Na waszą prośbę rozdział ukazuje się wcześniej :)
Wdowa i Clint dotarli na
piętro szpitalne. Była tam tylko jedna pielęgniarka, która właśnie wychodziła.
Gdy ich zobaczyła, o mało nie wypuściła z rąk torebki.
- Co się stało? – kobieta
patrzyła z przerażeniem na Natashę. – Chodź do gabinetu, spróbuję ci pomóc. –
dodała po chwili.
Wdowa weszła do
pomieszczenia, Hawkeye był tuż za nią.
- A pan dokąd? – zapytała
pielęgniarka, zagradzając mu drogę ręką. – Proszę poczekać na korytarzu.
Zamknęła za sobą drzwi, zostawiając
zdezorientowanego Clinta na zewnątrz.
Kobieta podeszła do Natashy,
która siedziała na kozetce. Miała nożyczki w ręce. Wycięła fragment kostiumu
wokół oparzenia.
- Musi pani to z siebie
zdjąć. – oznajmiła wskazując parawan.
Pielęgniarka dokładniej
przyjrzała się obrażeniom Wdowy. Najpierw zdezynfekowała, zszyła i opatrzyła
ranę na udzie, a potem zajęła się oparzeniem.
- Może pani ruszać tą ręką? –
zapytała, gdy rana została oczyszczona.
- Tak – Natasha uniosła ramię
i się skrzywiła.
- Ale to panią boli. –
stwierdziła pielęgniarka – Póki rana się nie wygoi, ruch będzie sprawiał ból,
dlatego radzę noszenie temblaka…
- Nie. – powiedziała Wdowa.
- Ale to…
- Nie. – powtórzyła bardziej
stanowczo.
- Tylko oszczekam, że rana
będzie się dłużej goiła. – widząc zaciętą minę pacjentki, nie powiedziała nic
więcej.
Opatrzyła oparzenie i podała
Natashy porannik.
- A to wyrzucam. –
oświadczyła wrzucając podarty kostium Wdowy do kosza.
Następnego dnia rano, Hawkeye
obudził się dość wcześnie, słońce dopiero wschodziło. Jakiś czas kręcił się po
łóżku, bezskutecznie usiłując zasnąć. W końcu zrezygnował, wstał, przebrał się
i wyszedł z pokoju.
Postanowił trochę potrenować.
Gdy otworzył drzwi od Sali treningowej, o mało co nie dostał tarczą w głowę.
- Wcześnie wstałeś – powitał
go Kapitan, łapiąc tarczę, która odbiła się nad drzwiami.
- Nie mogłem spać – oznajmił
Clint, zamykając za sobą drzwi. - - Potrenujemy razem?
- Czemu nie?
Gdy skończyli, Hawkeye ledwo
trzymał się na nogach.
- Naprawdę… ostro… trenujesz…
- wysapał
- Jeszcze jedna rundka? –
uśmiechnął się Kapitan.
- Nie, dzięki – Clint szybko
ewakuował się na korytarz.
Szedł spokojnie w stronę
salonu, gdy nagle przeleciał koło niego Iron Man. Zatrzymał się kilka metrów za
nim. Clint odwrócił się.
- Co się stało? – zapytał.
Tony zdjął maskę.
- Kłopoty. Muszę coś
sprawdzić, a ty zwołaj resztę do salonu. – zanim Hawkeye zdążył coś
odpowiedzieć, Starka już nie było.
Barton wrócił do Sali
treningowej.
- Gotowy na drugą rundę? –
zapytał Kapitan, gdy tylko tamten przekroczył próg.
- Nie teraz – odpowiedział
Hawkeye. – Coś się dzieje. Tony zarządził zebranie w salonie.
Steve podszedł do niego.
- Reszta już wie?
- Tylko ty, ja i Tony. –
oznajmił. – Zawiadom Bruce’a, a ja poszukam Wdowy.
- Wdowy?- zdziwił się Kapitan
– Przecież ona jest ranna.
- Jeśli jej nie
poinformujemy, to my będziemy ranni.
- Rób jak uważasz…
Po kilku minutach wszyscy czekali
w salonie na Starka.
- Czy ktoś z was wie o co
chodzi? – zapytała Natasha, siadając na fotelu.
- Tony nic mi konkretnego nie
powiedział – odparł Hawkeye. – ale miał na sobie zbroję i bardzo się spieszył…
- W takim razie muszą być
jakieś kłopoty – wtrącił Kapitan.
Banner stał obok nich,
uważnie przysłuchując się tej wymianie zdań. Chciał coś dodać, ale w tej chwili
do pokoju wleciał Iron Man.
- Słuchajcie. – powiedział,
lodując przed nimi. – Na moście brooklińskim są jakieś rozróby. Musimy to
sprawdzić. Za dwie minuty na dachu. – rzucił wylatując przez drzwi na taras.
- Co to było? – zapytała
Wdowa.
- Tornado-Stark – uśmiechnął
się Hawkeye.
- Nie czas na żarty - Kapitan
ruszył w stronę drzwi. – Tony na nas czeka.
Avengersi opuścili salon.
Kilka minut później zbliżali
się już do mostu. Ruch był zatrzymany, na środku drogi doszło do potężnego
karambolu. Iron Man wylądował, a jet zawisł kilka metrów nad jezdnią.
Avengersi wyszli z maszyny.
Po chwili zobaczyli, co
spowodowało to zamieszanie. Drogą szło pięć postaci. Avengersów zamurowało. Na
moście znajdowały się ich SOBOWTÓRY.
Tony pierwszy się otrząsną z
zaskoczenia. Przeskanował postaci.
- To androidy i… - nie mógł
dodać nic więcej, ponieważ dostał ładunkiem z repulsora, odrzuciło go kilka
metrów w tył.
Androidy zaatakowały
Avengersów. Każdy walczył ze swoją kopią.
Do Starka podeszła zbroja,
nie wyglądała już ja Mark 25, to była Mark 43 – najnowszy model. Tony
wystrzelił, ale pancerz był szybszy, włączył osłonę i promień odbił się.
Zaczęli krążyć, cały czas mając siebie nawzajem na celowniku. Nie zwracali
uwagi na to co się dookoła nich dzieje.
- Nie masz szans, Stark –
powiedziała zbroja. – Moje androidy bez trudu pokonają twoich przyjaciół. –
oddała strzał, Tony włączył osłonę. – Maję te same moce co oni, ale się nie
męczą.
- Nie wygrają. – odparł
spokojnie Stark. – Może mają te same moce, ale to Avengersi potrafią ich
używać.
- Używać? – zapytała - Ludzie
są nieracjonalni, kierują się emocjami, dlatego nigdy nie będą umieli dobrze
wykorzystać swoich zdolności.
- Racja – strzały padały
zarówno z jednej ja i z drugiej strony, wszystkie odbite. – kierujemy się
emocjami, ale dzięki temu jesteśmy bohaterami.
- Doprawdy – zadrwiła zbroja.
– Ciekawe czy będziesz takim bohaterem, kiedy będzie chodziło o twoją ukochaną.
- To znaczy? – Tony był
trochę zaniepokojony, ale nie dał tego po sobie poznać.
Zbroja się zatrzymała i
przestała strzelać, on też.
- Podłożyłem dwa ładunki.-
zaczął program – Jeden tu, na moście, gdzie są setki ludzi. Drugi w StarkTower,
gdzie jest tylko Pepper. Wybuchnie tylko jeden, od ciebie zależy, który.
- Nie możesz…
- Właśnie je uzbroiłem.
Reagują na twoją zbroję. Jeśli będziesz stał w miejscu, oba wybuchną za dwie
minuty. Jeśli się ruszysz, wybuchnie ten, od którego się oddalisz. Wybieraj
Stark. Życie twojej ukochanej czy setek niewinnych? Tylko bez żadnych sztuczek.
Tony stał jak wmurowany. Czy
naprawdę będzie musiał podjąć taką decyzję?
- Sir, w wieży wykryto bombę,
zostało półtorej minuty do detonacji – odezwał się J.A.R.V.I.S. – Taka sama
jest na moście.
„A więc to dzieje się na prawdę…”
pomyślał Tony.
- I co, Stark? – zadrwił program
– Nie jesteś już takim bohaterem? Emocje… - reszta słów zlała się w niewyraźny
bełkot.
- Sir, minuta do wybuchu. –
oznajmił komputer.
Tony rozejrzał się. Na moście
znajdowały się setki samochodów, ludzi… Kobiety, dzieci… Avengersi nadal
zmagali się ze swoimi robotycznymi kopiami. Nikt nie zdawał sobie sprawy z
niebezpieczeństwa.
Stark, oczami wyobraźni
przeniósł się do wieży. Zobaczył spokojnie śpiącą Pepper, niepodejrzewającą
nawet, że w budynku znajduje się bomba.
- Trzydzieści sekund do
detonacji – powiedział J.A.R.V.I.S.