Hej! Wreszcie nowe opowiadanie (trzecie na tym blogu, choć chronologicznie jest ono czwarte). Przepraszam
wszystkich, że nie pisałam ponad miesiąc, proszę wybaczcie mi. Zanim wymyśliłam
opowiadanie, minęło trochę czasu, a potem zaczęła się szkoła i nauka. Ketrin,
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin(trochę spóźnione :D). Życzę miłego
czytania.
Minął już ponad rok od walki
z Hydrą i śmierci Clinta. Avengersi mieszkali w StarkTower, które jakiś czas
wcześniej zmieniło nazwę na AvengersTower, a nazwisko Tony’ego na budynku
zastąpiła wielka litera „A”.
Tego dnia nie działo się nic
nadzwyczajnego. Kapitan i Sokół trenował, robili to bardzo często. Czarną Wdowę
trudno było spotkać, znikała gdzieś na całe dnie, praktycznie z nikim nie
rozmawiała. Pojawiała się tylko wtedy, gdy wyruszali na misję. W takiej
sytuacji nigdy nie zawodziła.
Banner i Stark od rana
siedzieli w laboratorium. Pracowali nad jakimś wynalazkiem. W pomieszczeniu
panowała absolutna cisza, jedynym dźwiękiem był szum wentylatorów chłodzących
komputery. Tony zajmował się podzespołami, Bruce sprawdzał coś na
holo-padzie.
- Sir. - odezwał się nagle
J.A.R.V.I.S.
Stark upuścił to, co akurat
trzymał. Podzespoły potoczyły się po stole i zniknęły gdzieś pod nim.
- Co się stało? - warknął,
schylając się po urządzenia.
- Pod budynkiem czeka kobieta
- odparł komputer - Została zidentyfikowana jako Anne-Marie Carter jest…
- Carter… - zaczął cicho - Nie
ważne. Czego chce? - Tony wynurzył się spod stołu.
- Domaga się wpuszczenia do
środka.
Bruce podniósł wzrok znad
tableta i poprawił okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa.
- Wyświetl nagranie z kamery
przed wejściem. - zarządził Tony.
Na ekranie pojawił się obraz.
Kobieta, wyglądała na dwadzieścia kilka lat, miała rude kręcone włosy sięgające
połowy pleców. Nosiła okulary w fioletowych oprawkach. Wyglądała na bardzo
zdenerwowaną i … przestraszoną?
- Potrzebuję pomocy - mówiła
szybko. - Ścigają mnie…
- Wpuść ją - powiedział
Stark. - I wezwij wszystkich do salonu.
Ruszył do windy, Banner zaraz
za nim. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Bruce odezwał się:
- Co się dzieje? - zapytał -
Znasz tę kobietę?
- Wydaje mi się, że kiedyś
znałem jej matkę. - powiedział w zamyśleniu. - Była bardzo zdenerwowana i to, że
ją ktoś ściga... Chyba warto jej wysłuchać.
- Masz… - drzwi windy
otworzyły się zanim Bruce zdołał powiedzieć coś więcej.
Do środka wszedł Steve.
- Co się dzieje? - zapytał
Kapitan. - Dokąd wy jedziecie?
- Na parter. - odparł krótko
Stark.
- Po co? - zdziwił się
tamten. - Przecież spotkanie zwołałeś na górze.
- Ktoś na nas czeka na dole…
- odparł ogólnikowo Tony, nadal był pogrążony w swoich myślach.
Bruce chciał wyjaśnić
sytuację Kapitanowi, ale w tym momencie winda się zatrzymała. W holu głównym
czekała na nich kobieta. Chodziła niespokojnie w te i powrotem, co chwilę
zerkając na torbę położoną pod ścianą. Avengersi podeszli do niej. Przybyszka
zatrzymała się w pół kroku.
- Dziękuję, że chcecie mnie
wysłuchać… - powiedziała. Nie spuszczała wzroku z pakunku.
- Chodźmy na górę, do salonu,
tam nam pani wszystko dokładnie wyjaśni. - wtrącił Stark.
Naukowcy ruszyli w stronę
windy. Kobieta obróciła się i podeszła do torby. Pakunek musiał być bardzo
ciężki, bo miała problemy żeby go podnieść.
Kapitan zbliżył się do niej.
- Może pomogę? -
zaproponował.
- Dziękuję - rudowłosa się
uśmiechnęła.
Steve zabrał torbę.
- Co jest w środku? -
zapytał.
- To, przez co tu jestem. -
odparła tajemniczo.
Szybko dotarli do
pozostałych, wszyscy weszli do windy. Gdy ruszyli, Tony zwrócił się do kobiety:
- Nazywa się pani Anne-Marie
Carter? - zapytał.
- Tak. - powiedziała. - A
skąd pan wie?
- Mój komputer ma system
identyfikacji twarzy… - rzucił. - Znała pani może Alice Carter?
- Owszem, tak miała na imię
moja matka - Anne spojrzała pytająco na Starka. - A o co chodzi?
- Znałem ją kiedyś… - odparł
krótko.
- Aha.
W tym momencie drzwi windy otworzyły
się i ich oczom ukazał się salon. Sokół zajął jeden z foteli, a Wdowa usiadła
na barku.
- Mówiłem ci, że masz tam nie
siadać. - powiedział Stark wchodząc do pomieszczenia. Natasha zsunęła się bez
słowa i stanęła pod ścianą.
Pozostali także wyszli z
windy. Banner wybrał drugi fotel. Kapitan i Anne podeszli do kanapy. Steve
odłożył torbę i usiadł koło niej. Tony przysunął sobie krzesło.
- Może nam pani wyjaśnić
sytuację? - zapytał.
- Mówcie mi Anne -
uśmiechnęła się. - Jestem biotechnologiem i genetykiem. Pracuję w Institute of Biotechnology and Genetic
Engineering in New York. Od dłuższego
czasu pracuję nad pewnym urządzeniem. Wyniki testów były bardzo obiecujące.
Dziś rano, jak zwykle, poszłam do pracy. Gdy weszłam
do mojego laboratorium, w środku czekało już na mnie dwóch mężczyzn. Byli
ubrani w czarne garnitury.
- Co panowie tu robią? - zapytałam szorstko. - Tu nie
wolno wchodzić.
Pierwszy odezwał się blondyn.
- Dzień dobry - powiedział. - Chcieliśmy się z panią
spotkać. Zostaliśmy tu skierowani.
Coś mi tu nie grało. Często przyjmowałam różnych
ludzi, ale zawsze w moim gabinecie. Do mojej pracowni nikomu nie było wolno
wchodzić. Badania, które prowadziłam, póki co były tajne. Wyniki miały zostać
opublikowane po zakończeniu testów.
- Konsultacje i spotkania odbywają się w moim biurze.
- odezwałam się. - Proszę umówić spotkanie z moją sekretarką.
- Ależ my nie jesteśmy zwykłymi interesantami... -
zaczął brunet.
- Więc co was tu sprowadza? - byłam coraz bardziej
zirytowana, przeszkadzali mi w pracy.
- Mamy dla pani propozycję nie do odrzucenia. -
powiedział blondyn.
- Nie do odrzucenia? - powtórzyłam, ta sytuacja miała
w sobie coś groteskowego.
- Owszem - potwierdził drugi. - Nie znajdzie pani
osoby, która by się nie zgodziła. - to ostatnie zdanie zabrzmiało jakoś
złowieszczo.
- Proszę stąd
natychmiast wyjść. - powiedziałam ostro. - Bo wezwę ochronę.
- Nawet nas pani nie wysłuchała… - zaczął brunet.
- Natychmiast. - powtórzyłam z naciskiem.
Ruszyli do drzwi.
- Jeszcze tu wrócimy - blondyn spojrzał na mnie. - Ale
wtedy nie będzie już tak miło…
Wyszli z pomieszczenia.
Opadłam ciężko na pobliski fotel.
Co to miało być? Czyżby kolegom z laboratorium obok
się nudziło i zrobili mi kawał? Słyszałam o tym, że różne „podejrzane”
organizacje lubią werbować naukowców, ale to nie mogło być… A może jednak?
W tych mężczyznach było coś niepokojącego.
Spojrzałam na moje urządzenie. Zajmowało prawie pół
pomieszczenia, ale główna podjednostka była mała. Zaczęłam ją rozłączać.
Skopiowałam wszystkie dane na dysk przenośny i usunęłam z komputera twardy
dysk. Właśnie pakowałam najważniejszy fragment maszyny(bez niego była
bezużyteczna)do specjalnej torby, gdy usłyszałam jakiś hałas i wystrzały na
korytarzu. Zabrałam pakunek, ledwie mogłam go podnieść, i ruszyłam do tylnego
wyjścia. Gdy zamykałam za sobą drzwi, zobaczyłam jak do pomieszczenia wpadają
jakieś postaci. Rzuciło mi się w oczy, że były ubrane na żółto, ale nie miałam
czasu dokładniej się im przyjrzeć.
Dotarłam do swojego samochodu i ruszyłam w drogę.
Najpierw nie wiedziałam, co mam zrobić, jednak szybko przypomniałam sobie, że
nie dawno w wiadomościach mówili grupie superbohaterów super bohaterów z Nowego
Jorku. Skierowałam się do AvengersTower. Po chwili zauważyłam w lusterku, że
ktoś za mną jedzie. Może to dziwne, ale mieli na sobie żółte stroje
pszczelarskie. Udało mi się ich jakoś
zgubić i dotarłam tu. - zakończyła opowieść Anne.
- Pszczelarze AIM. - odezwała
się Wdowa.
- Myślisz, że to oni? -
zapytał Kapitan.
- Co to jest AIM? - odezwał
się Stark.
- Organizacja terrorystyczna,
która zrzesza naukowców. - wyjaśniła krótko Natasha.
- Dlaczego wybrali akurat
ciebie? - zapytał Banner.
- Do czego służy twoje
urządzeni? - dodał Tony.
- Jest to Converter DNA -
zaczęła wyjaśniać. - Wykorzystuje zmodyfikowaną technologię laserową, do
naprawiania lub wymiany uszkodzonych fragmentów genów w genomie. W ciągu kilku
godzin jest w stanie przeprowadzić tę operację we wszystkich komórkach
ludzkiego organizmu. Oznacza to, że można by wyleczyć każdą chorobę genetyczną,
każdą mutację.
- Po co AIM urządzenie
leczące ludzi? - zdziwił się Kapitan.
Stark pierwszy znalazł
odpowiedź.
- Bo ono nie tylko leczy
ludzi. - powiedział. - Przy niewielkiej modyfikacji umożliwiłoby dowolną
ingerencję w ludzki genom. Mam rację? - spojrzał na rudowłosą, ta kiwnęła
głową.
Steve nie bardzo rozumiał. Z
wyjaśnieniami pośpieszył Banner.
- Dowolne przekształcenie
ludzkiego organizmu. - zaczął. - Być może nawet odtworzenie mutacji jaka
zmieniła mnie w Hulka lub efektu wywołanego przez Serum Super Żołnierza.
- Czyli w nieodpowiednich
rękach jest bardzo groźne. - podsumował Kapitan.
- Jak wszystko. - odparł Tony.
- Ale masz rację. Wyobraź sobie całą armię Hulków…
- Oni zrobią wszystko, aby to
zdobyć. - odezwała się nagle Wdowa.
- Dlatego potrzebuję waszej
pomocy.
Stark spojrzał na swój
„zegarek”
- Zaraz będziemy mogli się wykazać. - powiedział. J.A.R.V.I.S. wykrył
intruzów. Do wieży zbliżają się cztery jety.
Trochę sporo gadania, ale cuś :) Powodzenia w wenie i dziękuję za dedyka ☺
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńNowa postać ożywi akcję i będzie ciekawie :D
Ale nadal mi smutno za Clintem :(
Czekam na kolejny rozdział :P
Aga
Popieram :-)
Usuńmi też przykro z powodu Clinta ale może chociaż powróci jako duch. xd
OdpowiedzUsuńUchy duchy, brum-brum!
UsuńCzyli moja reakcja na pomysł z duchem Clint'a ☺
Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, Czekam, czekam, czekam, no czekam, widzisz? Aż Ci spam zrobiłam! ;-;
OdpowiedzUsuń