niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział X



Hej. Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania :D


Avengersi patrzyli na nią z niedowierzaniem. Wszyscy oprócz Wdowy. Kobieta już dawno poznała się na Anne. Dotąd nie miała pewności, a raczej dowodów, na to, że tamta pracuje dla A.I.M., ale przeczucia się potwierdziły.
- Nie wiedziałam, że A.I.M. jest organizacją terrorystyczną. - usprawiedliwiła się Anne. - Na początku… - dodała cicho.
- Dlaczego? - odezwał się Kapitan, w jego głosie nie było żadnych emocji.
- Jestem chora na pląsawicę Huntingtona - mimo, że nie lubiła o tym mówić, Anne zdecydowała się niczego przed nimi nie ukrywać. - Dlatego studiowałam genetykę. Ale po studiach nigdzie nie mogłam znaleźć pracy…
- O czym ty mówisz? - zniecierpliwiła się Natasha.
- Jakiś czas później ktoś do mnie przyszedł - Anne puściła jej słowa mimo uszu. - i zaproponował finansowanie badań. Najpierw nie mogłam w to uwierzyć. Ale rzeczywiście dostałam własne laboratorium, asystenta i praktycznie nieograniczone środki. Jedynym warunkiem jaki postawili było przeprowadzanie dla niech pewnych badań. Co jakiś czas przynosili próbki, a ja dokonywałam analizy. Nic wielkiego, w porównaniu z tym, że mogłam pracować nad lekarstwem. Wtedy ignorowałam przesłanki o tym, że organizacja, dla której pracuję jest organizacją terrorystyczną. - urwała na chwilę.
Avengersi słuchali w milczeniu, nadal; nadal nie wiedzieli co się dzieje w wieży, a to na pewno była jej sprawka. Jane nie zwracała na nich uwagi, stała z boku i kołysząc Katrinę cicho jej śpiewała. Dziewczynka niespokojnie się wierciła, chcąc aby mama postawiła ją na ziemi, ta jednak nadal ją trzymała.
- Półtora tygodnia temu, gdy weszłam do laboratorium, na jednym ze stołów była paczka, zawinięta w szary papier i zaadresowana do mnie. Brakowało adresu nadawcy i znaczka. Najpierw się wystraszyłam, wiedziałam dla kogo pracuję. Paczka cały dzień stała tam gdzie ją zastałam, a ja omijałam ją szerokim łukiem. Wieczorem, kiedy miałam już wychodzić, coś mnie tknęło. Podeszłam do przesyłki i ją otworzyłam. W środku był PenDrive i telefon. Wyjęłam oba urządzenia. Gdy włączyłam komórkę, usłyszałam „ Masz jedną nieodebraną wiadomość” Kliknęłam. Okazało się, że to nagranie głosowe. „Pani zadaniem jest podłączenie tego PenDrive’a do komputera głównego AvengersTower w centrum Nowego Jorku. Na wykonanie zadania ma pani dwa tygodnie. Lepiej nas nie zawiedź.” W tym momencie telefon zabrzęczał i wyłączył się. Nie wiem jak długo stałam nad tą paczką. Najpierw pojawiło się pytanie „Dlaczego?”, ale nigdy nie wiedziałam dlaczego oni coś robią, więc pytanie zmieniło się na „Jak?”. Jak mam się dostać do być może najlepiej strzeżonego budynku w Stanach? A musiałam to zrobić, wolałam nie myśleć co się stanie, jeśli „zawiodę”. Z tymi myślami zebrałam rzeczy i wróciłam do domu. Resztę historii już znacie.
- Czyli wszystko, co nam mówiłaś to były kłamstwa? - odezwał się Kapitan, wszyscy patrzyli ze złością na Anne.
- W większości. - przyznała.
- Gdybyś nie była siostrą Starka…- zaczęła Wdowa.
- Co?! Co powiedziałaś?! - Anne przerwała jej w pół zdania.
- Myślałam, że o tym wiesz. - powiedziała.
- Pewnie to sprawiło, że A.I.M. wybrało właśnie ciebie do tej misji. - dodał Steve.
- Nie wiedziałam. - szepnęła.
Wyglądała na kompletnie zbitą z tropu. Usiadła na najbliższym krześle.
- A gdzie on teraz jest? - zapytała po chwili.
- W szpitalu. - odezwał się Sokół.
- Jak to?! - kobieta była coraz bardziej blada.
Tak naprawdę nie chciała nikogo skrzywdzić, ale strach o własne życie przyćmiewał zdrowy rozsądek.
„Czy to naprawdę jest mój brat? Czy to możliwe? To był błąd. Praca dla A.I.M., mimo wszystkich korzyści, była błędem.
- Jego zbroja zwariowała wczoraj podczas misji. - powiedział Banner. - Wiesz coś o tym?
- MODOK - odparła kobieta.
- Kto? - wszyscy na nią spojrzeli.
Jane w końcu dała za wygraną i postawiła Katrinę na ziemi. Dziewczynka od razu poczłapała do Bruce’a. Mężczyzna wziął ją na ręce. Pozostali nie zwrócili na to uwagi, nadal patrząc na Anne. Kobieta wstała.
- Jest dowódcą A.I.M. - odparła. - Właściwie nie jestem pewna czy jest człowiekiem. Wygląda dość groteskowo, ale najważniejsze jest to, że ma moce technopatyczne. - widząc ich miny, dodała - Kontroluje technologię.
Banner oddał Katrinę Thorowi i podszedł do komputera głównego. Okazało się, że może przeglądać pliki, ale nie jest w stanie wydać urządzeniu żadnego polecenia. Zaczął przeszukiwać dane. Reszta Avengersów czekała na kolejne wyjaśnienia.
- Czyli wczoraj byłaś tu żeby podłączyć tego PenDrive’a - bardziej stwierdziła, niż zapytała Wdowa.
- Tak - Anne kiwnęła głową. - Dostałam wiadomość, że mam jak najszybciej zakończyć misję i opuścić wieżę w ciągu 24 godzin od jej wykonania. Domyśliłam się, że musi to oznaczać zniszczenie wieży, albo coś w tym stylu, ale było za późno żeby się wycofać… - zamilkła.
- Nie dobrze. - usłyszeli zdenerwowany głos Bruce’a.
Na ekranie komputera pojawił się zegar odliczający czas. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Co jest? - zapytał Sokół.
- Reaktor zasilający wieżę zaczął się przeładowywać. - odparł Banner. - za pół godziny wybuchnie, wywołując falę, która zaleje pół Manhattanu.
Nikt się nie odzywał, nikt nie pytał jak Bruce zdobył te informacje, skoro komputery nie odpowiadały na polecenia. Wszyscy wpatrywali się w Bannera, mając nadzieję, że coś wymyśli.
- Możemy odciąć MODOKa od wieży - oznajmił po chwili doktor. - Musielibyśmy zniszczyć komputer główny, ale tylko dzięki niemu można zdalnie wyłączyć reaktor.
- Przecież system i tak nie działa. - zauważyła Wdowa.
- Masz rację. - Bruce się zamyślił. - Jest inny sposób. - powiedział po chwili. - Jeśli usuniemy rdzeń z reaktora, ten przestanie się ładować. Ale ta opcja niesie ze sobą pewne ryzyko. Reaktor gromadzi energię. Przy wyjmowaniu rdzenia może dojść do wyładowania, które zabije osobę próbującą to zrobić. A jeżeli usuniemy rdzeń zbyt późno do wybuchu i tak dojdzie.
- A mamy jakieś inne wyjście? - zapytał Kapitan.
- Chyba nie - Banner pokręcił głową.
- Gdy zniszczymy komputer główny, MODOK nie będzie mógł kontrolować wieży… - odezwał się Sokół.
- Tak, ale blokada pozostanie. - dodał Bruce.
- Blokada to nie problem. - wtrącił się Steve. - Potem dostaniemy się na dach i weźmiemy jednego z jetów…
Zegar odliczający czas do wybuchu wskazał 20 minut.
- Dobrze - przerwał mu Sokół. - Nie ma czasu. Zabierajmy się do roboty.
- Mógłbym odłączyć komputer - odezwał się Banner - ale on ma bezprzewodowe łącza i za długo by to trwało. Thor - zwrócił się do Gromowładnego, który stał bardziej z tyłu, koło Jane znów nucącej coś do Katriny. - musisz zniszczyć jednostkę główną. - bóg piorunów podszedł do Bruce’a.
- Co mam zrobić? - zapytał.
- Uderz tu - Banner wskazał miejsce, w którym znajdowały się najważniejsze podzespoły - najmocniej jak potrafisz. To skutecznie wyłączy komputer.
Gromowładny skinął głową i wezwał Mjolnir, który leżał do tej pory na jednym ze stołów laboratoryjnych. Wszyscy się cofnęli. Thor uniósł młot. Jedno uderzenie wystarczyło. Urządzenie zaczęło dymić.
- Załatwione - odezwał się Bruce.
- Wiesz jak usunąć rdzeń z reaktora? - zwrócił się do niego Kapitan.
Naukowiec skinął głową.
- W takim razie, razem z Wdową, zajmiecie się reaktorem. - zarządził. - Thor, Sokół i ja pójdziemy po skrzydła i tarczę, a potem do was dołączymy.
- Ok. - Banner i Natasha ruszyli w stronę wyjścia.
Kobieta zatrzymała się w drzwiach i odwróciła się gwałtownie, jakby nagle coś sobie przypomniała.
- A co z nią? - wskazała na Anne. - Przecież nie może tu zostać z Jane i Katriną.
- Weźmiemy ją ze sobą. - powiedział zniecierpliwiony Bruce, który stał obok Wdowy. - Nie mamy czasu. Zostało - spojrzał na zegarek na nadgarstku. - 15 minut.
Natasha skinęła na Anne.
- No chodź.
Wdowa przepuściła Carter w drzwiach. Gdy ta ją mijała, kobieta szepnęła jej do ucha.
- Tylko nie próbuj żadnych sztuczek.
Po chwili cała trójka zniknęła z laboratorium.
- My też chodźmy - odezwał się Sokół.
- Nie ma czasu do stracenia. - zgodził się z nim Kapitan.
Mężczyźni ruszyli w stronę drzwi. Thor podszedł do Jane.
- Nie martw się. - powiedział. - Tu będziecie bezpieczne, a my niedługo wrócimy.
Avengersi opuścili pomieszczenie. Zeszli piętro niżej. Niedługo zajęło im odzyskanie sprzętu.
- No - odezwał się Sokół, rozkładając skrzydła. - Tak lepiej.
- Ruszajmy - zarządził Kapitan, który miał już na sobie swój kostium.
Wyszli na dach. Gdy spojrzeli na miasto, ich plany natychmiast się zmieniły.
Słońce już dawno zaszło, ale Nowy Jork nigdy nie był pogrążony w mroku. Nigdy do tej pory. Zwykle błyszczące tysiącami barw neonów miasto, było teraz całkowicie ciemne. 

2 komentarze:

  1. Jak zwykle świetne. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak manipulacja to MODOK. Fajny rozdział. Ciekawi mnie, czy uda im się ocalić miasto przed wybuchem. Ta Anne wszystko miesza i przez swoją chorobę ma niszczyć innym życie ? Służba u pszczelarzy. Oj zły wybór. A ona naprawdę jest kimś z rodziny? Czekam na nexta ;)

    iron-adventures.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń