A więc dzisiaj kolejny rozdział, znów spóźniony. Chyba nie będę wam obiecywała dat kolejnych postów, bo i tak nic z tego nie wychodzi. Jeśli ktoś chce być informowany o pojawieniu się kolejnego rozdziału, to może zostawić swojego maila w komentarzu, a ja wyślę powiadomienie :)
Mam nadzieję, że jednak się za bardzo nie stęskniliście :) Zapraszam do czytania.
Sokół, Iron Man i Thor zbliżali się do Empire State Building. Czujniki Starka namierzyły Lokiego i jakąś postać ze skrzydłami stojącą obok niego. Tony domyślił się, że to musi być Hel.
- Atak frontalny? - zapytał, gdy byli jeszcze poza zasięgiem wzroku dwójki, która stała za tym całym rozgardiaszem.
- Zaiste. - odparł Thor.
- Nie lepiej mieć jakiś plan? - zapytał Sokół, podlatując bliżej Iron Mana.
- Za dużo czasu spędzasz z Kapitanem. - podsumował geniusz. - Jeśli masz jakiś... - nie zdołał dokończyć, bo coś uderzyło w niego z dużą siłą.
Stark przeleciał bezwładnie kilka metrów w powietrzu, nie zderzając się z Thorem tylko dlatego, że ten w ostatniej chwili zrobił unik.
- Co jest!? - krzyknął, gdy w końcu odzyskał panowanie nad zbroją.
Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Na niebie pojawiły się Istoty Cienia przypominające gryfy. Miały ostre dzioby i być może jeszcze ostrzejsze szpony, oraz ogromne skrzydła.
- Jednak bez planu. - zakrzyknął Gromowładny i przywołał pioruny, zmuszając stwory do cofnięcia się.
Na długo to nie pomogło. Przylatywało coraz więcej kreatur. Bohaterowie natychmiast przystąpili do kontrataku. Tony dostrzegł, że stwory trzymają się z dala od błyskawic Thora, przed jego repulsorami tak nie uciekały. To było interesujące...
- Tony, uważaj! - coś mocno szarpnęło go w dół.
Stark dostrzegł szpony Istoty Cienia, zaciskające się w powietrzu, w miejscu, gdzie przed chwilą była jego głowa.
- Niewiele brakowało. - odezwał się Sokół, który ruszył Tony'emu na pomoc.
- Taa. - odparł Iron Man, wracając myślami do oceny obecnej, bardzo groźnej, o czym się przed chwilą przekonał, sytuacji. - Dzięki. - rzucił jeszcze do Sama, strzelając w stronę nadlatujących kreatur.
Było ich coraz więcej. Nie dość, że z łatwością unikały każdego strzału, to nawet gdy zostały trafione, nie robiło to na nich większego wrażenia.
- To bez sensu. - odezwał się w końcu Tony. - Tak to możemy się bawić w nieskończoność. Trzeba się ich pozbyć i dopaść Lokiego. Rozdzielamy się. Teraz!
Każdy bohater poleciał w inną stronę, a za nim część Istot Cienia.
Sokół z dużą prędkością zapikował w dół. Stwory oczywiście poleciały za nim. Gdy był około dwa metry nad ziemią, nagle poderwał się w górę. Kreaturom nie udał się ten manewr, zniknęły tuż przed powierzchnią ulicy, o mały włos nie kończąc na niej.
Sam się uśmiechnął.
- To się nazywa "mistrz akrobacji powietrznych" - powiedział sam do siebie.
W tym momencie coś z ogromną siłą uderzyło w plecak Redwing, skrzydła się złożyły i "mistrz akrobacji powietrznych" runął w dół jak kamień. Miał szczęście, że nie zdążył wznieść się zbyt wysoko, mimo to siła uderzenia pozbawiła go tchu. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, ale nie stracił przytomności. Gdy w końcu odzyskał wzrok, zobaczył, że otoczyły go Istoty Cienia. Sokół chciał się podnieść, odpowiedzieć atakiem, ale nie miał pistoletów - musiał je upuścić. Poza tym był tak poobijany, że mięśnie odmawiały mu posłyszeństwa.
"Już po mnie" przemknęło mu przez myśl.
Wtedy jedna z Istot Cienia wyszła przed pozostałe i spojrzała na niego z góry.
- Zabrać go do pozostałych. - warknęła.
Thor wzbił się w górę. Gdy tylko był dość wysoko, aby nie trafić żadnego postronnego świadka, przywołał najpotężniejsze pioruny, jakie zdołał i skierował je w stronę Istot Cienia. Te zaskrzeczały przeraźliwie i zniknęły. Gromowładny rozejrzał się - niebo było czyste.
Bóg piorunów ruszył w stronę Empire State Building. Jednak zanim zdążył się zbliżyć do budynku, stwory znów go zaatakowały. Oblazły go ze wszystkich stron, zmuszając do lądowania.
Ulica była jasno oświetlona i, mimo późnej godziny, pełna ludzi. Nowy Jork - miasto, które nigdy nie śpi. Na szczęście Istoty Cienia nie atakowały cywili, wszystkie skupiły się na Thorze.
Ten walczył wręcz. Wolał nie ryzykować, że któraś z kreatur uniknie jego pioruna i ten trafi jakiegoś przechodnia.
- No chodźcie tu! - krzyknął w stronę stworów.
Istoty zaskrzeczały i rzuciły się na boga piorunów. Thor uniósł młot. Odpierał kolejne ataki, jednak Kreatur było zbyt wiele.
Cywile uciekali w popłochu od walczących. Gdy wszyscy byli dość daleko, Thor przywołał pioruny. Udało mu się rozproszyć Istoty Cienia. Większość stworów zniknęła, jednak nie wszystkie. Jedna z kreatur ruszyła wprost na Gromowładnego. Ten zamachnął się i rzucił w nią młotem. W tym momencie stało się coś dziwnego. Bóg piorunów nagle stracił grunt pod nogami. Zaczął spadać. Niemal w tym samym momencie zderzył się z czymś.
Krzyknął raczej z zaskoczenia, niż z bólu.
Tony wykorzystał napęd w zbroi, zostawiając w tyle stwory. Był już prawie na Empire State Building, gdy tuż przed nim pojawił się jakiś czerwony kształt. Stark nie był w stanie wyhamować i z impetem wpadł na to coś, które... krzyknęło?
Oboje zaczęli spadać. Tony szybko odzyskał stabilność, w tym samym momencie rozpoznał to z czym się zderzył. To był Thor, który nadal bezwładnie spadał.
Iron Man szybko zanurkował. Udało mu się złapać przyjaciela w ostatniej chwili. Gromowładny bezpiecznie znalazł się na ulicy.
- Co jest, Thor? - zapytał Stark, lądując obok boga piorunów. - Gdzie twój młot?
- Nie mam pojęcia. - odparł Gromowładny. - Jedna z Istot Cienia musiała...
- Lepiej go znajdź. - przerwał mu Stark, który właśnie dostrzegł ruch w bocznej uliczce. - I to szybko.
Z cienia, na jasno oświetloną ulicę, wynurzyły się stwory. Były to te same kreatury, które zaatakowały ich w powietrzu. Thor wyciągnął rękę, aby przywołać swoją broń, jednak zanim młot do niego wrócił, stwory rzuciły się na niego.
Iron Man strzelał do stworów, jednak ładunki z repulsorów nie robiły na nich większego wrażenia. Chmara potworów rozdzieliła Tony'ego i Thora. Bohaterowie zostali otoczeni.
- Uszkodzenia pancerza 50% - oznajmił J.A.R.V.I.S.
Istoty Cienia napierały ze wszystkich stron, Tony nie wiedział już nic oprócz skłębionej masy stworów. Nie mógł się spomiędzy nich wydostać. Pazury Istot Cienia cały cas niszczyły jego zbroję, wydając przy tym nieznośnie zgrzyty.
Stark uruchomił repulsor piersiowy, jednak niewiele to dało. Na miejsce odstraszonych Istot, pojawiały się nowe.
- Reaktor uszkodzony, pozostało 40% mocy.- odezwał się znów J.A.R.V.I.S.
- Cholera - Tony zaczął żałować, że nie ma na sobie zbroi z podwójnym reaktorem, wzmocnionej vibranium, choć ostatnio jej używanie źle się dla niego skończyło.
Zaczął strzelać rakietami, aby oszczędzić choć trochę energii.
- Thor! - krzyknął. - Gdzie jesteś!?
Jednak otaczające go stwory zagłuszyły odpowiedź, jeśli taka w ogóle padła. Pomysł, aby Gromowładny doładował zbroję spełzł na niczym. Stark znów zaczął używać repulsorów, nie miał zamiaru się poddać. To by nie było w jego stylu, a w końcu "styl jest naważniejszy".
- Sir, został 1% mocy. - odezwał się komputer. - Funkcje bojowe zatrzymane. Całkowite wyłączenie pancerza za 30 sekund.
Stark znów przeklął pod nosem. Wystrzelił ostatnią rakietę jaka mu została. Nie była to rakieta bojowa. Właściwie nie wiedział poco ją zrobił. Ten pocisk emitował promieniowanie UV.
Tony zdążył jeszcze zobaczyć, że stwory, obok których uruchomiła się rakieta, znikają z przeraźliwym, nieludzkim wyciem, zostawiając po sobie tylko stróżkę dymu. Potem jego zbroja się wyłączyła.
Upadł na ziemię. Nie mógł już zobaczyć niczego, bo wizjery pancerza także nie działały.
Thor nie mógł nigdzie dostrzec Iron Mana, zostali rozdzieleni. Ze wszystkich stron otaczały go stwory. Gromowładny nie był w stanie przywołać młota, więc walczył wręcz. Nie miał szans z przeważającą siłą wroga.
Istoty Cienia złapały go i chciały odciągnąć w sobie tylko znanym kierunku, jednak Thorowi udało się wyrwać. Stwory nie ustępowały.
Zalały boga piorunów ze wszystkich stron. Nie był w stanie się spomiędzy nich wydostać.
Nagle wszystko zalała ciemność. Trwało to tylko chwilę. Jednak zanim Thor zorientował się, co się dzieje, poczuł, że coś zaciska się wokół jego nadgarstków. Został skuty.
Cerberon był dowódcą jednego z oddziałów Istot Cienia. Jego żołnierze byli dobrze zorganizowani i wyszkoleni, może najlepiej spośród całej armii. Należeli do Istot humanoidalnych. Przypominali rzymski legion.
Cerberon dostał rozkaz, aby zaatakować siedzibę Avengers od zewnątrz. Zdziwiło go to, ponieważ bez trudu mogliby od razu znaleźć się w środku. Jednak z rozkazami się nie dyskutuje. Tak więc poprowadził swój oddział na obrońców AvengersTower.
Gdy tylko pojawił się oddział Cerberona, Istoty Cienia, które do tej pory oblegały wieżę, wycofały się.
Siedziby wrogów broniły dwa stworzenia. Kobieta, którą musiała być Lady Sif, wojowniczka z Asgardu, oraz wielki zielony potwór, którego niemożna było zranić.
Cerberon rozdzielił swój oddział, na dwie nierówne części.
Mniejszą prowadził jego zastępca do walki z Sif. On sam stanął na czele drugiej części wojsk i ruszył na zieloną bestię.
Rozgorzała walka. Stwór walił na oślep. Żołnierze, którzy nie zdążyli uniknąć jego ciosów, wylatywali na kilka metrów w górę, po czym znikali i powracali do ostatnich szeregów. Dobrze, że byli odporni na tego typu ataki.
Cerberon szybko zauważył, że frontalny atak nie zda się na nic. Tej bestii nie można było pojmać. Zdawało się, że im dłużej walczą, tym staje się ona silniejsza.
Dowódca wpadł na pewien pomysł.
- Odwróćcie jego uwagę. - zwrócił się do, będących najbliżej niego, żołnierzy.
Ci skinęli głowami i ruszyli do ataku. W tym, czasie Cerberon oddzielił się od pozostałych i zbliżył do zielonej bestii od tyłu. Gdy ta była zajęta walką z jego oddziałem, dowódca złapał ją za ramię, które kreatura uniosła, aby zadać cios. Przeniósł się.
Obaj znaleźli się na jakiejś planetoidzie w odległym końcu wszechświata. Cerberon chciał od razu wrócić na Ziemię, pozostawiając swego przeciwnika w odmętach kosmosu, jednak zielony potwór zdołał go złapać. Gdyby w takiej sytuacji próbował się przenieść, pociągnąłby za sobą tego drugiego.
Stwór cisnął Cerberonem w najbliższą skałę, co dąło mu okazję do ucieczki.
Gdy wrócił na ulice Manhattanu, okazało się, że żołnierze zdążyli już pojmać Lady Sif. Kobieta nadal się wyrywała, jednak Istoty Cienia trzymały ją mocno.
Do Cerberona podzedł jego zastępca.
- Pojamliście potwora? - zapytał.
- Tak i nie. - odparł dowódca. - Uwięziłem go w odległym krańcu kosmosu. Trzeba ją zabrać tam gdzie resztę. - skinął głową w stronę, nadal szrpiącej się, Asgardki.
Tony nie miał pojęcia, co się dzieje. Słyszał jakieś głosy i wiedział, że gdzieś go przenoszą, ale przez to, że jego zbroja się wyłączyła, nie mógł niczego zobaczyć.
W końcu się zatrzymali, a Stark znów znalazł się na ziemi. Usłyszał szczęk metalu o metal.
- Tony? - po chwili dobiegł go głos Wdowy.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał, ale zanim kobieta zdążyła mu odpowiedzieć, usłyszał inny głos.
- Witam, sir. - odezwał się J.A.R.V.I.S. - Odzyskano 2% mocy. Reaktor trwale uszkodzony, przywrócenie wszystkich funkcji pancerza niemożliwe.
- Dobrze cię słyszeć. - odparł Tony.
Wizjery zbroi włączyły się i Stark zobaczył gdzie się znajduje. Był na tarasie swojej własnej wieży, ale coś było nie tak. Nie przypominał sobie, żeby montował na nim jakieś kajdany. Te, na które patrzył, były otwarte, ale gdy odwrócił głowę zobaczył, że obok niego przykuta jest Wdowa, dalej Sokół i Thor, który był uwięziony w taki sposób, aby nie mógł przywołać Mjolnira. Stark się poruszył. Oczywiście i on został przykuty do podłogi.
- J.A.R.V.I.S. zdejmij ze mnie zbroję. - rozkazał sztucznej inteligencji.
- Błąd. - odparł komputer. - Zbyt duże uszkodzenia. Zdjęcie pancerza niemożliwe.
Stark przeklął niewybrednie.
- To chociaż zdejmij maskę, zanim znów się wyłączysz. - warknął.
Komputer wykonał polecenie. Gdy tylko maska się uniosła, reszta hełmu także spadła z głowy Tony'ego. Zbroja musiała być naprawdę nieźle pocharatana.
Chwilę po tym, gdy Stark poczuł na twarzy chłód nocnego powietrza, drzwi na taras otworzyły się i dało się słyszeć odgłosy szarpaniny.
Stark spojrzał w tamtą stronę. Istoty Cienia wyciągnęły Sif z salonu.
- Puśćcie mnie, plugawe kreatury! - krzyknęła kobieta, nie przestając się wyrywać.
Stworom udało się ją wreszcie zakuć. Asgardka szarpnęła kilka razy. Dopiero gdy to nic nie dało, uspokoiła się i rozejrzała dookoła.
Kreatury zniknęły z taraasu. Zostali tam tylko bohaterowie.
- Gdzie Kapitan? - zapytał Sokół, spoglądając na Natashę. - Nie dał się złapać?
Kobieta powoli pokręciła głową.
- Chyba nie masz na myśli... - urwał.
Wszyscy spojrzeli na Wdowę.
- Nie żyje. - głos Natashy był całkowicie wyprany z emocji.
Na tarasie zapadł całkowita cisza. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
To co robili było niebezpieczne i każdy zdawał sobie sprawę, z tego, że któregoś dnia może się coś nie udać. Ale utrata dwóch członków drużyny w przeciągu niespełna dwóch lat? To było zbyt wiele dla wszystkich. Z resztą, gdy Stark się nie wtrącał, Steve był przywódcą Avengers.
Tony spojrzał po przyjaciołach. Gdy jego wzrok dotarł do Sif, przypomniał sobie, że Kapitan przydzielił ją do Hulka.
- Gdzie jest Banner? - przerwał milczenie.
Wszyscy popatrzyli po sobie, jakby dopiero teraz zauważyli brak zielonego olbrzyma, lub niepozornego naukowca.
- Nie wiem. - odparła Sif. - Te stwory nas rozdzieliła, a potem już go nie widziałam.
Zanim ktokolwiek zdążył jeszcze o coś zapytać, dobiegły ich głosy z salonu. Avengers nie mogli zrozumieć ani słowa z tego dziwnego, syczącego języka. Asgardczycy rozpoznali go, jednak żadne z nich nie władało nim na tyle dobrze aby zrozumieć treść rozmowy.
Nagle drywi na taras otworzyły się i wyszli przez nie Loki i Hel.
Gdy Thor zobaczył swojego przyszywanego brata, zawrzała w nim wściekłość. Zaczął szarpać się w kajdanach, które uniemożliwiały mu zbliżenie się do Lokiego, czy chociażby unieisienie ręki, aby przywołać młot.
- Bracie, wyglądasz jak zwierzę w potrzasku. - zwrócił się do niego bóg kłamstw, z bezczelnym uśmiechem.
- NIE JESTEŚ MOIM BRATEM! - zagrzmiał Thor, nadal próbując oswobodzić się z kajdan. - Zapłacisz za śmieć mojej rodziny!
- Cisza! - bóg kłamstw skierował na Gromowładnego Gungir (swojej włóczni, nie zdążył jeszcze odzyskać, po ostanie porażce na Ziemi, ale Istoty Cienia już nad tym pracowały). Thor natychmiast umilkł.
Mimo, że nadal się szamotał i próbował krzyczeć, nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
- Tak lepiej. - powiedział Loki, Hel stała tuż za nim, przyglądając się całej sytuacji. - Ogląda nas teraz cały Nowy Jork. - odwrócił się w stronę miasta. - Wszyscy widzicie, że bez trudu pokonałem waszych takzwanych "bohaterów" - zwrócił się w przestrzeń, jego głos potoczył się ulicami Manhattanu. - Skoro oni przegrali, to jakie wy, zwykli śmiertelnicy, macie szanse? Przysięgnijcie mi wierność, a zapewnię wam bezpieczeństwo, jeśli nie - zginiecie. Wasi "herosi" też dostali wybór. A więc jaka jest wasza odpowiedź? - zwrócił się do Avengers.
- Nigdy się do ciebie nie przyłączymy. - odparli niemal równocześnie.
- W takim razie śmierć. - Loki uśmiechnął się tryumfalnie.
Hel rozłożyła swe skrzydła i niemal w tej samej chwili za każdym z Avengers pojawiła się Istota Cienia, przystawiająca mu miecz do gardła.
Też zrezygnowałam z podawania dat, bo to się mija z celem. Maturalna jest po prostu w pewnym sensie za ciężka na moje barki xD
OdpowiedzUsuńHaha, Sokół jako cichutki głos rozsądku pośród Thora i Starka to dla mnie mistrzostwo! :D
Robi się naprawdę mrocznie. To dodaje trochę takiego niepokojącego napięcia. No i jeszcze Kapitan :'( Aż się łezka w oku kręci.
Znalazłam byka! - W zdaniu "Thor wzbił się w górę [...]". Jeśli coś się wzbija, to z definicji leci w górę, dlatego zamiast "w górę" preferowałabym raczej zmienić na "w powietrze", albo "w niebo", bo to ciut lepiej brzmi. To tak ode mnie ;)
Myślę, że najbardziej mnie wprawia w zły nastrój ogrom tych Istot Cienia. Mam wrażenie, że trochę się tu inspirowałaś AoU, a zwłaszcza jednym plakatem (http://static2.hypable.com/wp-content/uploads/2014/07/avengers-age-of-ultron-comic-con-14-poster-full-hd.jpg). Btw, jest to mój ulubiony plakat promujący ten film, bo widać w nim właśnie taką desperację włożoną w unicestwienie ogromu przeciwników i to jest samo w sobie tak tragiczne, tak trzymające w napięciu. To taka nieformalna zapowiedź apokalipsy i to - och, spójrz na Jeremy' ego!! - nie wiem, jak ty, ale mnie rozsadzało z napięcia, kiedy widziałam jak Sokole Oko dobiera ostatnią strzałę, choć już go praktycznie pochłania tłum małych ultronów.
Coś podobnego - taką jakby wizję - widzę też u ciebie, choć same Istoty Cienia są dla mnie czymś o strukturze dymu, albo namacalnego dymu, więc porównanie jest tu głównie chyba zawarte w atmosferze. Tak myślę :)
"Skłębiona masa stworów". Trzy słowa, a czuję się jak na filmie, na którym decydują się losy świata *o*
Aż mi szkoda Starka. Skoro zbliżał się na wysokość najwyższego budynku w NY (nie licząc wieży Starka ;P) to musiał ostro jebutnąć w ziemię.
I jeszcze Thor walczący bez młota - ech... Apokalipsa, moi państwo. Szykujcie jęki i zgrzytanie zębami.
Właśnie zastanawiałam się, jak sobie poradzisz z kwestią Hulka, ale widzę, że poszło ci całkiem zgrabnie. No, nie wcisnęło mnie w fotel, ale i tak jestem pełna uznania ;)
No, morale podkopane, najsilniejszy członek odesłany w kosmos - i to dosłownie! - przywódca leży jak placek (dam Capowi chociaż znicz, bo 1 listopada... [*]) i ogólnie masakra jakich mało. Ciekawe jak to się jeszcze może pochrzanić?
Aż nie wiem, czy chciałabym wiedzieć. No ale, z czystej uczciwości mogę śmiało powiedzieć, że choć rozdział nie za wesoły, to bardzo dynamiczny i ciekawy.
Co będzie, zobaczymy.
Pisz, i niech ci wena sprzyja!
Pozdrawiam.
Może umknęło mi coś w moim rozdziale, ale wydaje mi się, że jedyną osobą która uderzyła w ziemię był Sokół. No nic.
UsuńTo o Thorze jest tak ujęte, bo Gromowładny był już w powietrzu. Nie wzbijał się z ziemi.
Dzisiaj może się nie będę rozpisywała, powiem ci tylko tyle, że będzie jeszcze gorzej :D już wkrótce się przekonasz.
Pozdrawiam
Anka