Wdowo, co się tutaj dzieje? - zapytał Steve. - Kto włączył zabezpieczenia?
- Ją zapytaj. - wskazała na Anne. - Tylko nie tu. Musimy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce.
Jak na zawołanie w końcu korytarza pojawił się robot obronny, wyglądał jak jedna ze zbroi. Thor ruszył do ataku. Jeden rzut młotem i głowa robota potoczyła się po podłodze.
Katrina, która do tej pory wtulała się w Jane, uniosła główkę i się roześmiała na ten widok.
Thor przywołał powrotem Mjolnir. Ale to nie był jeszcze koniec. W korytarzu zaczęły pojawiać się kolejne roboty. Nikt nie wiedział skąd się brały. W końcu korytarz, tak jak każde inne pomieszczenie, był odcięty od pozostałych. Gromowładny, Kapitan i Sokół ruszyli do ataku. Jane trzymająca Katrinę na rękach i Anne cofnęły się pod ścianę.
- Czy chociaż jeden pokój nas nie zaatakuje? - mruknęła Wdowa unosząc bron, którą nadal trzymała w ręce.
- Laboratorium Tony’ego. - usłyszała za sobą cichy głos.
Odwróciła się. To Bruce, siedział oparty o ścianę. Zaczął się podnosić.
- Tam są schody ewakuacyjne. - wskazał w stronę, z której nadchodziły roboty.
- Świetnie - mruknęła Natasha, ruszając we wskazanym kierunku.
Thor, Steve i Sam robili wszystko, aby nie przepuścić robotów dalej. Wdowa dołączyła do nich.
- Tu są schody. - krzyknęła, unikając ciosu jednego z robotów, na szczęście maszyny nie były wyposażone w repulsory ani w broń palną. - Musimy się dostać do laboratorium Starka.
Wszyscy skinęli głowami. Nikt nie pytał dlaczego właśnie tam, nie było na to czasu.
Roboty nacierały z coraz większą siłą. Wdowie skończyła się amunicja. Avengersi zostali zmuszeni do cofnięcia się o kilka kroków. Niewiele brakowało, aby maszyny przedarły się w głąb korytarza, ale w tym momencie roboty jak na komendę odwróciły się i ruszyły w stronę schodów, a następnie zeszły na dół.
Avengers przez chwilę stali całkowicie zbici z tropu.
- Szybko, na górę. - pierwsza odezwała się Natasha. - Zanim znów nas coś zaatakuje.
Pierwsi ruszyli Thor i Steve, za nimi Anne, Jane z Katriną i Bruce, Wdowa i Sam zabezpieczali tyły.
Wkrótce dotarli do drzwi laboratorium. Banner zbliżył się do elektronicznego zamka. Wstukał jakiś kod, podszedł do skanera siatkówki.
- Bruce Banner - odezwała się w końcu.
- Witam, doktorze - Avengersi ze zdziwieniem rozpoznali głos J.A.R.V.I.S.a - Zapraszam do środka.
Drzwi się otworzyły. Gdy wszyscy weszli do środka, z cichym mechanicznym pomrukiem, wróciły na miejsce.
- Jak ty to zrobiłeś? - Sokół zwrócił się do Bruce’a.
- To piętro: laboratorium i sypialnia Tony’ego, są podłączone do osobnego systemu komputerowego. Wirus, czy cokolwiek to jest, zaatakowało główny komputer, który w prawdzie jest w tym pomieszczeniu, ale niczego nie kontroluje. Jednostka do której podłączone jest laboratorium znajduje się w pokoju obok. Na razie jesteśmy tu bezpieczni.
- Na razie? - zapytała podejrzliwie Wdowa.
- Wszystko zaczęło się pewnie od tego komputera. - wskazał na duże urządzenie na końcu sali. - Ktoś lub coś pokonało zabezpieczenia i przejęło kontrolę. Póki nie przebije się przez osłony komputera prywatnego, laboratorium jest bezpieczne. Ale naprawdę nie mam pojęcia jak długo to potrwa. Myślałem, że zapory Starka są nie do obejścia.
W tym momencie Wdowa chwyciła Anne za ramię i pociągnęła bardziej na środek.
- Ona nam wszystko wyjaśni. - powiedziała.
Oczy wszystkich zwróciły się na Anne. Kobieta chwilę stała w milczeniu, kilka razy otworzyła usta, ale je zamknęła.
- Pracuję dla A.I.M. - wyrzuciła w końcu z siebie.

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział VIII



Hej wszystkim. Na początek małe pytanko do was: wybiera się ktoś może na Comics War do Poznania 6 grudnia? Ja jadę, ale na razie nie mam z kim, bo koleżance nie pasuje. Piszcie w komentarzach lub na maila: anniewamp@gmail.com. A teraz wróćmy do rozdziału. Sorki, że ukazuje się dopiero teraz, ale w zeszły weekend miałam połowinki. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania :D

Pepper drzemała w fotelu przy łóżku Tony’ego w szpitalnej sali. Zaczynało świtać.
W nocy okazało się, że Tony nie potrzebuje operacji. Miał połamane żebra, liczne rany i jakieś uszkodzenia narządów wewnętrznych, ale Pepper nie pamiętała, co dokładnie mówił doktor. Stark nadal się nie obudził, lekarze nie wiedzieli dlaczego.
Gdy skończyli badania, przewieźli go tu. Kapitan chciał zostać z Pepper w szpitalu, ale lekarz wyraźnie zaznaczył, że tylko ona, ewentualnie, może pozostać przy pacjencie, ale nikt więcej. Tak więc Steve musiał wrócić do wieży, chciał aby kobieta pojechała z nim, ale ona kategorycznie odmówiła. Wyszła z nim na korytarz. Wtedy do szpitala weszło dwóch policjantów. Usłyszeli jak pytają pielęgniarkę o lekarza Anthony’ego Starka. Gdy ta im wskazała drogę, ruszyli prosto do gabinetu.
- Co się dzieje? - zapytała zaniepokojona Pepper.
- Wejdźmy tu - Steve otworzył drzwi sali Tony’ego.
- No więc, co tu się dzieje? - powtórzyła Pepper, gdy byli już w środku.
- To, bardziej skomplikowane… - urwał, widząc wyraz twarzy kobiety. - Chodzi o misję na Times Square, ale…
W tym momencie drzwi sali otworzyły się. Do środka weszli policjanci.
Wysoki blondyn podszedł do Pepper. Drugi, niższy, ciemnoskóry mężczyzna zwrócił się do Kapitana.
- Czy moglibyśmy wyjść na korytarz? - zapytał.
Steve skinął głową i obaj mężczyźni opuścili pokój.
- Może pani usiądzie? - odezwał się blondyn. - Mam do pani kilka pytań.
Pepper zajęła fotel stojący w pobliżu łóżka Tony’ego, policjant usiadł na drugim fotelu, naprzeciw niej, i wyjął notatnik oraz ołówek.
- O co chodzi? - zapytała chłodno kobieta.
- Jakie są pani relacje z panem Starkiem? - blondyn przewracał kolejne kartki notatnika.
- To mój narzeczony. - Pepper nieco minęła się z prawdą, bo Tony jeszcze jej się nie oświadczył.
Policjant szybko coś zanotował i znów spojrzał na rudowłosą.
- Czy wie pani, co wydarzyło się na Times Square?
- Nie, nie było mnie tam. - odparła kobieta. - Nie widziałam nawet relacji w telewizji.
Znów słychać było szuranie ołówka po papierze.
- Dlaczego… - zaczął znów policjant.
- Proszę dać nam spokój. - przerwała mu Pepper - Nie widzi pan, że on jest w ciężkim stanie? - ujęła nieprzytomnego Tony’ego za rękę.
- Ale ja muszę ustalić fakty. - odezwał się funkcjonariusz.
- Ale co ja mogę panu powiedzieć? - kobieta miała już dość, była zmęczona tym wszystkim, bała się o Tony’ego, a teraz jeszcze ten policjant.- Przecież mnie tam nie było. - powtórzyła, była bliska płaczu. Czego oni od niej chcieli?
- Dobrze, dobrze. Niech pani nie płacze. - powiedział mężczyzna. - Dziękuję za poświęcony czas - dodał i wyszedł z sali.
Pepper nadal trzymała Tony’ego za rękę. Z korytarza dobiegały ją strzępki rozmowy. Kapitan mówi coś o zbroi, która zwariowała i o tym, że „to nie jego wina”. Reszta słów rozmyła się w niezrozumiały bełkot. Kobieta usłyszała jakiś ruch pod drzwiami. Zrozumiała że to policjanci pilnują wejścia.
„Co tam się wydarzyło?” z tym pytaniem krążącym po głowie, Pepper zasnęła.

Gdy Avengersi wrócili do wieży, było już po północy. Wdowa nie miała ochoty o tej porze użerać się z Anne, więc postanowiła rozmówić się z nią następnego dnia rano. Kapitan wrócił jeszcze później. Był wykończony, a jeszcze to przesłuchanie… Steve wszedł do swojej sypialni, runął na łóżko.
W wieży zapanowała całkowita cisza.

- Przybyli goście - odezwał się nagle J.A.R.V.I.S.
Sokół spadł z łóżka.
- Nie strasz mnie. - rzucił do komputera, ciężko podnosząc się z podłogi.
- Czekają w salonie. - odezwał się znów J.A.R.V.I.S.
- Ale kto? - zapytał Sam, jednak komputer milczał.
Mężczyzna ubrał się i ruszył do salonu. Gdy tylko wyszedł na korytarz, drzwi sypialni pozostałych Avengersów także się otworzyły.
- Czy ktoś wie, kto przyjechał? - zapytał Kapitan.
- J.A.R.V.I.S. nie raczył nic powiedzieć. - mruknęła z niezadowoleniem Wdowa.
- Idziemy do tego salonu, czy będziemy tak stać i się zastanawiać? - odezwał się Banner.
Po chwili byli pod drzwiami. Weszli do środka. Wszyscy stanęli jak wryci. Na kanapie siedzieli Thor i jakaś kobieta, zapewne Jane. Avengersi widzieli ją po raz pierwszy. Ale największym zaskoczeniem, był fakt, że Gromowładny trzymał na kolanach, może dziesięciomiesięczne, dziecko.
Sokół wyminął pozostałych.
- Cześć Thor, Jane. - uśmiechnął się. - A jak ma na imię wasz córeczka?
Thor wstał, wziął dziecko na ręce.
- Witajcie przyjaciele! - zawołał. - Poznajcie Jane - kobieta wstała. - A to jest Katrina.
Wszyscy zaczęli się witać.
- Thor dlaczego nie powiedziałeś nam, że zostałeś ojcem? - odezwał się Kapitan.
- Nie powiedziałeś im? - zdziwiła się Jane.
- Jakoś tak wyszło. - Gromowładny się uśmiechnął.
Katrina zaczęła wiercić się w jego ramionach. Thor postawił ją na ziemi. Dziewczynka, lekko się chwiejąc, ruszyła w stronę Avengersów. Zatrzymała się przed Brucem i wyciągnęła do niego rączki. Mężczyzna schylił się, aby ją podnieść. Katrina zaczęła się śmiać.
- Polubiła cię. - odezwała się Jane.
Banner uśmiechnął się do dziecka. Wszyscy zaczęli się śmiać.
Bruce zabrał Katrinę i usiadł na fotelu. Thor i Jane wrócili na kanapę, a Sokół stanął za nimi. Kapitan zajął drugi fotel, a Wdowa, jak zwykle gdy Stark jej nie widział, wybrała bar.
- Opowiadajcie, co tam u was? - zapytał Steve.
Jane już chciała coś powiedzieć, ale uprzedził ją Thor.
- Chwileczkę - powiedział. - A gdzie jest Stark?
W pomieszczeniu zaległa cisza. Tylko Banner nie zwracał uwagi na przebieg rozmowy, bo był zajęty strojeniem min do Katriny.
- To długa historia. - odezwała się w końcu Wdowa.
- Nam się nigdzie nie śpieszy - powiedziała Jane.
- Dobrze. A więc jakiś tydzień temu… - zaczął Kapitan.
Powiedział o przybyciu Anne. O ataku na wieżę. O tym, że Anne jest siostrą Starka, ale o tym nie wie. Powiedział o wczorajszym ataku A.I.M. na Times Square i tym co się stało później. Thor i Jane słuchali w milczeniu, coraz szerzej otwierając oczy.
- Tony jest w śpiączce. - zakończył Steve. - A Pepper została z nim w szpitalu.
- To okropne. - odezwała się po chwili Jane. - Czy możemy coś zrobić?
- Chyba nie - odparł Kapitan. - Wczoraj wieczorem do szpitala przyszli policjanci. Najpierw przesłuchali Pepper i mnie, a potem stanęli przed drzwiami sali, w której leży Tony. Nie wie…
- Jak tak można! - uniósł się Thor, przerywając Steve’owi. - Nie wiedzą, że on jest bohaterem?!
Kapitan już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale ubiegł go Jane, przyzwyczajona do tłumaczenia Gromowładnemu „dziwnego ziemskiego prawa”.
- Wiedzą - powiedziała. - ale to ich praca. Gdy Iron Man zaatakował ludzi, złamał prawo i oni muszą się dowiedzieć, o co naprawdę tam chodziło.
- Trzeba czekać - odezwał się Sokół. - Myślę, że niedługo wszystko się wyjaśni.

***

 Wdowa rzuciła jakąś wymówkę i opuściła salon, ścigana rozbawionymi głosami przyjaciół zajętych zabawą z Katriną. Szła korytarzem piętra sypialnego.
Natasha od wczoraj nie widziała Anne, a zbliżał się wieczór. Ciekawe, co robiła? Czy znowu myszkowała po laboratorium?
W tym momencie o mało nie wpadła na poszukiwaną kobietę, która musiała akurat wyjść ze swojego pokoju. Wdowa gwałtownie się zatrzymała, Anne także.
- Właśnie cię szukałam - powiedziała Natasha. - Mamy do pogadania. - złapała kobietę za ramię i wciągnęła do swojej sypialni.
Pchnęła ją na fotel, a sama przysiadła na komodzie obok.
- Co robiłaś wczoraj w laboratorium Starka? - zapytała ostro Wdowa.
- Już ci mówiłam! - Anne była zła, miała dość zachowania Natashy. - Czy ty dasz mi w końcu spokój?! Zaufaj mi, choć odrobinę.
- To daj mi powody do zaufania. - odparła Wdowa, głosem całkowicie spokojnym, bez żadnych emocji. - Przybywasz tu, nie wiadomo skąd, ściągasz nam na głowę A.I.M., myszkujesz w laboratorium…Chcesz zaufania, to na nie zasłuż.
W tym momencie usłyszały metaliczny zgrzyt. W pokoju zaległa ciemność. Okna i drzwi zostały zablokowane.
- Na to już za późno. - szepnęła Anne.


niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział VII



Hej. Oto kolejny rozdział. Dedykuję go Clintashy, z prośbą żeby mnie nie zabiła za zakończenie :D Życzę miłego czytania. ;)

Tony uchylił powieki. Światło było zbyt jaskrawe, więc szybko je zamknął. Nie wiedział gdzie jest. Nie pamiętał co się stało. Nie mógł się skupić, głowa potwornie go bolała, jakby mózg miał mu za chwilę eksplodować…
Eksplozja - o to chodziło.
W tym momencie wróciły do niego obrazy z przed chwilą przerwanego snu. Jeszcze nigdy nie miał tak realistycznego i jednocześnie tak nieprawdopodobnego snu. Był w Nowym Jorku, z grupą ludzi w dziwacznych kostiumach. On sam miał na sobie coś w rodzaju elektronicznej zbroi. Walczyli z kimś. Ostatnim, co pamiętał był wybuch. Wtedy się obudził. Teraz sen zaczął się rozmywać.
Tony znów otworzył oczy. Światło jakby trochę przygasło. Podniósł się i od razu tego pożałował. Głowę przeszył mu piorun bólu. Zaczął rozcierać skronie.
- Już nie śpisz? - usłyszał kobiecy głos po swojej prawej stronie.
Wszystko się uspokoiło. Głowa przestała go boleć i wreszcie otrząsnął się z tego dziwnego stanu tuż po przebudzeniu.
Był w swojej sypialni, w willi w Californii. Obok niego leżała jego żona, a dzieci pewnie jeszcze spały w swoich pokojach.
- A która jest godzina? - zwrócił się do Susan.
- Dochodzi szósta - odparła, unosząc się, aby go pocałować. - Śpij jeszcze.
Przekręciła się na drugi bok i zamknęła oczy. Tony także znów się położył, ale nie mógł zasnąć. Wstał cicho z łóżka i ubrał się. Opuścił pokój. Zszedł na dół, do salonu. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Właśnie leciały wiadomości.
- Dziś w Nowym Jorku doszło do zamachu…- zaczął mówić speaker, ale Stark nie chciał od samego rana słuchać o tym, że kolejna z jego fabryk została wysadzona, lub coś w tym stylu, więc przełączył.
Cały świat był pogrążony w konfliktach. A wszystko miało swój początek blisko 80 lat temu. Podczas II wojny światowej powstały dwie organizacje: T.A.R.C.Z.A. i Hydra. Obie próbowały zwerbować Howarda, jednak on pozostawał neutralny. Wojna się skończyła, a obie agencje zniknęły. Nikt o nich nie słyszał przez kolejne kilkanaście lat. Gdy znów się pojawiły odbiło się to głośnym echem na całym świecie. Zaczęły wybuchać konflikty, zarówno międzynarodowe jak i wewnętrzne. Organizacje walczyły ze sobą bardziej lub mniej otwarcie. Były pośrednio odpowiedzialne za każdy z trwających na świecie sporów. Najgorzej działo się w Stanach. To tu odbywały się główne działania Hydry i T.A.R.C.Z.A. Do otwartych walk dochodziło bardzo rzadko, ale zamachy itp. były na porządku dziennym.
Tony nie specjalnie się tym interesował, aż do swoich 21 urodzin, kiedy przejął firmę. Ojciec powiedział mu wtedy o tym, że obydwu agencją bardzo zależy na broni i że będą próbowali go przeciągnąć na swoją stronę. Miał rację. Odkąd Tony objął władzę raz w miesiącu pojawiali się u niego agenci Hydry, a po dwóch tygodniach - T.A.R.C.Z.Y. Omawiał zarówno jednym jak i drugim. Hydra zaczęła mu grozić. Zawsze po ich wizycie, w którejś z fabryk Starka dochodziło do wybuchu lub w „niewyjaśnionych” okolicznościach ginął transport części. Choć straty były duże, Tony pozostawał nieugięty.
Ostatnio nieustannie był zdenerwowany. Jakieś dwa tygodnie temu przybyli do niego, jak zwykle, dwaj agenci Hydry. Wszystko przebiegało „normalnie”, jeśli w ogóle taka sytuacja mogła być normalna. Weszli do gabinetu Starka.
Tony pomyślał, że znów zaproponują mu współpracę, gdy odmówi wyjdą, a za kilka dni straci jakiś transport. Lecz gdy tym razem powiedział „nie”, usłyszał „Stark, zastanów się jeszcze nad tym, zanim znów przyjdziemy. Masz taką uroczą rodzinę, szkoda by było, gdyby im się coś stało.” Wyszli. Tony zamarł przy biurku. Co miał zrobić?
Od tego czasu zaczął się zastanawiać nad propozycją T.A.R.C.Z.A. Z tego co wiedział, z różnych źródeł, ta organizacja próbowała chronić ludzi przed atakami Hydry. Nie była bynajmniej „bez skazy”, jednak jeśli Tony musiał wybierać, a w takiej sytuacji nie miał wyboru, wolał już współpracować z T.A.R.C.Z.A. Nie mógł pozwolić, aby coś stało się jego rodzinie.
Z zamyślenia wyrwał go telefon. Tony odruchowo wyciszył telewizor. Wyjął komórkę z kieszeni i odebrał.
- Słucham - powiedział lekko poirytowany.
- Panie Stark, za godzinę ma pan posiedzenie rady zarządu. - usłyszał kobiecy głos, to była jego asystentka. - Czy mam zapowiedzieć pańskie spóźnienie?
- Jak ty mnie dobrze znasz, Natalie - uśmiechnął się Tony. - Będę za dwie godziny.
- Dobrze. - odparła kobieta.
Stark się rozłączył. Spojrzał na zegar. Dochodziła ósma.
Wstał z kanapy i ruszył do sypialni. Susan właśnie się czesała przed lustrem. Podszedł do niej od tyłu i ją objął. Opuściła rękę ze szczotką.
- Muszę jechać - szepnął jej do ucha.
- Skoro musisz - westchnęła. - Wolałabym żebyś został. - odwróciła się i go pocałowała.
Tony się uśmiechnął. Wyminął ją i sięgnął po jeden z wielu swoich garniturów.

Spotkanie ciągnęło się w nieskończoność. Gdy wreszcie dobiegło końca, Tony myślał, że minęły trzy godziny. Jednak, gdy wszedł do swojego gabinetu, zegar wskazywał dopiero jedenastą.
Chwilę później rozległo się pukanie.
- Proszę! - zawołał Stark.
W drzwiach stanęła Natalie Rushman.
- Ktoś do pana. - powiedziała.
- Kto? - zapytał Tony.
- Oni - odparła tylko kobieta.
Stark doskonale wiedział jacy „oni”.
- Wpuść ich. - zadecydował.
Po chwili do gabinetu wszedł wysoki, ciemnoskóry mężczyzna. Miał na sobie długi czarny płaszcz i… przepaskę na oku.
- A gdzie tamta dwójka? - odezwał się Stark.
- Agentka May i agent Coulson czekają na zewnątrz. - odparł przybysz, siadając na krześle naprzeciw Tony’ego. - Nazywam się Nicholas J. Fury, jestem dyrektorem T.A.R.C.Z.A.
- A co się stało, że sam „wielki” dyrektor mnie odwiedził? - powiedział z sarkazmem Tony.
- Wiemy, że Hydra grozi pańskiej rodzinie… - odparł Fury.
W tym momencie ironiczny uśmieszek, który zawsze pojawiał się na ustach Starka podczas takich wizyt, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał ostro.
- Mam swoje źródła. - odparł spokojnie dyrektor agencji.
- Podsłuchujecie mnie! - Stark stracił nad sobą panowanie.
Zerwał się zza biurka i uderzył pięścią w blat.
Miał dość. Odwrócił się od swojego „gościa” i spojrzał przez okno. Nad miastem nadal zalegały resztki porannej mgły. Tony miał wielką ochotę wezwać ochronę i wyrzucić stąd tego jednookiego faceta, ale nie mógł. Był przyparty do muru. To była prawdopodobnie jedyna szansa, aby ocalić rodzinę. W tym momencie odezwał się Fury.
- Możemy zapewnić im ochronę.
Stark nadal milczał, patrząc na miasto.
- Jeśli dołączysz… - kontynuował dyrektor T.A.R.C.Z.A
- Jeśli dołączysz, jeśli dołączysz - przerwał mu Stark, nie odwracając się. - Dlaczego uwzięliście się akurat na mnie i na moją firmę? Mało jest producentów broni na świecie?
- Zdziwiłbyś się - odparł Fury. - Jesteś ostatnim, który nie opowiedział się po żadnej stronie. Większość „wybrała” Hydrę.
W pomieszczeniu zaległa cisza, ale w głowie Tony’ego huczało. Myśli przelatywały przez nią z szybkością błyskawicy. Myślał, że rozsadzą mu czaszkę.
- Więc ja dostarczam wam broń, a wy chronicie moją rodzinę przed Hydrą… - powiedział cicho, nadal nie odrywając oczu od okna.
- Tak. - odparł dyrektor.
Stark się odwrócił i powoli podszedł do biurka.
- W takim razie… zgoda. - wypluł ostatnie słowo, jakby było najohydniejszą substancją, jaką kiedykolwiek miał w ustach.
Fury wyciągnął do niego dłoń. Tony uścisnął ją z niechęcią.
- Do zobaczenia - pożegnał się dyrektor T.A.R.C.Z.A i wyszedł.
„Byle niezbyt szybkiego” pomyślał Stark.
Opadł na fotel. Miał wrażenie, że zaprzedał duszę, ale czego się nie robi dla rodziny? Przynajmniej teraz byli bezpieczni.
Nie wiedział jak długo tak siedział. Jednak gdy dotarł do domu, dochodziła trzecia.
- Cześć, skarbie. - Susan czekała na niego w drzwiach. Była projektantką mody, więc głównie pracowała w domu.
- Spotkanie się przełożyło? - zapytała.
- Tak. - skłamał bez zająknięcia Tony. - Gdzie dzieci?
- Tam gdzie zwykle. - Susan się uśmiechnęła.
Stark pocałował ją i ruszył na dół.
Były tam tylko trzy pomieszczenia: jego laboratorium, pracownie Susan oraz bawialnia. Właśnie tam poszedł.
Matt, jego czteroletni syn, grał na konsoli, a Avri, jego sześcioletnia córka, siedziała w kącie bawialni z książką na kolanach. Gdy tylko Tony wszedł do pokoju, odłożyła „Podstawy Fizyki” i podbiegła do niego.

- Cześć, tatusiu! - zawołała i przytuliła się do niego.
Mężczyzna wziął ją na ręce.
- Co tam, kochanie? - zapytał.
Dziewczynka zrobiła poważną minę. To zawsze go rozbawiało.
- Tatusiu, mam do ciebie pytanie - powiedziała.
- Słucham uważnie. - odparł Tony, z trudem powstrzymując śmiech. Już on znał te pytania Avri.
- Co to jest ruch wahadłowy? - zapytała dziewczynka.
Mężczyzna się uśmiechnął. Już otwierał usta, żeby jej odpowiedzieć, gdy zadzwonił jego telefon. Odstawił dziewczynkę na ziemię i odebrał. Chwilę słuchał w milczeniu.
- Jeszcze dzisiaj? - zapytał.
- Koniecznie. - odparła Natalie. - Jutro wszystko musi być gotowe.
- A nie wystarczy mój podpis? - odezwał się znów Stark. - Muszę przyjeżdżać?
- Tak, gdyby było inaczej, to bym pana nie niepokoiła.
- Dobrze. - powiedział Tony. - Będę o szóstej. A i jeszcze jedno Natalie…
- Słucham.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Tak, a o co chodzi? - kobieta zdawała się zbita z tropu.
- Masz zmieniony głos…
- Nic mi nie jest - odparła szybko Natalie.
- Nieważne. - Stark pokręcił głową. - Do zobaczenia - rozłączył się.
Avri stała obok niego i czekała.
- Posłuchaj, kochanie. - ukucnął, aby być na wysokości dziewczynki. - Muszę niedługo jechać znowu do pracy, więc zrobimy tak: gdy wrócę to ci wszystko wytłumaczę, dobrze?
- Dobrze. - odparła. - Tylko wracaj szybko.
Pocałowała go w policzek i pobiegła po swoją książkę.
Tony wstał. Podszedł do Matta.
- A ty nie przywitasz się z tatą? - zapytał, stając za chłopcem.
- Cześć, tato - odpowiedział tamten, nawet się nie odwracając.
Tony tylko pokręcił głową i wyszedł z pokoju.

Zbliżała się szósta, kiedy Stark wszedł do swojego gabinetu. Miał tam na niego czekać przedstawiciel firmy budowlanej. Mieli omówić ostatnie szczegóły dotyczące budowy nowej fabryki. Ale gabinet był pusty.
„Co jest, do cholery” pomyślał Tony. „Gdzie on jest?”
Właśnie miał wezwać Natalie, aby ją o to zapytać, gdy usłyszał brzęk tłuczonego szkła. Odwrócił się w tamtą stronę. Wśród odłamków tego, co jeszcze przed chwilą było oknem, stał jakiś mężczyzna. Miał blond włosy. Ubrany był w ciemny kostium ze znakiem Hydry na piersi. Mierzył do Starka z… łuku.
Wszystko zaczęło dziać się błyskawicznie. Do pokoju wpadła Natalie. W ostatniej chwili odepchnęła Tony’ego na bok. Strzała przeszyła jej serce.
- Barton - zdążyła powiedzieć, przesączając to jedno słowo całą swoją nienawiścią do oprawcy, nim upadła na podłogę.
- Szkoda, Romanoff. - odezwał się agent Hydry, wyjmując kolejną strzałę. Tony, który upał na ziemię, gdy Natalie go odepchnęła, właśnie się podniósł. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, czy chociażby pomyśleć, Barton wypuścił strzałę.
Starka ogarnęła nieprzenikniona ciemność.

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział VI



Hej. Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale w zeszły weekend nie był jeszcze gotowy. Pojawi się tu coś dla wszystkich, którzy chcieli dowiedzieć się więcej o projekcie Protect. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Dobra kończę już wstęp i życzę miłego czytania :D

Phil siedział w swoim gabinecie. Właśnie dostał odpowiedź od Wdowy. Nie mogła przylecieć, a w sali treningowej czekało na nią dziesięciu kadetów. Coulson podniósł słuchawkę telefonu.
- May - powiedział. - poprowadzisz dzisiejszy trening.
- Tak jest, dyrektorze. - odparła kobieta.
Coulson się rozłączył.
Miał nie wielu agentów, ale tak było lepiej, przynajmniej na razie. Teraz potrzebował tylko zaufanych ludzi, takich, którzy go nie zawiodą. Nawet, jeżeli Hydra została pokonana, a co do tego nie miał całkowitej pewności, piętno ciążące na T.A.R.C.Z.A. pozostawało. Wszyscy kojarzyli agencję z organizacją terrorystyczną, która przeniknęła jej szeregi. Dlatego Coulson postanowił wszystko zacząć od początku, z zupełnie innej strony. Przez ostatni rok zajmował się głównie projektem Protect. Udało mu się odszukać i zwerbować, już około stu niezwykłych ludzi. Ich moce często były równie potężnie jak i niszczycielskie. Jednak po licznych treningach, zaczęli lepiej nad nimi panować. Teraz, według Coulson, byli już prawie gotowi do walki. Niedługo projekt miał ujrzeć światło dzienne. Na razie obejmował tylko Stany Zjednoczone, ale w przyszłości… no cóż, może się rozrośnie. Plan zakładał założenie placówek w dwudziestu największych miastach kraju (oprócz Nowego Jorku, który miał już swoich obrońców). W każdej bazie zamieszkałaby jedna drużyna Herosów, mieliby oni za zadanie ochraniać dany okręg. W razie większego zagrożenia, pojedyncze oddziały łączyłyby się w większe grupy.
Już wkrótce wszystko powinno być gotowe, a wtedy Phil wprowadzi projekt w życie. Jakiś czas temu przyszła do niego Czarna Wdowa. Najwyraźniej domyśliła się, jakie ma plany, ponieważ wyraziła pewne obawy odnośnie projektu. Zastanawiała się czy ludzie zaakceptują tak dużą ilość superbohaterów, czy nie zaczną obawiać się ludzi z mocami. On zbył ją, ale jej słowa zmusiły go do ponownego przemyślenia całej kwestii. Choć nachodziły go wątpliwości, nie miał zamiaru rezygnować z tego, co już osiągnęli.
Oprócz projektu Protect, agencja zajmowała się także odzyskiwaniem wszystkich pozostawionych przez Hydrę 0.84. Coulson nie chciał, aby te niebezpieczne przedmioty wpadły w niepowołanie ręce. Wszystkie odnalezione obiekty zostawały przewiezione do dobrze strzeżonego bunkra w Górach Skalistych. To było najbezpieczniejsze miejsce do ich przechowywania. Choć odnaleźli ich już ponad czterdzieści, według wykazu, który Phil znalazł w tajnych archiwach Fury’ego, nie była to nawet ćwierć wszystkich, wszystkich agent nie miał pewności czy lista jest kompletna.
W tym samym czasie dwa piętra niżej w sali narad, która była teraz pusta, ponieważ wszyscy agenci ruszyli w teren, na ekranie jednego z komputerów wyświetlił się komunikat o zagrożeniu w Nowym Jorku.

***

Natasha wylądowała na lądowisku dla helikopterów przy Mount Sinai Hospital.
- Wdowo, ty z Brucem polecisz do wieży i powiesz o wszystkim Pepper. - Kapitan zwrócił się do kobiety. - Sokół i ja zabierzemy Tony’ego do szpitala.
Gdy pozostali wysiedli, Natasha i Banner wystartowali. Już po chwili byli w wieży. Szli korytarzem najwyższego piętra, na którym znajdowała się sypialnia Tony’ego i Pepper. Właśnie przechodzili obok laboratorium, kiedy Wdowa nagle się zatrzymała.
- Powiedz jej sam. - odezwała się kobieta. - Muszę coś sprawdzić.
I zanim Bruce zdążył cokolwiek odpowiedzieć, skręciła w korytarz prowadzący do pracowni. Gdy tylko przed nimi stanęła, otworzył się. Zdziwiło ją to, bo co, jak co, ale prywatne laboratorium Starka powinno być dobrze zabezpieczone. Weszła do środka. Światła zapaliły się automatycznie, oślepiając ją na krótką chwilę. Gdy odzyskała wzrok, rozejrzała się po pomieszczeniu. Miało większość ścian ze szkła, właśnie dlatego tu przyszła. Gdy przechodzili koło pracowni, zauważyła w środku jakiś błysk światła, jakby ktoś w pośpiechu wyłączał holoekran głównego komputera. W pomieszczeniu jednak nikogo nie było, a wszystkie sprzęty wydawały się być na swoich miejscach, choć Natasha nie mogła mieć pewności, bo nigdy wcześniej tu nie była. Nagle usłyszała jakiś szelest dochodzący zza jednego ze stołów roboczych prze komputerze. Podeszła tam.
- Co ty tu robisz? - rzuciła ostro do osoby ukrytej za biurkiem.
Anne wstając uderzyła głową o blat.
- Auu - syknęła. - Nie twoja sprawa - odparła, rozcierając dłonią obolałą potylicę.
- Co tu robisz? - powtórzyła z naciskiem Wdowa.
- Ja… - zaczęła Anne, ukradkiem chowając coś do tylnej kieszeni spodni. - Potrzebowałam pewnego odczynnika.
- I szukałaś go w ciemnościach? - Natasha uniosła z niedowierzaniem brwi.
- Gdy go znalazła to mi upadł… - Anne mówiła zbyt szybko. - Potoczył się gdzieś i nie mogłam go znaleźć. A że ten odczynnik jest fluorescencyjny…
- Wystarczy. - przerwała jej Wdowa. - Nie wiem czy ty jesteś naiwna, czy po prostu uważasz mnie ze idiotkę, myśląc, że uwierzę w te kłamstwa. - kobieta nie krzyczała, jej głos był spokojny i dobitny.
- Ale ja.. - odezwała się Anne, ale znów nie miała szansy dokończyć.
- Kłamiesz i ja dobrze o tym wiem - weszła jej w słowo Wdowa.
W tym momencie zadzwonił jej komunikator. Spojrzała na ekran.
- Jeszcze do tego wrócimy. - powiedziała, przenosząc wzrok znów na Anne.
Sekundę ją lustrowała, po czym odwróciła się i wyszła z laboratorium.

Bruce zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do sypialni Tony’ego i Pepper. Czuł się nieswojo, bo, choć bywał dosyć często na tym piętrze, tego pokoju jeszcze nigdy nie widział.
Zapukał.
- Proszę. - usłyszał kobiecy głos.
- Drzwi się otworzyły i zobaczył wnętrze sypialni.
Pokój był naprawdę duży. Utrzymany w jasnych barwach. Jedna ze ścian była całkowicie oszklona, widok jaki się za nią roztaczał był niesamowity. Można było objąć wzrokiem całą wschodnią część miasta. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdował się duży, także szklany regał wypełniony książkami, płytami i różnymi, bliżej niezidentyfikowanymi, przedmiotami przypominającymi części robotów. W centrum tego zbiorowiska stała przejrzysta gablota, w której znajdował się pierwszy reaktor łukowy Tony’ego. Po prawej były kolejne drzwi, najprawdopodobniej prowadzące do łazienki. Naprzeciwko okna stało duże podwójne łóżko, na którego skraju siedziała Pepper. Kobieta miała na sobie czarny, satynowy szlafroczek. Przechyliła lekko głowę i wycierała swoje długie, rude włosy.
Bruce wszedł do środka. Pepper spojrzała na niego. Widząc wyraz twarzy mężczyzny, zastygła w bezruchu.
- Co się stało? - zapytała, odkładając ręcznik na łóżko.
- Tony miał… - Banner zawahał się, szukając odpowiedniego słowa. - wypadek. - może to nie była do końca prawda, ale po co martwić ją jeszcze bardziej? - Jest w szpitalu.
Kobieta była blada. Już ona wiedziała co to za „wypadek”. Słyszała alarm, oznaczający misję...
- Jest bardzo źle? - zapytała przyciszonym głosem.
Z przedłużającego się milczenia swojego rozmówcy, wywnioskowała, że tak. Wstała z łóżka.
- Daj mi pięć minut. - powiedziała.
Banner wyszedł na korytarz. Stanął pod ścianą naprzeciwko drzwi sypialni. Zamyślił się. Po chwili czyjś dotyk przywrócił go do rzeczywistości. To Wdowa klepnęła go w ramię.
- Gdzie byłaś? - zapytał, patrząc na kobietę.
- Musimy się pośpieszyć. - powiedziała Natasha, jakby go w ogóle nie usłyszała. - Bo będzie za późno.
W tym momencie drzwi sypialni otworzyły się.
- Ruszajmy - powiedziała Pepper.

Sokół i Kapitan wynieśli z jeta nieprzytomnego Tony’ego. Na parkingu prawie natychmiast pojawili się sanitariusze. Jeden z nich zaczął wypytywać Steve’a i Sama. Pozostali położyli Starka na noszach i usztywnili mu szyję. Ktoś sprawdził mu puls.
- Zatrzymanie akcji serca. - powiedział młody sanitariusz. - Brak oddechu. Szybciej!
Po chwili byli już w jednej z sal szpitalnych. Lekarz rozpoczął masaż serca. Sanitariusz zaintubował Tony’ego.
- Przygotujcie defibrylator! - krzyknął.
Jedna z pielęgniarek podłączyła EKG, w powietrzu rozniósł się przeciągły pisk.
Sokół i Kapitan byli na korytarzu, widzieli wszystko przez okno. Gdy pielęgniarka ich zauważyła, szybko zasłoniła żaluzje. Teraz mogli się zorientować w sytuacji tylko na podstawie dźwięków wydawanych przez EKG. Było źle.
Sokół wysłał wiadomość do Wdowy.
Tym czasem w środku trwała walka o życie Tony’ego.
Sanitariusz wziął elektrody defibrylatora. Lekarz prowadzący masaż serca szybko odsunął się na bok.
- Ładuję do 200 - powiedział mężczyzna. - Uwaga! - wyładowanie.
Kilka nieregularnych piknięć i znów długi przeszywający dźwięk.
- Jeden miligram adrenaliny! - krzyknął lekarz.
Pielęgniarka szybko podała lek.
- ładuję do 300! - odezwał się znów sanitariusz. - Uwaga!
Tym razem EKG zaczęło wydawać z siebie regularne piknięcia.
- Wrócił rytm zatokowy. - powiedział lekarz z ulgą. - Trzeba przeprowadzić pełną diagnostykę.
Lekarz wyszedł na korytarz.
- Jestem doktor John Adams. - zwróciła się do mężczyzna czekających na jakieś wiadomości.
- Co z nim? - zapytał Steve.
- Pan Stark jest na razie stabilny. - odparł lekarz. - Chciałbym zadać panom kilka pytań. Może usiądziemy?
Mężczyźni zajęli miejsca.
- Co tam się stało?- zapytał Adams.
- Wszystko już opowiedziałem jednemu z sanitariuszy. - odparł Kapitan.
- Nie - lekarz jakby się zawahał. - Chciałbym wiedzieć dlaczego zaatakował tych ludzi.
Sam i Steve popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
- Skąd pan o tym wie? - odezwał się Sokół.
- Widziałem w telewizji. - odparł tamten - Więc dla…
- Nie wiemy - przerwał mu Sam.
- Ale chyba pan nie sądzi… - Kapitan nie dokończył, ponieważ w tej chwili na korytarzu pojawili się Bruce, Natasha i Pepper. Gdy ta ostatnia zobaczyła lekarza, szybko do niego podbiegła.
- Co z nim? - zapytała. - Gdzie on jest?
W tym momencie drzwi sali otworzyły się. Ze środka wyjechało łóżko otoczone przez grupę ludzi.
- Przewozimy go na badania. - jeden z sanitariuszy zwrócił się do lekarza.
Pepper spojrzała w tamtą stronę. Tony był zaintubowany i podłączony do wielu urządzeń. Był posiniaczony, miał podarte ubranie, a na skórze pozostały ślady zaschniętej krwi, oraz wbite odłamki szkła i metalu.
Pepper zasłoniła twarz dłońmi i szybko się odwróciła. Za nią stał Kapitan. Kobieta wtuliła się w niego, a on objął ją ramieniem. Zaczęła łkać.
- On z tego wyjdzie. - powiedział przyciszonym głosem. „Przynajmniej mam taką nadzieję” dodał w myślach.
- Po przeprowadzeniu wstępnej diagnostyki - lekarz zwrócił się do Pepper. - będę mógł pani powiedzieć coś więcej. Ale to może potrwać. Jeśli chce pani zaczekać, tu za rogiem jest bufet.
Kobieta zwróciła na niego zapłakaną twarz.
- Dziękuję, panie doktorze. - szepnęła.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i ruszył w sobie tylko znanym kierunku.
Pepper już się trochę uspokoiła i odsunęła się lekko od Kapitana. Pozostali Avengersi stali głębiej w korytarzu. Steve spojrzał na kobietę.
- Może wrócisz do domu? - zapytał. - Zostanę tu i będę cię informował.
- Nie. - odparła zdecydowanie Pepper. - Poczekam.
Kapitan odwrócił się do pozostałych.
- Wy wracajcie do wieży. - powiedział.
- A ty? - odezwał się Sokół.
- Zostanę z Pepper. - oznajmił Steve.
Avengersi pożegnali się i ruszyli do wyjścia.

Doktor John Adams wszedł do swojego gabinetu.
Jego myśli zaprzątały rozważania. Iron Man zaatakował bezbronnych ludzi, zaczął niszczyć Times Square, jednak z drugiej strony nie raz ocalił świat. Ale to był jego obowiązek, musiał to zgłosić. W końcu poczucie obowiązku przeważyło i lekarz sięgnął po telefon leżący na biurku. Wybrał numer.
- Tu jednostka główna policji stanowej - usłyszał głos w słuchawce. - W czym mogę pomóc…

niedziela, 26 października 2014

Rozdział V



Hej. Oto następny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Miłego czytania.

- Co robimy? - zapytał Sokół.
- Ja chyba wrócę do laboratorium. - odparła Anne i wyszła z pokoju.
Sam zdjął skrzydła i położył je na fotelu. Dlaczego to on musiał dostać najnudniejsze zadanie?
Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Nie oglądał nic konkretnego. Czekał, aż coś się zdarzy: może go wezwą, a może ktoś jednak zaatakuje wieżę?
Nagle coś go tknęło.
- J.A.R.V.I.S. rzuć na ekran obraz z laboratorium nr 20.
- Tak jest, proszę pana. - odparł komputer i już po chwili w telewizorze pojawiło się odpowiednie nagranie.
- Co jest? - zdziwił się Sokół.
Pomieszczenie było puste. Ani śladu Anne. Sam postanowił to sprawdzić. Ruszył do windy.
„Może po prostu wyszła do łazienki” pomyślał, gdy winda zaczęła opadać.
Dotarł na miejsce. Chciał wejść do środka, ale…
- Nie prawidłowy skan dłoni. - powiedział J.A.R.V.I.S.. - Brak dostępu.
„Tony i te jego zabezpieczenia” pomyślał Sam.
- J.A.R.V.I.S…. - zaczął, ale przerwał mu dźwięk komunikatora.
Wzywali go. Szybko wrócił do salonu, założył skrzydła i opuścił wieżę.

Kapitan, Wdowa i Bruce byli w jecie, Tony leciał obok nich. Po chwili dotarli na miejsce. Było gorzej niż myśleli.
Na ulicy było mnóstwo ludzi. Wszyscy uciekali i krzyczeli. Wpadali na siebie. A wszystkiemu była winna grupa ludzi w żółtych kombinezonach. Co chwilę strzelali z jakiejś nieznanej broni, to w stronę tłumu, to do budynków. Fragmenty billboardów i odłamki szkła z rozbitych ekranów były wszędzie.
Avengers wylądowali na dachu One Times Square. Wysiedli z jeta.
- Tony, podrzucisz Wdowę i mnie na dół, - zarządził Kapitan. - A ty Bruce… wiesz co masz robić.
Natasha i Steve już po chwili byli na ziemi. Zajęli pozycje miedzy uciekającym tłumem a napastnikami. Chronili ludzi przed atakami. Iron Man pozostał w powietrzu, starał się zepchnąć agentów A.I.M. pod ścianę budynku.
Nagle usłyszeli z góry potężny ryk. Chwilę później na ulicę spadła „zielona gamma bomba”*
Hulk ruszył wprost na wrogich agentów. Część z nich otworzyła ogień, pozostali rozbiegli się w popłochu. Ci strzelający także szybko zauważyli, że to bez sensu i rzucili się do ucieczki zanim Hulk zdążył do nich dotrzeć. Wydawało się, że zwyciężyli. Iron Man wylądował, Hulk stał z tyłu. Po chwili dołączyli do nich Kapitan i Wdowa. Na placu nadal było sporo ludzi, ale teraz spokojnie szli.
- Dobra robota - powiedział Steve. - Wracajmy do…
W tym momencie koło ucha świsnął mu ładunek z repulsora.
- Co ty wyprawiasz, Stark?! - krzyknął ze zdziwieniem Kapitan.
Iron Man nic nie powiedział, tylko wzbił się w powietrze. Wyminął oszołomionych Avengersów i poleciał w stronę grupki rozmawiających ludzi.
Nikt nie wiedział co się dzieje. Dlaczego Iron Manowi odbiło? Ale nie było czasu się nad tym zastanawiać.
Kapitan błyskawicznie znalazł się pomiędzy Iron Manem a cywilami. Przyjął ładunek z repulsora piersiowego na tarczę. Tony nie przerywał ataku, jakby myślał, że może ją przebić.
- Hulk… - Steve, nadal odpierając ataki, spojrzał tam, gdzie przed chwilą stał zielony olbrzym, ale zobaczył Bannera, który był lekko nieobecny, jak zawsze po przemianie. - Wdowo, wezwij Sokoła!
- Już to zrobiłam. - odparła natychmiast rudowłosa, chowając komunikator.
Korzystając z tego, że Iron Man był zajęty walką z Kapitanem, wskoczyła mu na plecy i wycelowała swoje elektrożądła w połączenie hełmu z resztą zbroi. Mimo, że użyła najwyższego napięcia, nic się nie stało.
Iron Man gwałtownie się odwrócił i kobieta z impetem runęła na ziemię. Na chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami.
- Uważaj! - Sokół w ostatniej chwili odciągnął ją na bok.
Tam gdzie była jej głowa, ziała teraz głęboka dziura w asfalcie.
- Dzięki. - odparła Natasha, przyciągając Sama do siebie.
Ładunek minął go o kilka centymetrów.
- Nawzajem - uśmiechnął się. - Co tu się dzieje. Dlaczego…
- Nie wiem. - przerwała mu Wdowa. - Ale trzeba go powstrzymać.
Sokół wzbił się w powietrze, a Wdowa wyjęła pistolety. Oddała kilka strzałów, jednak kule odbijały się od zbroi nie pozostawiając nawet rysy.
Kapitan robił wszystko, aby Iron Man nie mógł zaatakować przechodniów. Część z nich szybko opuściła plac, ale byli też tacy, którzy stali i patrzyli na to co się dzieje.
Sokół zaatakował z góry. Iron Man odwrócił się w jego stronę i błyskawicznie oddał strzał. Sam się uchylił, ale ładunek przeszył skrzydło. Mężczyzna stracił równowagę i uderzył o ścianę pobliskiego budynku. Osunął się na ziemię.
Banner w końcu doszedł do siebie. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo na placu. Coś się poruszyło w cieniu między budynkami. Bruce spojrzał w tamtą stronę…

- Dobra robota - powiedział Kapitan.
Tony poczuł, że coś dziwnego dzieje się z jego zbroją. Najpierw nie mógł się ruszyć, potem jego ręka sama uniosła się w górę.
- Wracajmy do… - Steve urwał nagle, bo koło ucha świsnął mu ładunek z repulsora.
- Co ty wyprawiasz, Stark?! - krzyknął.
- Nie wiem, nie mam kontroli nad zbroją. - odparł Tony, ale go nie usłyszeli.
- Mikrofon też nie działa?! - Stark był zirytowany. - Co jest, do cholery, z tym pancerzem?
W tym momencie wzbił się w powietrz. Zobaczył, że leci w stronę grupki ludzi.
„Nie” przemknęło mu przez głowę.
- J.A.R.V.I.S zresetuj system, teraz! - krzyknął.
- Polecenie odrzucone. - usłyszał komputerowy głos.
- Polecenie głosowe: Anthony Edward Stark kod: 4-6-9, reset pancerza. - spróbował znów Tony.
Za chwilę będzie dość blisko, aby oddać strzał, a nadal nie miał kontroli nad zbroją.
- Brak dostępu - powiedział J.A.R.V.I.S - Przekierowanie mocy do repulsora piersiowego.
Nie mógł w żaden sposób zatrzymać zbroi. Na szczęście w ostatniej chwili pojawił się przed nim Kapitan, jego tarcza bez trudu powstrzymała atak.
- Hulk… - zaczął Steve.
Tony nie mógł się odwrócić, żeby zobaczyć na co patrzy Kapitan. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
- Wdowo, wezwij Sokoła. - odezwał się po chwili Steve.
Kobieta coś odpowiedziała, ale Stark nie dosłyszał co. Postanowił uwolnić się ze zbroi.
- J.A.R.V.I.S… - zaczął, ale w tym momencie poczuł silne uderzenie w plecy. Po chwili zobaczył Wdowę upadającą na asfalt. Od razu domyślił się co próbowała zrobić.
- J.A.R.V.I.S otwórz pancerz - zwrócił się do komputera.
- Poleceni odrzucone. - powtórzył elektroniczny głos.
- Do jasnej cholery, zdejmij ze mnie tę zbroję! - krzyknął Stark
Dostrzegł leżącą na ziemi Wdowę. Kobieta wglądała na oszołomioną. Tony poczuł, że jego ręka się unosi. W tym momencie coś śmignęło i kobieta zniknęła. Ładunek zrobił dziurę w asfalcie.
To Sokół, zdążył w ostatniej chwili. Teraz rozmawiał z Natashą. Zbroja znów strzeliła. Kobieta przyciągnęła Sama do siebie, chroniąc go przed atakiem.
Tarcza Kapitana trafiła Iron Mana prosto w głowę. Zbroja się odwróciła w jego stronę. Steve złapał tarczę. Pancerz zaczął atakować, jednak Kapitan bez trudu odbijał każdy ładunek.
Tony usłyszał głuche uderzenia, trochę przypominające deszcz. Domyślił się, że to Natasha do niego strzela.
„Nie zniszczą jej od zewnątrz” pomyślał Stark.
Wdowa stała przed budynkiem. Pancerz strzelił w jeden z ostatnich całych billboardów na tej ulicy. Reklama zwaliła się z hukiem na ziemię. Kobieta nie zdążyła uskoczyć i gruzy przygniotły jej nogi. Tony zaczął się do niej zbliżać, ale w tym momencie zaatakowali go Sokół i Kapitan. Zbroja wystrzeliła w stronę Sama. Ładunek przebił jego skrzydło. Stark zobaczył tylko, że mężczyzna stracił kontrolę nad lotem, bo pancerz już się obrócił do atakującego od tyłu Steve’a. Jego tarcza odbiła się i upadła kilkanaście metrów dalej. Kolejny ładunek z repulsora trafił Kapitana prosto w brzuch. Mężczyznę odrzuciło w tył. Uderzył plecami o asfalt.
Iron Man ruszył w stronę Wdowy, która nie mogła się wydostać spod resztek billboardu.
„Zabije ją” pomyślał Tony.
Zostało jedno wyjście. Nie chciał tego robić, ale nie miał wyboru. Oby zadziałało. Powinno. Ten system był najlepiej zabezpieczony. Wahanie nie trwało nawet ćwierć sekundy.
- Polecenie nadrzędne. - powiedział Stark. - Kod aktywacyjny: omega 44, dezaktywacja 5-8-23-1944.
- Polecenie zaakceptowane. - usłyszał głos komputera. Autodestrukcja pancerza z 3… 2… 1…

Z cienia coś się wyłoniło. Tylko na chwilę. Banner pomyślał, że mu się wydawało. To była ogromna, kwadratowa… głowa? Nie, pomyślał, niemożliwe. Nie mógł się nad tym zastanowić, bo usłyszał wybuch.

Do Wdowy zbliżał się Iron Man. Kobieta ze wszystkich sił próbowała się uwolnić, jednak to na nic. Zbroja uniosła rękę. Natasha zasłoniła głowę ręką. Usłyszała wybuch i poczuła drobne odłamki raniące jej skórę. Po chwili przestały. Opuściła rękę. Wokół niej leżało mnóstwo złotych i czerwonych kawałków metali. Iron Mana nigdzie nie było. Do kobiety podbiegł Kapitan. Pomógł jej się wydostać. Nie była w stanie sama ustać, musiała się na nim podeprzeć.
- Co się stało? - zapytała.
Wtedy go zobaczyła. Stark leżał wśród odłamków. Wyglądał okropnie. Miał podarte ubranie, był cały poraniony i brudny. Nad nim stał Banner.
- Czy on żyje? -zapytała Natasha.
- Tak - odparł Bruce. - Ale jeśli zaraz nie otrzyma pomocy, będzie źle.




* zaczerpnięte z serialu Avengers - Zjednoczeni