poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział VI



W poprzednim rozdziale dokonałam małej poprawki. Ten rozdział ukazuje się tak późno, bo są wakacje i nie widuję się z koleżanką, która najbardziej naciskała, żebym pisała, więc tworzenie idzie mi jak krew z nosa. W końcu powstał nowy rozdział, więc zapraszam do czytania.


Pepper obudziła się bardzo wcześnie, właśnie świtało. Spotkanie miała dopiero o dziewiątej, ale nie mogła zasnąć, coś ją niepokoiło. Po kilku minutach bezskutecznego przewracania się w łóżku, usiadła. Włączyła telewizor. Akurat trafiła na argentyńską telenowelę: przystojny, opalony mężczyzna wyznawał miłość pięknej, czarnowłosej kobiecie. Pepper kleiły się już oczy, gdy obraz nagle się zmienił. Na ekranie pojawiła się jakaś plaża, na niej, a raczej nad nią, bo unosiła się w powietrzu, znajdowała się kobieta. Jej strój wyglądał jak zrobiony z żywiołów. Wokół niej krążyły jakieś przedmioty. Rudowłosa dopiero po chwili je rozpoznała: metalowe skrzydła, łuk i kołczan, pas z kaburami i broń, czerwona peleryna, tarcza z gwiazdą oraz … złota maska.
- Nie – Pepper nie mogła w to uwierzyć.
- Wasi bohaterowie nie żyją – powiedziała kobieta z ekranu. – Przekażcie mi władzę, albo podzielicie ich los.
„Tony… co ja zrobiłam…” rudowłosa ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.

***

Jane obudziła się ciężko dysząc, jakby miała koszmar, ale nie pamiętała snu. Znów opadła na poduszki, cały czas coś ją niepokoiło. Wstała. Chciała czymś zając myśli, więc włączyła telewizor i usiadła na kanapie. Na ekranie pojawiła się jakaś dziwna kobieta.
„Co to ma być?” zastanawiała się.
- Wasi bohaterowie nie żyją. – rozległ się głos z telewizora.
Jane dopiero teraz zwróciła uwagę na przedmioty krążące wokół kobiety. Jednym z nich była… czerwona peleryna.
- Thor – szepnęła i opadła bezwładnie na kanapę.

Darcy codziennie odwiedzała Jane. Tego dnie przyszła wcześniej, bo wiedziała, że kobieta jest sama. Po drodze zrobiła zakupy. Weszła do domu przyjaciółki.
- Wstawaj! – zawołała – Zaraz zrobię śniadanie.
Nie usłyszała odpowiedzi. To było dziwne, Jane o tej porze już dawno powinna być na nogach. Weszła do salonu.
- Jane!
Darcy upuściła torby, pomarańcza potoczyły się po podłodze. Podbiegła do kobiety leżącej na kanapie.
- Jane – delikatnie potrząsnęła przyjaciółką.
Ta nie zareagowała. Darcy sprawdziła oddech – oddycha. Wyjęła telefon i wezwała pogotowie.
Jane otworzyła oczy.

***

Tony poczuł coś mokrego na twarzy. Uchylił oczy, ale natychmiast je zamknął, bo poraziło go słońce. Zamrugał kilka razy. Głowa go bolała, jakby wczoraj był na konkretnej imprezie. Nie mógł sobie przypomnieć co się stało. Próbował się podnieść, ale nie był w stanie się ruszyć.
- Pozostał 1% mocy – oznajmił J.A.R.V.I.S.
Stark nagle oprzytomniał, wspomnienia wróciły w jednej chwili.
- Protokół awaryjny! – krzyknął – Zdejmij pancerz!
Zbroja otworzyła się. Gdy tylko uwolnił się z pancerza, Tony zdał sobie sprawę, że boli go nie tylko głowa. Cały był obolały. Zważywszy na okoliczności nie było w tym nic dziwnego. Raczej to, że przeżył było, lekko to ujmując, zaskakujące.
Zbroja wróciła do poprzedniej postaci i wyłączyła się. Brakowało w niej maski.
Stark rozejrzał się. Znajdował się na plaży, w oddali dostrzegł jakiś most, chyba Golden Gate. Usłyszał kroki na piasku. Gdy się odwrócił, zobaczył Kapitana. Steve był poraniony, nie miał tarczy, a jego strój był wielu miejscach podarty.
- Tony, dobrze cię widzieć. – podszedł do niego – A gdzie twoja zbroja?
- Tam – Stark wskazał na maszynę – Całkowicie niesprawna.
- Jest źle – podsumował Steve – Omnis ma bardzo potężne moce, bez trudu nas pokonała. Musimy odnaleźć resztę i opracować plan działania.
- Mam nadzieję, ze przeżyli – mruknął Tony.
- Co mówiłeś?
- Że mam nadzieję, że szybko ich znajdziemy – odpowiedział szybko Stark.
- Ja też. – coś świsnęło tuż nad ich głowami.
- Czy to był młot – zapytał Tony, podążając wzrokiem za obiektem.
W tym momencie rozległ się potężny grzmot.
- Tak, to był zdecydowanie młot – stwierdził Kapitan – A oto i jego właściciel.
Na niebie pojawił się Thor. Już po chwili wylądował tuż przed nimi. Wyglądało na to, że nic mu nie jest. Stracił tylko pelerynę.
- Kapitanie, Iron Manie, wy żyjecie! – wykrzyknął.
- My tak, ale nie wiemy co z pozostałymi – powiedział Stark.
- Musimy ich odnaleźć. – oznajmił Steve. – Pójdziemy wzdłuż plaży. Za półgodziny spotkamy się pod tamtym klifem. Tony, ty…
Kapitan rozejrzał się. Stark nie stał już koło niego, tylko kucał koło zbroi i dokładnie się jej przyglądał. Steve do niego podszedł.
- Co ty… - zaczął.
- Thor – Stark wyrwał się z odrętwienia. – Ukryjesz mój pancerz w tamtych zaroślach?
Gromowładny skinął głową i zabrał zbroję. Tony wstał.
- Nie mogła tu leżeć. – powiedział.
- Racja. – zgodził się Kapitan – A teraz przejdźmy do rzeczy. Thor ty pójdziesz w jedną stronę. My w drugą. Za pół godziny pod klifem. Znajdźmy pozostałych.
Ruszyli w przeciwnych kierunkach.

Thor obserwował okolicę z powietrza. W końcu dostrzegł jakąś postać na plaży. Wylądował.
Na piasku leżał Hawkeye.
- Wszystko dobrze, przyjacielu? – zapylał Gromowładny.
Clint zamrugał gwałtownie i usiadł. Sięgną na plecy.
- Gdzie mój łuk i strzały? – zdziwił się.
Po chwili wszystko do niego dotarł. Spojrzał na boga piorunów.
- Pozostałym nic nie jest?
- Widziałem Kapitana i Starka. – odpowiedział Thor – Nie wiemy gdzie jest reszta.
Hawkeye wstał. Rozejrzał się. Dostrzegł coś w oddali. Natychmiast ruszył w tamtą stronę, zostawiając Thora w tyle. Po kilku minutach opadł na kolana przy nieprzytomnej kobiecie. Leżała częściowo w wodzie, fale obmywały jej nogi. Jej rude włosy były rozrzucone, a kostium rozdarty w kilu miejscach.
Clint wziął Wdowę na ręce i zaniósł na suchy piasek. Gdy ją położył, uchyliła powieki. Usiadła i spojrzała na niego.
- Clint… – mówiła cicho. – ty krwawisz.
Barton dotknął swojego prawego boku. Ze zdziwieniem zauważył krew na palcach. Rana była dość głęboka.
- To nic takiego – powiedział. – A ty jak się czujesz?
- Bywało gorzej – kobieta wstała. – To i tak cud, że to się tylko tak skończyło. A pozostali?
- Żyją – powiedział Hawkeye – Nie znaleźliśmy jeszcze Sokoła…

Tony i Kapitan szli brzegiem. Już chcieli zawracać, gdy dostrzegli jakiś ruch w zaroślach. Podbiegli tam. Zobaczyli Sokoła, próbował się podnieść, ale natychmiast upadł. Jego prawa noga była wygięta w nienaturalny sposób. Zauważył Steve’a i Starka.
- Dobrze, że jesteście – powiedział. – Pomożecie?
Mężczyźni podnieśli go. Wsparł się na ich ramionach. Zaczęli iść w stronę umówionego miejsca. Po drodze Kapitan streścił Samowi ostatnie wydarzenia. W końcu posadzili Sokoła na piasku pod klifem.
- Za chwilę powinien pojawić się Thor – powiedział Steve. – Mam nadzieję, ze nie będzie sam.
Jego przypuszczenia się potwierdziły. Na plaży pojawili się Gromowładny, Wdowa i Hawkeye. Clint natychmiast oparł się o skalną ścianę. Był upiornie blady. Wszyscy patrzyli na niego z niepokojem.
- Stracił dużo krwi – oznajmiła Natasha. – Potrzebuje natychmiastowej opieki medycznej.
- Sokół też. – powiedział Kapitan. – Ma złamaną nogę…
Na niebie pojawił się samolot. Przeleciał tuż nad nimi, nie miał żadnych oznaczeń. Wylądował gdzieś poza zasięgiem wzroku Avengersów.
„Oby to nie była Hydra” pomyślał Steve.
Przygotowali się do odparcia ataku. Na plaży pojawił się…

2 komentarze:

  1. no i znowu mnie trzymasz w napięciu jak tak możesz rozdział wspaniały ciszę się że żyją wszyscy mam nadzieje że następny będzie szybciej

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam nadzieję że ten rozdział przybędzie szybciej.
    Przeczytałam go drugi raz i nadal oczy jak lód *u*
    Kocham twoje opowiadania, jutro postaram się napisać rozdział po regenerowaniu sił (czytaj: po spaniu)

    Weny życzę

    OdpowiedzUsuń