niedziela, 22 marca 2015

Rozdział IV


Ostatnio dostałam kilka naprawdę miłych komentarzy. Dziękuję wam. Widzę, że mam nowych czytelników, a i ci starzy mnie nie opuszczają. To naprawdę sprawia radość :D. Przepraszam, że rozdział jest spóźniony. A teraz nie przedłużając, zapraszam do czytania.

Wdowa pomogła wstać Bartonowi, mężczyzna oparł się o ścianę. Podała mu łuk i kołczan. W tym momencie usłyszała za sobą cichy jęk. Jeden z oszołomionych, przez Clinta, agentów zaczął się budzić. Ruszyli w stronę wyjścia, Barton wsparty na Natashy, bo nie był w stanie sam iść.
Kilka minut później byli już na ulicy.
- Załatwię transport. – oznajmiła Natasha.
Clint kiwnął głową. Wiedział, że kobieta chce po prostu ukraść jakiś samochód, ale teraz to nie miało większego znaczenia. I tak by jej od tego nie odwiódł, a teraz liczyła się każda minuta. Stał oparty o ścianę pobliskiego budynku, kołczan i łuk odłożył na ziemię. Udawał, że wszystko jest w porządku, choć na prawej nodze wcale się nie opierał, bo tak go bolała. Wdowa zauważyła, że przez jego „opatrunek” zaczęła przesiąkać krew. Mężczyzna był bardzo blady.
- Zaraz wracam. – rzuciła i zniknęła za rogiem budynku.

Po chwili przyjechała jakimś samochodem. Zatrzymała się przed Bartonem i wysiadła. Sięgnęła po jego łuk i kołczan.
- Ostrożnie – powiedział mężczyzna, widząc, że Wdowa chce wrzucić je do bagażnika. – Tam są ładunki wybuchowe.
Kobieta przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała, tylko zamknęła bagażnik i obeszła pojazd. Położyła jego broń pod tylnym siedzeniem, a potem pomogła mu wsiąść. Clint zatrzymał się przed otwartymi drzwiami samochodu.
- Co jest? – zapytała kobieta, widząc napięcie Bartona.
- Wydawało mi się… Nie ważne. – odparł mężczyzna i wsiadł do środka.
Tak naprawdę znów miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje.
Natasha usiadła na miejscu kierowcy i ruszyli. Całą drogę milczeli. To było pokręcone, jeszcze parę godzin temu byli największymi wrogami, miał rozkaz ją zabić, a teraz wspólnie uciekali. Tylko przed kim?
- Wiesz kto nas zaatakował? - przerwał ciszę Barton.
- Starzy znajomi - rzuciła tylko Natasha, bo właśnie dojechali do szpitala.

***

Wdowa siedziała na korytarzu przed salą zabiegową, do której lekarz zabrał Clinta. Cały czas rozglądała się, sprawdzając czy nie nadchodzą policjanci lub, co gorsza, agenci wywiadu. Na razie nic się nie działo.
Kobieta mogła oczywiście po prostu wyjść stąd - zniknąć - i wtedy nawet połączone siły S.H.I.E.L.D. i Rosji by jej nie odnalazły, ale nie chciała zostawiać Bartona. W końcu ten mężczyzna ocalił jej życie i to dwa razy...
Drzwi do gabinetu otwarły się i wyszedł lekarz.
- Wraciu, szto s nim? (Panie doktorze, co z nim?) - zapytała, udając roztrzęsioną dziewczynę, która martwi się o swojego chłopaka, za jaką się podała.
Powiedzieli, że byli na strzelnicy i doszło do wypadku. Może to była marna ściema, ale niezależnie od tego, co by wymyślili, lekarz i tak powiadomiłby o postrzale odpowiednie służby.
- My wzjali puli i skrepljali ranu. (Wyjęliśmy kule i zszyliśmy ranę.) – odparł lekarz. – No on dołżen byc na nabljudieniem. . (Ale musi zostać na obserwacji.)
„Tak, na obserwacji” pomyślała Wdowa „Raczej do przyjazdu policji.”
Doktor odszedł, a ona weszła do sali. Clint siedział na kozetce. Na prawej nodze miał świeży opatrunek.
- Idziemy? - zapytał.
- Jeśli dasz radę?  - mężczyzna skinął głową. - W takim razie się zbieraj. Jeszcze nikt nie przyszedł, ale to tylko kwestia czasu.
Pomogła mu wstać. Musiało go już mniej boleć, bo zdecydowanie lżej się na niej opierał. Bez problemu opuścili salę. Byli już nie daleko frontowych drzwi, gdy Wdowa zauważyła dwóch agentów przy recepcji. Kolejni właśnie wchodzili do szpitala. Kobieta skręciła w najbliższy korytarz.
- Pięciu agentów przy drzwiach i dwóch przy recepcji. - oznajmiła spokojnie Natasha. - Mam nadzieję, że nie obstawili tylnego wyjścia.
Znów skręcili.
Niestety Wdowa się pomyliła. Przy drzwiach czekało kolejnych czterech agentów. Na szczęście ich nie zobaczyli. Barton i Romanoff szybko cofnęli się za róg korytarza. Kobieta wyjęła dwa pistolety.
- Gdzie ty je chowasz?  - zapytał Clint, biorąc podaną mu broń.
- Ukryj ją, ale bądź gotowy, gdybyś musiał jej użyć. - szepnęła Wdowa, puszczając mimo uszu jego pytanie. - Może uda nam się przejść.
Schowała włosy pod kurtkę i wyjęła z kieszeni okulary-zerówki. Mężczyzna patrzył na nią ze zdziwieniem.
- Pracowałam dla nich. - wyjaśniła cicho, zakładając okulary. - Rozpoznają mnie.
Barton schował broń pod kurtkę i ruszyli. Gdy tylko wyszli zza rogu, jeden z agentów odwrócił się, mierząc do nich z pistoletu.
- Stojaj! (Stać!) - krzyknął – Nie perehodiete sjuda! (Nie przejdziecie tędy!)
Clint mocniej zacisnął dłoń na broni, ale Natasha zachowała spokój.
- Zdzies u nas jest awto. (Tutaj mamy samochód.) – powiedziała.
- Gławnoj wchod. (Głównym wyjściem.) – rzucił drugi agent.
- On nie sprawjet sa. (On nie da rady) – Wdowa spojrzała na zabandażowaną nogę Bartona. – Dajtie nam perehodic, pażausta. (Proszę dajcie nam przejść.) –zaczęła mówić błagalnym tonem, była niezłą aktorką.
- Haraszo. (Dobrze.) – zdecydował w końcu któryś. – Iditie. (Idźcie.)
Agenci zrobili im miejsce. Clint i Natasha byli już prawie przy drzwiach, gdy jeden z nich się odezwał.
- Eta jest Czier... (To jest Czar…) – nie zdążył dokończyć, bo pięść Wdowy wylądowała na jego nosie.
Zanim pozostali wyjęli pistolety, Barton i Romanoff byli już na zewnątrz. Okazało się, że „ich” samochód rzeczywiście był niedaleko. Szybko do niego wsiedli, gdy tylko odpalili, Clint zobaczył, że wrodzy agenci ruszyli w pościg. Kilka kul trafiło w karoserię, ale Natashy udało się wyjechać na ulicę.
- Mam nie daleko kryjówkę. – powiedziała kobieta.
- Nie. – uciął Barton. – Jedź na zachód, opuść miasto.
- Dlaczego? – zdziwiła się Wdowa. Mimo wszystko, ten mężczyzna nadal był dla niej zagadką.
- Po prostu jedź. – w tym momencie tylna szyba samochodu roztrzaskała się w drobny mak.
Clint sięgnął po swój łuk i kołczan. Zerknął do tyłu i wystrzelił. Strzała trafiła, bez trudu, kierowcę ścigającego ich samochodu. Pojazd zjechał na pobocze, na szczęście o drugiej w nocy ruch był niewielki.
- Niezły strzał, Sokole Oko. – Natasha się uśmiechnęła.
- Hawkeye? Spoko. – mruknął Barton.
Właśnie wyjechali z Moskwy.
- Teraz w prawo. – zarządził Clint.
Wdowa bez słowa skręciła, sama nie wiedziała dlaczego go słuchała.
Zatrzymała się na jakimś parkingu, obok obskurnego motelu. Kobieta chciała wysiąść, ale Barton ją powstrzymał.
- Zaczekaj. – rzucił.
 Zaraz za nimi na plac wjechało pięć czarnych samochodów, otoczyły ich. Z pojazdów wysiadło ponad dwudziestu agentów, wszyscy uzbrojeni.
- No świetnie – mruknęła Natasha, spoglądając na swojego towarzysza.
Barton trzymał w ręce komunikator.
- Już – powiedział do urządzenia.
Na niebie, ni stąd ni zowąd, pojawił się jet z białym orłem na skrzydle (gdyby nie światło księżyca, byłby niedostrzegalny). Rozległy się strzały i wszystko na zewnątrz zasnuła mgła, iskrząca w świetle reflektorów samochodowych. Gdy opadła, wszyscy wrodzy agenci leżeli na ziemi. Maszyna, która właśnie ich ocaliła, wylądowała.
- Co to było? – zapytała Natasha.
- Moi znajomi – odparł Barton, otwierając drzwi samochodu.
W powietrzu unosił się lekko słodkawy zapach, zapewne pozostałość po mgle. Clintowi jakoś udało się wysiąść, sięgnął po kołczan i łuk. Natasha także opuściła samochód. W ich stronę szli już agenci S.H.I.E.L.D.
- Chodźcie – powiedziała agentka, która dotarła do nich pierwsza. Była to drobna blondynka. – Za kilka minut się obudzą. – wskazała na uśpionych Rosjan. – Nic nie będą pamiętać.
- Dzięki, za szybką reakcję. – odparł Barton.
- Możesz na mnie liczyć, nawet w środku nocy. – młoda agentka ziewnęła. Jej wzrok padł na nogę Clinta. Na białym bandażu pojawiła się mała czerwona plama. – Co ci się stało?  - zapytała, ale zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i zawołała. – Agencie Nowak, do mnie!
Wysoki, postawny mężczyzna o ciemnych włosach natychmiast do nich podszedł.
- Pomożesz agentowi Bartonowi. – zarządziła.
Ruszyli w stronę jeta, Clint wsparty na ramieniu agenta Nowaka.
- Kim ona jest? – zapytała nagle młoda agentka, jakby dopiero teraz zauważyła Natashę, która szła kilka kroków za nimi. – Gdy mnie wzywałeś, nie wspominałeś, że masz towarzystwo.
- To część misji. – odparł tylko Barton, wiedząc że kobieta nie będzie dalej pytać.
Zajęli miejsca w jecie. Maszyna wystartowała.
- Co zrobiłeś w nogę, Clint?  - zapytała blondynka, która usiadła obok niego.
Z drugiej strony siedziała Wdowa.
- Zostałem postrzelony. – odparł. – Dokąd lecimy?
- Na razie do nas. – powiedziała. – Zawiadomiłam dyrektora. Powiedział, że jak tylko będzie mógł, to kogoś po ciebie przyśle.
„Świetnie” pomyślał sarkastycznie Clint. „Jeszcze przeprawy z Furym mi brakowało.” Ale wiedział, że to w końcu i tak nastąpi, więc postanowił na razie o tym nie myśleć.
- Dawno u nas nie byłeś. – blondynka wyrwała go z zamyślenia. – Dużo się pozmieniało.
- Chyba z cztery lata. – uśmiechnął się Barton. – Wtedy byłaś zwykłym szeregowym, a teraz, proszę: Jagoda – szefowa polskiego oddziału S.H.I.E.L.D.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem. Spojrzała na Natashę, która nadal milczała.
- Mogę chociaż wiedzieć, jak masz na imię? – zwróciła się do kobiety.
Wdowa lekko wychyliła się do przodu, aby móc spojrzeć na agentkę. Nie ufała jej, ani w ogóle tym wszystkim ludziom. Miała wrażenie, że jest więźniem. Nienawidziła tego uczucia.
- Natalia – odparła całkowicie naturalnie, ukrywanie emocji to była jej specjalność.
W tym momencie jet zaczął obniżać lot. Po chwili byli już w hangarze.
Gdy tylko wysiedli, podbiegli do nich inni agenci.
- Zabierzcie go do części szpitalnej. – poinstruowała ich Jagoda, wskazując na Bartona

***

Clint siedział na łóżku w pokoju, który mu przydzielili. Poprawili mu szwy, które się pozrywały i opatrzyli go od nowa. Któryś z lekarzy orzekł, że Barton miał niesamowite szczęście, że kula ominęła kość.
W pomieszczeniu było prawie ciemno, jedyne światło pochodziło z małej lampki stojącej na stoliku nocnym. Barton nie mógłby zasnąć, nawet gdyby chciał. Przez ostatnią dobę wydarzyło się zbyt wiele rzeczy, które musiał przemyśleć jeszcze zanim zobaczy się z Furym, a to na pewno nastąpi rano.
To miała być zwykła misja, może należąca do tych trudniejszych, ale bez przesady. Zdjęcie celu, nic więcej. Już kilka razy wykonywał tego typu zadania, choć nie często (podejrzewał, że dyrektor znał jego awersję do zabijania). Tym razem wszystko się pokomplikowało. W końcu jego czyn, choćby nie wiem czym był motywowany, miał znamiona zdrady. I tak pewnie potraktuje go Fury… 
Rozległo się pukanie do drzwi, wyrywając go z zamyślenia.
- Proszę. – powiedział.
Do pomieszczenia weszła Natasha.
- Jeszcze nie śpisz? – zapytała. – Już po czwartej.
- Domyślałaś się, że nie śpię, skoro tu przyszłaś. – odparł Clint, uśmiechając się.
Wdowa usiadła na fotelu naprzeciwko mężczyzny, w tej chwili przypominała posąg – zero emocji.
- Dlaczego tu przyszłaś? – odezwał się po chwili Clint.
- Przemyślałam twoją propozycję. – odparła.
- I co? – wydawał się zainteresowany odpowiedzią.
- Myślę, że to dobry pomysł… - powiedziała.
- Ale? – Barton wyczuł wahanie w jej głosie.
- Nie sądzisz, że twoi szefowie będą chcieli mnie zamknąć? – „Albo zabić” dodała w myślach, ale nie wypowiedziała tego głośno. Mimo, że była lekko zdenerwowana, jej głos nadal był spokojny, jakby rozmawiali o jakimś filmie, który wczoraj obejrzeli, a nie o jej przyszłości. – W końcu mam na sumieniu kilku waszych agentów.
- Myślę, że nie ryzykujesz bardziej niż ja. – odezwał się pół-żartem. – A mówiąc całkiem poważnie: jeśli nie zrobisz czegoś głupiego, dadzą ci drugą szansę.
- Głupiego? – kobieta spojrzała na niego, unosząc jedną brew.
- Jak zaatakowanie, któregoś z agentów, gdyby chcieli cię skuć na czas lotu, czy coś w tym stylu. – powiedział, nadal siedział rozparty na łóżku.
- Kiedy zdążyłeś ich wezwać? – zapytała Wdowa.
- Co? – lekko się podniósł, ta nagła zmiana tematu kompletnie zbiła go z tropu.
- Kiedy zdążyłeś wezwać pomoc, gdy nas ścigali? – odparła kobieta.
- A, o to chodzi. – znów się rozluźnił. – Gdy szukałaś transportu.
- Czy wy macie bazy na całym świecie? – Natasha poprawiła się na fotelu i założyła nogę na nogę.
- Prawie. – odparł Barton. – Głównie w Stanach.
Normalnie, wrogiemu agentowi, nie powiedziałby ani słowa o agencji, ale tu sytuacja była inna. Wiedział, że jeśli ona ma dołączyć do S.H.I.E.L.D., to będzie się chciała czegoś o niej dowiedzieć. Z resztą i tak nie będzie miała jak wykorzystać tej wiedzy, bo jeśli do nich nie dołączy, to pewnie ją zabiją lub zamkną.
- I zawsze możesz na nich liczyć? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Raczej tak. – powiedział. – Z Jagodą pracuję nie pierwszy raz, wiem że mogę jej ufać. Tak jak i pozostałym agentom. Zawsze pomogą, chyba że rozkazy dyrektora są inne.
- Dyrektora? – zapytała.
Czyżby w jej głosie usłyszał cień zainteresowania?
- Nick Fury. – odparł. – Taki gość w przepasce na oku. Dowodzi całą organizacją. Trochę nerwowy. Jest jeszcze agentka Hill, jego prawa ręka i agent Coulson, jego „lepsze oko”, jak mówi dyrektor. Coulsonem to bym się nie przejmował, on jako pierwszy dałby ci szansę. – uśmiechnął się.
Kobieta odwzajemniła uśmiech i wstała. Była już przy drzwiach, ale się odwróciła.
- Dlaczego mnie uratowałeś? – wróciła do pytania z metra.
- Bo wiem, że na to zasługujesz – odparł krótko.
Zapadło milczenie. Wdowa nadal trzymała rękę na klamce. Nagle ktoś szarpnął drzwi z drugiej strony. Kobieta odruchowo odskoczyła do tyłu.
Do pomieszczenia wpadło pięciu uzbrojonych agentów: trzy kobiety i dwaj mężczyźni. Jagoda była z przodu.
- Brać ją! – krzyknęła wskazując na Natashę.

5 komentarzy:

  1. Jagoda? Polska agentka SHIELD? Wow! To mnie zaskoczyłaś. Nieźle rozegrana akcja z agentami. Dobrze, że zjawiło się wsparcie, a końcówka była mocna. Natasha w tarapatach. Zdecydowanie Coulson dałby jej szanse, ale nie Fury. Zobaczymy, co będzie dalej a rosyjska gadka jak zwykle dodaje klimatu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mam rozkmine na następny tydzień... Ciekawość mnie jednak dobija czy Clint zawróci tych agentów czy może jednak pomoże Nat jakoś inaczej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój boże. Rozdział jest po prostu świetny. Bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Fajnie akcja się rozwija. Podoba mi się relacja między Clintem i Natashą. A ta końcówka po prostu przebiła wszystko. Po prostu epicka :D
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dodać, nic ująć. Rozdział genialny jak zwykle. Wszyscy już wszystko napisali więc nie będę po nikim powtarzać. Po prostu się z nim zgadzam w 100% :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Libster Avard :)
    Więcej informacji:
    http://malec-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń