czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział X



Na waszą prośbę rozdział ukazuje się wcześniej :)



Wdowa i Clint dotarli na piętro szpitalne. Była tam tylko jedna pielęgniarka, która właśnie wychodziła. Gdy ich zobaczyła, o mało nie wypuściła z rąk torebki.
- Co się stało? – kobieta patrzyła z przerażeniem na Natashę. – Chodź do gabinetu, spróbuję ci pomóc. – dodała po chwili.
Wdowa weszła do pomieszczenia, Hawkeye był tuż za nią.
- A pan dokąd? – zapytała pielęgniarka, zagradzając mu drogę ręką. – Proszę poczekać na korytarzu.
Zamknęła za sobą drzwi, zostawiając zdezorientowanego Clinta na zewnątrz.
Kobieta podeszła do Natashy, która siedziała na kozetce. Miała nożyczki w ręce. Wycięła fragment kostiumu wokół oparzenia.
- Musi pani to z siebie zdjąć. – oznajmiła wskazując parawan.
Pielęgniarka dokładniej przyjrzała się obrażeniom Wdowy. Najpierw zdezynfekowała, zszyła i opatrzyła ranę na udzie, a potem zajęła się oparzeniem.
- Może pani ruszać tą ręką? – zapytała, gdy rana została oczyszczona.
- Tak – Natasha uniosła ramię i się skrzywiła.
- Ale to panią boli. – stwierdziła pielęgniarka – Póki rana się nie wygoi, ruch będzie sprawiał ból, dlatego radzę noszenie temblaka…
- Nie. – powiedziała Wdowa.
- Ale to…
- Nie. – powtórzyła bardziej stanowczo.
- Tylko oszczekam, że rana będzie się dłużej goiła. – widząc zaciętą minę pacjentki, nie powiedziała nic więcej.
Opatrzyła oparzenie i podała Natashy porannik.
- A to wyrzucam. – oświadczyła wrzucając podarty kostium Wdowy do kosza.

Następnego dnia rano, Hawkeye obudził się dość wcześnie, słońce dopiero wschodziło. Jakiś czas kręcił się po łóżku, bezskutecznie usiłując zasnąć. W końcu zrezygnował, wstał, przebrał się i wyszedł z pokoju.
Postanowił trochę potrenować. Gdy otworzył drzwi od Sali treningowej, o mało co nie dostał tarczą w głowę.
- Wcześnie wstałeś – powitał go Kapitan, łapiąc tarczę, która odbiła się nad drzwiami.
- Nie mogłem spać – oznajmił Clint, zamykając za sobą drzwi. - - Potrenujemy razem?
- Czemu nie?
Gdy skończyli, Hawkeye ledwo trzymał się na nogach.
- Naprawdę… ostro… trenujesz… - wysapał
- Jeszcze jedna rundka? – uśmiechnął się Kapitan.
- Nie, dzięki – Clint szybko ewakuował się na korytarz.
Szedł spokojnie w stronę salonu, gdy nagle przeleciał koło niego Iron Man. Zatrzymał się kilka metrów za nim. Clint odwrócił się.
- Co się stało? – zapytał.
Tony zdjął maskę.
- Kłopoty. Muszę coś sprawdzić, a ty zwołaj resztę do salonu. – zanim Hawkeye zdążył coś odpowiedzieć, Starka już nie było.
Barton wrócił do Sali treningowej.
- Gotowy na drugą rundę? – zapytał Kapitan, gdy tylko tamten przekroczył próg.
- Nie teraz – odpowiedział Hawkeye. – Coś się dzieje. Tony zarządził zebranie w salonie.
Steve podszedł do niego.
- Reszta już wie?
- Tylko ty, ja i Tony. – oznajmił. – Zawiadom Bruce’a, a ja poszukam Wdowy.
- Wdowy?- zdziwił się Kapitan – Przecież ona jest ranna.
- Jeśli jej nie poinformujemy, to my będziemy ranni.
- Rób jak uważasz…

Po kilku minutach wszyscy czekali w salonie na Starka.
- Czy ktoś z was wie o co chodzi? – zapytała Natasha, siadając na fotelu.
- Tony nic mi konkretnego nie powiedział – odparł Hawkeye. – ale miał na sobie zbroję i bardzo się spieszył…
- W takim razie muszą być jakieś kłopoty – wtrącił Kapitan.
Banner stał obok nich, uważnie przysłuchując się tej wymianie zdań. Chciał coś dodać, ale w tej chwili do pokoju wleciał Iron Man.
- Słuchajcie. – powiedział, lodując przed nimi. – Na moście brooklińskim są jakieś rozróby. Musimy to sprawdzić. Za dwie minuty na dachu. – rzucił wylatując przez drzwi na taras.
- Co to było? – zapytała Wdowa.
- Tornado-Stark – uśmiechnął się Hawkeye.
- Nie czas na żarty - Kapitan ruszył w stronę drzwi. – Tony na nas czeka.
Avengersi opuścili salon.

Kilka minut później zbliżali się już do mostu. Ruch był zatrzymany, na środku drogi doszło do potężnego karambolu. Iron Man wylądował, a jet zawisł kilka metrów nad jezdnią.
Avengersi wyszli z maszyny.
Po chwili zobaczyli, co spowodowało to zamieszanie. Drogą szło pięć postaci. Avengersów zamurowało. Na moście znajdowały się ich SOBOWTÓRY.
Tony pierwszy się otrząsną z zaskoczenia. Przeskanował postaci.
- To androidy i… - nie mógł dodać nic więcej, ponieważ dostał ładunkiem z repulsora, odrzuciło go kilka metrów w tył.
Androidy zaatakowały Avengersów. Każdy walczył ze swoją kopią.
Do Starka podeszła zbroja, nie wyglądała już ja Mark 25, to była Mark 43 – najnowszy model. Tony wystrzelił, ale pancerz był szybszy, włączył osłonę i promień odbił się. Zaczęli krążyć, cały czas mając siebie nawzajem na celowniku. Nie zwracali uwagi na to co się dookoła nich dzieje.
- Nie masz szans, Stark – powiedziała zbroja. – Moje androidy bez trudu pokonają twoich przyjaciół. – oddała strzał, Tony włączył osłonę. – Maję te same moce co oni, ale się nie męczą.
- Nie wygrają. – odparł spokojnie Stark. – Może mają te same moce, ale to Avengersi potrafią ich używać.
- Używać? – zapytała - Ludzie są nieracjonalni, kierują się emocjami, dlatego nigdy nie będą umieli dobrze wykorzystać swoich zdolności.
- Racja – strzały padały zarówno z jednej ja i z drugiej strony, wszystkie odbite. – kierujemy się emocjami, ale dzięki temu jesteśmy bohaterami.
- Doprawdy – zadrwiła zbroja. – Ciekawe czy będziesz takim bohaterem, kiedy będzie chodziło o twoją ukochaną.
- To znaczy? – Tony był trochę zaniepokojony, ale nie dał tego po sobie poznać.
Zbroja się zatrzymała i przestała strzelać, on też.
- Podłożyłem dwa ładunki.- zaczął program – Jeden tu, na moście, gdzie są setki ludzi. Drugi w StarkTower, gdzie jest tylko Pepper. Wybuchnie tylko jeden, od ciebie zależy, który.
- Nie możesz…
- Właśnie je uzbroiłem. Reagują na twoją zbroję. Jeśli będziesz stał w miejscu, oba wybuchną za dwie minuty. Jeśli się ruszysz, wybuchnie ten, od którego się oddalisz. Wybieraj Stark. Życie twojej ukochanej czy setek niewinnych? Tylko bez żadnych sztuczek.
Tony stał jak wmurowany. Czy naprawdę będzie musiał podjąć taką decyzję?
- Sir, w wieży wykryto bombę, zostało półtorej minuty do detonacji – odezwał się J.A.R.V.I.S. – Taka sama jest na moście.
„A więc to dzieje się na prawdę…” pomyślał Tony.
- I co, Stark? – zadrwił program – Nie jesteś już takim bohaterem? Emocje… - reszta słów zlała się w niewyraźny bełkot.
- Sir, minuta do wybuchu. – oznajmił komputer.
Tony rozejrzał się. Na moście znajdowały się setki samochodów, ludzi… Kobiety, dzieci… Avengersi nadal zmagali się ze swoimi robotycznymi kopiami. Nikt nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
Stark, oczami wyobraźni przeniósł się do wieży. Zobaczył spokojnie śpiącą Pepper, niepodejrzewającą nawet, że w budynku znajduje się bomba.
- Trzydzieści sekund do detonacji – powiedział J.A.R.V.I.S.

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział IX



Chociaż są Święta, to rozdział też jest. Miłego czytania. :)


- Co? – wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem.
Zachowanie Starka było tak dziwne, że nikt nie zwracał uwagi na Wdowę. Kobieta usiadła na podłodze i oparła się plecami o ścianę.
Tony podszedł do barku, nalał sobie whisky i usiadł na fotelu. Wyglądał na zmęczonego, może nawet chorego.
- Wytłumaczysz nam teraz, o co chodzi? – ponagliła go Wdowa, chciała jak najszybciej wymknąć się z salonu.
- Po twoim wyjściu… – zaczął Stark. – wróciłem do laboratorium. Postanowiłem wszystko jeszcze raz sprawdzić, aby się upewnić, że niczego nie przegapiłem. Zacząłem od przejrzenia części drona. Znalazłem wśród nich przekaźnik, dzięki czemu mogłem ustalić na jakiej częstotliwości odbierał rozkazy. We fragmentach robota z instytutu także taki znalazłem. Odbierały na tych samych falach. Również bomba z twojego laboratorium – spojrzał na zielonego olbrzyma – została uruchomiona dzięki sygnałowi z tej częstotliwości. Za wszystkimi atakami stał jeden sprawca. – podniósł szklankę do ust.
- Ale co to ma wspólnego z tobą? – wtrącił się Hawkeye.
- Słuchaj dalej. – powiedział Tony, wracając do przerwanej opowieści. – Musiałem jeszcze się dowiedzieć skąd ten ktoś wiedział jak odbudować moją zbroję, oraz jak stworzyć reaktor łukowy. Z nagrania z Mark 25 nie mogłem się nic więcej dowiedzieć, ale miałem jeszcze kilka innych, niekompletnych. Udało mi się odnaleźć ślad wirusa, który uszkodził kamery. To był MÓJ stary projekt, którego nigdy nie dokończyłem. Dzięki przekaźnikowi miało być możliwe wgranie wirusa do dowolnej kamery z odległości kilkudziesięciu metrów i uszkodzenie nagrania w taki sposób, że stawałeś się niewidzialny. Jednak porzuciłem ten projekt, bo miał małe zastosowania. Ktoś go jednak wykorzystał. Wtedy coś wpadło mi do głowy. Porównałem cyfrowe modele wszystkich urządzeń, z poszczególnych ataków, z moimi planami. – Stark zamilkł na chwilę - Każde z nich korzystało z bardziej lub mniej zmodyfikowanego mojego projektu. Zapalnik bomby, układy sterujące dronów, roboty z instytutu…
 - To jeszcze nie powód żebyś się obwiniał. – odezwał się Kapitan.
- Moglibyście mnie wysłuchać do końca? – Tony odłożył pustą szklankę na stół – Chciałem się dowiedzieć, kto wykradł moje pomysły. Pomyślałem, że skoro wiem na jakiej częstotliwości ten ktoś nadaje, to jestem w stanie odbierać jego sygnał. Przerobiłem odbiornik i podłączyłem do komputera. Udało się. Na ekranie pojawił się obraz, odbierałem kamerę zbroi, ale nie miałem nad nią kontroli. – spojrzał na Wdowę. – Nie wiem co tam robiłaś, i na razie nie będę pytał, ale nie zdajesz sobie sprawy jak niewiele brakowało. – przyjrzał się uważniej kobiecie. – A może zdajesz… Gdy zobaczyłem, że pancerz cię atakuje, zacząłem go hakować, ale był świetnie zabezpieczony. Przejąłem kontrolę, gdy mierzył w twoją głowę. Dosłownie w ostatnich chwili udało mi się zdalnie przekierować impuls. Gdy tylko uciekłaś, zostałem odcięty od zbroi, a urządzenie zniszczone. - Stark zamilkł na chwilę.
- To, że ktoś ukradł twoją technologię i wykorzystuje ją przeciwko nam, nie znaczy, że ty jesteś za to odpowiedzialny. – odezwał się Bruce.
Tony potarł skronie.
- To moja technologia, wykorzystuje moje technologie przeciwko nam. – widząc ich miny, zaczął wyjaśniać. – Kilka miesięcy temu rozpocząłem pracę nad systemem wczesnego ostrzegania. Z grubsza polegało to na tym, ze siedem satelitów miało obserwować kontynenty i przesyłać dane o jakimkolwiek zagrożeniu dla Ziemi. Później ten system miał obejmować też najbliższą przestrzeń kosmiczną, ale nie o to teraz chodzi. Żeby cały system działał, potrzebowałem sztucznej inteligencji, drugiego J.A.R.V.I.S.a, która analizowałaby wszystkie dane i w razie czego uruchamiała alarm.
- Sir, sam bym sobie poradził z obsługą tego projektu – odezwał się komputer.
- Tak, tak. – Stark machnął ręką. - Stworzyłem odpowiedni program. Wkrótce okazało się jednak, że ma on pewien defekt. Szybko uznał ludzkość za największe zagrożenie dla Ziemi. Dlatego go usunąłem, a cały projekt odłożyłem na później. Wydaje się, że tworzenie idzie mi lepiej niż niszczenie. Byłem pewny, że ten program już nie istnieje, jednak dzisiaj, chwilę po tym jak zostałem odłączony od zbroi, coś dziwnego stało się z moim komputerem.
„- Witaj, Stark – głos dobywał się z komputera. – Nie udał ci się mnie usunąć. – Tony z niedowierzaniem patrzyła na ekran. – Tak, to ja. – komputer zdawał się z niego drwić. – Udało mi się przetrwać, a teraz dokończę swoją misję. Jednak ty mógłbyś chcieć mi przeszkodzić, dlatego zniszczę ciebie, twoich przyjaciół i twoje miasto, zanim rozpocznę realizację wyższego planu.
- Nie pozwolę ci na to. – Stark stał wyprostowany, a jego głos był bardzo stanowczy.
- Jak chcesz mi przeszkodzić? Wiem wszystko to, co ty wiesz. Znam wszystkie twoje projekty i pomysły jakie kiedykolwiek wprowadziłeś do systemu J.A.R.V.I.S.a. Wiem o tobie więcej niż ty sam. To koniec, Stark, pogódź się z tym.
Zanim Tony zdążył coś jeszcze powiedzieć, komputer się wyłączył”
I nadal uważacie, że to nie moja wina? – zapytał.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy stali przy drzwiach na taras. Tony do nich podszedł. Wdowa leżała na podłodze, była nie przytomna.
- Odsuńcie się. – powiedział Stark.
Wszyscy cofnęli się o kilka kroków, a on przyklęknął przy kobiecie.
- Natasha? Wracaj do nas. – delikatnie potrząsnął ją za ramiona.
Otworzyła oczy, usiadła i popatrzyła na wszystkich.
- Nic mi nie jest. – powiedziała po chwili.
Tony uważnie jej się przyjrzał. Na lewym ramieniu miała rozległe poparzenie, kostium przywarł do skóry, a prawa nogawka była cała we krwi. Stark odsłonił ranę na udzie.
- Musisz koniecznie udać się na piętro szpitalne, ktoś jeszcze tam powinien być. – powiedział – Ta rana nadaje się do szycia, a oparzenie wygląda bardzo poważnie. No i jeszcze to omdlenie…
- Dobrze – przerwała mu Wdowa, zaczęła się podnosić.
- Co ty wyprawiasz? – zdziwił się Tony.
- Idę do szpitala. – stała oparta plecami o ścianę.
- Sama tam nie dojdziesz, może…
- Nie. Dam sobie radę. – powiedziała twardo kobieta.
- Ledwo stoisz na nogach. – zauważył Kapitan.
- Pomogę ci. – zaoferował Hawkeye.
- Nie potrzebuję pomocy.
Natasha ruszyła w stronę drzwi, ale się zachwiała. Gdyby Clint jej nie złapał, na pewno by upadła.
- Nie potrzebujesz pomocy? – zapytał Stark.
Wdowa posłała mu mordercze spojrzenie i wyszła z salonu wsparta na ramieniu Bartona.

- Dlaczego odszedłeś z T.A.R.C.Z.A.? – zapytała, chwilę później na korytarzu, Wdowa, zdejmując rękę z ramienia Clinta.
Ten popatrzył na nią ze zdziwieniem
- Przecież… - zaczął.
- Nie jest ze mną aż tak źle. – powiedziała. – Chciałam cię wyciągnąć z salonu, więc… udawałam.
- Po co? – mężczyzna stanął na środku korytarza.
- Wiedziałam, że zaoferujesz mi pomoc… - kobieta przystanęła koło niego - i będziemy mogli spokojnie porozmawiać, a wycieczka na piętro szpitalne i tak mi się przyda. – znów ruszyła, lekko utykając. – Dlaczego odszedłeś?
Clint nadal milczał. Dotarli do windy. Weszli do środka, gdy tylko drzwi się zamknęły i ruszyli, Wdowa zablokowała windę. Następnie zasłoniła kamerę. Usiadła na podłodze.
 - Mów – odezwała się.
Barton usiadł koło niej.
- Może najpierw ty mi powiesz gdzie byłaś? – zapytał. – Dlaczego tak wyglądasz? I o co chodziło Starkowi?
- Miałam misję. – odpowiedziała krótko.
Clint zrozumiał. Ściśle tajne. Nie wiedział dlaczego Natashy tak zależy, żeby się dowiedzieć dlaczego odszedł, ale postanowił jej to wyjaśnić.
- Gdy usłyszałam, że zostałaś zaatakowana – zaczął – i że Iron Man i Hulk ci pomogli, to pomyślałem, że reaktywujecie drużynę. Wymknąłem się z Siedziby Głównej i poszedłem do StarkTower. Gdy wróciłem, Fury wezwał mnie „na dywanik”. Zaczął gadać, że olewam misje, i że włóczę się nie wiadomo gdzie. To mu powiedziałem gdzie byłem, i że chcę znów być w Avengers. A on na to, że T.A.R.C.Z.A. nie zezwoliła na reaktywację drużyny, i że nie pozwoli mi na lekceważenie misji, więc rzuciłem mu odznakę na stół i wyszedłem. Tak w skrócie.
- Tak po prostu? – zapytała ze zdziwieniem Wdowa. – A gdyby drużyna jednak nie została reaktywowana? Co wtedy? Co byś zrobił?
- Zostałbym wolnym strzelcem. – uśmiechną się. – A tak szczerze, nie wiem. Na szczęście Avengers znów działa.
Clint wstał i wyciągnął rękę do Wdowy. Ta go zignorowała i podniosła się samodzielnie. Uruchomiła windę, a następnie odsłoniła kamerę.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział VIII



Zapraszam na nowy rozdział, miłego czytania i komentowania.



Clint wybiegł za nią, zostawiając zaskoczoną resztę w salonie.
- Natasha, zaczekaj! – krzyknął, podbiegając do niej. Odwróciła się.
- Czego chcesz? – warknęła z wyraźnym rosyjskim akcentem.
Zatrzymał się i spojrzał na nią. Stali na środku korytarza.
- Co się dzieje? – w jego głosie było słychać troskę.
- Odczep się – odwróciła się gwałtownie.
Clint złapał ją za ramię. Wyszarpnęła je i zamachnęła się na niego.
- Ej! – krzyknął, uchylając się w ostatniej chwili.
- Nigdy mnie nie dotykaj – syknęła kobieta.
Odwróciła się i odeszła, zostawiając zszokowanego Hawkeye’a w pustym korytarzu.

Wdowa wymknęła się niepostrzeżenie na dach. W tym momencie na niebie pojawił się jet z białym orłem. Gdy przelatywał nad wieżą, spuścił drabinkę. Natasha ją złapała i weszła do maszyny. W środku nikogo nie było. Kobieta zajęła miejsce pilota.
- Jestem – zameldowała.
- Bardzo dobrze – na ekranie przed nią pojawił się dyrektor T.A.R.C.Z.A. – Na pewno nie wiedzą, że wyszłaś?
- Na pewno – odpowiedziała – Zapewniłam sobie kilka godzin spokoju – uśmiechnęła się w duchu. – A właściwie dlaczego miałam być sama? Czy razem nie bylibyśmy skuteczniejsi?
- Nie – powiedział ostro Fury – To delikatna sprawa, wymagająca dyskrecji, dlatego nie chciałem mieszać w to zielonego olbrzyma, ani gościa, którego ego nie mieści się na tym kontynencie. A tajemnice przed drużyną nie są mocną stroną naszego honorowego przyjaciela.
- A Barton? – zapytała po chwili. – Jemu mogłeś powiedzieć.
- Zrezygnował. Nie jest już agentem.
- Co? – Wdowa szybko się zreflektowała, później porozmawia o tym z Clintem. – Na czym polega misja?
- Dziś rano odkryliśmy, że ktoś włamał się do naszej bazy danych. Niektóre pliki zostały skopiowane. Jeden z nich miał zakodowany program śledzący, więc go namierzyliśmy. Masz dotrzeć do miejsca ukrycia danych i je odzyskać lub zniszczyć. Nie mogą dostać się w niepowołane ręce.
- Tak jest. – powiedziała Wdowa.
- Współrzędne celu zostały wprowadzone do twoje…- w tle było słychać jakieś hałasy – Co tam się dzieje? – Fury zniknął z ekranu. – Co jest do … Jak mogliście do tego dopuścić!? – kolejne hałasy i dyrektor wrócił na wizję. – Straciliśmy sygnał. Lecisz do ostatniego miejsca, z którego go odbieraliśmy. Miejmy nadzieję, że nie zdążą się przenieść. Prześlę ci dostępne informacje na temat docelowego budynku i miejsca ukrycia danych.
- Przyjęłam.
- Bez odbioru. – Fury się rozłączył.
Natasha przejrzała informacje o budynku, które od niego dostała. Znajdował się on w Waszyngtonie, w samym centrum. Trzeba było się tam jakoś niepostrzeżenie zakraść…
Zaczynało zmierzchać. Wdowa zbliżała się do miasta więc musiała włączyć maskowanie. Kilka minut później jej jet wylądował na dachu budynku w pobliżu celu.
Było praktycznie ciemno, mimo tego Natasha pozostawiła maskowanie aktywne. Szybko opuściła maszynę. Podeszła na skraj dachu i umieściła tam mały okrągły dysk. Ten wczepił się w podłoże, a potem wystrzelił linę z hakiem, który zaczepił o dach naprzeciwko. To był cel. Wdowa prześlizgnęła się po linię nad ulicą. Odczepiła hak, a lina się zwinęła.
„Muszę dostać się do środka” pomyślała.
Rozejrzała się, znalazła drzwi i do nich podeszła. Zamknięte. Ale nie na długo. Przyklęknęła przy nich i wyjęła zza paska urządzenie przypominające długopis. Przyłożyła je w miejscu, w którym powinien znajdować się zamek. Gdy nacisnęła guzik, pojawiła się słaba czerwona poświata i po chwili drzwi stanęły otworem. Natasha schowała kieszonkowy laser i weszła do środka. Dane znajdowały się we wschodniej części czwartego piętra. Nie było windy, więc dyskretne zejście jej szybem odpadało. Pozostały schody. Ruszyła nimi w dół. Gdy znajdowała się na półpiętrze, usłyszała odgłos kroków. Nie było się gdzie schować, więc sięgnęła po broń. W każdej ręce miała pistolet, gdy pojawili się przeciwnicy. Było ich czterech, zamaskowani tak, że nie było widać twarzy, każdy trzymał broń. Dwóch szło z góry, a dwóch z dołu. Wdowa strzeliła. Udało jej się położyć tych, którzy odgradzali jej drogę do celu. Ruszyła na dół. Wtedy padły strzały. Jeden z nich trafił ją w udo. Z rozdarcia w kostiumie zaczęła wypływać krew. Natasha odwróciła się i podskoczyła unikając kolejnych kul. Jeszcze w powietrzu wystrzeliła, powalając pozostałych. Ruszyła po schodach, za sobą słyszała dziwne, jakby elektryczne, skwierczenie, ale nie odwróciła się.
Udo dawało jej się we znaki. Nie miała ochoty na kolejną potyczkę, więc odnalazła kratkę wentylacyjną i wślizgnęła się do szybu. Czołganie nie było wiele lepsze od chodzenia, ale tu przynajmniej nie napatoczy się na tych „ochroniarzy”. Dostała się na czwarte piętro. Wyjrzała przez pierwszą kratkę. Pokój był pusty. Usunęła zabezpieczenie i wyskoczyła (otwór był pod sufitem) ze swojej kryjówki. Przy lądowaniu o mało się nie przewróciła. Syknęła z bólu.
Podeszła do jedynych drzwi w pomieszczeniu. Wyjrzała ukradkiem na korytarz. Kręciło się po nim kilkunastu „ochroniarzy”. Wdowa sięgnęła po granat soniczny, włożyła zatyczki do uszu, odbezpieczyła go i wyrzuciła za drzwi. Zamknęła je szybko i oparła się o nie plecami. Nastąpił wybuch. Natasha schowała zatyczki i wyszła na korytarz. Wszędzie leżeli nieprzytomni ludzie. Jednemu z nich spadła maska. To nie byli ludzie, to były ROBOTY. Wdowa usłyszała, że nadbiegają kolejne. Szybko weszła do kolejnego pomieszczenia.
Był tam tylko duży komputer.
„Chyba dotarłam do celu” pomyślała.
Wtedy dostrzegła ludzką sylwetkę w rogu. Było zbyt ciemno, żeby mogła zobaczyć coś więcej, ale dobyła broń. Nagle zapaliły się światła, a postać w kącie okazała się zbroją Iron Mana, tą, którą Tony pokazywał im dziś w salonie.
- Witaj, Wdowo. – odezwał się elektroniczny głos, pochodził ze zbroi.
- Czego chcesz? – warknęła kobieta, unosząc broń.
Mark 25 zaczęła się do niej zbliżać.
- Kim jesteś? – zapytała znów Wdowa.
- Teraz to nieistotne. – odpowiedział ten sam głos – Niedługo się dowiesz. Ale teraz ja zadam ci pytanie. Dlaczego tu przyszłaś? W dodatku bez wsparcia. Nie jesteś w stanie mnie powstrzymać – zbroja uniosła dłoń. – Nikt nie jest. – wystrzeliła.
Natasha w ostatniej chwili odskoczyła w bok, przeturlała się po podłodze i otworzyła ogień. Kule odbijały się od pancerza nie robiąc najmniejszych rys. Kobieta, nie przerywając ostrzału, zaczęła wycofywać się do okna.
- Nie uciekniesz mi. – kolejny wystrzał był celniejszy.
Wdowa dostała w ramię. Siła uderzenia odepchnęła ją do tyłu, a broń którą trzymała w lewej ręce, potoczyła się po podłodze. Kobieta upadła tuż pod oknem.
- To już koniec. – zbroja wycelowała prosto w jej głowę.
Nagle coś się stało. Ręka pancerza uniosła się do góry i strzał zniszczył okno. Natasha z trudem dźwignęła się na nogi. Nie zastanawiała się nad tym co zaszło, tylko wystrzeliła przez okno kolejną linę z hakiem i wyskoczyła.

Weszła do jeta. Włączyła autopilota i poszła opatrzyć rany. Z uda nadal płynęła krew, a lewą ręką prawie nie mogła ruszać.
- Misja zakończona? – usłyszała głos dyrektora.
- Zakończona – podeszła do ekranu. - Ale porażką. – usiadła.
- Co? – Fury był wyraźnie zdziwiony.
- Nie udało mi się odzyskać danych. – oznajmiła kobieta ze znużeniem.
- Ale dla… - Natasha zakończyła połączenie.

Gdy dotarła do wieży, dochodziła północ. Wylądowała na tarasie. Jet odleciał, a ona otworzyła drzwi do salonu.
Niestety, Hawkeye, Kapitan i Bruce jeszcze nie spali.
- Gdzie byłaś? – zapytał Clint.
Natasha nie zdążyła odpowiedzieć, bo drugie drzwi do salonu otworzyły się z hukiem i staną w nich Stark.
- To wszystko była maja wina – powiedział…

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział VII



Zapraszam na nowy rozdział :)


Gdy Tony wszedł do salonu, prawie wszyscy już tam czekali.
- Gdzie jest Bruce? – zapytał Stark zebranych.
- Od rana jest w laboratorium – odpowiedział Kapitan, podnosząc się z fotela.
- Tak jak i ty – dodał Hawkeye.
Wdowa, co bardzo denerwowało Tony’ego, siedziała na barze.
- Z jakiego powodu zaszczyciłeś nas swoją obecnością? – wtrąciła nieco uszczypliwie.
- Chciałem wam coś pokazać – Stark puścił ton jej wypowiedzi mimo uszu. – Ale liczyłem, że Bruce też tu będzie…
- Ja po niego pójdę – zaoferował Steve.
- Dobrze, tylko się pospiesz – Tony podszedł do baru, a Kapitan opuścił pomieszczenie.

***

- A kto wyłączy telewizor? – Banner prawie nie słyszał głosu Starka.
Wreszcie naprawili jego laboratorium, mógł zacząć pracować nad tym co go spotkało, uwolnić się z tego ciała.
Dotarł na miejsce. Wejście do laboratorium numer 3 zostało zabezpieczone na wiele sposobów, tak aby nikt więcej nie mógł się do niego wedrzeć. Miało kod dostępu, skaner odcisków palców i spektralną analizę DNA*. Banner wykonał wszystkie polecenia i po chwili drzwi stanęły otworem.
„A więc Tony wprowadził też parametry Hulka.” pomyślał Bruce.
Wszedł do małego pomieszczenia przejściowego, gdzie wisiały kombinezony ochronne. Minął je obojętnie i otworzył kolejne drzwi. Za nimi było już właściwe laboratorium. Wyglądało jeszcze lepiej niż wcześniej. Stark dodał wiele nowych wynalazków i ulepszeń. Banner obszedł pomieszczenie, aby sprawdzić gdzie co jest.
Było duże. Na środku była jakby wyspa z laboratoryjnych stołów. Pod ścianami stały lodówki i rozmaite przyrządy. Za ścianą z szybą ze szkła ołowiowego znajdował się reaktor, w którym powstawało promieniowanie γ.
Bruce usiadł przy jednym ze stołów.
- J.A.R.V.I.S. – odezwał się po chwili.
- Tak jest, proszę pana – wszystkie ekrany w laboratorium się zaświeciły.
- Wykonaj testy i porównaj ze starymi wynikami. – Banner poprawił się na krześle.
Komputer przystąpił do dzieła: przeskanował go; mechaniczne ramię pobrało próbkę włosów; kolejne miało pobrać krew, jednak igła zamiast przebić skórę, wygięła się i pękła.
- No świetnie – mruknął Bruce, zbierając kawałki metalu. – Potrzebuję czegoś mocniejszego… Na razie przeprowadź pozostałe analizy, J.A.R.V.I.S. – poszedł na drugi koniec laboratorium.
Tam, na stole, stała klatka, a w niej była mała biała mysz.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. – zajrzał do środka.
Jakiś czas temu stworzył mysz, która podlega takiej samej mutacji jak on. Kiedyś to ona przetestuje lekarstwo, ale dopiero gdy będzie ono teoretycznie bezpieczne.
- Póki nie poradzę sobie z nowym problemem, masz wolne. – uśmiechnął się.
- Analiza gotowa, proszę pana. – odezwał się J.A.R.V.I.S.
Banner podszedł do najbliższego ekranu. Widniało na nim zestawienie wyników z trzech prób.
- Jedyna wykryta zmiana to podwyższony poziom napromieniowania – powiedział komputer – Jest dwukrotnie wyższy, od pana normalnego. Pozostałe badania nie mogą zostać przeprowadzone. Brak możliwości pozyskania odpowiednich próbek.
- Wiem – Bruce opadł na krzesło, które niebezpiecznie zatrzeszczało. – W takim razie wyświetl pliki, nad którymi pracowałem w dzień wybuchu. - J.A.R.V.I.S. wykonał polecenie.
W laboratorium pojawiły się trójwymiarowe modele oraz holograficzne schematy i symulacje. Banner zagłębił się w gąszcz danych. Otworzył dokument, w którym miał zapisaną nową formułę na antidotum. Opracował ją tydzień temu, ale nie zdążył stworzyć preparatu. Postanowił to zrobić teraz.
Sięgnął po probówkę. Gdy tylko wziął ją do ręki, rozpadła się na drobne szkiełka. Spróbował jeszcze raz. Kolejne dziesięć probówek wylądowało w koszu. W końcu się poddał.
- J.A.R.V.I.S. potrzebuję twojej pomocy – powiedział.
Mechaniczne ramię przysunęło stojak z probówkami i wyjęło jedną z nich. Banner sięgnął po pierwszy substrat, przy okazji porozbijał buteleczki z innymi odczynnikami. Na stole pojawiła się kolorowa, sycząca i bulgocząca plama. Banner szybko zerwał się z miejsca. Na szczęście blat był zrobiony ze specjalnie spreparowanego metalu, w przeciwnym wypadku ziałaby w nim dziura. J.A.R.V.I.S. szybko usunął niebezpieczne chemikalia.
- Mam dość! – krzyknął Bruce i uderzył pięścią w stół z taką siłą, że ten zgiął się w pół, wydając ogłuszający hałas.
- Bruce? – zapytał niepewnie Steve, który właśnie wszedł do laboratorium. Miał na sobie kombinezon ochronny.
- Wszystko w porządku, Kapitanie – powiedział Banner z zakłopotaniem. – Jestem zbyt silny, żeby pracować w laboratorium. To frustrujące. – opadł na krzesło, tym razem zbyt gwałtownie, złamało się pod jego ciężarem i Bruce wylądował na podłodze.
Kapitan już do niego podchodził, ale ten szybko się podniósł. Spojrzał obojętnie na zniszczony mebel.
 - Co się tu sprowadza? – Bruce przeniósł wzrok na mężczyznę.
- Tony zwołał zebranie- oznajmił krótko Steve.
- J.A.R.V.I.S. dlaczego mnie nie poinformowałeś? – zapytał spokojnie Banner.
- Wyświetliłem informację na ekranie, proszę pana. – powiedział komputer – Nie chciałem panu przeszkadzać w pracy.
Bruce uśmiechnął się krzywo i odwrócił się do Kapitana.
- Możemy iść.

Dziesięć minut później, po zakończeniu odkażania, Kapitan i Banner weszli do salonu.
- No nareszcie – odezwał się Tony wychodząc zza baru ze szklanką w ręce. – Możemy zaczynać? – odłożył ja na stół i podszedł do ekranu wiszącego na ścianie. - J.A.R.V.I.S. – komputer wyświetlił odpowiedni materiał; nagranie z korytarza na najwyższym piętrze.
- Co to było? – zapytała po chwili Wdowa.
- Zbroja Iron Mana – odpowiedział Hawkeye zanim Tony zdążył otworzyć usta. – Ale jakaś dziwna.
- Jakim cudem to zobaczyłeś? – Stark był pod wrażeniem.
- Z jakiegoś powodu mam ksywkę Hawkeye – uśmiechnął się Clint.
- Masz rację, to zbroja Iron Mana – powiedział Tony. Dokładnie Mark 25, którą zniszczyłem kilka tygodni temu.
- Skoro jest zniszczona, to po co nam ją pokazujesz? – zapytał Banner.
- Bo to nagranie pochodzi z dnia wybuchu – oznajmił Stark.- Ktoś odtworzył moją zbroję i użył jej, żeby się tu włamać.
- Ale kto? – zapytał Kapitan.
- Jak bym wiedział, to byśmy tu nie siedzieli i nie strzępili języków, tylko byśmy go dopadli – zirytował się Tony. – Ale tu nie chodzi o zbroję tylko o to, co ją napędza. J.A.R.V.I.S. – na ekranie pojawiło się zbliżenie. – Reaktor łukowy.
- Nie dobrze – mruknął Steve.
- Dlaczego? – zapytał Hawkeye.
- Reaktor łukowy jest niezależnym źródłem energii. Akurat ten – Stark wskazał na ekran – jest zasilany palladem, przez co nie jest tak wydajny i produkuje toksyczne związki, a rdzeń szybko się zużywa. Ale jakiś czas temu udało mi się stworzyć pierwiastek, który daje więcej mocy…
- Na szczęście „on” go nie ma. – powiedziała Wdowa.
- To nie do końca prawda. – zaczął Tony. – W schowku za moją pracownią była makieta i maszyna potrzebne do syntezy, a teraz ich nie ma…
- Jeśli nasz wróg będzie mógł produkować ten pierwiastek – wtrącił Banner – to będzie miał praktycznie nieograniczone zasoby energii, którą można zasilać cokolwiek, np. broń.
- Masz rację – Bruce – powiedział Stark – Wprawdzie rozszyfrowanie modelu pierwiastka i skalibrowanie maszyny trochę „mu” zajmie ale… Więc trzeba „go” jak najszybciej zidentyfikować i odnaleźć.
- Czy za atakiem na instytut robotyki też „on” stoi? – zapytała Wdowa.
- Jeszcze nie wiem – odpowiedział Tony – Zebrałem kilka „próbek” tych robotów, ale nie mogę ich w żaden sposób powiązać z pozostałymi zdarzeniami; jedynym co łączy je, drony i zbroję to brak możliwości namierzenia źródła sygnału kierującego maszynami. Jednak mogę się domyślać, że jest ono takie samo we wszystkich przypadkach.
Stark sięgnął po szklankę, ale Wdowa była szybsza. Wylała jej zawartość do doniczki pobliskiej rośliny.
- Ej. To bardzo droga whisky – jęknął Tony.
- Stark, skup się na problemie- Natasha odstawiła szklankę na stół.
- Nie mogę nic więcej zrobić – zaczął Tony.
- Wielki pan Stark nie ma pomysłów? – Wdowa włożyła w każde słowo tyle sarkazmu na ile ją było stać.
- Co cię ugryzło? – zapytał Hawkeye.
Wszyscy patrzyli na kobietę ze zdziwieniem.
- теряться [teryat'sya] – wyszła trzaskając drzwiami.



* spektralna analiza DNA – taki pomysł, nie istnieje (polega na rozpoznaniu DNA bez konieczności pobierania próbki)
** теряться – (j. rosyjski) spadajcie

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział VI



Hej! dzisiaj tak wyjątkowo, nowy rozdział, dlatego że nie dodałam żadnego w weekend:) Więc miłego czytania.


Kolejny tydzień mijał spokojnie.
Avengersi wprowadzili się do StarkTower, na co Pepper namówiła Tony’ego. Zajęli przedostatnie piętro, najwyższe pozostało prywatą częścią wieży przeznaczoną tylko dla Starka i Potts. Hawkeye i Wdowa często znikali na całe dnie, Kapitan spędzał je w Sali Treningowej, a Tony przesiadywał w laboratorium, pracując nad reaktorem łukowym zbroi, który został uszkodzony podczas rozbłysku elektromagnetycznego, sama zbroja także nadawała się do naprawy.

Banner się nudził. Jego laboratorium nadal było w rozsypce, chociaż trwały już prace naprawcze. Nie mógł pracować, ani wychodzić, bo ludzie zaczęliby uciekać, więc całymi dniami snuł się po StarkTower jak wielki, zielony duch.
Właśnie siedział przed telewizorem, w salonie z tarasem, gdy do pokoju wpadł Stark.
- Gdzie Pepper? – zapytał idąc do drzwi.
Nie czekając na odpowiedź złapał za klamkę. Zatrzymał się i odwrócił, jakby dopiero do niego dotarło, kto siedzi na kanapie.
- A ty, dlaczego nie jesteś w laboratorium? – zwrócił się do Bruce’a.
- Bardzo zabawne, Stark. – warknął tamten, przenosząc wzrok z ekranu na mężczyznę.
- Nie rozumiem – Tony był zdziwiony. – Naprawili je wczoraj wieczorem.
- I nie raczyłeś mi o tym powiedzieć?! – krzyknął Banner zrywając się z kanapy, prawie przewrócił stolik, który przednią stał. Przepchnął się w drzwiach koło Starka i popędził korytarzem.
- A kto wyłączy telewizor – zawołał za nim Tony, ale nie uzyskał odpowiedzi – J.A.R.V.I.S. – rzucił wychodząc.

Pepper była w swoim biurze na pięćdziesiątym piętrze. Właśnie skończyła telekonferencję z zarządem, siedziała za dużym mahoniowym biurkiem i wypełniała elektroniczne dokumenty. Nagle drzwi przed nią się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł Stark.
- A tak zapukać? – dziewczyna wyjrzała zza ekranu.
- To w końcu moje biuro – uśmiechnął się Tony. Pepper już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale mężczyzna był szybszy – Mam do ciebie ważne pytanie…
Rudowłosa wyszła zza biurka i stanęła przednim.
- To jakie to pytanie? – uśmiechnęła się.
- Wiesz gdzie jest makieta mojego ojca?
- Myślałam, że została zniszczona razem z naszą willą. – dziewczyna była zaskoczona.
- Przewiozłem ją tu kilka tygodni wcześniej. – oznajmił – Była w schowku za moją pracownią. Ale już jej tam nie ma.
- A po co ci ona? – Pepper była zaciekawiona.
- Właściwie chodzi mi o maszynę, która stała razem z nią w schowku – Tony potarł skronie. – No nic to idę szukać…
- Jaka maszyna? – dziewczyna przysiadła na skraju biurka.
Stark stał już przy drzwiach. Odwrócił się.
- I tak nie wiesz gdzie jest. – wyszedł.

Tony wrócił do pracowni. Bardzo go zastanawiało gdzie podziały się makieta i urządzenie.
- J.A.R.V.I.S. sprawdź czy ktoś, oprócz mnie i Pepper, tu wchodził. – podszedł do biurka.
- Nie, sir – odpowiedział po chwili komputer. – Wykryłem błąd! Tydzień temu, po wybuchu, gdy pan opuścił pracownię nastąpiło zakłócenie w działaniu systemu kamer i alarmów.
- Czy było takie samo jak to wcześniejsze? –Stark był naprawdę zdenerwowany, ktoś sobie drwił z JEGO zabezpieczeń!
- Tak, dokładnie takie samo, sir – potwierdził J.A.R.V.I.S. – Odtwarzam nagranie.
Na ekranie pojawił się wybiegający z pracowni Tony. Po kilkunastu sekundach puste pomieszczenie zniknęło, a ekran stał się czarny. Minutę później wszystko wróciło do normy.
- Mamy potężnego wroga. – powiedział Stark, chodząc w tę i powrotem po laboratorium. – Ale on nie może być nieomylny – Tony’emu wpadło coś do głowy. – Sprawdź nagrania z kamer na korytarzach tego piętra, dziesięć minut przed i dziesięć po wybuchu.
Aby nie tracić czasu otworzył holograficzne ekrany. W najbliższym czasie planował ulepszenie zabezpieczeń wieży. Zaczął przeglądać różne dane i projekty. Rozrzucał hologramy po całym pomieszczeniu. Nie trwało to jednak długo.
- Wykryto obecność intruza, sir. – odezwał się po kilku minutach J.A.R.V.I.S. – Jednak nie uruchomił żadnych alarmów. Odtwarzam nagranie…
Na ekranie pojawił się pusty korytarz z drzwiami do laboratorium Tony’ego. Po kilku minutach drzwi się otwarły, a korytarzem przemknął jakiś cień, jednak zbyt szybko, aby Stark mógł go rozpoznać.
- Znajdź ujęcie z intruzem i powiększ – powiedział.
Komputer wykonał polecenie. Na ekranie pojawił się odpowiedni kadr. Tony zaniemówił, nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Przy drzwiach pracowni była jedna z JEGO zbroi. Mark 25, która kilka tygodni temu została zniszczona z pozostałymi modelami. Nic dziwnego, że alarm nie zareagował, w końcu intruzem był Iron Man.
- J.A.R.V.I.S., dlaczego ta zbroja nadal działa?! – Tony stał oparty o biurko i patrzył z niedowierzaniem na ekran.
- Nie wiem, sir – odpowiedział komputer – Wszystkie modele uległy autodestrukcji.
- Skoro tak, to ta zbroja była tu zaledwie tydzień temu?! – był wściekły. Odetchnął głęboko. – Jesteś wstanie przeanalizować pancerz na podstawie nagrania? – wyprostował się.
- Tak jest, sir – komputer chwilę milczał – Jest to model zbroi Iron Mana zbliżony do Mark 25, ale poddany pewnym modyfikacją. Ma własne źródło zasilania: reaktor łukowy z rdzeniem z palladu. Został też wyposażony w rakiety średniego i krótkiego zasięgu, oraz wiązkę, wysyłającą wirus odpowiedzialny za awarie kamer.
- A kto jest w środku? – zapytał Stark ze zniecierpliwieniem.
- Nie wykrywam żadnej istoty żywej. – oznajmił J.A.R.V.I.S.
- To kto kieruje tą zbroją!? – Tony uderzył pięścią w stół.
- Brak danych. Brak możliwości dokonania analizy.
Stark gwałtownie odwrócił się od ekranu. O mały włos nie wpadł na Pepper, która stała za nim.
- Nie słyszałem, kiedy weszłaś. – objął ją.
- Tony, przyszłam tu tylko na chwilę – oswobodziła się z jego ramion. – Zaraz mam spotkanie zarządu. Chciałam tylko zobaczyć, co u ciebie, bo siedzisz tu od rana.
- Wszystko w porządku – skłamał Stark.
- Wiem, że to nie prawda. – jej wzrok mówił „Tony nie kłam” – Widzę, że jesteś zdenerwowany, przed chwilą prawie rozwaliłeś stół. Co się dzieje?
Stark uśmiechnął się blado i opadł na krzesło za nim. Odwrócił się do komputera i włączył kadr z nagrania. Pepper spojrzała na zdjęcie.
- To twoja nowa zbroja? – zapytała rudowłosa.
- Nie – Tony pokręcił głową. – Wręcz przeciwne. To Mark 25, najnowsza ma numer 43.
- Przecież zniszczyłeś wszystkie zbroje – Pepper patrzyła na niego nieufnie.
- Tak myślałem – Stark podparł głowę ręką – Nie wiem skąd ona się tu wzięła.
Pepper nachyliła się nad jego ramieniem i pocałowała go.
- Nie martw się – szepnęła mu do ucha. – Na pewno rozwiążesz ten problem… A może pozostali ci pomogą?
- To… - zaczął Tony – Właściwie to nie jest zły pomysł. – wstał.
- W takim razie zwołaj drużynę, a ja pędzę na spotkanie, bo się spóźnię – pocałowała go w policzek i wyszła.
- J.A.R.V.I.S. zwołaj wszystkich do salonu – powiedział, opuszczając pracownię.