A o to i pierwszy rozdział drugiego opowiadania. Miłego
czytania :)
Dzień był ciepły i słoneczny.
Wiatr delikatnie wiał. Oni byli na cmentarzu, stali nad grobem dyrektora
T.A.R.C.Z.A.
- Jakby ktoś mnie szukał, to
jestem tu. – powiedział Fury i odszedł.
W tym momencie do Kapitana i
Sokoła podeszła Wdowa. W ręce trzymała jakąś teczkę.
- To, o co prosiłeś –
powiedziała, podając ją Steve’owi.
- Dziękuję, ale to musi
poczekać – wziął od niej teczkę. - T.A.R.C.Z.A. przestała istnieć, ale coś mi
mówi, że Hydra ma jeszcze ukryte jednostki, gotowe w każdej chwili zaatakować.
Szczególnie teraz, kiedy świat został pozbawiony ochrony. Musimy znów zebrać
drużynę.
- Nie wiem czy ci się uda –
powiedziała sceptycznie Natasha. – Stark nie używał zbroi od „wypadku”. Banner
wrócił do Kalkuty. Thor wprawdzie jest na Ziemi, ale nie sądzę, żeby chciał się
angażować, ma teraz inne sprawy na głowie. A Hawkeye gdzieś zniknął…
- Nie rozumiesz – przerwał
jej Kapitan. – Mnie nie obchodzi czy oni chcą… Teraz, gdy T.A.R.C.Z.A. jest w
rozsypce, a Hydra szykuje swe szeregi…
- Nie wiesz tego na pewno –
wtrąciła kobieta.
- Wiem – uciął – Walczyłem
już z nimi wcześniej. Nie bez powodu mają taką nazwę, Gdy odetniesz jedną
głowę, na jej miejsce odrastają dwie nowe. A my jesteśmy jedyną linią obrony,
musimy stawić im opór. Jako bohaterowie mamy obowiązek bronić zwykłych ludzi,
nie ważne czy przed najazdem z kosmosu, czy odrodzeniem organizacji
przestępczej…
Chyba nie chcesz, żeby Hydra
przejęła władzę?
- Masz rację – zgodziła się
Wdowa – W takim razie musimy ich zwerbować.
- Tak… - zaczął Kapitan –
Myślę, że najlepiej będzie się rozdzielić. Sam pomożesz nam? – zwrócił się do
Sokoła, który stał obok.
- Oczywiście. – odpowiedział
tamten.
- W takim razie zawiadomisz
do Thora…
- Naprawdę chcesz go do niego
wysłać? – przerwała mu Natasha.
- Tak – odparł spokojnie. –
Pomyśl, Hawkeye’a nie znajdzie, Tony’ego nie przekona, a do Bruce’a samego nie
wysłałbym nawet doświadczonego żołnierza…
- Rozumiem. – wtrąciła Wdowa.
- Dlatego ty pójdziesz do
Clinta, Sam do Thora, ja do Starka, a Bannera…
- Dobrze – powiedziała
kobieta. – Idę załatwić sobie jeta i spróbuję odnaleźć naszego łucznika.
- Skąd ty… - zaczął Kapitan,
ale Natashy już nie było.
Rozejrzał się.
- W takim razie – Steve
zwrócił się do Sokoła – jedziemy do Tony’ego. Do Nowego Jorku.
Ruszyli w drogę, Sam
prowadził.
- Kapitanie, a właściwie
gdzie jest Thor? – zapytał.
- W Nowym Meksyku. Wyślę ci
dokładne współrzędne. Ale najpierw pożyczymy jet od Starka. Gdy już spotkasz
się z Thorem, to powiedz mu, że ja cię przysłałem i wyjaśnij sytuację. On
pewnie nic nie wie o upadku T.A.R.C.Z.A.
- Dobrze – wjechali na
autostradę. – A co z moimi skrzydłami?
Zbroja Sokoła leżała w
bagażniku. Była zniszczona. Jedno skrzydło zostało zupełnie wyrwane. Stało się
to podczas walki z Zimowym Żołnierzem.
- Myślę, że Tony zgodzi się
je naprawić – odparł Kapitan.
W końcu dojechali na miejsce.
Wieża wyglądała jeszcze bardziej okazale niż przedtem. Zaparkowali i podeszli
do drzwi. Były zamknięte.
- Witaj, Kapitanie. – odezwał
się J.A.R.V.I.S. – Kim jest twój towarzysz?
- Sam Wilson – przedstawił
się Sokół.
- Były żołnierz. Od niedawna
znany jako Falcon – powiedział komputer.
- Skąd on to… - zaczął Sam.
- Rozpoznanie zakończone.
Możecie wejść. – drzwi otworzyły się.
Weszli do środka. Steve
odwrócił się.
- J.A.R.V.I.S., Tony jest w
wieży? – zapytał.
- Pan Stark jest na
najwyższym piętrze – odparł komputer. – Razem z panną Potts.
- Dziękuję.
Poszli do windy. Minęli
recepcjonistkę, której przedstawili cel wizyty. Po chwili znaleźli się na górze.
Tony czekał na nich przy drzwiach windy.
- Co cię tu sprowadza,
Kapitanie? – zapytał.
Weszli do salonu. Był
zupełnie inaczej urządzony, choć jego dużą część nadal zajmował barek.
- Mam do ciebie prośbę. –
zaczął Steve, gdy usiedli na kanapie, Stark zajął fotel naprzeciwko.
- Słucham uważnie. –
powiedział.
- Reaktywuję drużynę i… -
Tony już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Kapitan nie dał mu na to
szansy. – potrzebujemy jeta – dodał szybko.
Stark podszedł do barki,
wyjął coś z szuflady i rzuciła do Steve’a.
- Maszyna jest na dachu.
- Świetnie – Kapitan podał
kluczyki Sokołowi.
Tony spojrzał na przybysza.
- Przedstawisz mi swojego
przyjaciela? – zapytał, znów siadając w fotelu.
- To jest Sam Wilson, pomagał
nam w walce z Hydrą. – wyjaśnił Steve.
- Dokąd lecisz, Sam?
- Kapitanie, mogę już ruszać
– Sokół całkowicie zignorował pytanie Starka, wstał.
- Tak. – odparł Steve – Dane
masz na komórce.
Sam wyszedł pokoju. Gdy tylko
drzwi się zamknęły, Tony wstał. Przeszedł przez pokój, oparł się o bar i
założył ręce na piersi.
- No zaczynaj – mruknął.
- Co? – Kapitan podszedł do
niego.
- Swoją przemowę, w której
będziesz mnie próbował przekonać do powrotu do Avengers… do Iron Mana – odparł
Stark. – Przecież po to tu przyszedłeś?
- Masz rację – powiedział
Steve – Wiesz o tym, że T.A.R.C.Z.A. upadła, że w jej strukturach wiele lat
temu ukryła się Hydra, a teraz znów się ujawniła. Nie dopuściliśmy do
wprowadzenia w życie planu „Visia”, ale to nie była ich jedyna broń. Hydra
nigdy nie stawia wszystkiego na jedną kartę. – Widząc minę Tony’ego zaczął
wyjaśniać – Moim zdaniem jednostki w T.A.R.C.Z.A. nie były jedynymi oddziałami.
Myślę, że Hydra teraz szykuje się do kolejnego, większego, ataku.
- Może tak, a może nie –
stwierdził Stark. – To sprawa dla superbohaterów, a ja już nie jestem jednym z
nich.
- Jesteś. – powiedział
spokojnie Kapitan – Byłeś nim zawsze…
- Odkąd zbudowałem zbroję… -
zaczął Tony, ale Steve nie pozwolił mu dokończyć.
- Nie, byłeś nim od zawsze –
powiedział. – Tony, to ty jesteś bohaterem, a nie Iron Man. Zbroja nie czyni
cię lepszym człowiekiem, to jest w tobie. Mógłbyś mieć milion pancerzy,
zamknięte w jakiejś pracowni, stały by i się kurzyły. Ty jednak postanowiłeś
pomagać ludziom, naprawiać zło.
- Nie jestem bohaterem –
odparł Stark – Jak sam mówiłeś: robię wszystko, żeby dobrze wypaść. Szukam
taniego poklasku. Narażałem Pepper… Ale z tym już koniec.
- A co z lu… - zaczął
Kapitan.
- Dość! – uciął ostro Stark –
Nie mam zamiaru wracać do Avengers.
Steve zawsze wiedział, kiedy
był na straconej pozycji. I teraz tak było.
- Czy mogę cię jeszcze o coś
poprosić? – zapytał.
- Zależy, o co? -
odpowiedział zimno Stark.
Sam używał mechanicznych
skrzydeł, ale zostały one zniszczone. Naprawiłbyś je?
Tony chwilę milczał.
- Pokaż mi je – powiedział w
końcu.