Witajcie. Na wstępie, przepraszam was za to
opóźnienie. W zeszłym tygodniu nie zdążyłam nawet napisać rozdziału, a co
dopiero przepisać go do komputera. Ledwo zdążyłam na dzisiaj. To się nazywa
„lenistwo blisko-wakacyjne” ;D No, ale teraz już nie przedłużając, zapraszam do
czytania :)
PS. Alphear F, czy u ciebie na blogu teraz już zawsze
rozdziały będą co dwa tygodnie? Jeśli mogłabym cię o coś poprosić, to przysyłaj
mi powiadomienia o nowych rozdziałach :) Będę wdzięczna.
Zapraszam:
Thor nie mógł dłużej pozostać
w wieży. Bezczynność dawała mu się we znaki. To, że nie wiedział, co się dzieje
z Katriną doprowadzało go do szału. Opuścił AvengersTower i udał się do Central
Parku.
Chodził niespokojnie wzdłuż
alejek i co chwila sprawdzał swój komunikator. Chciał, żeby coś się wydarzyło,
aby choć na chwilę oderwać się od dręczących go myśli.
Park powoli pustoszał, bo
zbliżał się wieczór. Thor po raz setny tego dnia wyjął swój komunikator. Zero
wezwań. Gromowładny ze złością cisnął urządzeniem o najbliższe drzewo, wokół
posypały się elektroniczne odłamki.
Mężczyzna coś usłyszał.
- Kto tu jest?! – zagrzmiał.
- To tylko ja – odparła Sif,
wychodząc zza jednego z drzew.
- Długo tu jesteś? – zapytał.
- Chwilę. – wojowniczka
podeszła do niego. – Nie chciałam, żebyś był sam.
Thor się nie uśmiechnął.
Spojrzał obojętnie na zniszczony komunikator i ruszył dalej. Sif szła za nim.
Milczeli. Wojowniczka czuła, że nie powinna się teraz odzywać.
Gdy tylko Sokół i Kapitan
weszli do jeta, J.A.R.V.I.S. podał im dokładne współrzędne budynku, który
został zaatakowany. Nie był to jakiś przypadkowy bank, tylko Bank Rezerw
Federalnych.
- Jak coś robić, to na
całego. – podsumował Sam.
Steve tylko się uśmiechnął
pod nosem.
- Możemy lecieć? – zwrócił
się do przyjaciela, który siedział na miejscu pierwszego pilota.
- Jasne. – odparł Sokół i
wystartowali.
Chwilę później byli już na
Wall Street. Gdy wysiedli, główne wejście do banku zostało wysadzone. Drzwi
uderzyły w skrzydło jeta, wyginając je.
Gdy kurz opadł, w wejściu
pojawiły się dwie postaci.
- Co to jest? – Sokół szerzej
otworzył oczy.
„To” chyba rzeczywiście było
najlepszym określeniem, bo stworzenia, które wyszły z budynku nie przypominały
ludzi. Choć stały na dwóch nogach, wyglądały bardziej jak wilki. Z tym, że
wydawało się jakby były jakąś mgłą czy gęstym czarnym obłokiem, który przyjął
konkretną formę. Wydawały się nie mieć ciała.
- Nie ważne czym są. –
odezwał się Steve. – I tak musimy je powstrzymać.
Ledwo zdążył to powiedzieć,
jedna z istot rzuciła się na niego. Zdecydowanie była materialna.
Druga wyrzuciła worek, który
trzymała i ruszyła w stronę Sama. Ten jednak zdążył wzbić cię w powietrze i
uniknął ataku.
Stworzenia atakowały bez
ustanku. Walka przypominała oganianie się od wściekłych psów. Gdy Kapitan lub
Sokół próbowali trafić stwory, te robiły tak szybkie uniki, że wyglądało to
niemal jak teleportacja. Bohaterowie nie byli wstanie choćby ich dosięgnąć, nie
mówiąc już o ich pokonaniu.
Jednej z kreatur udało się
chwycić skrzydło Sokoła. Ten przeklął pod nosem i spadł na ziemię. Stwór rzucił
się mu do gardła. Mężczyzna próbował go z siebie zrzucić, ale niewiele to
dawało. Gdy myślał, że już po nim, dostrzegł jakąś niebiesko-biało-czerwoną
smugę. Była to tarcza Kapitana. Stworzenie, które przygniatało Sama do ziemi,
zrobiło unik, uwalniając mężczyznę.
- Dzięki, Kapitanie. –
powiedział, wstając.
Steve się uśmiechnął, ale
prawie natychmiast uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Uważaj! – krzyknął i
odepchnął Sokoła na bok.
Stwór, który chciał
zaatakować Sama, uderzył w Kapitana. Mężczyzna upadł na ziemię. W ostatniej
chwili zdążył się zasłonić tarczą. „Pazury” atakującej istoty trafiły na metal,
wydając okropny, zgrzytliwy dźwięk. Gorszy nawet od skrobania paznokciami po
tablicy.
Steve’owi udało się zrzucić z
siebie kreaturę. Ta jednak nie dawała za wygraną. Znów go zaatakowała,
rozdzierając rękaw jego kostiumu i pozostawiając głębokie rozcięcia na
ramieniu. Kapitan syknął z bólu, zasłaniając się przed kolejnym ciosem.
Sokół walczył z drugim
stworzeniem, które uniemożliwiało mu wzbicie się w powietrze. Gdy w końcu udało
mu się uwolnić, chciał pomóc Steve’owi, ale ten rzucił tarczą w jedną z kreatur
i krzyknął:
- Wezwij Starka! – złapał
swoją tarczę, która odbiła się od ściany banku, po tym gdy stworzenie uniknęło
jej ciosu.
Pepper opuściła laboratorium
wkrótce po alarmie. Gdy się okazało, że nie będzie potrzebny, Tony wrócił do
przerwanych badań. Nie mógł jednak długo cieszyć się spokojem, bo niecałe
półgodziny po pierwszym, przyszło drugie wezwanie.
- Tony! – usłyszał przez
głośniki głos Sokoła. – Przyleć tu. Szybko! – rozłączył się.
„Świetnie” pomyślał z ironią
Stark, zakładając zbroję. „Mogłem się domyślić, że i tak będę potrzebny”.
Opuścił laboratorium.
Bruce był w salonie, który od
niedawna spełniał też rolę kuchni, bo Tony uznał, że skoro i tak spędzają tam
większość czasu, to przydałby się aneks kuchenny.
Banner chciał coś zjeść i
zaraz miał wracać do laboratorium, do Tony’ego.
Właśnie chciał przywołać
windę, gdy jej drzwi się otworzyły i ukazała się w nich Pepper.
- Cześć. – powitał kobietę. –
Już wróciłaś?
- Chwilę temu. – odparła
rudowłosa, wchodząc do salonu.
- Czyli jeszcze o niczym nie
wiesz? – Bruce ruszył za nią w stronę aneksu.
- Wiem. – Odparła cicho
Pepper. – Byłam przed chwilą u Tony’ego. – Włączyła elektryczny czajnik i
sięgnęła po kubki – Chcesz herbaty?
- Chętnie. – odparł mężczyzna
– Możesz zrobić jeszcze kawę dla Tony’ego? Zaniosę mu, jak pójdę na górę.
Rudowłosa wyjęła trzy kubki,
do dwóch nasypała herbaty, ostatni ustawiła w ekspresie i włączyła urządzenie. Odwróciła
się do mężczyzny, który stał obok.
- Powiedz mi Bruce - odezwała
się po chwili. – Czy to już zawsze tak będzie wyglądać?
- To znaczy? – zdziwił się
naukowiec.
- Jak nie inwazja z kosmosu,
to atak nuklearny. – zaczęła wymieniać kobieta. – albo meteoryt, mordercze
roboty, Loki… A teraz śmierć Jane. Czy nasze życie nigdy nie będzie normalne?
Bruce wiedział, że chodzi jej
o nią i Tony’ego. Normalny związek z kimś takim? Banner nie sądził, aby to było
możliwe, nawet gdyby Stark nie był superbohaterem.
- Pewnie nie. – odparł po
chwili. – Zawsze jest coś za coś. Gdy chce się być bohaterem, trzeba poświęcić
normalne życie. Czasami ma się wybór… - urwał - a czasami nie.
Pepper ze zrozumieniem
pokiwała głową. W tym momencie rozległo się ciche pyknięcie oznaczające, że
woda się zagotowała, jednak żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.
- Tak wiem. – powiedziała
kobieta. – A wiesz co w tym wszystkim jest najzabawniejsze? – spojrzała na
naukowca. – Że ja nawet nie chciałabym, żeby z tego zrezygnował, póki nie
przeradza się to w chorą obsesję. – przypomniała sobie wydarzenia sprzed trzech
lat, te wszystkie zbroje… - Bo wiem, że on to lubi i jest to chyba jedyna rzecz,
którą traktuje w miarę poważnie.
Zapadło milczenie.
- Nie martw się – odezwał się
w końcu Bruce. – Wszystko się ułoży.
Pepper się uśmiechnęła i znów
włączyła czajnik.
- Może ja najpierw zaniosę
Tony’emu kawę? – powiedział mężczyzna – Jeśli nie będzie potrzebował pomocy, to
przyjdę i wypijemy herbatę.
- Dobrze, idź. - odparła
rudowłosa. – Tylko, proszę cię, namów go żeby dzisiaj trochę się zdrzemnął.
Banner skinął głową, zabrał
kubek i ruszył na górę.
Gdy znalazł się na korytarzu
najwyższego piętra, zobaczył Starka przy drzwiach laboratorium.
- Idziesz spać? – zapytał go
doktor.
- Nie – odparł tamten –
Wracam do pracowni.
- W takim razie, to może ci
się przydać. – Bruce podał mu kawę.
Tony wziął kubek i otworzył
drzwi do pracowni. Gdy Banner chciał iść za nim, geniusz się do niego odwrócił.
- Możesz iść spać. –
powiedział.
- Jeszcze jest wcześnie. –
odparł doktor. – Chętnie ci pomogę.
- Nie musisz. – Starak zdawał
się być… zniecierpliwiony? - Jeśli będę potrzebował pomocy to cię zawołam.
- No dobrze – Bruce uznał, że
dziwne zachowanie Starka to tylko objaw przemęczenia, odwrócił się i wrócił do
windy.
Tymczasem Tony wszedł do
pracowni.
„No, myślałem, że nie uda mi
się go pozbyć” pomyślał.
Rozejrzał się po pomieszczeniu
, jakby pierwszy raz tam był. A tak było.
Loki, aby wejść do wieży
Avengers, musiał przyjąć postać jednego z nich (do celu jaki chciał osiągnąć,
najlepszy wydawał się być Stark) i na razie w niej pozostać. Nie mógł pozwolić,
żeby ktoś go odkrył.
Chciał się dostać do pracowni
Iron Mana, aby móc go nakierować na przejście do Asgardu, dlatego upewnił się,
że będzie tu pusto. Wysłał swoje Istoty Cienia, aby zwabić Avengers do miasta.
Nie przewidział jednak, że ktoś zostanie w wieży. No cóż, najważniejsze, że
udało mu się pozbyć Bannera i teraz był sam.
Bóg kłamstw dostrzegł jakiś
notes leżący na biurku, wśród innych papierów. Podszedł tam i sięgnął po
przedmiot. Gdy go otworzył, zobaczył zapiski i obliczenia. Kilka stron dalej
był rysunek Yggdrasil, to upewniło Lokiego, że ten notes jest odpowiednim
miejscem na pozostawienie wskazówki dla Starka.
Sięgnął po jakiś kawałek
kartki i długopis. Zapisał współrzędne jednego z przejść. Był to dziwny sposób
w jaki ludzie opisywali miejsca, używali do tego zbitku liczb i liter, każdy
taki kod oznaczał coś innego. W Asgardzie go nie używali, ale kiedy Loki był
ostatnio na Ziemi nauczył się nim posługiwać, bo był przydatny, prosty i całkiem
zabawny. Największe budowle świata, czy ogromne wzgórza, zdegradowane do kilku
liczb i liter. Chyba tylko śmiertelnicy mogli wpaść na taki pomysł.
Karteczkę ze współrzędnymi włożył
między kartki notesu, tak aby lekko wystawała. Gdy skończył, odłożył książkę na
miejsce i ruszył do wyjścia.
W prawdzie mógł przyczaić się
gdzieś w wieży i zaatakować Avengers, ale uznał, że w pojedynkę nie uda mu się
wiele zdziałać, a mogliby go pojmać.
Opuścił wieżę.
Tony szybko dotarł na
miejsce. To co zobaczył nieźle go zaskoczyło. Wyglądało na to, że Kapitan i
Sokół walczyli z… wilkołakami? Nie, to niemożliwe. Znowu jakieś dziwaczne
stwory lub kosmici…
Iron Man wylądował na Wall
Street.
- Co jest? – rzucił do
Steve’a, strzelając do kreatury, która go zaatakowała.
- Sam widzisz – odparł
Kapitan, osłaniając się tarczą. – Te stworzenia napadły na bank. Ale są
piekielnie szybkie, nie można ich trafić.
- Zauważyłem. – odparł Stark,
patrząc jak istoty bez trudu unikają kolejnych pocisków z repulsorów.
- Dobrze, że jesteś – odezwał
się Sokół, przelatując tuż obok nich.
Wtedy jedna z kreatur rzuciła
się na niego. Sam zrobił szybki zwrot i udało mu się uniknąć ciosu. Kreatura
opadła z powrotem na ziemię i ruszyła w stronę Steve’a i Tony’ego. Oni w tej
samej chwili zaatakowali, zmuszając stwora do zrobienia uniku.
Bohaterowie nie byli w stanie
pokonać tych istot, były zbyt szybkie. Tony zaczął myśleć, że to jednak
teleportacja.
Kreatury nie dawały za
wygraną. Avengersi zaczęli podejrzewać, że tu wcale nie chodzi o kradzież.
Stworzenia, już dawno mogłyby uciec, skoro są na tyle szybkie żeby unikać
ładunków z repulsorów. Coś tu śmierdziało.
Jedna z istot rzuciła się na
Steve’a. Ten zdążył się odwrócić i uderzyć ją tarczą. Gdy tylko metal jej
dotknął, ta zniknęła. Sekundę później zniknęła i druga, która atakowała Sokoła.
- Co jest? – zdziwił się
Tony.
- Nie wiem. – odparł Steve –
Ale coś czuję, że już tu nie wrócą.
- W takim razie my wracajmy –
rzucił Sokół lądując obok nich.
Chwilę później byli już w
wieży.
- Idę do laboratorium. –
powiedział Tony, gdy szli w stronę windy. – Mój pancerz zebrał trochę danych,
gdy walczyliśmy z tymi stworzeniami. Przeanalizuje je i może znajdę jakiś
sposób, aby pokonać te istoty, gdyby znów zaatakowały.
Stark zmienił kierunek.
Ruszył w stronę szybszego wejścia do swojej pracowni.
- W takim razie, do
zobaczenia później. – odezwał się Steve.
Razem z Sokołem weszli do
windy.
Tony tymczasem był już w
laboratorium.
Podszedł do komputera
głównego. Wszystkie dane z pancerza automatycznie były przesyłane właśnie tam.
Zanim zdążył je otworzyć, w oczy rzucił mu się dziennik Jane. Wystawała z niego
jakaś karteczka. Wyjął ją.
Ciekawe ..... Powinnaś stanowczo napisać własną książkę :) Te opowiadania to mistrzostwo czekam na następne opka . :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co Tony zrobi z tą wskazówką od Loki'ego i czy domyśli się od kogo ona jest i skąd ona się tam wzięła . No no no czekam nn :)
OdpowiedzUsuńNo i ładnie. Loki robi zamieszanie, by tylko dać jakąś wskazówkę do dziennika? Nieprawdopodobne, a jednak. Świetne są te Istoty, bo mogą być zmiennokształtne, a nie wiedziałam, że właśnie takie będą z nimi walczyć. Pepper myśli o normalnym życiu? Heh. Chyba z Tonym to na pewno jej nie wyjdzie. Jak długo jeszcze potrwa to szukanie portalu? W końcu ma klucz i wystarczy go otworzyć i chyba tyle, nie? Fajny rozdział .Czułam taką dynamiczną akcję i czekam, aż będzie następny.
OdpowiedzUsuńahahaa, teraz większość będzie cierpieć na „lenistwo blisko-wakacyjne”. się robi bardzo ciekawoście, czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńHej! Nareszcie jesteś! Ulga :D
OdpowiedzUsuńNadal nie wiem, jak to będzie z ciągłością moich rozdziałów, bo ja - kretynka - wymyślam je na bieżąco. Więc tak, będę cię oczywiście powiadamiała ;)
Ale pomówmy o rozdziale.
Aha, czyli po to była ta jatka z Jane, żeby Sif zbliżyć do księcia Asgardu? :D No no no. Nie spodziewałam się tego. Ale moim zdaniem nie pójdziesz w tym kierunku. Sif może i kocha Thora, ale widzi jak wiele śmierć Jane złego uczyniła. Ona ceni w nim siłę. Zdecydowanie. Poza tym widziała miłość, która go uskrzydlała - miłość do śmiertelniczki, i choć była zazdrosna, to wiedziała że ona by mu takiej miłości nie dała.
Istoty Cienia w banku. Trochę to ryzykowne posunięcie, nie sądzisz? No bo wilkołaki - bo przypuszczam, że taki kształt przybrały - bez jakiegoś konkretnego celu wparowują do banku? Jeśli byłyby głodne, to raczej poszłyby do kawiarni, albo restauracji zeżreć ludzi. :P Przypuszczam, że Cap próbowałby znaleźć szefa operacji, który sterowałby dziwnymi istotami, albo już by się domyślał, że coś nie halo.
A pogawędka Bruce i Pepper - miód! Ci dwoje świetnie się dogadują. Może dlatego, że Bruce jest trochę jak Tony - ma swój własny świat, tylko wykształciła się u niego wrażliwość społeczna - przez Hulka być może - dzięki której nie ma w sobie bucery Tony' ego. Dzięki temu Pep może z nim pogadać zwyczajnie, bez ozdobników i owijania w bawełnę. Wspaniały motyw.
Strasznie podobał mi się też motyw z liczbami - ten w scenie z Lokim. Jak to leciało? Starożytne budowle zawarte w ciągu cyfr? Kupuję to!!! :D
No i przyłączam się do pytania: ciekawe czy Tony się skapnie, że wcześniej nie miał tej wskazówki. On jest najbardziej kumaty w takich sprawach. W końcu rozszyfrował kod swojego ojca (wzór nowego pierwiastka na makiecie!).
Pozdrawiam!
To świetnie, że będziesz mnie informować :)
UsuńMasz rację, co do Sif i Thora. Nie mam zamiaru iść w ty tym kierunku.
Ten motyw z Istotami Cienia był tak trochę dodany od czapy, bo chciałam dać trochę akcji i wpadłam na taki pomysł. Loki rzeczywiście mógł wysłać jakieś mniej rzucające się w oczy Istoty. Ale tak wyszło ;)
Żaden z Avengers nie będzie miał specjalnie czasu, żeby się zastanawiać nad tym, kto stoi za atakiem na bank, bo teraz trochę to wszystko przyspieszy.
Tony bardzo się zdziwi, że wcześniej nie zauważył tej kartki ze współrzędnymi, ale jeszcze nie wiem jak to dokładnie rozegram. :)
Miło mi, że spodobał ci się te motywy.
Czekam na następny rozdział u ciebie. Postaram się, żeby mój był na czas :)
Pozdrawiam
Ja czuje osobiście lekki niedosyt ,bo nie rozwiązałaś jednej sytuacji. Choć rozumiem ,że wszystko w swoim czasie.
OdpowiedzUsuńCo do Sif i Thora to myślę ,że ona po prostu się o niego martwi . I pomimo ,że darzy go uczuciem pogodziła się z tym, iż on kocha inną.
No i oczywiście mieliśmy ,,piękne'' wejście Lokiego . Cwanego lisa.
Bruce i Pepper to fajna mieszanka. Super czytało się ich rozmowę Oni podobnie jak Stark też mają napięty grafik w pracy,ale mają umiar w tym co robią .
Jeszcze pozostało mi jedną sytuacje skomentować . Sam i Kapitan oraz napad na bank. Musieli wezwać Iron-Man. I jakże mogło być inaczej. To Loki wysłał Istoty Cienia. Trochę ryzykowne posunięcie z nimi.
Czekam na kolejny rozdział.
Hej! Pamiętasz blog o Kapitanie Ameryce? Restartowałam go.
OdpowiedzUsuńKapitan Ameryka-Pierwszy Avenger
Zapraszam Cię, a do Ciebie wrócę najszybciej jak mogę. Przepraszam, że nie teraz, ale zaraz idę do ciotki i... sama rozumiesz :)