Hej. Oto kolejny rozdział.
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania :D
Avengersi patrzyli na nią z
niedowierzaniem. Wszyscy oprócz Wdowy. Kobieta już dawno poznała się na Anne.
Dotąd nie miała pewności, a raczej dowodów, na to, że tamta pracuje dla A.I.M.,
ale przeczucia się potwierdziły.
- Nie wiedziałam, że A.I.M.
jest organizacją terrorystyczną. - usprawiedliwiła się Anne. - Na początku… -
dodała cicho.
- Dlaczego? - odezwał się Kapitan,
w jego głosie nie było żadnych emocji.
- Jestem chora na pląsawicę Huntingtona
- mimo, że nie lubiła o tym mówić, Anne zdecydowała się niczego przed nimi nie
ukrywać. - Dlatego studiowałam genetykę. Ale po studiach nigdzie nie mogłam
znaleźć pracy…
- O czym ty mówisz? -
zniecierpliwiła się Natasha.
- Jakiś czas później ktoś do
mnie przyszedł - Anne puściła jej słowa mimo uszu. - i zaproponował
finansowanie badań. Najpierw nie mogłam w to uwierzyć. Ale rzeczywiście
dostałam własne laboratorium, asystenta i praktycznie nieograniczone środki.
Jedynym warunkiem jaki postawili było przeprowadzanie dla niech pewnych badań. Co
jakiś czas przynosili próbki, a ja dokonywałam analizy. Nic wielkiego, w
porównaniu z tym, że mogłam pracować nad lekarstwem. Wtedy ignorowałam
przesłanki o tym, że organizacja, dla której pracuję jest organizacją
terrorystyczną. - urwała na chwilę.
Avengersi słuchali w
milczeniu, nadal; nadal nie wiedzieli co się dzieje w wieży, a to na pewno była
jej sprawka. Jane nie zwracała na nich uwagi, stała z boku i kołysząc Katrinę
cicho jej śpiewała. Dziewczynka niespokojnie się wierciła, chcąc aby mama
postawiła ją na ziemi, ta jednak nadal ją trzymała.
- Półtora tygodnia temu, gdy
weszłam do laboratorium, na jednym ze stołów była paczka, zawinięta w szary
papier i zaadresowana do mnie. Brakowało adresu nadawcy i znaczka. Najpierw się
wystraszyłam, wiedziałam dla kogo pracuję. Paczka cały dzień stała tam gdzie ją
zastałam, a ja omijałam ją szerokim łukiem. Wieczorem, kiedy miałam już
wychodzić, coś mnie tknęło. Podeszłam do przesyłki i ją otworzyłam. W środku
był PenDrive i telefon. Wyjęłam oba urządzenia. Gdy włączyłam komórkę,
usłyszałam „ Masz jedną nieodebraną
wiadomość” Kliknęłam. Okazało się, że to nagranie głosowe. „Pani zadaniem jest podłączenie tego
PenDrive’a do komputera głównego AvengersTower w centrum Nowego Jorku. Na
wykonanie zadania ma pani dwa tygodnie. Lepiej nas nie zawiedź.” W tym
momencie telefon zabrzęczał i wyłączył się. Nie wiem jak długo stałam nad tą
paczką. Najpierw pojawiło się pytanie „Dlaczego?”,
ale nigdy nie wiedziałam dlaczego oni coś robią, więc pytanie zmieniło się na „Jak?”. Jak mam się dostać do być może
najlepiej strzeżonego budynku w Stanach? A musiałam to zrobić, wolałam nie
myśleć co się stanie, jeśli „zawiodę”.
Z tymi myślami zebrałam rzeczy i wróciłam do domu. Resztę historii już znacie.
- Czyli wszystko, co nam
mówiłaś to były kłamstwa? - odezwał się Kapitan, wszyscy patrzyli ze złością na
Anne.
- W większości. - przyznała.
- Gdybyś nie
była siostrą Starka…- zaczęła Wdowa.
- Co?! Co powiedziałaś?! -
Anne przerwała jej w pół zdania.
- Myślałam, że o tym wiesz. -
powiedziała.
- Pewnie to sprawiło, że
A.I.M. wybrało właśnie ciebie do tej misji. - dodał Steve.
- Nie wiedziałam. - szepnęła.
Wyglądała na kompletnie zbitą
z tropu. Usiadła na najbliższym krześle.
- A gdzie on teraz jest? -
zapytała po chwili.
- W szpitalu. - odezwał się
Sokół.
- Jak to?! - kobieta była
coraz bardziej blada.
Tak naprawdę nie chciała
nikogo skrzywdzić, ale strach o własne życie przyćmiewał zdrowy rozsądek.
„Czy to naprawdę jest mój
brat? Czy to możliwe? To był błąd. Praca dla A.I.M., mimo wszystkich korzyści,
była błędem.
- Jego zbroja zwariowała
wczoraj podczas misji. - powiedział Banner. - Wiesz coś o tym?
- MODOK - odparła kobieta.
- Kto? - wszyscy na nią
spojrzeli.
Jane w końcu dała za wygraną
i postawiła Katrinę na ziemi. Dziewczynka od razu poczłapała do Bruce’a.
Mężczyzna wziął ją na ręce. Pozostali nie zwrócili na to uwagi, nadal patrząc
na Anne. Kobieta wstała.
- Jest dowódcą A.I.M. -
odparła. - Właściwie nie jestem pewna czy jest człowiekiem. Wygląda dość
groteskowo, ale najważniejsze jest to, że ma moce technopatyczne. - widząc ich
miny, dodała - Kontroluje technologię.
Banner oddał Katrinę Thorowi
i podszedł do komputera głównego. Okazało się, że może przeglądać pliki, ale
nie jest w stanie wydać urządzeniu żadnego polecenia. Zaczął przeszukiwać dane.
Reszta Avengersów czekała na kolejne wyjaśnienia.
- Czyli wczoraj byłaś tu żeby
podłączyć tego PenDrive’a - bardziej stwierdziła, niż zapytała Wdowa.
- Tak - Anne kiwnęła głową. -
Dostałam wiadomość, że mam jak najszybciej zakończyć misję i opuścić wieżę w
ciągu 24 godzin od jej wykonania. Domyśliłam się, że musi to oznaczać
zniszczenie wieży, albo coś w tym stylu, ale było za późno żeby się wycofać… -
zamilkła.
- Nie dobrze. - usłyszeli
zdenerwowany głos Bruce’a.
Na ekranie komputera pojawił
się zegar odliczający czas. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Co jest? - zapytał Sokół.
- Reaktor zasilający wieżę
zaczął się przeładowywać. - odparł Banner. - za pół godziny wybuchnie, wywołując
falę, która zaleje pół Manhattanu.
Nikt się nie odzywał, nikt
nie pytał jak Bruce zdobył te informacje, skoro komputery nie odpowiadały na
polecenia. Wszyscy wpatrywali się w Bannera, mając nadzieję, że coś wymyśli.
- Możemy odciąć MODOKa od
wieży - oznajmił po chwili doktor. - Musielibyśmy zniszczyć komputer główny,
ale tylko dzięki niemu można zdalnie wyłączyć reaktor.
- Przecież system i tak nie
działa. - zauważyła Wdowa.
- Masz rację. - Bruce się
zamyślił. - Jest inny sposób. - powiedział po chwili. - Jeśli usuniemy rdzeń z
reaktora, ten przestanie się ładować. Ale ta opcja niesie ze sobą pewne ryzyko.
Reaktor gromadzi energię. Przy wyjmowaniu rdzenia może dojść do wyładowania,
które zabije osobę próbującą to zrobić. A jeżeli usuniemy rdzeń zbyt późno do
wybuchu i tak dojdzie.
- A mamy jakieś inne wyjście?
- zapytał Kapitan.
- Chyba nie - Banner pokręcił
głową.
- Gdy zniszczymy komputer
główny, MODOK nie będzie mógł kontrolować wieży… - odezwał się Sokół.
- Tak, ale blokada
pozostanie. - dodał Bruce.
- Blokada to nie problem. -
wtrącił się Steve. - Potem dostaniemy się na dach i weźmiemy jednego z jetów…
Zegar odliczający czas do
wybuchu wskazał 20 minut.
- Dobrze - przerwał mu Sokół.
- Nie ma czasu. Zabierajmy się do roboty.
- Mógłbym odłączyć komputer -
odezwał się Banner - ale on ma bezprzewodowe łącza i za długo by to trwało.
Thor - zwrócił się do Gromowładnego, który stał bardziej z tyłu, koło Jane znów
nucącej coś do Katriny. - musisz zniszczyć jednostkę główną. - bóg piorunów
podszedł do Bruce’a.
- Co mam zrobić? - zapytał.
- Uderz tu - Banner wskazał
miejsce, w którym znajdowały się najważniejsze podzespoły - najmocniej jak
potrafisz. To skutecznie wyłączy komputer.
Gromowładny skinął głową i
wezwał Mjolnir, który leżał do tej pory na jednym ze stołów laboratoryjnych.
Wszyscy się cofnęli. Thor uniósł młot. Jedno uderzenie wystarczyło. Urządzenie
zaczęło dymić.
- Załatwione - odezwał się
Bruce.
- Wiesz jak usunąć rdzeń z
reaktora? - zwrócił się do niego Kapitan.
Naukowiec skinął głową.
- W takim razie, razem z
Wdową, zajmiecie się reaktorem. - zarządził. - Thor, Sokół i ja pójdziemy po
skrzydła i tarczę, a potem do was dołączymy.
- Ok. - Banner i Natasha
ruszyli w stronę wyjścia.
Kobieta zatrzymała się w
drzwiach i odwróciła się gwałtownie, jakby nagle coś sobie przypomniała.
- A co z nią? - wskazała na
Anne. - Przecież nie może tu zostać z Jane i Katriną.
- Weźmiemy ją ze sobą. -
powiedział zniecierpliwiony Bruce, który stał obok Wdowy. - Nie mamy czasu.
Zostało - spojrzał na zegarek na nadgarstku. - 15 minut.
Natasha skinęła na Anne.
- No chodź.
Wdowa przepuściła Carter w
drzwiach. Gdy ta ją mijała, kobieta szepnęła jej do ucha.
- Tylko nie próbuj żadnych
sztuczek.
Po chwili cała trójka
zniknęła z laboratorium.
- My też chodźmy - odezwał
się Sokół.
- Nie ma czasu do stracenia.
- zgodził się z nim Kapitan.
Mężczyźni ruszyli w stronę
drzwi. Thor podszedł do Jane.
- Nie martw się. -
powiedział. - Tu będziecie bezpieczne, a my niedługo wrócimy.
Avengersi opuścili
pomieszczenie. Zeszli piętro niżej. Niedługo zajęło im odzyskanie sprzętu.
- No - odezwał się Sokół,
rozkładając skrzydła. - Tak lepiej.
- Ruszajmy - zarządził
Kapitan, który miał już na sobie swój kostium.
Wyszli na dach. Gdy spojrzeli
na miasto, ich plany natychmiast się zmieniły.
Słońce już dawno zaszło, ale
Nowy Jork nigdy nie był pogrążony w mroku. Nigdy do tej pory. Zwykle błyszczące
tysiącami barw neonów miasto, było teraz całkowicie ciemne.
Jak zwykle świetne. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńJak manipulacja to MODOK. Fajny rozdział. Ciekawi mnie, czy uda im się ocalić miasto przed wybuchem. Ta Anne wszystko miesza i przez swoją chorobę ma niszczyć innym życie ? Służba u pszczelarzy. Oj zły wybór. A ona naprawdę jest kimś z rodziny? Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńiron-adventures.blogspot.com