Hej. Sorki, że w zeszłym tygodniu nie dodałam
rozdziału, ale nie zdążyłam go napisać :(
Teraz jest wreszcie gotowy, więc go dodaję. Miłego czytania ;)
Anne weszła do laboratorium
Nie potrzebnie otworzyła się
przed Bannerem. Zawsze miała za długi język. A teraz, tłumione przez ostatnie
kilka lat, obawy powróciły.
Usiadła przy jednym z blatów
roboczych i ukryła twarz w dłoniach.
Bała się. Odkąd u jej matki
zdiagnozowano tę chorobę, dziesięć lat temu, Anne bała się, że i ona ją ma.
Było to bardzo prawdopodobne. Po kilku latach się przebadała. Jej obawy się
potwierdziły. Jej matka była wtedy w zaawansowanym stadium pląsawicy.
Od tego czasu postanowiła, że
znajdzie lekarstwo. Długo studiowała, gruntownie poznała mechanizmy
dziedziczenia chorób genetycznych. Po ukończeniu nauki poszukiwała
laboratorium, w którym mogłaby prowadzić badania, jednak żadne jej nie przyjęło.
W końcu dostała ofertę. Dało jej to nadzieję. Wkrótce po rozpoczęciu badań
zmarła matka Anne, miała zachłystowe zapalenie płuc typowe dla tej choroby. Kobieta
kontynuowała swoją pracę.
Teraz urządzenie było już prawie
gotowe, jednak jeśli nie wypełni zadania, będzie to oznaczało koniec i dla jaj
badań i dla przyszłości.
Anne gwałtownie się
otrząsnęła. Dość tych rozmyślań. Jest już tak blisko i nic jej nie powstrzyma.
Wyleczy się. Będzie mogła żyć jak każdy człowiek.
Już dawno nie pozwalała sobie
na takie rozmyślania. Spychała obawy w głąb, aby jej nie przeszkadzały. Mało
kto w ogóle wiedział, że jest chora.
„Skup się na pracy”
pomyślała.
Zaczęła tworzyć listę
potrzebnych rzeczy do odbudowania komory. Gdy skończyła, spojrzała na zegar.
Dochodziła północ.
- J.A.R.V.I.S. prześlij ten
plik na komputer Tony’ego. - Anne ziewnęła przeciągle. - Ja idę spać.
Opuściła laboratorium. Weszła
do windy. Dopiero po chwili zauważyła, że nie jest sama.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- zapytała Wdowa.
Anne szybko się odwróciła.
Widząc kobietę uśmiechnęła się.
- Przestraszyłaś mnie. -
powiedziała - Byłam w laboratorium. A ty, co tu robisz?
- Jadę na górę. - odparła Natasha.
- Gdzie byłaś? - drążyła
Anne.
Ale w tym momencie winda się
zatrzymała. Wdowa szybko ją opuściła i zniknęła w swoim pokoju.
„Ona jest dziwna” pomyślała
Anne i poszła do siebie.
***
Nazajutrz Tony wstał bardzo
wcześnie. Tego dnia Pepper wracała z Europy, a on chciał zrobić jej
niespodziankę na lotnisku.
Przebrał się i wziął jeden z
samochodów.
Samolot Pepper miał wylądować
o ósmej, kobieta wolała latać w nocy. Stark opuścił wieżę o siódmej. W prawdzie
do lotniska nie było daleko, jednak Pepper leciała prywatnym samolotem, więc
godzina przylotu mogła ulec zmianie.
Tony po drodze kupił jeszcze
ulubione kwiaty kobiety.
Gdy dojechał na miejsce,
Pepper była już przed budynkiem, a obok niej, trzymając wszystkie bagaże, stał
Happy Hogan, szef ochrony.
Stark zatrzymał się przed
nią. Opuścił dach samochodu.
- Podwieźć panią? - zapytał.
- Tony, co ty tu robisz? -
zdziwiła się.
Mężczyzna wysiadł z samochodu
i pocałował ją.
- Dobrze, że już wróciłaś -
uśmiechnął się.
Otworzył przed nią drzwi.
Wsiedli do środka.
- A co zemną? - zapytał
Nappy.
- Wynajmiesz taksówkę i
odwieziesz bagaże panny Potts do wieży. - odparł Stark, odpalając silnik.
Odjechali.
- Mam coś dla ciebie -
powiedział po chwili Tony. Sięgnął do tyłu i wyjął duży bukiet.
***
Już prawie od tygodnia nic
się nie działo. Avengersi nie wyruszyli na żadną misję, A.I.M. się nie
pokazywało. Postanowili, że Anne następnego dnia wróci do siebie. Kobieta
wydawała się zadowolona z tej decyzji.
Czwartkowy wieczór zapowiadał
się spokojnie. Anne pracowała, jak zwykle, w laboratorium, gdy zadzwonił jej
telefon. Spojrzała na ekran. „Numer
zastrzeżony”. Wzięła urządzenie i weszła do łazienki - jedynego miejsca bez
kamer. Odebrała. Chwilę słuchała w milczeniu.
- Tak jest. - odparła -
Dzisiaj. Zadanie zostanie wykonane.
Rozłączyła się i schowała
telefon do kieszeni.
Wdowa była w swojej sypialni.
Ostatnio Coulson coraz
częściej ją wzywał. Nic o tym nie mówił, ale ona czuła, że już niedługo Projekt
Protect ujrzy światło dzienne. Od jakiegoś czasu miała obawy czy to nie jest
przesada, czy tyle grup superbohaterów nie wystraszy ludzi, zamiast dać im
poczucie bezpieczeństwa. Mówiła o tym Philowi, ale on nie chciał słuchać.
Uznał, że dramatyzuje. To było śmieszne. Ona nigdy nie dramatyzowała.
Teraz siedziała na łóżku. Jej
komunikator znów zabrzęczał. Spojrzała na ekran.
Za 20 minut, tam gdzie zwykle.
P.C.
W tym momencie rozległ się
alarm. Natasha szybko odpisała:
Nie dzisiaj. Misja.
C.W.
i pobiegła się przebrać.
Sokół i Kapitan trenowali.
Robili to każdego popołudnia. Tego dnia zeszło im dłużej niż zwykle.
Steve właśnie rzucił tarczą,
gdy coś usłyszał. Odwrócił się, nasłuchując, co to takiego.
- Kapitanie, uważaj! - Sokół
w ostatniej chwili odbił tarczę, która wracała do właściciela.
- Dzięki, Sam. - powiedział
Steve, podnosząc przedmiot z podłogi. - Coś się dzieje, to chyba alarm.
- Masz rację - odparł Sokół i
oboje ruszyli do salonu - tam zawsze się zbierali przed misją.
Banner i Stark nadal
pracowali nad jakimś wynalazkiem. Gdy przerwał im dźwięk alarmu, byli w
laboratorium Tony’ego.
- Coś się dzieje w mieście. -
odezwał się Stark. - Idziesz z nami?
- Najpierw zobaczymy o co
chodzi - odparł wymijająco Bruce.
- Ok.
Tony szybko włożył zbroję, a
raczej ona sama założyła się na niego.
Pięć minut później cała
piątka była na górze.
- J.A.R.V.I.S. co się dzieje?
- zapytał Stark.
- Wybuchły zamieszki na Times
Square. - odparł komputer.
- A coś dokładniej? - Tony
zaczynał być zniecierpliwiony.
- Według policyjnych raportów
ok. czterdziestu ludzi, w żółtych kombinezonach, zaczęło wszystko niszczyć.
- Po prostu niszczą? -
zdziwił się Stark. - Bez żadnego celu?
- To mi wygląda na zasadzkę.
- odezwał się Kapitan.
- To na pewno jest zasadzka.
- powiedziała Wdowa.
- Ale nie możemy pozostać
bierni… - zaczął Steve.
- I nie zostaniemy. -
przerwał mu Tony. - Wygląda na to, że chcą nas odciągnąć od wieży. Zapewne
planują…
W tym momencie do pokoju
weszła Anne.
- Co się dzieje? - zapytała
zebranych. - Co to był za alarm?
- A.I.M. znów dało o sobie
znać. - odezwał się Sokół.
- Zaatakowali na Times
Square… - dopowiedział Banner.
- Nie ma czasu. - przerwał mu
Stark. - Kapitan, Wdowa… Bruce? - spojrzał na naukowca, ten tyko skinął głową.
- Bruce i ja wyruszamy do miasta. Sokole - zwrócił się do sama. - ty zostaniesz
tutaj w razie by jakiś oddział A.I.M. zaatakował wieżę.
- Dobrze. - odparł tamten.
- A nie będzie wam potrzebny?
- wtrąciła się Anne. - AvengersTower jest dobrze zabezpieczone. Nawet gdyby
ktoś próbował się tu dostać, to mu się to nie uda, a z resztą… - urwała,
widząc, że wszyscy utkwili w niej spojrzenia. - Ja tylko… zastanawiałam się czy
w czwórkę dacie sobie radę.
Wdowa i Kapitan wymienili
ukradkowe spojrzenia. Coś tu nie grało. Dlaczego Anne chciała się pozbyć
wszystkich z wieży? Ale nie było czasu się nad tym zastanawiać.
- Poradzimy sobie. -
powiedział tylko Steve. - Ruszajmy.
Iron Man wyleciał przez
balkon. Pozostali weszli do windy. W salonie zostali tylko Sam i Anne.
Hej, twoje opowiadania czytuje już od dawna, ale niestety dopiero teraz się wpisuję. Bardzo mi się podoba twój styl pisania, jest... Niezwykły. Ok no to do rozdziału. Po pierwsze bardzo mnie ciekawi ten nowy program i jak zareagują na niego Avengersi. Po drugie proszę daj coś o Clincie. Po trzecie rozdział jest wspaniały! :)
OdpowiedzUsuńPS mam nadzieję, że następny będzie szybko
Rozdział mi też się bardzo podoba i akcja się dzieje :) Mnie też ciekawi ten nowy program i też chcę żeby coś było o Clincie <3
UsuńAga