niedziela, 26 października 2014

Rozdział V



Hej. Oto następny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Miłego czytania.

- Co robimy? - zapytał Sokół.
- Ja chyba wrócę do laboratorium. - odparła Anne i wyszła z pokoju.
Sam zdjął skrzydła i położył je na fotelu. Dlaczego to on musiał dostać najnudniejsze zadanie?
Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Nie oglądał nic konkretnego. Czekał, aż coś się zdarzy: może go wezwą, a może ktoś jednak zaatakuje wieżę?
Nagle coś go tknęło.
- J.A.R.V.I.S. rzuć na ekran obraz z laboratorium nr 20.
- Tak jest, proszę pana. - odparł komputer i już po chwili w telewizorze pojawiło się odpowiednie nagranie.
- Co jest? - zdziwił się Sokół.
Pomieszczenie było puste. Ani śladu Anne. Sam postanowił to sprawdzić. Ruszył do windy.
„Może po prostu wyszła do łazienki” pomyślał, gdy winda zaczęła opadać.
Dotarł na miejsce. Chciał wejść do środka, ale…
- Nie prawidłowy skan dłoni. - powiedział J.A.R.V.I.S.. - Brak dostępu.
„Tony i te jego zabezpieczenia” pomyślał Sam.
- J.A.R.V.I.S…. - zaczął, ale przerwał mu dźwięk komunikatora.
Wzywali go. Szybko wrócił do salonu, założył skrzydła i opuścił wieżę.

Kapitan, Wdowa i Bruce byli w jecie, Tony leciał obok nich. Po chwili dotarli na miejsce. Było gorzej niż myśleli.
Na ulicy było mnóstwo ludzi. Wszyscy uciekali i krzyczeli. Wpadali na siebie. A wszystkiemu była winna grupa ludzi w żółtych kombinezonach. Co chwilę strzelali z jakiejś nieznanej broni, to w stronę tłumu, to do budynków. Fragmenty billboardów i odłamki szkła z rozbitych ekranów były wszędzie.
Avengers wylądowali na dachu One Times Square. Wysiedli z jeta.
- Tony, podrzucisz Wdowę i mnie na dół, - zarządził Kapitan. - A ty Bruce… wiesz co masz robić.
Natasha i Steve już po chwili byli na ziemi. Zajęli pozycje miedzy uciekającym tłumem a napastnikami. Chronili ludzi przed atakami. Iron Man pozostał w powietrzu, starał się zepchnąć agentów A.I.M. pod ścianę budynku.
Nagle usłyszeli z góry potężny ryk. Chwilę później na ulicę spadła „zielona gamma bomba”*
Hulk ruszył wprost na wrogich agentów. Część z nich otworzyła ogień, pozostali rozbiegli się w popłochu. Ci strzelający także szybko zauważyli, że to bez sensu i rzucili się do ucieczki zanim Hulk zdążył do nich dotrzeć. Wydawało się, że zwyciężyli. Iron Man wylądował, Hulk stał z tyłu. Po chwili dołączyli do nich Kapitan i Wdowa. Na placu nadal było sporo ludzi, ale teraz spokojnie szli.
- Dobra robota - powiedział Steve. - Wracajmy do…
W tym momencie koło ucha świsnął mu ładunek z repulsora.
- Co ty wyprawiasz, Stark?! - krzyknął ze zdziwieniem Kapitan.
Iron Man nic nie powiedział, tylko wzbił się w powietrze. Wyminął oszołomionych Avengersów i poleciał w stronę grupki rozmawiających ludzi.
Nikt nie wiedział co się dzieje. Dlaczego Iron Manowi odbiło? Ale nie było czasu się nad tym zastanawiać.
Kapitan błyskawicznie znalazł się pomiędzy Iron Manem a cywilami. Przyjął ładunek z repulsora piersiowego na tarczę. Tony nie przerywał ataku, jakby myślał, że może ją przebić.
- Hulk… - Steve, nadal odpierając ataki, spojrzał tam, gdzie przed chwilą stał zielony olbrzym, ale zobaczył Bannera, który był lekko nieobecny, jak zawsze po przemianie. - Wdowo, wezwij Sokoła!
- Już to zrobiłam. - odparła natychmiast rudowłosa, chowając komunikator.
Korzystając z tego, że Iron Man był zajęty walką z Kapitanem, wskoczyła mu na plecy i wycelowała swoje elektrożądła w połączenie hełmu z resztą zbroi. Mimo, że użyła najwyższego napięcia, nic się nie stało.
Iron Man gwałtownie się odwrócił i kobieta z impetem runęła na ziemię. Na chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami.
- Uważaj! - Sokół w ostatniej chwili odciągnął ją na bok.
Tam gdzie była jej głowa, ziała teraz głęboka dziura w asfalcie.
- Dzięki. - odparła Natasha, przyciągając Sama do siebie.
Ładunek minął go o kilka centymetrów.
- Nawzajem - uśmiechnął się. - Co tu się dzieje. Dlaczego…
- Nie wiem. - przerwała mu Wdowa. - Ale trzeba go powstrzymać.
Sokół wzbił się w powietrze, a Wdowa wyjęła pistolety. Oddała kilka strzałów, jednak kule odbijały się od zbroi nie pozostawiając nawet rysy.
Kapitan robił wszystko, aby Iron Man nie mógł zaatakować przechodniów. Część z nich szybko opuściła plac, ale byli też tacy, którzy stali i patrzyli na to co się dzieje.
Sokół zaatakował z góry. Iron Man odwrócił się w jego stronę i błyskawicznie oddał strzał. Sam się uchylił, ale ładunek przeszył skrzydło. Mężczyzna stracił równowagę i uderzył o ścianę pobliskiego budynku. Osunął się na ziemię.
Banner w końcu doszedł do siebie. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo na placu. Coś się poruszyło w cieniu między budynkami. Bruce spojrzał w tamtą stronę…

- Dobra robota - powiedział Kapitan.
Tony poczuł, że coś dziwnego dzieje się z jego zbroją. Najpierw nie mógł się ruszyć, potem jego ręka sama uniosła się w górę.
- Wracajmy do… - Steve urwał nagle, bo koło ucha świsnął mu ładunek z repulsora.
- Co ty wyprawiasz, Stark?! - krzyknął.
- Nie wiem, nie mam kontroli nad zbroją. - odparł Tony, ale go nie usłyszeli.
- Mikrofon też nie działa?! - Stark był zirytowany. - Co jest, do cholery, z tym pancerzem?
W tym momencie wzbił się w powietrz. Zobaczył, że leci w stronę grupki ludzi.
„Nie” przemknęło mu przez głowę.
- J.A.R.V.I.S zresetuj system, teraz! - krzyknął.
- Polecenie odrzucone. - usłyszał komputerowy głos.
- Polecenie głosowe: Anthony Edward Stark kod: 4-6-9, reset pancerza. - spróbował znów Tony.
Za chwilę będzie dość blisko, aby oddać strzał, a nadal nie miał kontroli nad zbroją.
- Brak dostępu - powiedział J.A.R.V.I.S - Przekierowanie mocy do repulsora piersiowego.
Nie mógł w żaden sposób zatrzymać zbroi. Na szczęście w ostatniej chwili pojawił się przed nim Kapitan, jego tarcza bez trudu powstrzymała atak.
- Hulk… - zaczął Steve.
Tony nie mógł się odwrócić, żeby zobaczyć na co patrzy Kapitan. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
- Wdowo, wezwij Sokoła. - odezwał się po chwili Steve.
Kobieta coś odpowiedziała, ale Stark nie dosłyszał co. Postanowił uwolnić się ze zbroi.
- J.A.R.V.I.S… - zaczął, ale w tym momencie poczuł silne uderzenie w plecy. Po chwili zobaczył Wdowę upadającą na asfalt. Od razu domyślił się co próbowała zrobić.
- J.A.R.V.I.S otwórz pancerz - zwrócił się do komputera.
- Poleceni odrzucone. - powtórzył elektroniczny głos.
- Do jasnej cholery, zdejmij ze mnie tę zbroję! - krzyknął Stark
Dostrzegł leżącą na ziemi Wdowę. Kobieta wglądała na oszołomioną. Tony poczuł, że jego ręka się unosi. W tym momencie coś śmignęło i kobieta zniknęła. Ładunek zrobił dziurę w asfalcie.
To Sokół, zdążył w ostatniej chwili. Teraz rozmawiał z Natashą. Zbroja znów strzeliła. Kobieta przyciągnęła Sama do siebie, chroniąc go przed atakiem.
Tarcza Kapitana trafiła Iron Mana prosto w głowę. Zbroja się odwróciła w jego stronę. Steve złapał tarczę. Pancerz zaczął atakować, jednak Kapitan bez trudu odbijał każdy ładunek.
Tony usłyszał głuche uderzenia, trochę przypominające deszcz. Domyślił się, że to Natasha do niego strzela.
„Nie zniszczą jej od zewnątrz” pomyślał Stark.
Wdowa stała przed budynkiem. Pancerz strzelił w jeden z ostatnich całych billboardów na tej ulicy. Reklama zwaliła się z hukiem na ziemię. Kobieta nie zdążyła uskoczyć i gruzy przygniotły jej nogi. Tony zaczął się do niej zbliżać, ale w tym momencie zaatakowali go Sokół i Kapitan. Zbroja wystrzeliła w stronę Sama. Ładunek przebił jego skrzydło. Stark zobaczył tylko, że mężczyzna stracił kontrolę nad lotem, bo pancerz już się obrócił do atakującego od tyłu Steve’a. Jego tarcza odbiła się i upadła kilkanaście metrów dalej. Kolejny ładunek z repulsora trafił Kapitana prosto w brzuch. Mężczyznę odrzuciło w tył. Uderzył plecami o asfalt.
Iron Man ruszył w stronę Wdowy, która nie mogła się wydostać spod resztek billboardu.
„Zabije ją” pomyślał Tony.
Zostało jedno wyjście. Nie chciał tego robić, ale nie miał wyboru. Oby zadziałało. Powinno. Ten system był najlepiej zabezpieczony. Wahanie nie trwało nawet ćwierć sekundy.
- Polecenie nadrzędne. - powiedział Stark. - Kod aktywacyjny: omega 44, dezaktywacja 5-8-23-1944.
- Polecenie zaakceptowane. - usłyszał głos komputera. Autodestrukcja pancerza z 3… 2… 1…

Z cienia coś się wyłoniło. Tylko na chwilę. Banner pomyślał, że mu się wydawało. To była ogromna, kwadratowa… głowa? Nie, pomyślał, niemożliwe. Nie mógł się nad tym zastanowić, bo usłyszał wybuch.

Do Wdowy zbliżał się Iron Man. Kobieta ze wszystkich sił próbowała się uwolnić, jednak to na nic. Zbroja uniosła rękę. Natasha zasłoniła głowę ręką. Usłyszała wybuch i poczuła drobne odłamki raniące jej skórę. Po chwili przestały. Opuściła rękę. Wokół niej leżało mnóstwo złotych i czerwonych kawałków metali. Iron Mana nigdzie nie było. Do kobiety podbiegł Kapitan. Pomógł jej się wydostać. Nie była w stanie sama ustać, musiała się na nim podeprzeć.
- Co się stało? - zapytała.
Wtedy go zobaczyła. Stark leżał wśród odłamków. Wyglądał okropnie. Miał podarte ubranie, był cały poraniony i brudny. Nad nim stał Banner.
- Czy on żyje? -zapytała Natasha.
- Tak - odparł Bruce. - Ale jeśli zaraz nie otrzyma pomocy, będzie źle.




* zaczerpnięte z serialu Avengers - Zjednoczeni

niedziela, 19 października 2014

Rozdział IV



Hej. Sorki, że w zeszłym tygodniu nie dodałam rozdziału, ale nie zdążyłam go napisać :(  Teraz jest wreszcie gotowy, więc go dodaję. Miłego czytania ;)

Anne weszła do laboratorium
Nie potrzebnie otworzyła się przed Bannerem. Zawsze miała za długi język. A teraz, tłumione przez ostatnie kilka lat, obawy powróciły.
Usiadła przy jednym z blatów roboczych i ukryła twarz w dłoniach.
Bała się. Odkąd u jej matki zdiagnozowano tę chorobę, dziesięć lat temu, Anne bała się, że i ona ją ma. Było to bardzo prawdopodobne. Po kilku latach się przebadała. Jej obawy się potwierdziły. Jej matka była wtedy w zaawansowanym stadium pląsawicy.
Od tego czasu postanowiła, że znajdzie lekarstwo. Długo studiowała, gruntownie poznała mechanizmy dziedziczenia chorób genetycznych. Po ukończeniu nauki poszukiwała laboratorium, w którym mogłaby prowadzić badania, jednak żadne jej nie przyjęło. W końcu dostała ofertę. Dało jej to nadzieję. Wkrótce po rozpoczęciu badań zmarła matka Anne, miała zachłystowe zapalenie płuc typowe dla tej choroby. Kobieta kontynuowała swoją pracę.
Teraz urządzenie było już prawie gotowe, jednak jeśli nie wypełni zadania, będzie to oznaczało koniec i dla jaj badań i dla przyszłości.
Anne gwałtownie się otrząsnęła. Dość tych rozmyślań. Jest już tak blisko i nic jej nie powstrzyma. Wyleczy się. Będzie mogła żyć jak każdy człowiek.
Już dawno nie pozwalała sobie na takie rozmyślania. Spychała obawy w głąb, aby jej nie przeszkadzały. Mało kto w ogóle wiedział, że jest chora.
„Skup się na pracy” pomyślała.
Zaczęła tworzyć listę potrzebnych rzeczy do odbudowania komory. Gdy skończyła, spojrzała na zegar. Dochodziła północ.
- J.A.R.V.I.S. prześlij ten plik na komputer Tony’ego. - Anne ziewnęła przeciągle. - Ja idę spać.
Opuściła laboratorium. Weszła do windy. Dopiero po chwili zauważyła, że nie jest sama.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? - zapytała Wdowa.
Anne szybko się odwróciła. Widząc kobietę uśmiechnęła się.
- Przestraszyłaś mnie. - powiedziała - Byłam w laboratorium. A ty, co tu robisz?
- Jadę na górę. - odparła Natasha.
- Gdzie byłaś? - drążyła Anne.
Ale w tym momencie winda się zatrzymała. Wdowa szybko ją opuściła i zniknęła w swoim pokoju.
„Ona jest dziwna” pomyślała Anne i poszła do siebie.

***

Nazajutrz Tony wstał bardzo wcześnie. Tego dnia Pepper wracała z Europy, a on chciał zrobić jej niespodziankę na lotnisku.
Przebrał się i wziął jeden z samochodów.
Samolot Pepper miał wylądować o ósmej, kobieta wolała latać w nocy. Stark opuścił wieżę o siódmej. W prawdzie do lotniska nie było daleko, jednak Pepper leciała prywatnym samolotem, więc godzina przylotu mogła ulec zmianie.
Tony po drodze kupił jeszcze ulubione kwiaty kobiety.
Gdy dojechał na miejsce, Pepper była już przed budynkiem, a obok niej, trzymając wszystkie bagaże, stał Happy Hogan, szef ochrony.
Stark zatrzymał się przed nią. Opuścił dach samochodu.
- Podwieźć panią? - zapytał.
- Tony, co ty tu robisz? - zdziwiła się.
Mężczyzna wysiadł z samochodu i pocałował ją.
- Dobrze, że już wróciłaś - uśmiechnął się.
Otworzył przed nią drzwi. Wsiedli do środka.
- A co zemną? - zapytał Nappy.
- Wynajmiesz taksówkę i odwieziesz bagaże panny Potts do wieży. - odparł Stark, odpalając silnik.
Odjechali.
- Mam coś dla ciebie - powiedział po chwili Tony. Sięgnął do tyłu i wyjął duży bukiet.

***

Już prawie od tygodnia nic się nie działo. Avengersi nie wyruszyli na żadną misję, A.I.M. się nie pokazywało. Postanowili, że Anne następnego dnia wróci do siebie. Kobieta wydawała się zadowolona z tej decyzji.
Czwartkowy wieczór zapowiadał się spokojnie. Anne pracowała, jak zwykle, w laboratorium, gdy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na ekran. „Numer zastrzeżony”. Wzięła urządzenie i weszła do łazienki - jedynego miejsca bez kamer. Odebrała. Chwilę słuchała w milczeniu.
- Tak jest. - odparła - Dzisiaj. Zadanie zostanie wykonane.
Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.

Wdowa była w swojej sypialni.
Ostatnio Coulson coraz częściej ją wzywał. Nic o tym nie mówił, ale ona czuła, że już niedługo Projekt Protect ujrzy światło dzienne. Od jakiegoś czasu miała obawy czy to nie jest przesada, czy tyle grup superbohaterów nie wystraszy ludzi, zamiast dać im poczucie bezpieczeństwa. Mówiła o tym Philowi, ale on nie chciał słuchać. Uznał, że dramatyzuje. To było śmieszne. Ona nigdy nie dramatyzowała.
Teraz siedziała na łóżku. Jej komunikator znów zabrzęczał. Spojrzała na ekran.
Za 20 minut, tam gdzie zwykle.
P.C.
W tym momencie rozległ się alarm. Natasha szybko odpisała:
Nie dzisiaj. Misja.
C.W.
i pobiegła się przebrać.

Sokół i Kapitan trenowali. Robili to każdego popołudnia. Tego dnia zeszło im dłużej niż zwykle.
Steve właśnie rzucił tarczą, gdy coś usłyszał. Odwrócił się, nasłuchując, co to takiego.
- Kapitanie, uważaj! - Sokół w ostatniej chwili odbił tarczę, która wracała do właściciela.
- Dzięki, Sam. - powiedział Steve, podnosząc przedmiot z podłogi. - Coś się dzieje, to chyba alarm.
- Masz rację - odparł Sokół i oboje ruszyli do salonu - tam zawsze się zbierali przed misją.

Banner i Stark nadal pracowali nad jakimś wynalazkiem. Gdy przerwał im dźwięk alarmu, byli w laboratorium Tony’ego.
- Coś się dzieje w mieście. - odezwał się Stark. - Idziesz z nami?
- Najpierw zobaczymy o co chodzi - odparł wymijająco Bruce.
- Ok.
Tony szybko włożył zbroję, a raczej ona sama założyła się na niego.

Pięć minut później cała piątka była na górze.
- J.A.R.V.I.S. co się dzieje? - zapytał Stark.
- Wybuchły zamieszki na Times Square. - odparł komputer.
- A coś dokładniej? - Tony zaczynał być zniecierpliwiony.
- Według policyjnych raportów ok. czterdziestu ludzi, w żółtych kombinezonach, zaczęło wszystko niszczyć.
- Po prostu niszczą? - zdziwił się Stark. - Bez żadnego celu?
- To mi wygląda na zasadzkę. - odezwał się Kapitan.
- To na pewno jest zasadzka. - powiedziała Wdowa.
- Ale nie możemy pozostać bierni… - zaczął Steve.
- I nie zostaniemy. - przerwał mu Tony. - Wygląda na to, że chcą nas odciągnąć od wieży. Zapewne planują…
W tym momencie do pokoju weszła Anne.
- Co się dzieje? - zapytała zebranych. - Co to był za alarm?
- A.I.M. znów dało o sobie znać. - odezwał się Sokół.
- Zaatakowali na Times Square… - dopowiedział Banner.
- Nie ma czasu. - przerwał mu Stark. - Kapitan, Wdowa… Bruce? - spojrzał na naukowca, ten tyko skinął głową. - Bruce i ja wyruszamy do miasta. Sokole - zwrócił się do sama. - ty zostaniesz tutaj w razie by jakiś oddział A.I.M. zaatakował wieżę.
- Dobrze. - odparł tamten.
- A nie będzie wam potrzebny? - wtrąciła się Anne. - AvengersTower jest dobrze zabezpieczone. Nawet gdyby ktoś próbował się tu dostać, to mu się to nie uda, a z resztą… - urwała, widząc, że wszyscy utkwili w niej spojrzenia. - Ja tylko… zastanawiałam się czy w czwórkę dacie sobie radę.
Wdowa i Kapitan wymienili ukradkowe spojrzenia. Coś tu nie grało. Dlaczego Anne chciała się pozbyć wszystkich z wieży? Ale nie było czasu się nad tym zastanawiać.
- Poradzimy sobie. - powiedział tylko Steve. - Ruszajmy.
Iron Man wyleciał przez balkon. Pozostali weszli do windy. W salonie zostali tylko Sam i Anne.

niedziela, 5 października 2014

Rozdział III



Już jest następny rozdział. Ma nadzieję, że uda mi się wstawiać kolejne w miarę regularnie, ale ostatnio nie mam kiedy pisać. Na razie życzę miłego czytania :)

- Siostra? - zdziwili się Avengersi.
- Przyrodnia. - wyjaśnił Stark.
- Dlaczego wcześniej o niej nie wspomniałeś? - zapytał Banner, siedzący na kanapie.
-Wszyscy patrzyli na Tony’ego, który podszedł do krzesła, obrócił je tyłem i usiadł na nim okrakiem.
- Bo sam się dowiedziałem kilka dni temu. - odparł. - Przeglądałem stare rzeczy mojego ojca i znalazłem nagranie. Tak w skrócie: Howard nie był zbyt wierny. Miał romans z Alice Carter, nie wspomniał gdzie ją poznał. Anne urodziła się już po śmierci moich rodziców. - zakończył.
- Nie sądzisz, że to naciągane? - odezwała się Natasha. - Znajdujesz jakieś nagranie, z którego dowiadujesz się, że masz siostrę i kilka dni później, nie wiadomo skąd, ona pojawia się przed twoimi drzwiami…
Stark milczał.
- Coś w tym może być. - wtrącił Sokół - W końcu ty jej wcale nie znasz.
- Skąd w ogóle możesz wiedzieć, że to ona? - dodał Kapitan.
- Widziałem zdjęcie jej matki, jest do niej bardzo podobna. - oparł Tony. - Nie mogłem jej odmówić pomocy. Ale nie martwcie się - jego ton stał się dość opryskliwy. - J.A.R.V.I.S. cały czas ją obserwuje. Nie jestem naiwny, nie pozwoliłbym…
W tym momencie w pokoju pojawiła się Anne.
- Co się dzieje? - zapytała, gdy wszyscy na nią spojrzeli.
- Nic takiego. - powiedział Stark, który właśnie dostrzegł szansę na wywinięcie się z tej niezbyt przyjemnej rozmowy. - Ja właśnie wychodziłem. Mam dużo pracy w laboratorium. Bruce, dobrze by było, żebyś wkrótce przyszedł. - ruszył do windy.
Wdowy już nie było w salonie, wyszła niezauważona przez nikogo. Kapitan i Sokół także wstali.
- Mam jeszcze coś do zrobienia - rzucił Sam i wyszedł z pokoju.
- Do jutra. - powiedział tylko Kapitan i także opuścił pomieszczenie.
Bruce i Anne zostali sami.
- Co to była za masowa ewakuacja? - spytała ze śmiechem kobieta.
- Nie mam pojęcia. - Banner z zakłopotaniem potarł skronie.
- To wszystko jest takie… nierealne. - powiedziała Anne, siadając na kanapie. Bruce wybrał fotel. - Rano jeszcze byłam zwykłym naukowcem, a teraz… Jakieś pościgi, jety… A to wszystko przez maszynę, która miała uratować mi życie.
Bruce spojrzał na nią pytająco.
- Mam chorobę Huntingtona - wyznała. - Za 10 może 20 lat pojawią się objawy. A potem czeka mnie powolna utrata kontroli nad własnym ciałem… - urwała. - Nie wiem dlaczego ci to mówię. - pokręciła z zakłopotaniem głową, wstała i ruszyła w stronę windy.
- Dokąd idziesz? - zapytał Banner.
Ona odwróciła się do niego.
- Do laboratorium - odparła. - Muszę przygotować listę części potrzebnych do odbudowania komory covertera.
- Mogę ci pomóc? - wstał z kanapy.
- Wolałabym być sama - powiedziała cicho. - Z resztą Tony chyba cię potrzebuje.
- Masz rację - lekko skinął głową.
Anne zniknęła za drzwiami windy.

Kapitan postanowił się trochę przejść, więc poszedł do swojej sypialni, przebrać się w normalne ubrania i zostawić tarczę. O mały włos nie wpadł na Wdowę, gdy wychodził z pokoju.
- Dokąd się wybierasz? - zapytała kobieta. - Znalazłeś sobie w końcu jaką dziewczynę?
- Czy ty nigdy nie przestaniesz? - odparł ze zniecierpliwieniem. - A ty dokąd idziesz?
- Na cmentarz. - odparła cicho. W tym momencie bardzo się cieszyła, że nie była ubrana w swój kostium.
- Yhm. - Steve nie wiedział co powiedzieć.
Z kłopotu wyciągnęła go Natasha.
- Do jutra. - rzuciła i ruszyła korytarzem.
- Do zobaczenia. - usłyszała za sobą głos Kapitana.
Weszła do windy. Jednak zamiast zjechać na dół, wjechała na górę. Stanęła w drzwiach prowadzących na taras. Nie po raz pierwszy się wymykała. Miała na tę specjalny gadżet. Podłączyła smartfona do sieci budynku. Specjalna Aplikacja zastąpiła widok z kamer na żywo, nagraniem wykonanym wcześniej. Działała tyko kilka minut, ale to wystarczało.
Włączyła komunikator.
- Gotowe. - powiedział.
Nad budynkiem pojawił się jest. Zawisł w powietrzu i spuścił drabinkę. Wdowa szybko weszła do środka.
- Co tak długo? - zapytał Coulson.
- Musiałam spławić Kapitana. - odparła.
- Ok. - odparł, siadając za sterami. Ona zajęła miejsce obok.
- Dokąd lecimy? - zapytała.
- Tam gdzie zwykle. - powiedział.

 Rok temu, jakiś miesiąc po śmierci Clinta, Natasha dostała wiadomość:
Spotkaj się ze mną w Central Parku
P.C.
Gdy znalazła się w parku, podszedł do niej mężczyzna ubrany w jeansy i koszulę. Dopiero po chwili rozpoznała Coulsona, którego nigdy wcześniej nie widziała go ubranego inaczej niż w garnitur.
- Przejedziesz się ze mną? - zapytała tylko.
Ona skinęła głową i ruszyli do samochodu.
- Widzę, że Lola nadal na chodzie. - powiedziała.
- Oczywiście. - agent się uśmiechnął, wsiadając do czerwonego kabrioletu.
Natasha zajęła miejsce pasażera. Phil ruszył.
- A więc dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytała.
- Dostałem pewne zadanie i chciałbym żebyś pomogła mi je zrealizować. - odparł.
- Nie możesz powiedzieć wprost? - Wdowę zaczynały już irytować te niedomówienia.
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię. - skręcił gwałtownie i wjechał na parking podziemny.
Zatrzymał się na miejscu SH17d. Koło samochodu pojawił się statyw z jakimś ekranem. Coulson przyłożył do niego dłoń. Nagle Natasha poczuła, że opadają. Gdy tylko samochód zniknął pod ziemią, tajne wejście się zamknęło. Wkrótce winda się zatrzymała. Phil znów uruchomił silnik. Przed nimi ciągnął się długi tunel. Ruszyli w drogę. Po chwili znów musieli się zatrzymać, bo światło tunelu przesłaniała metalowa ściana z białym orłem.
- Naprawdę chcesz się znów w to bawić? - zapytała Natasha, gdy Phil wyszedł z samochodu.
- To nie jest zabawa. - odparł, podchodząc do skanera siatkówki.
Po chwili jej oczom ukazał się ogromny hangar. Stały w nim jety, jeepy i kilka pojazdów pancernych. Na ścianie za nimi także widniał symbol T.A.R.C.Z.Y.
Zaparkowali. Coulson wysiadł i przeszedł kilka kroków, po czym odwrócił się i spojrzał na Wdowę.
- Nie idziesz? - zapytał.
- Idę, idę. - otworzyła drzwi i wsiadła.
Szli korytarzem.
- I co? Zamierzasz reaktywować T.A.R.C.Z.Ę.? - odezwała się po chwili. - Ona już jest martwa. Wszystkie tajemnice zostały ujawnione…
- Dlatego zaczniemy od nowa. - zatrzymał się przed drzwiami.
Tym razem agent wprowadził jakiś kilkunasto cyfrowy kod - to miejsce było lepiej zabezpieczone niż Triskelion.
Weszli do środka. Znaleźli się w centrum dowodzenia. Było tam mnóstwo ekranów, oraz stół holograficzny. Przed komputerem siedziała jakaś dziewczyna. To musiała być Skye. Nawet się nie odwróciła, kiedy weszli.
- T.A.R.C.Z.A. przestała istnieć. - Coulson podjął przerwany wątek. - Ale ludzie nadal jej potrzebują. Dlatego musimy ją odbudować. Fury przekazał mi dowództwo, dlatego mam zamiar się tym zająć. Ziemię należy chronić, nie tylko przed najazdami z kosmosu, ale także przed zagrożeniami lokalnymi.
- Mówisz zupełnie jak on - odezwała się Natasha. - I co zamierzasz zrobić?
- Naprawić reputację agencji. - odparł.
- Jak?
- Projekt Avengers był dobrym pomysłem - zaczął. - dlatego należy go kontynuować na większą skalę. Wprowadzić w życie Projekt Proteck.
- Proteck? - powtórzyła Wdowa.
- Będziemy na całym świecie wyszukiwać ludzi obdarzonych niezwykłymi umiejętnościami. - wyjaśnił Phil. - Następnie zostaną poddani treningowi. Gdy będą gotowi zostaną przydzieleni do obrony różnych miejsc na całym świecie. Nie będziemy już wszystkiego ukrywać przed ludźmi, niech widzą swoich bohaterów.
- A do czego ja ci jestem potrzebna? - zapytała Natasha.
- Będziesz trenowała „nowych bohaterów” - odparł. - Żaden inny agent nie ma tak dużego doświadczenia…

Od tego czasu, średni raz w tygodniu, widywała Coulson. Pomagała mu w organizacji agencji, a od jakiegoś czasu zaczęła trenować młodych rekrutów. Jeszcze dużo pracy prze nimi.
Teraz lecieli do bazy, za kolejną sesję treningową.