Gdy na konferencji pojawiły się te dziwne stworzenia, S.H.I.E.L.D. niemal natychmiast zareagowała. Nad miejsce konferencji nadleciały jety, agenci zaczęli walczyć z Istotami Cienia. May niemal siłą wciągnęła Coulsona - który upierał się, że pomoże w walce - do jednego z jetów. Sama została na polu bitwy, a dyrektora z jednym z agentów odesłała do bazy.
Gdy tylko maszyna wylądowała, z budynku wybiegła Skye, która do tej pory pilnowała centrum łączności projektów Protect i Assemble. Było to jej główne zadanie, od jakiegoś czasu.
- Co się stało? - zapytał Phil, gdy dziewczyna zatrzymała się tuż przed nim.
- Alarmy. - wydyszała Skye. - Zewsząd. Wszystkie stolice zostały zaatakowane, na całym świecie. Nowy Jork też. Avengers ruszyli do akcji Te stwory nazywają się Istoty Cienia, czy jakoś tak. Pochodzą z innego wymiaru, czy tam jakiegoś... - dziewczyna mówiła bardzo szybko.
- Spokojnie Skye. - przerwał jej Coulson. - Czyli ktoś zaatakował wszystkie stolice świata? Ale kto? - ruszyli w stronę bazy.
- A właśnie, zapomniałam ci powiedzieć - dziewczyna sięgnęła po coś do kieszeni. - Wdowa przysłała wiadomość. - podała dyrektorowi komunikator, przez który ten zwykle kontaktował się z Romanoff.
Phil spojrzał na ekran urządzenia.
"NY zaatakowany.
Istoty Cienia jak w Chicago.
To Loki. Ruszamy"
- Znowu on? - właśnie dotarli do centrum łączności.Coulson wprowadził kod dostępu i oboje weszli do środka.
Było to duże pomieszczenie z rzędami komputerów. Przy każdym siedział agent. Jedyne wolne biurko - "Królestwo Skye" - stało na podwyższeniu, zwrócone przodem do pozostałych. Właśnie tam szedł Coulson. Gdy tylko usiadł na fotelu, Skye, stojąca obok niego, odezwała się:
- Poradzisz sobie sam? - zapytała. - Mogę ruszać do akcji?
- Tak - odparł dyrektor, spoglądając na ekran - Zgłoś się do May, ona koordynuje akcję.
- Tak jest. - odparła dziewczyna i opuściła pomieszczenie.
Phil co chwila dostawał raporty od pozostałych agentów koordynujących projekty Assemble i Protect. Do drużyny chroniącej Waszyngton dołączyło kilka okolicznych zespołów. Do Chicago także już dotarli młodzi bohaterowie. Członkowie projektu Assemble zostali rozdzieleni do poszczególnych stolic krajów, w których aktualnie przebywali.
Został jeszcze Nowy Jork. Jednak tam byli Avengers, a Phil nie mógł teraz wysłać tam żadnego oddziału - wszyscy byli zajęci. Jednoczesne odpieranie ataków na tylu frontach graniczyło z cudem, a skoordynowanie tych wszystkich operacji było zadaniem S.H.I.E.L.D. Mieli do czynienia z zupełnie nie znanym wrogiem, co dodatkowo komplikowało sytuację.
Coulson postanowił skontaktować się z Wdową. Avengers jako jedyni nie mieli własnego stanowiska kontaktowego, bo do tej pory oficjalnie jeszcze nie dołączyli do Assemble, dlatego Natasha nadal pozostawała jedynym sposobem, aby się czegoś od nich dowiedzieć.
Najpierw do niej zadzwonił jednak nie odebrała, więc postanowił wysłać jej wiadomość.
"To dzieje się na całym świecie.
Prawdziwy chaos.
Informuj mnie na bieżąco."
Gdy tylko Stark opuścił salon, Steve zwrócił się do pozostałych.
- Dzielimy się na trzy grupy. - powiedział. - Bruce, ty i Thor pilnujecie głównego wejścia. Wszyscy pracownicy z AT mają ją bezpiecznie opuścić, a stwory - nie dostać się do środka. Wdowa, Sif zamiecie pozycje od strony Central Parku, trzymajcie kreatury z dala od cywili. Ty i ja - spojrzał na Sokoła. - będziemy z drugiej strony.
Wszyscy skinęli głowami.
- J.A.R.V.I.S. rozpoczniesz ewakuację, gdy tylko Hulk i Thor zajmą swoje pozycje. - Steve zwrócił się do komputera.
- Tak jest, Kapitanie. - odparł elektroniczny głos.
Wdowa szybko wysłała wiadomość do Coulsona. Musiała mu przekazać co się dzieje. Nie zauważyła, że zamiast do kieszeni, komunikator z orłem trafił na podłogę.
- Ruszamy - zarządził Kapitan.
Sif, Natasha i Steve weszli do windy, a Sam i Thor wybrali drogę przez taras.
Chwilę później wszyscy byli już na pozycjach.
To, co działo się w mieście, przekraczało najgorsze koszmary. Ze wszystkich stron nadciągały skłębione fale Istot Cienia. Było ich więcej niż ludzi w całym Nowym Jorku.
Przerażeni cywile w panice chowali się do budynków, przepychając się między sobą. Na szczęście stwory ich nie atakowały - na razie. Ich celem było AvengrsTower. Zmierzały w jej stronę nie zwracając uwagi na nic dookoła.
Bohaterowie przygotowali się na odparcie ataku, jeśli na tak przeważającą siłę wroga można się przygotować. Sokół obserwował sytuację z góry i informował pozostałych na bieżąco.
Stwory w jednej chwili otoczyły wieżę, zaczęły niszczyć wszystko wokół, oprócz samego budynku.
Z AvengersTower cały czas uciekali ludzie. Thor i Hulk robili wszystko, aby zapewnić im bezpieczeństwo. Wszyscy pracownicy musieli przedostać się z wieży do budynków poza polem bitwy. Na szczęście to, nie było duże. Napastnicy skupili się tylko na siedzibie Avengers.
Sytuacja po drugiej stronie wieży także nie była za ciekawa. Stwory chciały dostać się do środka jednym z wyjść ewakuacyjnych. Sif i Wdowa próbowały je powstrzymać, jednak ich broń na niewiele się zdawała. Istoty cienia były piekielnie szybkie, umiały się teleportować. Gdy tylko, któraś z kobiet chciała zadać cios, stwory znikały i niemal natychmiast pojawiały się w innym miejscu.
Kapitan i Sokół bronili trzeciego wejścia do AvengersTower. Tu, niestety, wciąż byli cywile. Istoty Cienia atakowały każdego, kto za bardzo się do nich zbliżył. Bohaterowie ściągali uwagę stworów na siebie, aby umożliwić ludziom ucieczkę.
- Sokół - odezwał się Kapitan, przedzierając się między Istotami Cienia w stronę kilku przerażonych ludzi.
Stwory, przypominające dzikie zwierzęta, otaczały ich ze wszystkich stron, jeszcze nie atakowały, ale uniemożliwiały dotarcie do jakiegokolwiek schronienia.
- Co jest? - zapytał Sokół, strzelając do kolejnych kreatur, które z łatwością unikały jego ataków.
- Leć po Wdowę, niech... - w tym momencie pazury jednej z istot cienia trafiły Steve'a w ramię, otwierając ranę spod banku. Syknął z bólu, ale nie przestał przedostawać się do cywili. - Niech bierze jeta i zrobi coś z tym!
Samowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Natychmiast skierował się tam, gdzie miała być Natasha.
- Słyszałaś? - skontaktował się z kobietą. - Zaraz po ciebie będę.
- Czekam. - oprócz odpowiedzi, Sokół usłyszał w komunikatorze odgłosy walki.
Kapitan w końcu dotarł do otoczonych cywili. Była to rodzina z dwójką dzieci.
- Nic wam nie jest? - zapytał.
- Kapitan Ameryka! Kapitan Ameryka! - zaczęły wołać dziewczynki, które do tej pory wtulały się w rodziców.
To zwróciło uwagę stworów. Istoty Cienia zaczęły im się przyglądać z pewnej odległości, jak drapieżniki czekające na najlepszy moment do ataku na swoją ofiarę.
- Musimy dostać się do środka. - Steve wskazał na pobliski budynek, cały czas uważnie obserwując stwory, które oddzielały ich od azylu.
Szybko analizował wszystkie opcje na bezpieczne doprowadzenie rodziny do kryjówki. Nie wyglądało to za dobrze. Kreatury najwyraźniej to wyczuły, bo zaczęły się do nich zbliżać.
W tym momencie, tuż nad głową Steve'a, przemknął świetlisty promień, który trafił w stworzenia blokujące drogę do budynku. Te od razu się rozpierzchły. Kapitan nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć co się stało. Pokierował rodzinę w stronę budynku, pilnując, aby żadna z Istot Cienia nie mogła dosięgnąć cywili.
Gdy ludzie byli już bezpieczni, Iron Man wylądowała obok Steve'a.
- Poinformowałem policję, aby się tu nie zbliżali. - oznajmił, strzelając do stworów, które podeszły zbyt blisko. - Pomagają w ewakuacji.
- Dobrze. - Kapitan zrobił szybki unik przed ciosem jednej ze kreatur i rzucił tarczą, przeganiając kilka innych. - Niech zabiorą cywili jak najdalej stąd.
Istoty Cienia zepchnęły ich pod ścianę wieży. Mężczyźni bronili się jak mogli, choć niewiele to dawało. Na szczęście w okolicy nie było już ludzi.
- Musimy się przegrupować. - odezwał się Steve. - To co teraz robimy, jest całkowicie bez sensu. Potrzebny jest plan.
Kreatury nadal ich otaczały, ale bohaterom udawało się je utrzymywać na dystans.
- J.A.R.V.I.S. jaka sytuacja? - wydawało się, że Stark całkowicie zignorował Kapitana, wzniósł się w powietrze.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął za nim Steve, który został sam na polu walki, ale na to Tony także nie zwrócił uwagi.
- W Central Parku odbywała się zabawa dla dzieci. - odparł komputer. - Nie wszyscy uczestnicy zdążyli opuścić park. Istoty Cienia atakują wieżę, tam jest ich najwięcej. Nie wykryłem ich aktywności wewnątrz, ale próbują się tam dostać. Thor i Hulk uniemożliwiają im to, jak na razie. Wykryto Lokiego i jeszcze jedną istotę, którą zidentyfikowano jako Hel, na Empire State Building.
- Ok. - skwitował Tony. - Kapitanie są trzy punkty zapalne. - wylądował obok przyjaciela. - Central Park, nasza wieża i Empire State Building. Najwięcej stworów jest przy bazie, w Central Parku została uwięziona grupa cywili, a na Empire są Loki i Hel.
- Przegrupowujemy się. - zdecydował Steve. - Czy wszyscy mnie słyszą? - połączył się z pozostałymi.
W tym czasie Iron Man go osłaniał.
- Odbiór - odezwała się Wdowa.
- Zgłaszam się. - Sokół nadal towarzyszył Natashy, leciał obok jej jeta.
- Słyszę was, przyjaciele. - w komunikatorze zagrzmiał głos Thora.
W tle dało się słyszeć ryk Hulka.
- Ja też cię słyszę. - odezwała się Sif, która dostała własny komunikator.
- Ja stoję obok ciebie. - odezwał się Tony, odpierając kolejne ataki. - Może byś się pośpieszył?
Steve puścił tę uwagę mimo uszu.
- Dzielimy się na trzy grupy. - powiedział. - Sokół, Iron Man i Thor - bierzecie Empire State Building. Pokonajcie Lokiego, a zakończycie to wszystko. Sif i Hulk - bronicie wieży. Lepiej żeby Istoty Cienia nie przejęły broni, która się w niej znajduje. Wdowo, my idziemy do Central Parku.
- Pośpiesz się. - usłyszeli głos Natashy. - A podobno to kobiety się długo szykują.
Jet kobiety wylądował przed nimi, rozpędzając stwory na kilka cennych chwil. Steve natychmiast wsiadł do maszyny. Odlecieli.
Równocześnie z Wdową, pojawił się też Sokół. Zatrzymał się przy Tonym.
- Gdzie Thor? - zapytał.
- Już jestem, przyjaciele! - zawołał Gromowładny, lądując obok nich. - Ruszajmy powstrzymać Lokiego.
Cała czwórka wzniosła się w powietrze.
Loki stał obok Hel, na szczycie jednego z wyższych budynków w okolicy. Obserwował przebieg bitwy. Istot Cienia było zbyt wiele, aby Avengers mogli je powstrzymać. Zresztą ich broń nie robiła wrażenia na tych stworzeniach. One miały tylko jedną słabość, o której wyeliminowanie bóg kłamstw zadbał.
- Nad czym tak rozmyślasz? - Hel położyła mu dłoń na ramieniu.
Loki uśmiechnął się i odwrócił w jej stronę.
- O nieuniknionej klęsce naszych przeciwników. - odparł. - O tym, że jeszcze się nie domyślili, iż dawno już przegrali tę bitwę.
Plan boga kłamstw wcale nie opierał się na bezpośrednim starciu. Nie. Avengers przegrali, zanim jeszcze przystąpili do walki. Cała ta eskapada była tylko dywersją. Sposobem, aby wywabić bohaterów z ich bazy. Gdy tylko wieża opustoszała, Istoty Cienia przejęły ją. Stark wprawdzie używał komputera do ochrony AvengersTower, ale urządzenie to łatwo dawało się oszukać magią.
Niezależnie od wyniku bitwy, Avengers przegrali.
Wdowa i Kapitan dotarli nad Central Park. Grupka cywili, głównie dzieci, została otoczona przez Istoty Cienia. Te były humanoidalne, w rękach trzymały włócznie. Jedna z nich stała bliżej przerażonych dzieciaków i ich rodziców. Krzyczała coś do nich.
- Musimy wylądować. - odezwał się Kapitan. - Tu jest za dużo ludzi, żeby użyć jeta.
Natasha skinęła głową i wykonała polecenie. Zbliżyła maszynę jak najbardziej mogła do cywili.
Przed wyjściem z jeta, chwyciła jeszcze kilka zapasowych magazynków.
Gdy tylko Istoty Cienia ich zauważyły, niemal natychmiast ruszyły w ich kierunku. Jednak część z nich nadal odgradzała cywilom drogę ucieczki. Było ich z trzydzieści, może czterdzieści.
- Trzeba tych ludzi zaprowadzić do tamtego budynku. - Steve wskazał na najbliższą budowlę, odpierając ataki nacierających stworów. - Ty z prawej, ja z lewej.
- Ruszajmy. - odparła Natasha, oddając kolejne celne, lecz niezbyt skuteczne strzały.
Rozdzielili się, przedzierając pomiędzy kreaturami, które wściekle atakowały. Miały znaczą przewagę liczebną, a w dodatku nie dało się ich pokonać. Były piekielnie szybkie. Zanim którykolwiek cios, czy kula zdołały ich dosięgnąć, stworzenia znikały, jakby rozpływały się w powietrzu, i po chwili pojawiał się znikąd kilka metrów dalej. Walka z nimi przypominała walkę z duchami - nie mogłeś ich trafić, ale one mogły zranić ciebie.
Gdy Kapitan i Wdowa dotarli w końcu do cywili, oboje w wielu miejscach mieli porozdzierane kostiumy i wiele płytkich ran, z których sączyła się krew.
- Poddajcie się! - krzyknęła w ich stronę Istota Cienia, która najwyraźniej była dowódcą tego dziwnego oddziału. - Albo oni zginą!
Przerażeni ludzie skulili się bliżej siebie. Dzieci zaczęły płakać.
- Nic im nie zrobicie. - odparł Steve, przesuwając się nieznacznie w stronę cywili.
Natasha uważnie obserwowała rozwój sytuacji. Była gotowa w każdej chwili włączyć się do akcji.
- Złóżcie broń i poddajcie się! - krzyknęła kreatura. - Albo będziecie mieli ich na sumieniu. - skinęła głową w kierunku ludzi. Pozostałe istoty skierowały w ich stronę włócznie.
- Dobrze, dobrze. Spokojnie. - odezwał się Kapitan, unosząc ręce w uspokajającym geście. - Już wszystko odkładamy. - powoli zaczął się pochylać, aby położyć tarczę na ziemi. Mrugnął porozumiewawczo do Wdowy, która zrobiła to samo ze swoją bronią.
W ostatniej chwili, oboje jak na zawołanie, zaatakowali Istoty Cienia. Korzystając z elementu zaskoczenia, Avengers udało się rozgonić stwory na tyle, aby cywilom udało się dotrzeć do bezpiecznego schronienia.
Wściekłe kreatury rzuciły się na bohaterów. Ci ustawili się plecami do siebie i odpierali ataki. Kapitan nagle coś usłyszał.
- Natasha patrz, po prawej! - zwrócił się do towarzyszki.
Kobieta spojrzała we wskazanym kierunku. Obok drzewa siedział chłopiec, tak na oko pięcioletni, płakał. Stwory jeszcze go nie zauważyły, ale to była tylko kwestia czasu.
- Idź. Odwrócę ich uwagę. - rzuciła do Steve'a.
- Na pewno? - zapytał Kapitan, przeganiając kolejne stwory.
- Już! - Natasha niemal krzyknęła, starając się zagłuszyć odgłos wystrzałów.
Steve ruszył w stronę dzieciaka, a ona wzmocniła ogień.
- Chodźcie tu, potwory! - krzyknęła.
Oparła się plecami o pobliskie drzewo, aby nie dać się zajść od tyłu. Udało jej się odciągnąć uwagę stworów od Kapitana, który już prawie dotarł do chłopca. Niestety w momencie, gdy kreatury ją otoczyły, skończyła jej się amunicja. Sięgnęła po nowe magazynki ale...
Kilka Istot Cienia dostrzegło chłopca i Steve'a biegnącego w jego stronę. Stwory rzuciły się w stronę dziecka. Kapitan rzucił tarczą, odpędzając kilka kreatur, ale jedna z nich zdołała przechwycić broń i zniknęła razem z nią.
Steve dotarł do dziecka, stanął między nim a stworzeniami. Nie miał swojej tarczy, ale i bez niej potrafił walczyć. Istoty Cienia były wprawdzie bardzo szybkie, ale aby uniknąć ciosu musiały zrobić unik, a wtedy nie mogły zaatakować. Kapitan odpierał ciosy. Chłopczyk był przerażony. W tym momencie do uszu bohatera dotarł krzyk kobiety,
- Charlie, gdzie jesteś?!
Wszystko zaczęło się dziać w jednej chwili.
Dziecko zerwało się z miejsca i pobiegło w stronę krzyczącej kobiety. Istoty Cienia niemal natychmiast ruszyły za nim. Steve zareagował instynktownie. Zasłonił chłopca własnym ciałem. Włócznia jednej z kreatur przeszyła jego pierś. Dziecko dobiegło do matki, która porwała je na ręce i ukryła się w pobliskim budynku.
Gdy Natasha chciała załadować broń, jedna z Istot Cienia zadała jej silny cios w brzuch. Kobieta wypuściła z ręki magazynki i z cichym jękiem osunęła się na kolana. Jednak zanim stwory zdążyły znów zaatakować, Wdowa załadowała jeden ze swoich pistoletów i wystrzeliła. Kilka Istot Cienia uciekło przed jej kulami. Wtedy kobieta zobaczyła jak Kapitan osuwa się na ziemię, trafiony przez jedną z kreatur.
Natychmiast zaczęła przedzierać się w jego stronę, jednak stwory zatrzymywały ją. Było ich zbyt wiele. Broń Natashy była prawie pusta, a magazynki leżały daleko pod drzewem. Gdy skończyły się jej kule, walczyła wręcz, ale nie miała szans. Nie mogła pomóc przyjacielowi, bo kreatury otaczały ją ze wszystkich stron. Były coraz bliżej.
Jeden ze stworów uderzył kobietę w głowę. Wdowa jeszcze raz spojrzała na martwego przyjaciela i straciła przytomność.
- O nieuniknionej klęsce naszych przeciwników. - odparł. - O tym, że jeszcze się nie domyślili, iż dawno już przegrali tę bitwę.
Plan boga kłamstw wcale nie opierał się na bezpośrednim starciu. Nie. Avengers przegrali, zanim jeszcze przystąpili do walki. Cała ta eskapada była tylko dywersją. Sposobem, aby wywabić bohaterów z ich bazy. Gdy tylko wieża opustoszała, Istoty Cienia przejęły ją. Stark wprawdzie używał komputera do ochrony AvengersTower, ale urządzenie to łatwo dawało się oszukać magią.
Niezależnie od wyniku bitwy, Avengers przegrali.
Wdowa i Kapitan dotarli nad Central Park. Grupka cywili, głównie dzieci, została otoczona przez Istoty Cienia. Te były humanoidalne, w rękach trzymały włócznie. Jedna z nich stała bliżej przerażonych dzieciaków i ich rodziców. Krzyczała coś do nich.
- Musimy wylądować. - odezwał się Kapitan. - Tu jest za dużo ludzi, żeby użyć jeta.
Natasha skinęła głową i wykonała polecenie. Zbliżyła maszynę jak najbardziej mogła do cywili.
Przed wyjściem z jeta, chwyciła jeszcze kilka zapasowych magazynków.
Gdy tylko Istoty Cienia ich zauważyły, niemal natychmiast ruszyły w ich kierunku. Jednak część z nich nadal odgradzała cywilom drogę ucieczki. Było ich z trzydzieści, może czterdzieści.
- Trzeba tych ludzi zaprowadzić do tamtego budynku. - Steve wskazał na najbliższą budowlę, odpierając ataki nacierających stworów. - Ty z prawej, ja z lewej.
- Ruszajmy. - odparła Natasha, oddając kolejne celne, lecz niezbyt skuteczne strzały.
Rozdzielili się, przedzierając pomiędzy kreaturami, które wściekle atakowały. Miały znaczą przewagę liczebną, a w dodatku nie dało się ich pokonać. Były piekielnie szybkie. Zanim którykolwiek cios, czy kula zdołały ich dosięgnąć, stworzenia znikały, jakby rozpływały się w powietrzu, i po chwili pojawiał się znikąd kilka metrów dalej. Walka z nimi przypominała walkę z duchami - nie mogłeś ich trafić, ale one mogły zranić ciebie.
Gdy Kapitan i Wdowa dotarli w końcu do cywili, oboje w wielu miejscach mieli porozdzierane kostiumy i wiele płytkich ran, z których sączyła się krew.
- Poddajcie się! - krzyknęła w ich stronę Istota Cienia, która najwyraźniej była dowódcą tego dziwnego oddziału. - Albo oni zginą!
Przerażeni ludzie skulili się bliżej siebie. Dzieci zaczęły płakać.
- Nic im nie zrobicie. - odparł Steve, przesuwając się nieznacznie w stronę cywili.
Natasha uważnie obserwowała rozwój sytuacji. Była gotowa w każdej chwili włączyć się do akcji.
- Złóżcie broń i poddajcie się! - krzyknęła kreatura. - Albo będziecie mieli ich na sumieniu. - skinęła głową w kierunku ludzi. Pozostałe istoty skierowały w ich stronę włócznie.
- Dobrze, dobrze. Spokojnie. - odezwał się Kapitan, unosząc ręce w uspokajającym geście. - Już wszystko odkładamy. - powoli zaczął się pochylać, aby położyć tarczę na ziemi. Mrugnął porozumiewawczo do Wdowy, która zrobiła to samo ze swoją bronią.
W ostatniej chwili, oboje jak na zawołanie, zaatakowali Istoty Cienia. Korzystając z elementu zaskoczenia, Avengers udało się rozgonić stwory na tyle, aby cywilom udało się dotrzeć do bezpiecznego schronienia.
Wściekłe kreatury rzuciły się na bohaterów. Ci ustawili się plecami do siebie i odpierali ataki. Kapitan nagle coś usłyszał.
- Natasha patrz, po prawej! - zwrócił się do towarzyszki.
Kobieta spojrzała we wskazanym kierunku. Obok drzewa siedział chłopiec, tak na oko pięcioletni, płakał. Stwory jeszcze go nie zauważyły, ale to była tylko kwestia czasu.
- Idź. Odwrócę ich uwagę. - rzuciła do Steve'a.
- Na pewno? - zapytał Kapitan, przeganiając kolejne stwory.
- Już! - Natasha niemal krzyknęła, starając się zagłuszyć odgłos wystrzałów.
Steve ruszył w stronę dzieciaka, a ona wzmocniła ogień.
- Chodźcie tu, potwory! - krzyknęła.
Oparła się plecami o pobliskie drzewo, aby nie dać się zajść od tyłu. Udało jej się odciągnąć uwagę stworów od Kapitana, który już prawie dotarł do chłopca. Niestety w momencie, gdy kreatury ją otoczyły, skończyła jej się amunicja. Sięgnęła po nowe magazynki ale...
Kilka Istot Cienia dostrzegło chłopca i Steve'a biegnącego w jego stronę. Stwory rzuciły się w stronę dziecka. Kapitan rzucił tarczą, odpędzając kilka kreatur, ale jedna z nich zdołała przechwycić broń i zniknęła razem z nią.
Steve dotarł do dziecka, stanął między nim a stworzeniami. Nie miał swojej tarczy, ale i bez niej potrafił walczyć. Istoty Cienia były wprawdzie bardzo szybkie, ale aby uniknąć ciosu musiały zrobić unik, a wtedy nie mogły zaatakować. Kapitan odpierał ciosy. Chłopczyk był przerażony. W tym momencie do uszu bohatera dotarł krzyk kobiety,
- Charlie, gdzie jesteś?!
Wszystko zaczęło się dziać w jednej chwili.
Dziecko zerwało się z miejsca i pobiegło w stronę krzyczącej kobiety. Istoty Cienia niemal natychmiast ruszyły za nim. Steve zareagował instynktownie. Zasłonił chłopca własnym ciałem. Włócznia jednej z kreatur przeszyła jego pierś. Dziecko dobiegło do matki, która porwała je na ręce i ukryła się w pobliskim budynku.
Gdy Natasha chciała załadować broń, jedna z Istot Cienia zadała jej silny cios w brzuch. Kobieta wypuściła z ręki magazynki i z cichym jękiem osunęła się na kolana. Jednak zanim stwory zdążyły znów zaatakować, Wdowa załadowała jeden ze swoich pistoletów i wystrzeliła. Kilka Istot Cienia uciekło przed jej kulami. Wtedy kobieta zobaczyła jak Kapitan osuwa się na ziemię, trafiony przez jedną z kreatur.
Natychmiast zaczęła przedzierać się w jego stronę, jednak stwory zatrzymywały ją. Było ich zbyt wiele. Broń Natashy była prawie pusta, a magazynki leżały daleko pod drzewem. Gdy skończyły się jej kule, walczyła wręcz, ale nie miała szans. Nie mogła pomóc przyjacielowi, bo kreatury otaczały ją ze wszystkich stron. Były coraz bliżej.
Jeden ze stworów uderzył kobietę w głowę. Wdowa jeszcze raz spojrzała na martwego przyjaciela i straciła przytomność.
Przebieg walki zacny. Bardzo przyjemnie mi się go czytało. Natasha i jej piękne riposty. Ciekawe co się z nią dalej stanie. Loki w sumie może to wykorzystać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zabiłaś Kapitana, ale to zdanie mówi samo za siebie ,, Wdowa jeszcze raz spojrzała na martwego przyjaciela i straciła przytomność.''
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny i powodzenia w klasie maturalnej.
Cała magia zaklęta w powieściach!
Właśnie przeczytałam wszystkie twoje opowiadania i muszę powiedzieć, że swietnie piszesz.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest cudowny. Nat i jej trafne teksty, do tego Loki i Hel... Żal mi tylko jednego, dlaczego uśmierciłaś Kapitana?!?????!
A mam jeszcze jedno pytanie... Jestem wielką fanką Romanogers, a widzę, że w twoich tekstach pojawia się jedynie Clintasha, czy jest szansa, żeby Kap był kiedyś z Wdową?;)
Pozdrawiam i życzę weny:)
Bardzo mnie cieszy, że ci się spodobał mój blog.
UsuńŚmierć Kapitana to nie jedyną niespodzianką w tym opowiadaniu. Ale cicho sza, nie spojlerujmy. (uśmierciłam go, bo gdy zakończę to opko, robię małą przerwę w pisaniu, więc musi być mocno ;D)
Jeśli chodzi o robienie pary z Capa i Tashy to raczej nie. Clintashy też bym nie robiła, ale jakoś tak wyszło. Z resztą widzisz, że zaraz po tym jak wyznali sobie miłość, jedno z nich zginęło. Ja nie specjalnie umiem pisać wątki romantyczne :/
Mam nadzieję, że wena będzie mi sprzyjała.
Pozdrawiam
Anka
Przepraszam, że tak późno, ale wreszcie jestem chora i mogę przeczytać rozdział u ciebie! I ogólnie, jak mnie dawno nie było tutaj *o* Szok. No dobra, to już przechodzę do meritum. ;)
OdpowiedzUsuń"Królestwo Skye" - coś czuję, że gdybyś pisała scenariusz do "Agentów..." to Skye wreszcie miałaby w drużynie takie stanowisko, na jakie naprawdę zasługuje. Ta dziewczyna aż rwie się do wkopania paru Istotom Cienia :P
Znalazłam takie zdanie:
"To, co działo się w mieście, przewyższało najgorsze koszmary." I zastanawiam się, czy słowa przewyższało nie zamienić na jakieś inne? Bo wiem, naturalnie, jaki jest sens zdania, ale ono dla mnie brzmi odrobinę topornie. I gdyby tak użyć słowa przyćmiewało, to może lepiej by brzmiało?
Pozostawiam do przemyślenia ;)
A tak btw, to ciekawy pomysł z tym, żeby Natasha upuściła komunikator.
Generalnie to chciałam zauważyć, że u Ciebie Avengers mają genialną organizację! Kiedy Steve wszystkim kieruje, to bezpieczeństwo gwarantuje :P Wszystko działa jak w zegarku, przegrupowanie trwa najwyżej kilka minut, akcja cały czas utrzymuje tempo oraz dynamikę. Jedynie brakowało mi trochę Tony' ego na początku walki, ale pojawia się w dobrym momencie i za to ukłon w twoim kierunku ;)
I ta intryga w samym środku rozdziału! No, już sobie ząbki ostrzę na następny post :D
Muszę się też przywalić do jednej sprawy: nie wiem, czy Steve faktycznie zachowałby się tak, jak opisałaś w momencie, gdy Istota Cienia chciała skrzywdzić (zabić) zakładników. Rogers albo w ogóle nie zwróciłby uwagi na tę groźbę i dalej siekł tarczą na prawo i lewo, albo by się rzeczywiście poddał - no, taki typ człowieka, można powiedzieć, że skrajny altruista, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale w AoU Steve bardzo chciał ocalić wszystkich mieszkańców miasteczka, niezależnie od tego, czy musiałby za to poświęcić własne życie. No chyba że Steve u Ciebie jest już bardziej sprytny, niż pierwowzór, do czego masz absolutne prawo. Jeśli jednak już przy tym jesteśmy, to taki fortel znacznie bardziej pasuje mi do Wdowy. Gdyby Steve się poddał i kazał jej to samo, to faktycznie - pewnie by poszła za jego przykładem i odłożyła broń, choć by się jej to nie podobało. Gdyby jednak nie wydał jej żadnego rozkazu mogłaby taki podstęp sama zrobić.
To taka uwaga wyłącznie ode mnie :*
ALE... CO? NIE! Co tu się stało? Co się stało z dwójką moich ulubionych bohaterów?? :( Ej, odwołuję to, co napisałam o Kapitanie. Może on jednak jest taki super sprytny tylko się z tym kryje! Może ta włócznia go nie przebiła? Ej no, on musi z tego wyjść. Przecież Zimowy Żołnierz postrzelił go z trzy, albo i cztery razy i on z tego wyszedł. Proszę...
On nie jest martwy przecież.... Bo będę mieć koszmary :(
Anka, no weź mi tego nie rób. Zabijasz bohaterów, a Loki ma super-hiper-świetny plan, którego nikt nie przejrzał??
No nie. To teraz chcę tutaj Iron-Mana w trybie now.
To pozdrawiam i proszę cię, zmobilizuj się na następny rozdział i życzę ci weny. Przy okazji, dzisiaj już chyba będzie u mnie rozdział.
Pozdrawiam!
Hej. Ostanio ja też nie mam czasu, ale tak to bywa w rok maturalny.
UsuńAgenci TARCZY nie będą mieć bardzo dużej roli w tym opowiadaniu, ale jednak trochę o nich popiszę. Skye rzeczywiście zasługuje na porządne miejsce do pracy, w końcu jest nieprzeciętnym informatykiem/ hakerem :)
To zdanie sprawiło mi trochę problemów, jeszcze je przemyślę.
Tak, Steve potrafi dowodzić, no chyba, że Stark się wtrąca i mu krzyżuje szyki :D
Kapitan tak długo przebywając z Wdową i Starkiem musiał nabyć trochę sprytu, z resztą tu chodziło o ocalenie cywilów.
Jeśli chodzi o śmierć Kapitana to... chyba wiesz, że u mnie nie ma wskrzeszenia bohaterów... :)
Myślę, że nie spodoba ci się dalszy rozwój akcji w opowiadaniu... ale o tym narazie cicho sza.
Powiem tylko, że musi być mocy akcent, bo to ostatnie opowiadanie przed maturą.
Pozdrawiam
Anka