Hej. Oto kolejny rozdział. Dedykuję go Clintashy, z
prośbą żeby mnie nie zabiła za zakończenie :D Życzę miłego czytania. ;)
Tony uchylił powieki. Światło
było zbyt jaskrawe, więc szybko je zamknął. Nie wiedział gdzie jest. Nie
pamiętał co się stało. Nie mógł się skupić, głowa potwornie go bolała, jakby
mózg miał mu za chwilę eksplodować…
Eksplozja - o to chodziło.
W tym momencie wróciły do
niego obrazy z przed chwilą przerwanego snu. Jeszcze nigdy nie miał tak
realistycznego i jednocześnie tak nieprawdopodobnego snu. Był w Nowym Jorku, z
grupą ludzi w dziwacznych kostiumach. On sam miał na sobie coś w rodzaju
elektronicznej zbroi. Walczyli z kimś. Ostatnim, co pamiętał był wybuch. Wtedy
się obudził. Teraz sen zaczął się rozmywać.
Tony znów otworzył oczy. Światło
jakby trochę przygasło. Podniósł się i od razu tego pożałował. Głowę przeszył
mu piorun bólu. Zaczął rozcierać skronie.
- Już nie śpisz? - usłyszał
kobiecy głos po swojej prawej stronie.
Wszystko się uspokoiło. Głowa
przestała go boleć i wreszcie otrząsnął się z tego dziwnego stanu tuż po
przebudzeniu.
Był w swojej sypialni, w
willi w Californii. Obok niego leżała
jego żona, a dzieci pewnie jeszcze spały w swoich pokojach.
- A która jest godzina? - zwrócił się do
Susan.- Dochodzi szósta - odparła, unosząc się, aby go pocałować. - Śpij jeszcze.
Przekręciła się na drugi bok i zamknęła oczy. Tony także znów się położył, ale nie mógł zasnąć. Wstał cicho z łóżka i ubrał się. Opuścił pokój. Zszedł na dół, do salonu. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Właśnie leciały wiadomości.
- Dziś w Nowym Jorku doszło do zamachu…- zaczął mówić speaker, ale Stark nie chciał od samego rana słuchać o tym, że kolejna z jego fabryk została wysadzona, lub coś w tym stylu, więc przełączył.
Cały świat był pogrążony w konfliktach. A wszystko miało swój początek blisko 80 lat temu. Podczas II wojny światowej powstały dwie organizacje: T.A.R.C.Z.A. i Hydra. Obie próbowały zwerbować Howarda, jednak on pozostawał neutralny. Wojna się skończyła, a obie agencje zniknęły. Nikt o nich nie słyszał przez kolejne kilkanaście lat. Gdy znów się pojawiły odbiło się to głośnym echem na całym świecie. Zaczęły wybuchać konflikty, zarówno międzynarodowe jak i wewnętrzne. Organizacje walczyły ze sobą bardziej lub mniej otwarcie. Były pośrednio odpowiedzialne za każdy z trwających na świecie sporów. Najgorzej działo się w Stanach. To tu odbywały się główne działania Hydry i T.A.R.C.Z.A. Do otwartych walk dochodziło bardzo rzadko, ale zamachy itp. były na porządku dziennym.
Tony nie specjalnie się tym interesował, aż do swoich 21 urodzin, kiedy przejął firmę. Ojciec powiedział mu wtedy o tym, że obydwu agencją bardzo zależy na broni i że będą próbowali go przeciągnąć na swoją stronę. Miał rację. Odkąd Tony objął władzę raz w miesiącu pojawiali się u niego agenci Hydry, a po dwóch tygodniach - T.A.R.C.Z.Y. Omawiał zarówno jednym jak i drugim. Hydra zaczęła mu grozić. Zawsze po ich wizycie, w którejś z fabryk Starka dochodziło do wybuchu lub w „niewyjaśnionych” okolicznościach ginął transport części. Choć straty były duże, Tony pozostawał nieugięty.
Ostatnio nieustannie był zdenerwowany. Jakieś dwa tygodnie temu przybyli do niego, jak zwykle, dwaj agenci Hydry. Wszystko przebiegało „normalnie”, jeśli w ogóle taka sytuacja mogła być normalna. Weszli do gabinetu Starka.
Tony pomyślał, że znów zaproponują mu współpracę, gdy odmówi wyjdą, a za kilka dni straci jakiś transport. Lecz gdy tym razem powiedział „nie”, usłyszał „Stark, zastanów się jeszcze nad tym, zanim znów przyjdziemy. Masz taką uroczą rodzinę, szkoda by było, gdyby im się coś stało.” Wyszli. Tony zamarł przy biurku. Co miał zrobić?
Od tego czasu zaczął się zastanawiać nad propozycją T.A.R.C.Z.A. Z tego co wiedział, z różnych źródeł, ta organizacja próbowała chronić ludzi przed atakami Hydry. Nie była bynajmniej „bez skazy”, jednak jeśli Tony musiał wybierać, a w takiej sytuacji nie miał wyboru, wolał już współpracować z T.A.R.C.Z.A. Nie mógł pozwolić, aby coś stało się jego rodzinie.
Z zamyślenia wyrwał go telefon. Tony odruchowo wyciszył telewizor. Wyjął komórkę z kieszeni i odebrał.
- Słucham - powiedział lekko poirytowany.
- Panie Stark, za godzinę ma pan posiedzenie rady zarządu. - usłyszał kobiecy głos, to była jego asystentka. - Czy mam zapowiedzieć pańskie spóźnienie?
- Jak ty mnie dobrze znasz, Natalie - uśmiechnął się Tony. - Będę za dwie godziny.
- Dobrze. - odparła kobieta.
Stark się rozłączył. Spojrzał na zegar. Dochodziła ósma.
Wstał z kanapy i ruszył do sypialni. Susan właśnie się czesała przed lustrem. Podszedł do niej od tyłu i ją objął. Opuściła rękę ze szczotką.
- Muszę jechać - szepnął jej do ucha.
- Skoro musisz - westchnęła. - Wolałabym żebyś został. - odwróciła się i go pocałowała.
Tony się uśmiechnął. Wyminął ją i sięgnął po jeden z wielu swoich garniturów.
Spotkanie ciągnęło się w nieskończoność. Gdy wreszcie dobiegło końca, Tony myślał, że minęły trzy godziny. Jednak, gdy wszedł do swojego gabinetu, zegar wskazywał dopiero jedenastą.
Chwilę później rozległo się pukanie.
- Proszę! - zawołał Stark.
W drzwiach stanęła Natalie Rushman.
- Ktoś do pana. - powiedziała.
- Kto? - zapytał Tony.
- Oni - odparła tylko kobieta.
Stark doskonale wiedział jacy „oni”.
- Wpuść ich. - zadecydował.
Po chwili do gabinetu wszedł wysoki, ciemnoskóry mężczyzna. Miał na sobie długi czarny płaszcz i… przepaskę na oku.
- A gdzie tamta dwójka? - odezwał się Stark.
- Agentka May i agent Coulson czekają na zewnątrz. - odparł przybysz, siadając na krześle naprzeciw Tony’ego. - Nazywam się Nicholas J. Fury, jestem dyrektorem T.A.R.C.Z.A.
- A co się stało, że sam „wielki” dyrektor mnie odwiedził? - powiedział z sarkazmem Tony.
- Wiemy, że Hydra grozi pańskiej rodzinie… - odparł Fury.
W tym momencie ironiczny uśmieszek, który zawsze pojawiał się na ustach Starka podczas takich wizyt, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał ostro.
- Mam swoje źródła. - odparł spokojnie dyrektor agencji.
- Podsłuchujecie mnie! - Stark stracił nad sobą panowanie.
Zerwał się zza biurka i uderzył pięścią w blat.
Miał dość. Odwrócił się od swojego „gościa” i spojrzał przez okno. Nad miastem nadal zalegały resztki porannej mgły. Tony miał wielką ochotę wezwać ochronę i wyrzucić stąd tego jednookiego faceta, ale nie mógł. Był przyparty do muru. To była prawdopodobnie jedyna szansa, aby ocalić rodzinę. W tym momencie odezwał się Fury.
- Możemy zapewnić im ochronę.
Stark nadal milczał, patrząc na miasto.
- Jeśli dołączysz… - kontynuował dyrektor T.A.R.C.Z.A
- Jeśli dołączysz, jeśli dołączysz - przerwał mu Stark, nie odwracając się. - Dlaczego uwzięliście się akurat na mnie i na moją firmę? Mało jest producentów broni na świecie?
- Zdziwiłbyś się - odparł Fury. - Jesteś ostatnim, który nie opowiedział się po żadnej stronie. Większość „wybrała” Hydrę.
W pomieszczeniu zaległa cisza, ale w głowie Tony’ego huczało. Myśli przelatywały przez nią z szybkością błyskawicy. Myślał, że rozsadzą mu czaszkę.
- Więc ja dostarczam wam broń, a wy chronicie moją rodzinę przed Hydrą… - powiedział cicho, nadal nie odrywając oczu od okna.
- Tak. - odparł dyrektor.
Stark się odwrócił i powoli podszedł do biurka.
- W takim razie… zgoda. - wypluł ostatnie słowo, jakby było najohydniejszą substancją, jaką kiedykolwiek miał w ustach.
Fury wyciągnął do niego dłoń. Tony uścisnął ją z niechęcią.
- Do zobaczenia - pożegnał się dyrektor T.A.R.C.Z.A i wyszedł.
„Byle niezbyt szybkiego” pomyślał Stark.
Opadł na fotel. Miał wrażenie, że zaprzedał duszę, ale czego się nie robi dla rodziny? Przynajmniej teraz byli bezpieczni.
Nie wiedział jak długo tak siedział. Jednak gdy dotarł do domu, dochodziła trzecia.
- Cześć, skarbie. - Susan czekała na niego w drzwiach. Była projektantką mody, więc głównie pracowała w domu.
- Spotkanie się przełożyło? - zapytała.
- Tak. - skłamał bez zająknięcia Tony. - Gdzie dzieci?
- Tam gdzie zwykle. - Susan się uśmiechnęła.
Stark pocałował ją i ruszył na dół.
Były tam tylko trzy pomieszczenia: jego laboratorium, pracownie Susan oraz bawialnia. Właśnie tam poszedł.
Matt, jego czteroletni syn, grał na konsoli, a Avri, jego sześcioletnia córka, siedziała w kącie bawialni z książką na kolanach. Gdy tylko Tony wszedł do pokoju, odłożyła „Podstawy Fizyki” i podbiegła do niego.
- Cześć, tatusiu! - zawołała
i przytuliła się do niego.
Mężczyzna wziął ją na ręce.
- Co tam, kochanie? -
zapytał.
Dziewczynka zrobiła poważną
minę. To zawsze go rozbawiało.
- Tatusiu, mam do ciebie
pytanie - powiedziała.
- Słucham uważnie. - odparł
Tony, z trudem powstrzymując śmiech. Już on znał te pytania Avri.
- Co to jest ruch wahadłowy?
- zapytała dziewczynka.
Mężczyzna się uśmiechnął. Już
otwierał usta, żeby jej odpowiedzieć, gdy zadzwonił jego telefon. Odstawił
dziewczynkę na ziemię i odebrał. Chwilę słuchał w milczeniu.
- Jeszcze dzisiaj? - zapytał.
- Koniecznie. - odparła
Natalie. - Jutro wszystko musi być gotowe.
- A nie wystarczy mój podpis?
- odezwał się znów Stark. - Muszę przyjeżdżać?
- Tak, gdyby było inaczej, to
bym pana nie niepokoiła.
- Dobrze. - powiedział Tony.
- Będę o szóstej. A i jeszcze jedno Natalie…
- Słucham.
- Dobrze się czujesz? -
zapytał.
- Tak, a o co chodzi? -
kobieta zdawała się zbita z tropu.
- Masz zmieniony głos…
- Nic mi nie jest - odparła
szybko Natalie.
- Nieważne. - Stark pokręcił
głową. - Do zobaczenia - rozłączył się.
Avri stała obok niego i
czekała.
- Posłuchaj, kochanie. -
ukucnął, aby być na wysokości dziewczynki. - Muszę niedługo jechać znowu do
pracy, więc zrobimy tak: gdy wrócę to ci wszystko wytłumaczę, dobrze?
- Dobrze. - odparła. - Tylko
wracaj szybko.
Pocałowała go w policzek i
pobiegła po swoją książkę.
Tony wstał. Podszedł do
Matta.
- A ty nie przywitasz się z
tatą? - zapytał, stając za chłopcem.
- Cześć, tato - odpowiedział
tamten, nawet się nie odwracając.
Tony tylko pokręcił głową i
wyszedł z pokoju.
Zbliżała się szósta, kiedy
Stark wszedł do swojego gabinetu. Miał tam na niego czekać przedstawiciel firmy
budowlanej. Mieli omówić ostatnie szczegóły dotyczące budowy nowej fabryki. Ale
gabinet był pusty.
„Co jest, do cholery”
pomyślał Tony. „Gdzie on jest?”
Właśnie miał wezwać Natalie,
aby ją o to zapytać, gdy usłyszał brzęk tłuczonego szkła. Odwrócił się w tamtą
stronę. Wśród odłamków tego, co jeszcze przed chwilą było oknem, stał jakiś
mężczyzna. Miał blond włosy. Ubrany był w ciemny kostium ze znakiem Hydry na
piersi. Mierzył do Starka z… łuku.
Wszystko zaczęło dziać się błyskawicznie.
Do pokoju wpadła Natalie. W ostatniej chwili odepchnęła Tony’ego na bok.
Strzała przeszyła jej serce.
- Barton - zdążyła
powiedzieć, przesączając to jedno słowo całą swoją nienawiścią do oprawcy, nim
upadła na podłogę.
- Szkoda, Romanoff. - odezwał
się agent Hydry, wyjmując kolejną strzałę. Tony, który upał na ziemię, gdy
Natalie go odepchnęła, właśnie się podniósł. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć,
czy chociażby pomyśleć, Barton wypuścił strzałę.
Starka ogarnęła
nieprzenikniona ciemność.
Dziękuje ci bardzo za dedykację, jestem bardzo zadowolona z tego powodu :) Ale nie wiem czy do końca zrozumiałam, ten rozdział to takie cofniecie się w czasie, tak? A zakończenie mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, naprawdę się ucieszyłam :D
OdpowiedzUsuńOk rozdział mi się podoba, ale proszę o wyjaśnienie. Czy to jakaś podróż w czasie? Jakaś iluzja? Gdzie jest Pepper? Dlaczego Clint jest z Hydry i dlaczego skrzywdził Natashę? O co kaman??????
OdpowiedzUsuńFajny rozdział bardzo bardzo... inny. Mam nadzieję, że następny będzie wcześniej bo umieram z ciekawości. Proszę daj go wcześniej. Błagam.
OdpowiedzUsuń