Naczekaliście się naprawdę długo na nowy rozdział – przepraszam. W
wakacje w ogóle nie mam weny, ale w końcu się udało :) Jest to ostatni rozdział
tego opowiadania. Pozostał jeszcze tylko epilog, a potem coś nowego. I tu w
sumie mam do was pytanie: czy chcielibyście zobaczyć na blogu kilka one shotów,
w których Avengers znajdowali by się w różnych uniwersach (np. Harry Potter, Star
Wars itd.)? Czy woli byście żebym się trzymała linii fabularnej i pisała
kolejne długie opowiadanie?
No trochę przydługi ten wstęp, ale teraz już zapraszam do czytania :)
Sokół poinformował Tony’ego o
wszystkim co ustalili. Perspektywa ochrony jednego pomieszczenia, a nie całego
domu, zmieniała taktykę, a więc i broń.
Aggregatio znajdowało się na piętrze,
naprzeciwko szerokich schodów prowadzących z salonu na antresolę. Miało to
swoje plusy i minusy. Do plusów należało zdecydowanie to, że było tam dość
miejsca, aby Sokół mógł wykorzystać skrzydła; natomiast do minusów fakt, że
Istoty Cienia także miały dużą przestrzeń do ataku. W wąskim korytarzu byłoby
łatwiej blokować ich ataki.
Stark podszedł do swojej zbroi.
Przede wszystkim musiał doprowadzić ją do stanu używalności. Przeprogramowanie
repulsorów na światło UV nie zajęłoby zbyt wiele czasu, ale pancerz był
porządnie uszkodzony. Geniusz zaczął od naprawy reaktora. Na szczęście rdzeń
został nienaruszony. Udało mu się odbudować urządzenie - było równie sprawne
jak przed bitwą. Potem naprawił wszystkie uszkodzone systemy i podzespoły.
Zajęło mu to sporo czasu, ale bez zbroi nie byłby użyteczny w tej walce.
Naprawił także skrzydła Sokoła.
Gdy skończył zabrał się za broń dla
pozostałych. Dużym problemem okazało się zasilanie. Napięcie prądu w miejskiej
sieci było zbyt niskie, a do tego broń przewodowa to nie byłby dobry pomysł. Nie
miał też palladu, nie mówiąc już o nowym pierwiastku zasilającym reaktor.
Musiał zrobić akumulatory, które niestety były znacznie mniej wydajne od
reaktora. To mogło się odbić na skuteczności broni.
***
Zbliżała się jedenasta, gdy w salonie
pojawił się Tony. Pozostali na niego czekali, snując się po pokoju. Nikt nie
był w stanie odpocząć, nie mówiąc już o śnie - zbyt wiele teraz od nich
zależało, zbyt małe były szanse na powodzenie.
- Chodźcie ze mną. – powiedział nie
schodząc nawet na dół schodów.
Wszyscy na niego spojrzeli, ale nikt
się nie odezwał, po prostu ruszyli za geniuszem.
Zatrzymali się tuż
za drzwiami do laboratorium, tylko Stark wszedł dalej. Gdy się zorientował, że
jego przyjaciele zostali w tyle, odwrócił się do nich zniecierpliwiony.
- Idziecie czy nie?
- zapytał.
Dopiero wtedy
Avengers ruszyli się z miejsca. Tony wskazał na stolik, na którym leżały jakieś
dziwne przedmioty. Za nim stała zbroja, a obok leżały - w tej chwili złożone -
skrzydła Sokoła. Stark spojrzał na przyjaciół.
- Panie przodem - z
uśmiechem zwrócił się do Lady Sif i podał jej coś, co przypominało
kilkunastocentymetrowy, metalowy kołek. - Naciśnij tu. - wskazał na mały guzik
z boku urządzenia.
Gdy kobieta wykonała
polecenie, z maszyny wydobył się długi snop światła.
- Miecz świetlny -
zaśmiał się Sam. – Uważaj, żeby Lucas nie pozwał cię za łamanie praw
autorskich.
- Dla ciebie też coś
mam, wesołku. - odparł Stark i wręczył mu plecak ze skrzydłami.
- Naprawione? -
zapytał Sokół, który przestał się już śmiać z miecza świetlnego.
- Oczywiście. - Tony
sięgnął znów na stolik. – To są granaty błyskowe. – oznajmił, pokazując
metalowe kulki wielkości kauczuka.
Sam wziął kilka do
ręki i zaczął im się przyglądać.
- Wystarczy, że
rzucisz nimi o podłogę. – rzucił Stark mimochodem, znów odwracając się od
przyjaciół. – Mam nadzieję, że mieczem posługujesz się równie dobrze jak
młotem. – podał Thorowi takie samo urządzenie, którym właśnie bawiła się Lady
Sif.
Gromowładny nie mógł
na razie przywołać młota, aby nie zdradzić miejsca ich pobytu, z resztą jego
pioruny i tak na nic by się nie zdały w pomieszczeniu.
- Owszem, Iron
Manie. – zagrzmiał bóg piorunów, uruchamiając otrzymaną broń.
- Zdążyłem jeszcze
zrobić reflektor zabezpieczający drzwi, ale nie wiem jak długo wytrzyma źródło
zasilania. – kontynuował Tony, znów odwracając się do stolika i całkowicie
ignorując Gromowładnego, który wymachiwał swym nowym orężem na prawo i lewo. – Przyda
wam się... – zwrócił się w stronę przyjaciół i urwał. – Thor, to było całkiem
porządne krzesło. – powiedział, przyglądając się przeciętemu na pół siedzeniu.
Bóg piorunów wyłączył swój miecz. – Na czym to ja skończyłem? – Tony powrócił
do przerwanej myśli. – A tak. Broń emituje dość silne światło ultrafioletowe,
więc jeśli nie chcecie oślepnąć lepiej weźcie to – podał przyjaciołom specjalne
gogle, które trzymał w ręce.
- Czas działać. –
powiedział stanowczo Sam.
***
Oddziały Istot
Cienia przeczesywały ulice miasta. Była to tylko zasłona dymna, aby Hel miała
wrażenie, że ma na coś wpływ. Loki wątpił w to, czy jej oddziałom uda się wpaść
na jakikolwiek trop Avengers. Sam przygotował odpowiednie zaklęcie, które
powinno umożliwić mu odnalezienie bohaterów, gdy tylko będzie to możliwe (zaklęcia
ochronne były trudne do wykrycia, nie mówiąc o ich złamaniu, zwłaszcza gdy mag
był potężny – a Loki był niemal pewien, że właśnie z takim miał do czynienia).
Jednak nawet Loki mógł się pomylić. Gdy
stworzenia przemierzały Bleecker Street, nagle jeden z budynków zmienił się w przepiękną willę.
Istoty Cienia od razu poszły zameldować o tym dziwnym wydarzeniu swej Pani.
Loki także odkrył miejsce pobytu Avengers, gdy tylko - punkt dwunasta - Strange
zdjął zaklęcia ochronne ze swego domu.
Natychmiast wezwał do siebie dowódcę
straży. Ten wszedł i pokłonił się nisko.
- Muszę przemyśleć sprawy królestwa i
nie życzę sobie, aby ktokolwiek mi przeszkadzał. – oznajmił Loki/Odyn. – Pod
żadnym pozorem nie wpuszczaj tu nikogo, aż do wieczora i sam też tu nie wchodź.
- Tak jest, Wszechojcze. – odparł
sługa.
- Możesz odejść. – zakończył władca.
Gdy tylko dowódca straży opuścił
pomieszczenie, Laufeyson dla pewności nałożył zaklęcie zamykające na drzwi, a
następnie udał się do tajnego przejścia. Tam zmienił postać i wezwał do siebie
jedną z Istot Cienia. Po chwili znaleźli się w AvengersTower, gdzie czekała na
nich Hel ze swoją armią.
- Są na Bleecker Street. – oznajmił
Loki.
-Wiem. – odparła królowa. – Ruszajmy.
- Zaczekaj chwilę. – zatrzymał ją bóg
kłamstw. – Jest jeszcze jedno…
Laufeyson nie mógł dopuścić, aby
którykolwiek z Nowojorczyków zobaczył bitwę, która miała się wkrótce rozegrać,
w końcu wszyscy mieli myśleć, że Avengers zginęli na dachu swojej wieży. Dlatego
bóg kłamstw otoczył całą ulicę, na której znajdował się tajemniczy dom –
kryjówka Avengers – magiczną strefą. Każdy, kto się w niej znajdował, zapadł w
głęboki sen, a ci którzy chcieli do niej wejść, od razu przenosili się na drugi
koniec dzielnicy, zapominając, że takowa w ogóle istnieje.
- Teraz możemy ruszać. - oznajmił, gdy wszystko było gotowe.
Bóg kłamstw wraz z mroczną władczynią
Helheim i jej armią pojawili się przed Sanctum Sanctorum.
Avengers byli gotowi. Zajęli pozycje
przed wejściem do Aggregatio. Kilkanaście
minut po zdjęciu zaklęć ochronnych, wejściowe drzwi do Sanctum z ogromnym
hukiem wyleciały z zawiasów. Do środka zaczęły wlewać się Istoty Cienia, a
chwilę później po drugiej stronie antresoli, na wprost bohaterów, pojawili się
Loki i Hel.
Thor od razu chciał się wyrwać w
stronę brata i udusić go gołymi rękami, jednak powstrzymała go ręka Tony’ego i
chmara Istot Cienia, które natychmiast ruszyły w jego stronę. Gromowładny
zacisnął pięści tak mocno, że zwykłemu śmiertelnikowi prawdopodobnie popękałyby
wszystkie kości w dłoni, ale nie ruszył się z miejsca. Stworzenia zatrzymały się
jak na rozkaz.
Zapadła pełna napięcia cisza.
- Po co to przedłużać? – odezwał się
w końcu Loki. – Wy się nie poddacie, a ja nawet nie miałem zamiaru wam tego
proponować, a więc Hel – zwrócił się do sojuszniczki. – czyń honory.
Królowa wydała rozkaz i wszystkie
Istoty Cienia ruszyły na Avengers.
Pierwsze kreatury bardzo się
zdziwiły, gdy Tony uruchomił reflektor ochronny nad drzwiami, a Sif i Thor
włączyli miecze świetlne. W tym samym czasie Sokół wzbił się w powietrze i
rzucił jednym z granatów w środek kłębowiska kreatur, te rozpierzchły się z
nieludzkim wyciem. Tony niemal natychmiast dołączył do pozostałych.
Początkowo stwory wydawały się
skołowane - ktoś mógł je zranić - ale szybko zmieniły taktykę z otwartej walki
na partyzantkę. Co chwila pojawiały się, zadawały cios i znikały, stając się
niemożliwe do trafienia.
- Sir, uszkodzenia pancerza 40% -
oznajmił J.A.R.V.I.S.
Tony zaklął pod nosem. W tym tempie
niedługo zbroja rozpadnie się na kawałki. Pozostali nie radzili sobie lepiej.
Sif straciła miecz, na szczęście zauważył to Sokół i dał wojowniczce kilka
granatów świetlnych, przypłacił to jednak uszkodzeniem skrzydeł. Teraz oboje
odgradzali się od stworów rzucając granaty, oparci plecami o ścianę.
Hel i Loki trzymali się z dala od
tego zgiełku. Woleli obserwować, niż ingerować. Avengers i tak nie mieli szans.
- Loki – odezwała się Hel. – jest tu
pomieszczenie, do którego moje Istoty nie mogą się dostać.
- A to ciekawe. – bóg kłamstw
uśmiechnął się pod nosem. – Myślę, że znajduje się tam ich sojusznik. Ten sam,
który pokrzyżował nasze plany na wieży, a potem ukrywał przed nami Avengers.
Tylko po co się ukrywa? Jeśli się nie mylę, jest na tyle potężnym magiem, że
miałbym w nim niemal równego sobie przeciwnika. Chyba, że…
Nie zdążył dokończyć, bo w tym
momencie, w ferworze walki, Thorowi udało przedrzeć się przez Istoty Cienia i
zwalił Laufeysona z nóg.
- Ten miecz działa nie tylko na te
stwory. – warknął Gromowładny, zbliżając broń do szyi boga kłamstw.
Zanim Loki zdążył cokolwiek zrobić,
Thor jęknął, wypuścił z ręki ostrze, które natychmiast zniknęło i osunął się na
bok. Laufeyson zamrugał gwałtownie, nie wiedząc co się stało. Podniósł się i
spojrzał na brata. Gromowładny leżał z szeroko otwartymi, bezmyślnie
wpatrującymi się w przestrzeń oczami, z kącika ust wypływała mu stróżka krwi, a
na piersi kwitła szkarłatna plama. Wzrok Lokiego przeniósł się na Hel.
- Zabiłaś go. – powiedział, nie
okazując żadnych uczuć, gdy ujrzał zakrwawiony sztylet w dłoni królowej. – Nie
taki był plan. Pozostałych mogłaś zabić, ale o jego losie miałem zadecydować
sam. – teraz stał naprzeciw władczyni Helheim, jego twarz pozostawała wyprana z
emocji.
- Gdybym tego nie zrobiła, on zabiłby
ciebie. – powiedziała z udawaną troską. Po prostu nie mogła dopuścić, aby
Laufeyson zginął zanim pokaże jej miejsce ukrycia Aetheru.
- Nie zabiłby. – odparł tamten, ale niedane
mu było powiedzieć nic więcej, ponieważ tuż obok głowy błysnął mu promień
repulsora.
Tony, Sam i Sif byli na tyle
pochłonięci walką, że nawet nie zauważyli kiedy Thor się od nich oddalił. Gdy
to dostrzegli, było już za późno. Mogli tylko bezradnie patrzeć, jak ich
przyjaciel umiera, cały czas atakowani przez Istoty Cienia. Tony przekierował moc
do repulsora piersiowego i wystrzelił. Udało mu się stworzyć coś na kształt
tunelu w skłębionej masie Istot Cienia i niewiele brakowało, a trafiłby
Lokiego.
Czas najwyższy to wszystko zakończyć.
Drzwi Aggregatio nadal były chronione
reflektorem, a więc Avengers ruszyli w stronę Lokiego. Pierwszy Stark, torując drogę
pozostałym. Jednak Istoty Cienia nie przestawały atakować, choć światło je
raniło.
- Sif, uważaj! – krzyknął Sokół w
ostatniej chwili odpychając wojowniczkę na bok.
Miecz minął ją bezpiecznie, jednak
Sam nie miał tyle szczęścia. Ostrze raniło go w prawy bok, przebijając płuco.
Bohater opadł na kolana, podpierając się rękami, z trudem łapał oddech. Z rany
obficie wypływała krew. Sif i Tony stanęli obok przyjaciela, chroniąc go przed
atakami. Iron Man włączył tarcze w częstotliwości światła ultrafioletowego.
- Sir, mocy wystarczy zaledwie na 5
minut utrzymania osłon. – odezwał się J.A.R.V.I.S.
- Trzymaj się. – Tony zwrócił się do
A.I.
Lady Sif uklęknęła przy Samie.
- Uratowałeś mnie… dziękuję. –
powiedziała. – Jesteś szlachetnym wojownikiem.
Sokół odwrócił powoli głowę w stronę
kobiety. Uśmiechnął się z trudem.
- Nie… ma… za… - zaczął kaszleć i
krztusić się krwią. Czuł jakby coś rozrywało mu klatkę piersiową.
- Nic nie mów. – szepnęła
wojowniczka.
Sokół nie mógł powstrzymać kaszlu, z
coraz większym trudem łapał oddech. Dusił się. Pociemniało mu przed oczami. Opadł na podłogę. Wiedział, że to już koniec.
- Zrób coś, Tony Starku! – gdzieś z
daleka dobiegł go błagalny ton Sif.
Potem wszystko zniknęło.
Iron Man spojrzał na swoich
przyjaciół. Nie mógł nawet do nich podejść, musiał utrzymać tarcze, aby Istoty
Cienia nie mogły ich zaatakować.
- Przykro mi Sif – powiedział. Nienawidził
poczucia bezradności. – Nic nie mogę zrobić.
- Pozostało 7% mocy. – oznajmił
J.A.R.V.I.S. – Osłony zostaną wyłączone za 5… 4… 3… 2… 1…
Tarcza zniknęła. Stwory natychmiast
się na nich rzucił. Sif nie miała już żadnych granatów świetlnych. Na domiar złego
reflektor nad drzwiami zaczął mrugać.
- Twoje światło przestaje działać. –
odezwała się Asgardka, która stała teraz za Starkiem, zła, że nie może w żaden
sposób pomóc. – Musisz to naprawić.
- Musiałbym się tam dostać – odparł
Iron Man. – A nie mogę cię tu zostawić bez żadnej broni.
- Mną się nie przejmuj. – stanowczo
powiedziała Lady Sif. – Jestem wojowniczką i zginę jak wojowniczka. –
dostrzegła miecz wiszący na ścianie, jako ozdoba. Dobyła go i, zanim Tony
zdążył ją zatrzymać, ruszyła w stronę kreatur. – Za Asgard!
Zniknęła między stworami. Brnęła w
stronę Lokiego i Hel. Wiedziała, że nie ma szans, ale nie miała zamiaru się
poddać. Istoty Cienia atakowały z każdej strony. Zbroja wojowniczki nie
wytrzymywała tych ciosów. Na ciele Sif pojawiało się coraz więcej ran, mimo to
Asgardka dzielnie stawiała czoła przeciwnikom. Jednak było ich zbyt wielu. Sif
ledwo trzymała się na nogach, ale odpierała ataki. Niestety mroczna energia
tych stworów już zdążyła zatruć jej organizm. Coraz trudniej było jej utrzymać miecz,
wzrok jej się zamazywał. Stwory zepchnęły ją pod barierkę antresoli.
Wojowniczce nie udało się zablokować ataku jednej z Istot, jej włócznia wbiła
się kobiecie w bok. Siła natarcia sprawiła, że barierka pękła i Sif spadła
kilka metrów w dół. Miecz brzęknął o podłogę, tuż przy ciele dzielnej
wojowniczki.
- Sif, co ty robisz?! - Stark choćby
chciał nie mógł jej już pomóc, miał za mało mocy, zbroja ledwie się trzymała.
„Bohaterka” pomyślał.
- J.A.R.V.I.S. wracamy do drzwi. –
zwrócił się do komputera. Ofiara Asgardki nie mogła pójść na marne.
Udało mu się przedrzeć do reflektora.
Tak jak podejrzewał – źródło mocy było za słabe.
- Ile energii uda nam się jeszcze
wykrzesać z reaktora? – Stark zapytał A.I.
- Pozostało 5% - oznajmił elektroniczny
głos.
- A jeśli wyłączymy zbroje?
- Możliwe, że reaktor zregeneruje
część mocy. – odparła sztuczna inteligencja. – Ale, sir, wtedy zostanie pan bez
ochrony.
- Ile czasu? – Stark nieustannie
odpierał ataki.
- 40 minut do godziny. – wyliczył
J.A.R.V.I.S.
- A z polem siłowym na drzwiach?
- 30 minut. – odparł komputer.
Reaktor mógłby zasilać pancerz
jeszcze najwyżej przez 10 minut. Iron Man musiał zdobyć jeszcze trochę czasu
dla Strange’a. Odkąd mag rozpoczął swój rytuał minęły dwie godziny, oby zdążył
go dokończyć zanim zabezpieczenia przestaną działać.
„Pośpiesz się, doktorku” pomyślał
Tony i podłączył swój reaktor do reflektora.
- Do zobaczenia, sir.
- Żegnaj, J.A.R.V.I.S. – Stark
odłączył funkcje zbroi, a ta niemal natychmiast się otworzyła.
Gdy tylko Tony przestał być chroniony
przez pancerz, dwie humanoidalne kreatury złapały go i zmusiły, aby uklękną.
Jedna z nich przyłożyła mu miecz do gardła. Pozostałe Istoty Cienia rozstąpiły
się, tworząc drogę dla Lokiego i Hel.
- Przegrałeś, Stark. – odezwał się
bóg kłamstw, stając nad pokonanym Avengerem. – A teraz ujrzysz śmierć
ostatniego, ze swoich sojuszników.
Laufeyson zbliżył się do drzwi,
chciał złapać za klamkę, ale nagle gwałtownie cofnął rękę. Coś go poraziło.
- Co to jest? – warknął do Tony’ego. –
Masz to wyłączyć, – jego głos był już spokojny i stanowczy. – jeśli chcesz
ocalić swoje życie.
Stark pochylił głowę (na tyle, na ile
pozwalało mu ostrze przy gardle) i uśmiechnął się kpiąco.
- Nie po to pozwoliłem się pojmać,
żeby cię tam teraz wpuścić. – odparł.
- Wolisz zginąć? – zapytał Loki.
„Jeśli zyskam wystarczająco czasu”
pomyślał geniusz.
- Na pewno nie pozwolę ci zniewolić
Ziemi. – powiedział.
Nie miał zamiaru ginąć jako
konformistyczny tchórz. Uniósł głowę do góry.
- W takim razie mi się nie przydasz. –
bóg kłamstw odwrócił się od więźnia.
Hel wykonała w stronę swoich żołnierzy
znaczący gest. Chwilę później Tony padł na podłogę martwy.
Strange niemal już skończył rytuał,
jednak poczuł dziwne zaburzenia mocy. Wiedział, że coś poszło nie tak. Ktoś
próbował się dostać do Aggregatio, a Avengers…
nie żyli.
Mag przerwał swój rytuał i stworzył
portal prowadzący do odległego wymiaru. W
tym samym momencie otworzyły się drzwi, a do pokoju wpadły Istoty Cienia.
- Wong… - ale było już za późno.
Mag zobaczył tylko jak jego
przyjaciel znika gdzieś, zabrany przez jedną z kreatur. To już naprawdę był
koniec. Zło zwyciężyło.
Strange odwrócił się i przeszedł
przez portal, który zamknął się tuż za nim, uniemożliwiając Istotom Cienia
wyruszenie w pogoń.
Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałam. Avengers martwi, Strange ucieka, Loki zwycięża...
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę dobry i warto było czekać na niego tyle czasu, a co do twojego pytania we wstępie to osobiście jestem fanką tych dłuższych opowiadań, ale jeśli masz ciekawy pomysł na jakieś One-shoty (niewykluczające wskrzeszenia Clinta) to jestem jak najbardziej za.
KATE
Heeej!
OdpowiedzUsuńNa początku - strasznie przepraszam że tak późno komentuję. Błagam, nie miej mi tego za złe! Wrzesień to był czas kiedy wracałam wykończona do domu po pracy i szłam spać natychmiast więc nie było mowy o jakiejś chwili na twój fanfick.
Ale dobra, koniec tych wymówek.
Pomysł Tony-ego i komentarz Sama to najlepsze, co mogłabyś wymyślić. Brakowało mi tylko jakiegoś porozumiewawczego spojrzenia Thora i Sif i odpowiedzi w stylu "No nie patrz tak na mnie... Nie poradzę nic, że ta rasa jest taka zacofana" xD
Tony miał pewnie bardzo trudne zadanie. I tak wydawaje się, że prowadził walkę z zaświatami, mając wyłącznie kij i kamienie... :/
W dodatku wszyscy są martwi. Nie wiem, jak źle mogłoby jeszcze być.
Pewnie w walce między Lokim a Hel zwycięży bóg, ale co się wydarzy potem?
Cóż, pozdrawiam i lecę na epilog. :)