czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział X



Na waszą prośbę rozdział ukazuje się wcześniej :)



Wdowa i Clint dotarli na piętro szpitalne. Była tam tylko jedna pielęgniarka, która właśnie wychodziła. Gdy ich zobaczyła, o mało nie wypuściła z rąk torebki.
- Co się stało? – kobieta patrzyła z przerażeniem na Natashę. – Chodź do gabinetu, spróbuję ci pomóc. – dodała po chwili.
Wdowa weszła do pomieszczenia, Hawkeye był tuż za nią.
- A pan dokąd? – zapytała pielęgniarka, zagradzając mu drogę ręką. – Proszę poczekać na korytarzu.
Zamknęła za sobą drzwi, zostawiając zdezorientowanego Clinta na zewnątrz.
Kobieta podeszła do Natashy, która siedziała na kozetce. Miała nożyczki w ręce. Wycięła fragment kostiumu wokół oparzenia.
- Musi pani to z siebie zdjąć. – oznajmiła wskazując parawan.
Pielęgniarka dokładniej przyjrzała się obrażeniom Wdowy. Najpierw zdezynfekowała, zszyła i opatrzyła ranę na udzie, a potem zajęła się oparzeniem.
- Może pani ruszać tą ręką? – zapytała, gdy rana została oczyszczona.
- Tak – Natasha uniosła ramię i się skrzywiła.
- Ale to panią boli. – stwierdziła pielęgniarka – Póki rana się nie wygoi, ruch będzie sprawiał ból, dlatego radzę noszenie temblaka…
- Nie. – powiedziała Wdowa.
- Ale to…
- Nie. – powtórzyła bardziej stanowczo.
- Tylko oszczekam, że rana będzie się dłużej goiła. – widząc zaciętą minę pacjentki, nie powiedziała nic więcej.
Opatrzyła oparzenie i podała Natashy porannik.
- A to wyrzucam. – oświadczyła wrzucając podarty kostium Wdowy do kosza.

Następnego dnia rano, Hawkeye obudził się dość wcześnie, słońce dopiero wschodziło. Jakiś czas kręcił się po łóżku, bezskutecznie usiłując zasnąć. W końcu zrezygnował, wstał, przebrał się i wyszedł z pokoju.
Postanowił trochę potrenować. Gdy otworzył drzwi od Sali treningowej, o mało co nie dostał tarczą w głowę.
- Wcześnie wstałeś – powitał go Kapitan, łapiąc tarczę, która odbiła się nad drzwiami.
- Nie mogłem spać – oznajmił Clint, zamykając za sobą drzwi. - - Potrenujemy razem?
- Czemu nie?
Gdy skończyli, Hawkeye ledwo trzymał się na nogach.
- Naprawdę… ostro… trenujesz… - wysapał
- Jeszcze jedna rundka? – uśmiechnął się Kapitan.
- Nie, dzięki – Clint szybko ewakuował się na korytarz.
Szedł spokojnie w stronę salonu, gdy nagle przeleciał koło niego Iron Man. Zatrzymał się kilka metrów za nim. Clint odwrócił się.
- Co się stało? – zapytał.
Tony zdjął maskę.
- Kłopoty. Muszę coś sprawdzić, a ty zwołaj resztę do salonu. – zanim Hawkeye zdążył coś odpowiedzieć, Starka już nie było.
Barton wrócił do Sali treningowej.
- Gotowy na drugą rundę? – zapytał Kapitan, gdy tylko tamten przekroczył próg.
- Nie teraz – odpowiedział Hawkeye. – Coś się dzieje. Tony zarządził zebranie w salonie.
Steve podszedł do niego.
- Reszta już wie?
- Tylko ty, ja i Tony. – oznajmił. – Zawiadom Bruce’a, a ja poszukam Wdowy.
- Wdowy?- zdziwił się Kapitan – Przecież ona jest ranna.
- Jeśli jej nie poinformujemy, to my będziemy ranni.
- Rób jak uważasz…

Po kilku minutach wszyscy czekali w salonie na Starka.
- Czy ktoś z was wie o co chodzi? – zapytała Natasha, siadając na fotelu.
- Tony nic mi konkretnego nie powiedział – odparł Hawkeye. – ale miał na sobie zbroję i bardzo się spieszył…
- W takim razie muszą być jakieś kłopoty – wtrącił Kapitan.
Banner stał obok nich, uważnie przysłuchując się tej wymianie zdań. Chciał coś dodać, ale w tej chwili do pokoju wleciał Iron Man.
- Słuchajcie. – powiedział, lodując przed nimi. – Na moście brooklińskim są jakieś rozróby. Musimy to sprawdzić. Za dwie minuty na dachu. – rzucił wylatując przez drzwi na taras.
- Co to było? – zapytała Wdowa.
- Tornado-Stark – uśmiechnął się Hawkeye.
- Nie czas na żarty - Kapitan ruszył w stronę drzwi. – Tony na nas czeka.
Avengersi opuścili salon.

Kilka minut później zbliżali się już do mostu. Ruch był zatrzymany, na środku drogi doszło do potężnego karambolu. Iron Man wylądował, a jet zawisł kilka metrów nad jezdnią.
Avengersi wyszli z maszyny.
Po chwili zobaczyli, co spowodowało to zamieszanie. Drogą szło pięć postaci. Avengersów zamurowało. Na moście znajdowały się ich SOBOWTÓRY.
Tony pierwszy się otrząsną z zaskoczenia. Przeskanował postaci.
- To androidy i… - nie mógł dodać nic więcej, ponieważ dostał ładunkiem z repulsora, odrzuciło go kilka metrów w tył.
Androidy zaatakowały Avengersów. Każdy walczył ze swoją kopią.
Do Starka podeszła zbroja, nie wyglądała już ja Mark 25, to była Mark 43 – najnowszy model. Tony wystrzelił, ale pancerz był szybszy, włączył osłonę i promień odbił się. Zaczęli krążyć, cały czas mając siebie nawzajem na celowniku. Nie zwracali uwagi na to co się dookoła nich dzieje.
- Nie masz szans, Stark – powiedziała zbroja. – Moje androidy bez trudu pokonają twoich przyjaciół. – oddała strzał, Tony włączył osłonę. – Maję te same moce co oni, ale się nie męczą.
- Nie wygrają. – odparł spokojnie Stark. – Może mają te same moce, ale to Avengersi potrafią ich używać.
- Używać? – zapytała - Ludzie są nieracjonalni, kierują się emocjami, dlatego nigdy nie będą umieli dobrze wykorzystać swoich zdolności.
- Racja – strzały padały zarówno z jednej ja i z drugiej strony, wszystkie odbite. – kierujemy się emocjami, ale dzięki temu jesteśmy bohaterami.
- Doprawdy – zadrwiła zbroja. – Ciekawe czy będziesz takim bohaterem, kiedy będzie chodziło o twoją ukochaną.
- To znaczy? – Tony był trochę zaniepokojony, ale nie dał tego po sobie poznać.
Zbroja się zatrzymała i przestała strzelać, on też.
- Podłożyłem dwa ładunki.- zaczął program – Jeden tu, na moście, gdzie są setki ludzi. Drugi w StarkTower, gdzie jest tylko Pepper. Wybuchnie tylko jeden, od ciebie zależy, który.
- Nie możesz…
- Właśnie je uzbroiłem. Reagują na twoją zbroję. Jeśli będziesz stał w miejscu, oba wybuchną za dwie minuty. Jeśli się ruszysz, wybuchnie ten, od którego się oddalisz. Wybieraj Stark. Życie twojej ukochanej czy setek niewinnych? Tylko bez żadnych sztuczek.
Tony stał jak wmurowany. Czy naprawdę będzie musiał podjąć taką decyzję?
- Sir, w wieży wykryto bombę, zostało półtorej minuty do detonacji – odezwał się J.A.R.V.I.S. – Taka sama jest na moście.
„A więc to dzieje się na prawdę…” pomyślał Tony.
- I co, Stark? – zadrwił program – Nie jesteś już takim bohaterem? Emocje… - reszta słów zlała się w niewyraźny bełkot.
- Sir, minuta do wybuchu. – oznajmił komputer.
Tony rozejrzał się. Na moście znajdowały się setki samochodów, ludzi… Kobiety, dzieci… Avengersi nadal zmagali się ze swoimi robotycznymi kopiami. Nikt nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
Stark, oczami wyobraźni przeniósł się do wieży. Zobaczył spokojnie śpiącą Pepper, niepodejrzewającą nawet, że w budynku znajduje się bomba.
- Trzydzieści sekund do detonacji – powiedział J.A.R.V.I.S.

3 komentarze:

  1. jakie napięcie świetne to teraz czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. według mnie rozbroją obie bomby najprościej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. pff, najwyżej superman przyleci

    OdpowiedzUsuń